Kolejna gra fantasy i znowu oni… Ale co tam! – myślę sobie. Może będzie coś nowego? Koga wyglądał mi przy tym na main love interest, dlatego postanowiłam ukończyć jego ścieżkę w pierwszej kolejności. Zanim jednak będziemy mieli możliwość bliżej poznać wyluzowanego oni, najpierw musimy przejść 46 rozdziałów Księgi Pierwszej: Dawn i dopiero wtedy Księga Druga, wraz z nowymi 22 rozdziałami Kogi, zostanie dla nas odblokowana. Tak, nie mylicie się. Musiałam się nieźle nagrindować. Pytanie czy moje poświęcenie było tego warte?
Nim jednak zacznę się skarżyć na apkę albo ją chwalić, króciutko przedstawię jeszcze główną fabułę wątku Dawn, która jest wspólna dla wszystkich 5 panów: Kogi, Kuyi, Ginnojo, Aoi i Yury. Nasza bohaterka nazywa się Futaba (domyślne imię) i jest młodą dziewczyną, która mieszka razem z ojcem. Jej życie przebiega spokojnie i szczęśliwe, aż pewnego dnia odkrywa, że jej ukochany rodzic zostaje opętany przez jakąś dziwną, mroczną siłę. Na pomoc Futabie przybywa kilku nieznajomych mężczyzn, przedstawiających się jako ayakashi.
Okazuje się, że Futaba jest onmyoji, człowiekiem o silnej duchowej energii, zdolnym widzieć duchy czy demony, oraz dokonywać egzorcyzmów. Na nieszczęście dla siebie umiejętności dziewczyny przyciągają uwagę rządu. Major Aizen zmusza Futabę do współpracy, szantażując, iż w przeciwnym razie nigdy nie pozwoląi jej już zobaczyć ojca, który znalazł się w niewoli u wojska. Nie mając innego wyjścia, Futaba wypełnia rozkazy specjalnej jednostki rządowej Onikiri – pod dowództwem Aizena.
Aby jednak faktycznie wypędzać demony/potwory/duchy/wstaw dowolne, Futba musi najpierw odnowić kontrakt z ayakashi, z którymi tysiąc lat temu, w poprzednim wcieleniu, łączyła ją specjalna więź. Wśród wspomnianej piątki znajduje się oczywiście Koga. A dziewczyna, razem z resztą paczki, będzie odtąd patrolować ulicę, szukać mrocznych totemów i próbować poznać tożsamość zdradzieckiego onmyoji , który przemienia ludzi w potwory… Tak, tak, jest gdzieś tam mroczny zły czarownik. W końcu Futaba musiała mieć jakiegoś antagonistę, a nie tylko cool drużynę.
Zacznijmy od tego, że Koga nie miał najmniejszych oporów, aby praktycznie od razu zaoferować dziewczynie swoją pomoc. Ba! Nie tylko patrolował z nią ulicę, bronił, ale również zapoznawał z różnymi przydatnymi ayakashi. Oni od początku okazywał jej zatem dużo sympatii. Nie poprawiał też Masanobu, mieszkającego w okolicy chłopca, gdy ten przezywał Futabę ukochaną Kogi. Aż MC zaczęło zastanawiać, dlaczego Koga jest aż tak życzliwy. (I mnie również). Czerpała jednak siłę z jego entuzjazmu i uśmiechu. (O którym będzie gadać, gadać i gadać przy każdej możliwej okazji… poważnie, dziewczyno, spotykasz oni i to, na co zwracasz największa uwagę, to „uśmiech”? NA CO JA TYLE GRINDOWAŁAM?!).
Poza tym przez sporą część fabuły dziwiło mnie, że to właśnie Koga, z całej piątki ayakashi, miał największy problem, aby odnowić kontrakt. Zasady nie były przecież specjalnie skomplikowane. Wystarczyło, aby każdy z ayakashi jeszcze raz poprzysiągł służbę Futabie, zupełnie jak to miało miejsce tysiąc lat temu, dzięki czemu na ich ciałach pokazywał się specjalny znak (=darmowy tatuaż). I chociaż Koga pomagał Futabie w zasadzie od prologu, to nic nie zmieniało się w ich relacjach. Zupełnie jakby jakiś tajemniczy warunek nie został spełniony…
Co więcej, chociaż Futaba zaczęła polegać na oni praktycznie bezgranicznie, ten nie dopuszczał jej blisko swoich problemów, woląc raczej zwierzać się tengu Kuyi czy kitsune Touichiro niż młodej onmyoji. Dziewczyna szybko zaczęła więc czuć, że ich relacje wcale nie są takie dobre. A już na pewno nie są sprawiedliwe. Skoro bowiem sama czerpała z cudzej pomocy, to chciała być również wsparciem dla przyjaciół. (I fajnie, że tym razem nie tylko gadała, ale ten problem do czegoś prowadził!).
