Znacie ten typ postaci, który należał do jakiejś organizacji, miła bliskiego przyjaciela albo mistrza i w każdym możliwym dialogu z MC wypluwa peany na część tej osoby/osób, przez co czujecie się jakbyście rozmawiali z nastoletnią fanką celebryty albo byli uwikłani w trójkąt miłosny? Ginnojo to właśnie ten rodzaj bohatera. Na dodatek zmylił mnie niemiłosiernie, bo początkowo nic nie wskazywało na to, że będzie nam się zwierzał z historii swojego życia w… Shinsengumi! Tak, nie przesłyszeliście się. Wojownicy w błękitnych haori są wiecznie żywi w grach otome. Jeśli nie mają całego tytułu dla siebie, to dostaną chociaż występ gościnny. Co jest o tyle irytujące, że przecież obiecano mi grę o ayakashi na pierwszym planie. Czemu więc znowu muszę słuchać, jakim Hijikata był cudownym dowódcą, a Saito nie należał do gadatliwych…? Ehhh…
Ale, ale! Wstrzymajmy się na razie z narzekaniem i poznajmy wprowadzenie do tego wątku. Ginnojo, czyli wodny smok, należy do frakcji Dawn, która jest wspólna dla wszystkich 5 panów: Kogi, Kuyi, Ginnojo, Aoi i Yury. Nasza bohaterka nazywa się Futaba (domyślne imię) i jest młodą studentką, która mieszka jedynie z ojcem. (Straciła matkę w bardzo młodym wieku). Jej życie przebiega spokojnie i szczęśliwe, aż pewnego dnia odkrywa, że jej ukochany rodzic zostaje opętany przez jakąś dziwną, mroczną siłę. Na pomoc Futabie przybywa kilku nieznajomych mężczyzn, przedstawiających się jako ayakashi.
Ale to nie jedyne odkrycie tamtego wieczora. Okazuje się, że Futaba jest omnyoji, człowiekiem o silnej duchowej energii, zdolnym widzieć duchy czy demony, oraz dokonywać egzorcyzmów. Niestety, wszystkie dziwactwa i nadnaturalne rzeczy są zakazane przez rząd, który chce odejść od przesądów i guseł, aby kraj mógł rozwijać się technologicznie. Tym sposobem umiejętności dziewczyny przyciągają uwagę majora Aizena. Wojskowy jest dowódcą specjalnej jednostki rządowej (Onikiri) i zmusza Futabę do współpracy, szantażując, iż w przeciwnym razie nigdy nie pozwolą jej już zobaczyć ojca, który znalazł się u nich w niewoli. (Tak, Aizen to właśnie taki przyjemniaczek…).
Aby jednak faktycznie wypędzać demony/potwory/duchy/wstaw dowolne, Futba musi najpierw odzyskać pełnie mocy, czyli odnowić kontrakt z ayakashi, z którymi tysiąc lat temu, w poprzednim wcieleniu, łączyła ją specjalna więź. Jednym z nich jest oczywiście Ginnojo. I tym sposobem dziewczyna, razem z resztą paczki, będzie odtąd patrolować ulicę, szukać mrocznych totemów i próbować poznać tożsamość zdradzieckiego omnyoji, który przemienia ludzi w potwory…
…tyle że odnowienie obietnicy, nie było znowu w przypadku wodnego smoka takie łatwe. Futaba poznaje Ginnojo po raz pierwszy, gdy wybiera się do księgarni. To tam, udając człowieka, ayakashi pracuje na co dzień jako sprzedawca. A na jaw wychodzi przy tym jego nieśmiałość. Wystarczy, że ręce parki przypadkowo się dotknęły, gdy wspólnie chcieli sięgnąć po ten sam tom, a mężczyzna był już cały zażenowany. Jak się potem okazuje, kompletnie brak mu doświadczenia w rozmowach z kobietami i nie wie, jak z nimi postępować. Co więcej, przynależenie do Shinsengumi bynajmniej mu w tym nie pomagało, bo jak wiadomo był to typowy sausage fest.
