Niewielu grom udało się wzruszyć mnie do tego stopnia, bym uroniła łzę, a już z pewnością jest to nie lada sztuka w przypadku prostym opowiastek od Voltage. Przyznaję jednak (z pewnym zażenowaniem), że ścieżka Ichthysa naprawdę utknęła mi w pamięci i zapewniła sporo skrajnych emocji. Głównie dlatego, że po takim lekkoduchu i żartownisiu nie spodziewałam się równie głębokiego problemu. Czegoś, z czym może utożsamiać się każdy z nas, bo jest nieoczekiwanie… ludzkie? (Jak na historię, w której pierwsze skrzypcę grają, jakby nie patrzeć, bogowie!). Zaskoczeni?
Ichthys to jeden z młodszych bogów, który należy do Departamentu Kar. Przez kolegów po fachu, zwłaszcza Scorpiona, nazywany jest „problematycznym dzieckiem” (oryg. „Problem Child”) i widać, że nie traktują go zbyt poważnie. Głównie dlatego, że bóg konstelacji Ryb kocha prowokować, kpić i robić sobie żarty (zwłaszcza ze współpracowników). Co, oczywiście, nie każdemu musi się podobać, bo większość bogów gwiazd to bardzo sztywne typy. Zupełnie jakby ktoś im wsadził kij w wiadome miejsce. Na dodatek wybryki Ichthysa często wymykają się pod kontroli, przez co potem ktoś – najczęściej Scorpio lub Zyglavis – muszą po nim sprzątać. Zwłaszcza że Ichthys nie ma oporów, aby brać za cel nawet samego Króla Niebios! (Ale czy boskie prawo nie mówiło przypadkiem, aby wszystkich traktować sprawiedliwie i na równi?). 😉
Mimo jednak jego wątpliwej reputacji, nasza MC to właśnie Ichthysa decyduje się prosić o pomoc podczas decydującego momentu, gdy kobieta spada z budynku. Głównie dlatego, że Ichthys sprawia wrażenie najbardziej przyjaznego. Co faktycznie jest prawdą, bo młody bóg od początku wydawał mi się najweselszy z całej zgrai. Albo chociaż najmniej problematyczny… (*chrząknięcie* Problem Child, hmm?) Ah, te pozory! Naturalnie, pierwsze, co mężczyzna robi, to straszy bohaterkę, że ją „upuści”. Wszystko po to, aby trochę z niej zakpić i aby MC uczepiła się go nieco mocniej, gdy już pochwycił ją w objęcia. (Btw. założę się, że pozwolenie rozwalić się komuś o bruk jak staremu pomidorowi raczej nie znajduje się wysoko na liście najskuteczniejszych technik podrywowych. Ale taki już urok Ichtysa!).
A chociaż nie było to zbyt fair zagranie, to Ichthys nie miał naprawdę złych intencji i – w odróżnieniu od pozostałych bogów (jak np. Leon czy Scorpio) ani razu nie obraża MC tylko dlatego, bo ta jest człowiekiem. Wręcz przeciwnie: Ichthys jest aż niebywale empatyczny. Doskonale zdaje sobie sprawę, że sytuacja nie jest dla MC łatwa. W końcu kto chciałby być otoczony bandą nieznajomych i musieć głowić się nad jakimiś grzechami bogów? Dlatego ani razu na nią nie naciska i wcale nie zależy mu na zdjęciu przeklętej pieczęci. Zamiast tego chce się po prostu „dobrze bawić” na Ziemi i pierwsze co robi, gdy odkrywa, że może korzystać z boskich mocy, jeśli tylko dotknie MC, to sieje zamęt wśród bogów i w planetarium.
Aby jednak lepiej zrozumieć jego charakter, należy wspomnieć ponownie o jego przewodnim problemie. Jak się bowiem szybko okazuje, w odróżnieniu od pozostałych bogów, Ichthys może umrzeć. Stracił swoją nieśmiertelność, bo poświęcił ją, aby ocalić rodziców. (Oooh… rozpływałam się! Takie ma kochane serduszko!). Dlatego wyjątkową umiejętnością boga konstelacji ryb jest leczenie. I, muszę przyznać, że pasowało to niego jak ulał, bo ze wszystkich 12 gwiezdnych LI, ten był naprawdę najserdeczniejszy.
Dlatego z miejsca polubiłam zarówno jego zdziecinniałą, jak i poważną stronę. Tak, Ichthys bywa skupiony – a wtedy ma całkiem głębokie przemyślenia! Na dodatek jest uważnym obserwatorem, co widać zwłaszcza w innych ścieżkach, gdzie zwykle bezbłędnie ocenia sytuacje i emocje MC. Archetypowo ta postać delikatnie nawiązuje do wzorca „Trickstera” (czyli boga/bohatera przechery, który wstrząsa zastanym porządkiem rzeczy. Chociaż akurat Ichthys nie dąży do zniszczenia czy rewolucji, a jego bunt ogranicza się do pokpiwania z autorytetów oraz przełożonych).
