Podróżowanie ze smokiem to nie lada wyzwanie! Nic zatem dziwnego, że Rosemary czuje raczej ekscytacje niż strach. W tej misji przyjdzie jej towarzyszyć „Smoczemu Księciu”, który jest jednym z czterech potencjalnych LI w sympatycznej visual novel o tytule „Rose of Winter”.
A chociaż zadanie to nie bułka z masłem, to ma również swoje zalety: Tirune (w ocenie bohaterki) jest dość przystojny. Nawet jeśli jego ciało ukrywa kilkanaście warstw odzieży, a potem grube łuski. Przemawia uprzejmie, nie obraża się szybko i potrafi przy tym cierpliwie słuchać bohaterki, gdy ta zaczyna paplać dosłownie o niczym. Byle tylko jakoś zabić nudę i zbliżyć się do intrygującego „księcia”.
Co nie znaczy, że Tirune podziela jej entuzjazm. W końcu zazwyczaj unika ludzi, jest przedwieczną, potężną istotą, która niejedno już widziała i niewiele go zaskakuje. Co więcej, udał się w podróż z powodu ważnej misji, jaką jest rozwiązanie konfliktu na linii smoki-ludzie. Choć do tej pory udawało się utrzymać względny spokój pomiędzy oboma gatunkami, to, niestety, jeden z jego łuskowatych braci nie mógł się oprzeć pokusie i zaczął pożerać miejscowych.
Ano właśnie, głównym problemem tego wątku jest słabość smoków do ludzkiego mięsa. Rosemary bowiem dość szybko przystępuje do realizacji marzenia „chcę się w końcu zakochać!”, ale Tirune nie potrafi, ot tak, odwzajemnić jej uczuć. Nie chodzi tylko o to, że smoki i ludzie myślą o świecie inaczej czy że nie przepada za bohaterką. Wręcz przeciwnie! Tirune jest dość szybko wdzięczny dziewczynie za wsparcie np. gdy pomogła mu uwolnić szalik z krzewów, ogrzała własnym ciałem czy przeniosła na plecach przez rzekę (smoki nie cierpią bowiem zimna). Cały problem polegał na tym, że gdy już nastój robił się odpowiednio romatyczny… to Tirune wolał naszą MC raczej skonsumować niż pocałować.
Jak wspominałam, historię opowiedziane w „Rose of Winter” są bardzo króciutkie. Cała przewrotność tego wątku polega na tym, jak Rosemary poradzi sobie z nieoczekiwanym problemem. W końcu nie chce bez walki zrezygnować ze swojego świeżo poznanego, potencjalnego chłopaka. Nieważne, że tak naprawdę jest wielką, skrzydlatą jaszczurką, a tytuł księcia to raczej przydomek. Nie odstrasza jej nawet legenda, która (jak się okazało) powstała na bazie faktycznego wydarzenia z udziałem Tirune, w której to pożarł rzekomo kochaną przez siebie wieśniaczkę jakieś kilka wieków temu.
Sama historyjka była bardzo słodka. Podobało mi się, że Rosemary w zasadzie nie dała chłopakowi pola do manewru: mógł się z nią zgodzić albo się z nią zgodzić (you go, girl!). Jak w końcu rozumowała: jestem silnym rycerzem, a specjalnością rycerzy jest walka ze smokami, jeśli więc Tirune rzeczywiście spróbuje mi coś zrobić, to wtedy się obronię, a póki co nie ma co martwić się na zapas. …wyobrażacie sobie jakąkolwiek inną MC z identycznym podejściem? Zazwyczaj po prostu zakładają „poświęce się dla niego! Niech wypije całą moją krew!”. A nie: „Jak przesadzi, to dostanie w pysk!”. XD
Ta ścieżka posiada dwa zakończenia – pozytywne, w którym parka razem leci w świat i negatywne – gdzie Tirune zostawia bohaterkę, bo nie ufa samemu sobie = więc powiela błąd z przeszłości, gdy już raz porzucił inną kobietę. Aby nie zniechęcić smoka i zdobyć jego uznanie trzeba po prostu nie bagatelizować problemu. Jeśli tylko przekonamy go, że jesteśmy świadomi zagrożenia, ale damy sobie radę, to Tirune pozwoli nam sobie dalej towarzyszyć po rozwiązaniu sprawy ze zbuntowanym smokiem. No i zyskamy kapitalną opcje przejażdzki na smoczym grzbiecie wśród chmur! A przynajmniej Rosemary zyska… my będziemy musieli zadowolić się tylko obrazkiem.
Nie będę ukrywała: kilka razy parsknęłam przy tym wątku. Zwłaszcza przy scenie „pierwszego pocałunku”, który o mało nie skończył się odgryzieniem warg bohaterki. Sam problem również był dość… niespotykany. Niby nawiązywał do typowo „wampirczych” motywów w rodzaju: lubię cię, ale chce cię użreć, ale został przedstawiony w bardzo nowatorski sposób.
Również Rosemary była tutaj silna i zaradna do tego stopnia, że nie jedna MC gier otome może się przy niej schować. Dlatego bez większych oporów, pomimo tego, że cały wątek nie zajął mi więcej niż 15 minut do przeczytania, uważam tę opowiastkę za udaną i spokojnie mogę ją polecić jako przerywnik lub short story, gdy doskwiera Wam nuda. Zwłaszcza jeśli lubicie smoki. Chociaż Tirune jest lekko zblazowany przez większość czasu…
Btw. To chyba jedyna znana mi gra otome, w której wątek „miłosny” nie ma w zasadzie żadnej racji bytu czy sensu, ale i tak śledzi się opowieść z zainteresowaniem 😉