Zwłaszcza gdy podczas któregoś ze starć z wrogim ayakashim – Kagemaru, dowiedziała się, że Kogę dręczy tajemnicza choroba. I tu, niestety, ponownie została odsunięta. Koga ani myślał, aby przyjmować od niej lekarstwo czy chociaż pokazywać się w takim stanie. Kuya otwarcie krytykował go przez to za słaby charakter (brawo tengu!), Touichiro za upartość (brawo lis!), a Yura za brak dojrzałości (brawo… on był przedmiotem, czy nie tak? Jakoś tak niezręcznie kibicować instrumentom muzycznym…). Musiał jednak pojawić się przecież w tym wątku jakiś dramat. Dlatego Koga zachowuje się dość dziecinnie. Nie pozwala Futabie przejmować się swoim zdrowiem i ani nie próbuje swojej perspektywy tłumaczyć. Po prostu dalej zbywa ją żartami, co tylko budziło w dziewczynie gniew i rozczarowanie (w końcu mieli być towarzyszami broni, a tak Koga robił z siebie ochroniarza „panny w opałach”).
Sytuacja zmienia się jednak diametralnie, gdy Futaba znajduje się w fizycznym niebezpieczeństwie. A wszystko dlatego, że prawdziwym wrogiem okazuje się ktoś, kogo do tej pory miała za przyjaciela (celowo pomijam imię 😉). To dlatego dziewczyna postępowała zbyt nieostrożnie, w nadziei, że uda się jej jeszcze zawrócić go ze „złej” drogi. Stając przez wyborem, czy pozwolić Futabie umrzeć, czy bronić kobiety za wszelką cenę, Koga decyduje się na uwolnienie potwornej mocy. W zamian za swoją poczytalność zamienia się w żądną krwi bestię. Jego włosy stają się białe, oczy żółte, zdolności regeneracyjne przyspieszają, a ciało zyskuje nieprawdopodobną siłę. (Zupełnie jak inny znany nam oni z serii „Hakouki”.). Ponieważ w tym samym czasie grupa zostaje przytłoczona przez upiory, dla drużyny jest już za późno, aby pomóc Kodze.
Początkowo Kuya chce dotrzymać przysięgi złożonej przyjacielowi i zabić go, gdyby doszło do najgorszego = w wyniku szału stracił poczytalność. Przemiana okazuje się bowiem czymś w rodzaju choroby oni, której ostatnim stadium jest właśnie stan przypominający berserker. Oni już niczego i nikogo wówczas nie rozpoznaje i dąży jedynie do zabijania. Futaba przekonuje jednak Kuyę, że oboje są Kodze tak samo potrzebni. I, szczerze przyznam, że podobał mi się argument, jakiego użyła. Zamiast bowiem układać długaśne przemowy czy odwoływać do górnolotnej filozofii, dziewczyna stwierdza po prostu, że Koga kocha Kuyę. W końcu byli przyjaciółmi od tak dawna. A chociaż tengu udaje, że go to wyznanie obrzydziło, to jednak jest szczęśliwy i odzyskuje nadzieje. Nie można mu się przecież dziwić, że nie chciał być odpowiedzialny za śmierć kogoś, kto był dla niego jak brat.
Ostatecznie Futabie udaje się przywrócić Kodze zmysły. Używa tej samej saszetki z lekarstwem, którą próbowała zaoferować mu wcześniej. (A na podobny pomysł wpadła niegdyś jej poprzedniczka, która również ofiarowała 1000 lat temu ukochanemu lekarstwo). Od tej pory para postanawia wspólnie pracować nad znalezieniem metody, aby powstrzymać w przyszłości szał Kogi. Co więcej, mężczyzna zaczyna wreszcie polegać na Futabie. Pozwala jej toczyć swoje walki, traktuje na równi, widzi w niej przyjaciela… ale nieco musieliśmy się na to naczekać. Chociaż zawsze lepsza spóźniona ewolucja niż żadna. (= patrz ponownie „Hakuoki” i beznadziejna pozycja Chizuru).