Mimo jednak tak poważnej przypadłości, Ichthys nie tracił czasu na rozczulanie się nad sobą. (I bynajmniej nie oczekiwał współczucia od MC). Zdając sobie sprawę z tego, że jego czas jest policzony, wolał spędzić go jak najefektywniej. Dlatego właśnie cieszył się z towarzystwa bohaterki, wspólnego zwiedzania, jadzenia słodyczy czy oglądania ryb. Nie przewidział tylko, że jego zachowanie, problem i dobre serce, zaczną przyciągać naszą heroinę jak ćmę do ognia… Ale co się jej w sumie dziwić? Przystojny, zabawny i życzliwy = Ichthys miał full pakiet.
Nie ma jednak róży bez kolców. Dlatego początkowo MC trudno zrozumieć podejście Ichthysa. Zwłaszcza, gdy towarzyszy mu w pracy, przy wymierzaniu „kar”. Bóg konstelacji ryb odbiegał bowiem stylem od kolegów po fachu. Zamiast karać grzeszników, stroił sobie tylko „głupie” żarty przy użyciu boskich mocy. Nie dążył zatem ani do wymierzania sprawiedliwości, ani zemsty na ludziach. Po co? Bo swoimi sztuczkami starał się dawać im ostrzeżenia i naprowadzać na właściwą drogę. Podobnie jak Dui, był więc raczej bogiem „drugiej szansy”. Takim, który nakłania winowajców do porzucenia złej drogi, zamiast ich od razu przekreślać.
Dlatego jego podejście bardzo zaskoczyło MC, aby wkrótce przemienić się w uznanie. Kobieta zrozumiała, że nie musi się młodego boga obawiać. Owszem, był jakimś podejrzanym bytem z gwiazd, który decydował o ludzkich losach, ale ichthys nie wykorzystywał swojej pozycji, ani siły. Zamiast tego traktował ludzi naprawdę serdecznie, a co więcej… okazało się, że żarty Ichthysa naszą heroinę najzwyczajniej bawią! I to do tego stopnia, że czasami miała problemy z utrzymaniem własnej maski poważnej i rozsądnej, dorosłej osoby.
Warto więc przy okazji wspomnieć, że MC w ścieżce Ichthysa jest moją ulubioną ze wszystkich „wersji” bohaterki, które możemy poznać w grze. Stanowi doskonałą przeciwwagę dla jego niekiedy przesadnie niedojrzałych wybryków, ale jednocześnie nie złości się, ani go nie strofuje. Ba! Bardzo często zdarza się, że uczestniczy w żarcie, aby potem wspólnie uciekać przed rozwścieczonymi ofiarami/celami dowcipów. Dlatego polubiłam ją za większą złożoność. MC potrafi być tutaj współczująca, odważna, pełna poświęcenia, ale ma też poczucie humoru, wstydzi się albo szydzi, w zależności od sytuacji.
Dlatego parka błyskawicznie zostaje dobrymi przyjaciółmi. Co wydawało się wręcz nieuniknione, bo najzwyczajniej polubili wspólnie spędzać czas. I to kolejna rzecz, która urzekła mnie w tej ścieżce. W ich relacjach nie było żadnych ukrytych motywów, ani romansu, który wziął się z powietrza. Ichthys i MC po prostu szczerze chcieli się zakumplować i dopiero późniejsze wydarzenia, bardziej dramatyczne, przeobraziły ich uczucia w miłość.
Stąd najistotniejszym zwrotem w relacjach pary było poznanie przechodzącego rehabilitację chłopca – Kena. Dzieciak był zmuszony przebywać całe dnie w szpitalu i stał się przez to niemożliwie złośliwy wobec personelu medycznego. Chłopiec nie miał jednak złej natury, a kierował nim jedynie strach. Bał się, że już nigdy nie odzyska sprawności i nie zrealizuje swoich marzeń (= nie będzie mógł grać w tenisa). Na dodatek, przez młody wiek, nie potrafił sobie poradzić z tak skomplikowanymi emocjami jak gniew czy rozczarowanie.
Ichthys nie tylko pomaga dziecku (używa swoich mocy leczenia, chociaż nie powinien, bo skraca to jego własne życie), ale również próbuje go rozśmieszyć. W efekcie pokazuje mu nową drogę, co owocuje kompletną zmianą w zachowaniu dziecka. Chłopiec zaczyna stroić sobie żarty – ale razem z personelem, a nie tylko sprawiać problemy. Wprowadza więc zupełnie inny nastrój na oddziale, a do jego serca wraca nadzieja. (Mniejsza o to, że Ichthys mocami nieco „oszukiwał” w procesie rehabilitacji).