Dlatego w przypadku Ginnojo niezbędnym warunkiem odnowienia kontraktu, jest sprawienie, by mężczyzna postrzegał Futabę jako towarzysza broni, a nie przez pryzmat jej płci. A jest to niezwykle trudne, bo nawet wyjąwszy wcześniejszy problem, to facet jej małomówny jak cholera. Na dodatek, jak się później zwierza, wodne smoki z natury są samotnikami, bo porzucają potomstwo w bardzo młodym wieku. Stąd w przypadku ich gatunku są przyzwyczajeni radzić sobie bez niczyjej pomocy. Wreszcie Ginnojo nie chce, by Futaba narażała się dla niego. Nie ma oporów, by służyć jej swoją siłą, gdy dziewczyna tego potrzebuje, np. aby odzyskać ojca, ale nie traktuje jej sprawiedliwie. Kiedy bowiem sam musi na kimś polegać, to po prostu odsuwa Futabę od siebie. I to do tego stopnia, że odmawia odpowiadania na jej pytania. Stąd przypominał mi nieco Kogę. Tamten również strasznie buraczył, zwłaszcza w kwestii upominania MC, że jest tylko potrzebującej ochrony niewiastą…
A jakby tego było mało, to identycznie jak w przypadku oni, Księga Pierwsza kończy się w momencie poznania tożsamości antagonisty i konfrontacji z nim. Co jest o tyle istotne, że pomocnik „głównego złego” – pajęczy demon Kagemaru – jest zarazem arcywrogiem Ginnojo. Tego potężnego ayakashi poznajemy jeszcze w historii podstawowej. Jest on nie tylko powiązany z handel opium w stolicy, ale ich wspólne zaszłości sięgają jeszcze czasów Shinsensengumi. Może dlatego Ginnojo tak długo upierał się, że problem dotyczy tylko jego oraz dawnych towarzyszy? Zdarzało się również, że tracił zimną krew w walce, gdy tylko Kagemaru wyzywał Shinsengumi od przegranych, głupców czy psów.
Kagemaru nie oszczędza także naszej heroiny i przekonuje ją, że straciła ojca wskutek użytej przez niego trucizny. Bez większych problemów ayakashi odbija bowiem staruszka z rąk wojska, aby użyć go niczym karty przetargowej. Naturalnie, żaden z piątki panów nie zdołał nic zrobić, co jest o tyle zabawne, że wychodzi na to, że grupa, nawet atakując wspólnie, nie jest sobie w stanie poradzić z jednym pajęczym demonem. Tym sposobem Futaba musi zmierzyć się ze straszliwym faktem. Nie ocaliła ojca. Na dodatek Major Aizen zawiódł jej zaufanie, bo nie dopilnował bezpieczeństwa zakładnika. Stąd nawet szybkie uwięzienie i pokonanie głównego antagonisty w tej ścieżce przynosi MC niewielkie pocieszenie.
Futaba popada w depresję, a z tego ciężkiego stanu nieoczekiwanie pomaga się jej wydostać Ginnojo. W końcu kto lepiej od niego wie, jak radzić sobie ze stratą? Ogólnie temu wątkowi przyświecała chyba piosenka przewodnia z „Króla Lwa”, bo cała gadanina krąży wokół przesłania „He Lives in You!”. Może i straciliśmy naszych bliskich, ale ich ideały pozostają bliskie naszym sercom. Tak długo, jak o tym pamiętamy, nikt naprawdę nie umiera… Oczywiście, taka ekspresowa terapia po żałobie sprawdza się tylko w fikcji, ale co tam! Futabie wystarczyło, a Ginnojo stał się odtąd najbliższą jej osobą.