Przy okazji dowiadujemy się nieco o jego dawnym życiu. Oni od zawsze mieszkał w stolicy. Jego rodzice byli patriotami, którzy głęboko wierzyli, że choroba ich rasy może być używana również do obrony bliskich im osób. Ojciec Kogi wstąpił nawet do wojska, ale koniec końców oboje umarli, a dom Kogi został spalony. Niedługo potem Koga poznał starszego brata Masanobu. Pogrążony w żalu, bez dostępu do lekarstw i nie potrafiąc pogodzić się ze swoimi emocjami, Koga zabił chłopaka w szale. I to dlatego później, już po wielu latach, czuł się za dzieciaka odpowiedzialny. Chciał mu jakoś wynagrodzić stratę po zamordowanym krewnym.
Co więcej, Koga żywił nadzieje, że gdyby cokolwiek mu się stało, to właśnie Futaba zaopiekowałaby się Masanobu, ale dziewczyna przypomina sobie wtedy jeszcze inne wydarzenie z przeszłości. Swoją poprzednią śmierć i obietnicę, jaką złożyła. Że wszyscy przyjaciele spotkają się kiedyś ponownie, odnajdą się i będą szczęśliwy. Nie chce więc nawet przyjmować do wiadomości innego, na dodatek czarnego, scenariusza. Dlatego przekonuje Kogę, że muszą po prostu walczyć dalej. W końcu heroiczne poświęcenie się nie sprawia, że porzuceni bliscy radzą sobie lepiej z żałobą (co udowodniły ich poprzednie wcielenia).
Podobało mi się również jak koniec końców asertywna Futaba stała się w tym wątku. Nie chodzi tylko o siłę fizyczną czy odwagę, bo wymiata jako bohaterka (cytując ją samą: I don’t understand why he doesn’t rely on me more. I’m not helpless. I’m a freaking Onmyoji!). Ba! Sama atakuje ogromne potwory czy układa plany działania. Ale nie ma przy tym najmniejszych oporów, by robić Kodze wyrzuty, gdy ten zaraz po walce sięga po alkohol (pozdrowienia dla Kazamy Chikage raz jeszcze!) albo zwleka z przeproszeniem Kuyi za wymuszenie na nim przysięgi. Dziewczyna jest bowiem zdania, że tengu powinien zostać zwolniony ze swojej obietnicy, która była okrutna i egoistyczna. Oni zaś jest nieco rozczarowany tym, jak bardzo zdeterminowana się stała. Mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę, że od tej pory Futaba będzie na niego krzyczeć znacznie częściej. Ale w końcu widać, kto tu jest liderem!
Koniec końców dochodzi do kolejnej konfrontacji z antagonistami. A wszystko dlatego, że dziewczyna odrzuciła ofertę Aizena. Rząd nie mógł pozwolić sobie, by jakikolwiek onmyoji działał samodzielnie. Na dodatek bez odpowiedniego nadzoru. Koga ponownie korzysta zatem z mocy „szału”, aby obronić ukochaną. Tym razem jednak bez problemu powraca do zmysłów, nie tyle dzięki lekarstwu, ale – jak objaśnia Yura – „sile miłości”. Następnie parka rozwiązuje raz na zawsze problem z Aizenem, który ostatecznie godzi się, aby im odpuścić. Zadowoleni, iż wszystko ułożyło się szczęśliwie, obiecują być razem i odtąd wspólnie przezwyciężać problemy. A Koga nieoczekiwanie zdradza, że jest zazdrosny o swoje poprzednie wcielenie, więc nie lubi, gdy Futaba o nim wspomina. W końcu są już zupełnie innymi „ludźmi”, a ich nowe życiem zaczyna się tu i teraz.
Ogólnie ten wątek oceniałam raczej pozytywnie, ale miałam też do niego kilka zastrzeżeń. Przede wszystkim… jest cholernie nieromantyczny. W zasadzie nie mamy wyraźnego momentu, w którym zmieniają się uczucia pary względem siebie, a wspólne scenki ograniczają się do 2 sytuacji. Zupełnie jakby zachowali się na zasadzie: „O, teraz pamiętam! Byliśmy razem 1000 lat temu… no to może to powtórzymy?”.
Może dlatego znacznie większą uwagę poświęciłam motywowi przyjaźni. A ten był zaskakująco dobrze poprowadzony! Naprawdę wierzyłam, że cała grupka ayakashi darzy się sympatią. To nie byli przypadkowi nieznajomi, których połączyła misja, ale osoby faktycznie lubiące spędzać ze sobą czas. Co jest miłą, odświeżającą odmianą po tych wszystkich rywalizacjach w innych grach otome.