Po tych wydarzeniach, MC jest pod wrażeniem zachowania mężczyzny i to do tego stopnia, że nie potrafi się oprzeć, aby go nie pochwalić, a jej słowa bardzo zaskakują boga. Do tej pory nikt nie nazywał jego żartów „talentem”, a już z pewnością nie uważał ich za coś pozytywnego. Zadowolony Ichthys pyta wtedy, czy MC się w nim zakochała, a dziewczyna zaprzecza, choć wcale nie jest taka pewna. Zresztą, jej uczucia są już na tym etapie odwzajemnione (czego możemy dowiedzieć się z PoVa), bo bóg konstelacji Ryb także zaczął patrzeć na kobietę inaczej.
Niestety, śmiertelność Ichthysa daje o sobie szybko znać. Jego stan zaczyna się pogarszać, ale bóg ignoruje kolejne osłabienia, dalej używa mocy i udaje, że wszystko jest w porządku. Gdy MC zostaje przypadkowo zaatakowana przez nożownika, mężczyzna nawet się nie zastanawia, co należy zrobić i natychmiast zajmuje się jej raną. Co prowadzi do finalnego (i wzruszającego) rozwiązania fabuły.
Ichthys odzyskuje boską formę, a jego „piętno grzechu” zostaje zniesione. Naturalnie, bóg dalej udaje, że wszystko jest OK. I chociaż wie, że wkrótce umrze, to dobrze bawił się na Ziemi i niczego nie żałuje, i tak dalej, i tak dalej… MC nie wierzy jednak w jego zapewnienia. Zapłakana zaczyna robić mu wyrzuty i prosić, aby został z nią na zawsze… co ostatecznie sprawia, że maska Ichthysa spada. Do tej pory – zupełnie jak mały Ken – Ichthys ukrywał za uśmiechem strach. Żartował tak długo i tak często, bo nie chciał myśleć o przyszłości. Odkąd jednak poznał MC, nie potrafił dłużej udawać, że pogodził się, że swoim stanem. Jesteśmy więc świadkami bardzo uroczego wyznania miłosnego, a z oczu Ichthysa w końcu również zaczynają płynąć łzy, które powstrzymywał przez tak wiele lat. (I mi wtedy również coś skapnęło po policzku… ale będe się upierała, że to tylko deszcz!).
Niemniej, bez owijania w bawełnę, to był chyba pierwszy raz, gdy cieszyłam się, że gry od Voltage nie są zbyt „dojrzałe” i „dramatyczne”. Para zyskała bowiem szansę spędzić ze sobą więcej czasu, dzięki ingerencji Króla Niebios. Przy okazji wychodzi na jaw, że Ichthys nie popełnił nigdy żadnego grzechu, a jego zesłanie na Ziemię miało „edukacyjny” charakter. O_o Okeeej… Piętno zostało na niego nałożone, jedynie dla niepoznaki – aby nie odróżniał się od innych bogów. (A co, byliby zazdrośni? Weź tu, człowieku, zrozum tego pojechanego Króla…).
I chociaż choroba Ichthysa pozostaje palącym problemem w następnych scenariuszach i kontynuacjach, to nie jest to jedyny temat przewodni całego wątku. Przed Ichthysem stanie jeszcze wyzwanie bycia odpowiedzialnym chłopakiem dla swojej ukochanej. (W końcu związek człowieka i boga to tabu, a Ichthys ma problemy z ocenieniem jak bardzo wolno mu się bliskością ukochanej „cieszyć”. Jak to człowiek – bywa bowiem nieco krucha, gdy młodego boga rozpiera w tym czasie energia). Z kolei MC pozna w sequelu przyszłych teściów, czyli bogów, dla których Ichthys poświęcił swoją nieśmiertelność. W tle pojawi się również motyw amnezji, zemsty innego boga, czy problemów pary ze szczerością…
Miejsce w rankingu: Numer 1. Chociaż kontynuacje mają swoje lepsze i słabsze momenty, to cytując ulubione powiedzonko Ichthysa mogę je podsumować: „It’s fiiine!”. Naprawdę dobrze bawiłam się, poznając „main story”. Co prawda epilog uważam dla kontrastu za jeden z najgorszych z całej dwunastki, ale muszę być sprawiedliwa i zaznaczyć, że to jedyna postać, której losy aż tak mnie ciekawiły. Na dodatek taka, której było mi szczerze żal. Ichthys jest zaskakującym i złożonym bohaterem. Doskonale ukrywa emocje i myśli, dlatego nie łatwo było przewidzieć w scenariuszach, co zrobi. I właśnie dlatego, że względu na niespodzianki i bardzo pozytywne relacje samej parki, postanowiłam dać tym rozdziałom najwyższą notę. Jest tutaj tragedia, jest romantyzm i komedia… wszystko wymieszane w dobrych proporcjach z ładnymi CG na osłodę. No to czego jeszcze chcieć od solidnej historii?