Co tu dużo mówić, Książe Kuya jest prawdziwym palantem… albo burakiem jak kto woli. To również jeden z 4 dostępnych LI w pogodnej i nieskomplikowanej visual novel o tytule „Rose of Winter”. Ze wszystkich panów Kuya prezentuje się najgroźniej. Jest wysoki, ma ostre zęby i kły oraz pochodzi z królestwa, o którym w sumie niewiele wiadomo poza tym, że jest stare i wierne tradycjom. Przy takich gabarytach nawet nasza MC, która do kruszynek nie należy, czuje się drobna i kobieca. Mimo to Rosemary decyduje się podjąć zadania, jakim jest eskortowanie mężczyzny na szczyt dyplomatyczny. Mniejsza o to, że pomoc ochroniarza wydaje się księciu zupełnie zbyteczna.
Ba! Przez większość część fabuły Kuya będzie skupiał się na opowiadaniu o sobie i przypominaniu Rosemary jacy ludzie są słabi i maluczcy. Nieważne, że sam ubrał się jak idiota na chodzenie po górach i dość szybko zaczyna kichać i prychać. Prawdziwy wielki łowca nie przejmuje się pogodą. Zaraz potem zaczyna też dzielić się coraz bardziej niestworzonymi historiami, opisującymi jego bohaterskie czyny. W większości z nich pokonał jakaś przerażająca bestię gołymi rękami albo tropił zwierzynę przez kilka dni bez jadła i snu.
Rosemary początkowo słucha tych bredni z cierpliwością świętej. Troszczy się też o swojego gburowatego kompana, bo jak stwierdza, skoro podjęła się takiej pracy, to musi wywiązać się z zadania do końca. Szybko jednak okazuje się, że książę jest tylko mocny w gębie i na widok chleba rzucił się na jedzenie jak dziecko. Co więcej, kilka razy, po usłyszeniu ostrzejszych słów, łzy zalśniły w książęcych ślepiach, zupełnie jakby brał sobie głęboko do serca karcenie przez kobietę.
Ich relacje zmieniają się nieznacznie, dopiero gdy Rosemary widzi swojego pracodawcę… w stroju Adama (gdy przypadkowo nachodzi go podczas kąpieli w rzecę). Dochodzi wtedy do wniosku, że Kuya jest całkiem przystojny i mogłabym się w nim zakochać, gdyby nie był dla niej ciągle taki wredny.
Punktem kulminacyjnym jest jednak spotkanie z prawdziwą bestią — gigantycznym dzikiem. Rosemary może obronić księcia (w końcu za to jej płacili), aby zyskać jego uznanie, albo pozwolić mu wykazać się samemu (co prowadzi do bad edningu, ale przynajmniej Kuya trochę mężnieję na koniec).
Niedługo zresztą po tym wydarzeniu, książę także wykazuje zainteresowanie MC i pyta ją, czy ma chłopaka. A ponieważ nie otrzymuje od razu odpowiedzi i czuje wstyd, to znowu ucieka zapłakany… tylko po to, by wpaść na swoją siostrę, która wyjaśnia nam wreszcie powody dziwnego zachowania Kuyi. Otóż książę jest tak naprawdę niedojrzałym dzieckiem, o które reszta rodzeństwa ciągle musi się troszczyć. Uciekł od rodziny, bo wymyślił sobie całą tę wyprawę. W rzeczywistości jednak wszystkie jego opowieści, to kompletne fantazje inspirowanego jakimiś dawnymi legendami. Królestwo, z którego pochodzi chłopak, to żadni łowcy, ale pacyfiści, którzy unikają obcych, ale nie szukają kłopotów.
Rosemary nie wydaje się odkryciem prawdy zbyt zaskoczona. Po odnalezieniu Kuyi kobieta wysłuchuje jego przeprosin (które może od razu przyjąć bądź nie), a potem parka wyznaje sobie uczucie (szybko poszło!). No, ale jak Rosemary stwierdza, trudno było jej wyprzeć z pamięci obraz nagiego księcia. Zachciała się więc jej romansowania. Chociaż w tym śmiesznym układzie wydaje się znacznie dojrzalsza od partnera. Wymianę czułości przerywa niefortunnie powrót Giga Dzika, który może albo zostać oswojony przez podrapanie za uchem (jeśli do tej pory Rosemary wykazywała się jako ochroniarz) albo pokonany (jeśli to Kuya przejął inicjatywę).
Naturalnie, wspólna przygoda tylko zbliża do siebie bohaterów, ale nie oznacza to, że dostają 100% happy ending. Ze względu na tradycje królestwa Moonforest kobiecie nie wolno towarzyszyć w powrocie do domu. Dlatego ich ścieżki albo się rozchodzą (jeśli nie udało nam się przekonać chłopaka na tyle do siebie), albo Kuya porzuca rodzinne strony, by stać się lepszą osobą u boku Rosemary.
Po raz kolejny dostajemy bardzo króciutki, ale w sumie zabawny i przewrotny scenariusz, który stanowi fajną odskoczenie pomiędzy ciężkimi, poważnymi tytułami. Rosemary jest w tym wątku bardzo rezolutna. Nie poddaje się po prostu zauroczeniu, ale bierze sprawy w swoje ręce (albo księcia w ramiona) i jasno dyktuje warunki. Stąd polecam opowiastkę, jeśli macie wolne pół godzinki na granie.