Tylko że dalej nie odwzajemniał jej uczuć. Przy pierwszej możliwej okazji, czyli kolejnej konfrontacji z antagonistami, wodny smok wytyka reszcie, że nie uważa ich za towarzyszy. Czym, naturalnie, bardzo rani i irytuje dziewczynę oraz pozostałą piątkę ayakashi. Musi minąć jeszcze sporo czasu i pogaduszek o Shinsengumi (Ginnojo nosi nawet przy sobie zdjęcie Hijikaty), aby wreszcie zmienił swój sposób myślenia. Skoro jego celem jest chronienie stolicy, bo dzięki temu może utrzymywać pamięć o przyjaciołach = podtrzymuje ich ideały (co jak zawsze jest mocno uromantycznioną wizją tej organizacji), to wreszcie przyznaje, że to samo może robić u boku nowych kompanów. Ich cele niczym się nie różnią. Założenia pozostają dokładnie takie same, mimo że czasy się zmieniły. Dlatego Futaba nie gniewa się na majora Aizena i zamiast tego dalej chce z nim współpracować, a Ginnojo odrzuca ofertę Kagemaru, aby przyłączyć się do jego nowej organizacji. Wspólnymi siłami protagoniści powstrzymują plan przyzwania wielkiego demona, a dwójka „złych” ucieka, by prawdopodobnie powrócić w trzeciej części.
Powtarza się zatem jeszcze jeden problem recenzowanego przeze mnie wcześniej wątku. Znowu relacje między postaciami bardziej eksponują ich przyjaźń, niż przedstawiają rozwój romansu. Bohaterowie w pewnym momencie deklarują uczucia, ale cholera wie, dlaczego nagle poczuli miętę. Bo Ginnojo jest przystojny, a dla ayakashi to jedyna kobieta, przy której nie musi się ukrywać? Stąd scena w epilogu przypomina dokładnie tą samą z początku ich wspólnej historii. Ginnojo łapie Futabę za rękę, ta się uwalnia i smok jest przekonany, że zrobił coś złego, gdy dziewczyna była tylko zażenowana obecnością innych osób… Potem szybko wyjaśniają sobie nieporozumienie i składają coś w rodzaju deklaracji, że teraz chcieliby dotykać się częściej O_o Niby twórcy chcieli nam tu pokazać, jaka ta parka jest słodka w swojej niewinności. Ale brakowało jakiejś iskry! Wyszło nawet gorzej niż w przypadku Kogi, bo tam chociaż łączyła ich miłość z poprzedniego wcielenia. A tutaj? Wspólne oddanie zdjęcia Hijikaty jego ostatnim krewnym? Czy poważnie, każda scenka musiała krążyć wokół Shinsengumi?! Co więcej, jedyne CG jakie otrzymamy, to scena w której faktycznie złapali się wreszcie za ręce. …WTF? To na pewno gra otome?
Dlatego nie kryje swojego rozczarowania, bo podobał mi się design Ginnojo jako postaci (lubię smoki!) i zapowiadało się początkowo obiecująco. Np. gdy na początku wspominał, że prowadzi księgarnie, ale nie darzy szczególną sympatią książek, myślałam, że ten motyw będzie do czegoś prowadził, a nie tylko posłużył do napisania pamiętnika o Shinsengumi! Ostatecznie miałam zatem wrażenie, że czytam jakąś bardzo długą wersję prologu nr 2. To nie tak, że przedstawione wydarzenia wiały nudą, ale przypominały wprowadzenie do głównej akcji… tyle że opowieść się przecież urywa zaraz po sugestii, że „może zostaniemy parą?”. Skoro ojciec (który, jak się okazało, jednak przeżył!) akceptuje ayakashi, a sprawa Shinsengumi jest już zamknięta, to można by się skupić wreszcie na relacjach między bohaterami, ale zamiast tego dostajemy „the end”. Stąd wielka szkoda, bo minie sporo czasu nim zobaczymy, co przyniesie Księga Trzecia (jeśli się w ogóle pojawi). A regrywalność opowieści, przez zmęczenie wałkowaniem tematu dawnych towarzyszy, jest dla mnie żadna…
AKTUALIZACJA (po odblokowaniu „Romance Sonnets”): dodatki wprowadzają krótkie, romantyczne scenki między bohaterami, czyli uzupełniają dokładnie to, czego brakowało mi w wątku głównym.