Dlatego mogę jedynie żałować, że nie polubiłam postaci Kogi bardziej. Owszem, fajny z niego kumpel, zawsze pomagał Futabie, ale ich romans wyszedł bardzo sztucznie. Ale może w przyszłości pojawią się inne księgi? Może coś jeszcze się wydarzy? Póki co dostaliśmy jak gdyby wstęp do głównej historii i aż się prosi o jakąś Księgę Trzecią, która pięknie podomykałaby wątki. Poczekamy, zobaczymy… tym razem było poprawnie, ale bez fajerwerków. Mimo wszystko nie żałuję grindowania 😉
AKTUALIZACJA (po odblokowaniu „Romance Sonnets”): dodatki wprowadzają krótkie, romantyczne scenki między bohaterami, czyli uzupełniają dokładnie to, czego brakowało mi w wątku głównym.
W epizodzie pierwszym – Our New Beginning: Futaba ma problem z nauką francuskiego, więc za radą Kuyi postanawia odwiedzić oni w jego domu, bo Koga podobno przebywał za granicą i ma talent do takich rzeczy. Dziewczynę dręczą jednak wyrzuty sumienia, że nachodzi (bez zapowiedzi) ukochanego i zabiera mu rzadką chwilę, gdy ten ma wreszcie dzień wolny od pracy. Potem razem próbują przetłumaczyć teksty, korzystając ze zgromadzonych przez oni słowników, a dla Futaby to dodatkowa okazja, by zobaczyć gabinet Kogi, bo do tej pory zawsze przyjmowana była w salonie. Będąc tak blisko, dziewczyna odczuwa pewien dyskomfort i ma problem ze skupieniem na nauce, wreszcie jednak kompletnie koncentruje się na zadaniu. W tym czasie Koga zasypia w fotelu, a MC cieszy, że czuł się przy niej na tyle swobodnie i bezpiecznie, że aż zapadł w sen. Kiedy jednak Futaba zbyt się zbliża, by popodziwiać sobie jego twarz, oni nieoczekiwanie się budzi, a dodatek kończy się na żartach i pocałunkach.
Scenka nie należała do długich, ale i tak była bardzo słodka. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że Koga jest po prostu miłym facetem i jako partner będzie stanowił dla onmyoji doskonałe wsparcie w każdej sytuacji.
W epizodzie drugim – His Hidden Side: Kuya uprzejmie donosi Futabie, że jej ukochany Koga otrzymał właśnie propozycję małżeńską. Jakiś biznesmen zasugerował Kodze poślubienie swojej córki, która od zawsze kochała się w czarnowłosym oni, a ten może przy okazji zrobić „dobry uczynek”. Matka wspomnianej dziewoi jest bowiem śmiertelnie chora i nie pożyje już długo. Od zawsze jej marzeniem było ujrzeć córuchnę na ślubnym kobiercu, byłby więc to taki ślub „na niby”, byle tylko spełnić jej ostatnie życzenie. Futaba przy okazji wie, jak bardzo Koga lubi pomagać innym, nawet kosztem siebie. Ma jednak poważny problem z odpowiedzią na pytanie: co powinien zrobić? Wreszcie jednak wyznaje, że nie chce, by się żenił… Bo nawet nie podejrzewa, że oferta została już dawno odrzucona.
Mam pewien uraz do motywów, w których znajomi wtrącają się w czyjeś sprawy na zasadzie „słuchaj, a wiesz, że…?” i dzielą plotami lub domysłami na temat czyiś spraw osobistych, no ale Kuya wykazał się tutaj postawą dziecka, które po prostu dba o własne interesy, bo jak stwierdził „woli Futabę”. Kolejna sympatyczna i ciepła historia pełna fluffu, bo Koga ma wyraźny problem odkleić się w niej od Futaby.
W epizodzie trzecim – Sweet Rewards: Futaba pomaga Masanobu w lekcjach, w zamian za co ma dostać jakąś nagrodę. Wybiera wspólną wyprawę do teatru kabuki, ale okazuje się, że dopadło ją potworne przeziębienie. Koga anuluje więc ich wspólny wypad i postanawia osobiście zaopiekować się ukochaną. Jak tłumaczy: ayakashi naprawdę rzadko chorują, więc nie ma szansy, by się zaraził. Wypad na miasto zamienia się więc w noc, którą parka spędza w swoich ramionach.