W epizodzie pierwszym – Our New Beginning: Futaba po raz pierwszy odwiedza Ginnojo w jego domu, bo poniekąd wprosiła się na spotkanie wodnego smoka z Kuro. Biednemu, rudowłosemu ayakashi po raz kolejny przychodzi więc robić za przyzwoitkę, chociaż kilkakrotnie podkreśla, że zakochani powinni w sumie zostać sami… (Co on się z nimi ma…). Gdy Ginnojo idzie przygotować trunki, Kuro opowiada na stronie Futabie o zwyczaju całowania się w policzek na przywitanie na Zachodzie. Niezadowolony wodny smoki nie wie jednak, o czym tak na ucho rozmawiali, więc czuje się zazdrosny, zwłaszcza że kobieta wstydzi mu się powtórzyć treść od razu. Zestresowana Futaba przez pomyłkę wypija potem sake, zamiast herbaty i traci przytomność. Po przebudzeniu odkrywa, że Ginnojo dalej nad nią czuwał, a Kuro poszedł do jej ojca, poinformować, że dziewczyna wróci późno. Wdzięczna za jego pomoc, Futaba oznajmia, że to bardzo miło, iż rudowłosy o tym pomyślał, co tylko podsyca niezadowolenie Ginnojo. Uważając całe nieporozumienie za nietypowo urocze, Futaba całuje go w policzek, aby wyjaśnić w końcu, o czym wcześniej rozmawiali, a wodny smok prosi, by nigdy – poza nim samym – nie witała nikogo w taki sposób. Na zgodę dostaje więc jeszcze jednego całusa.
I cóż powiedzieć? Futaba i Ginnojo dalej są w swoim zauroczeniu nieporadni jak dzieci. Kuro mógł twierdzić, że przypominali mu małżeństwo, ale dla mnie to historia w stylu „mój crush z piaskownicy”. Sama scenka była dość zabawna, ale znowu sympatyczny rudzielec zgarnął wiele czasu antenowego dla siebie. Mam przez to wrażenie, że Ginnojo nie jest wstanie wyjść na pierwszy plan, ale czasami lepiej dla fabuły, gdy uczucia bohaterów pogłębiają się w wolniejszym tempie.
W epizodzie drugim – His Hidden Side: mamy powtórkę z sytuacji. Przy układaniu książek dłonie parki ponownie się zetknęły, co wprawiło ich w sporę zakłopotanie. Futaba zauważa, że to w sumie zabawne, iż po takim czasie wpadają w popłoch z powodu tak drobnych gestów. Zafrasowany Ginnojo pyta więc podczas lunchu swojego kumpla Kuro, czy on też tak uważa. Że jego nieśmiałość jest dziwna? Po tej rozmowie wodny smok postanawia „trenować” nad swoim zachowaniem i proponuje odtąd MC, by zawsze chodzili, trzymając się za dłonie. Nieco później wspólnie oglądając występy cyrkowe w parku. Popchnięta Futaba traci równowagę i przypadkowo „całuje” Ginnojo podczas upadku, stąd po powrocie do księgarni oboje są już mocno zakłopotani. Ginnojo pyta, czy mógłby zrobić „korektę” ich pierwszego pocałunku, bo jednak takie doświadczenia są bardzo ważne i tym sposobem przełamują wreszcie pierwsze lody.
W epizodzie trzecim – Sweet Rewards: Ginnojo dowiaduje się, że pewien szlachcic będzie chciał pozbyć się swojej kolekcji książek. To psuje jego plany z Futabą, bo mieli się tego dnia umówić na randkę. Dziewczyna proponuje zatem, by po prostu przeszli się razem do posiadłości, aby chociaż tak spędzili wspólnie nieco czasu. Po posegregowaniu książek, w podzięce za pomoc, Ginnojo pyta, czy MC nie udałaby się z nim na kolację. Może wybrać cokolwiek. A ta – jakże by inaczej – prosi by zjedli domowy posiłek u Ginnojo. I tym sposobem od słowa do słowa, już po jedzeniu, wodny smok jeszcze raz próbuję namówić ukochaną, by wybrała dla siebie jakąś nagrodę, bo uważa, że niedostatecznie jej podziękował. Futaba pyta więc, dość odważnie, czy może to być pocałunek i scena kończy się na wymianie czułości.