Karasuba wpisuje się w mój ulubiony typ postaci, ale i tak zostawiłam siebie jego ścieżkę na koniec. Ma cięty język, jest niebywale spostrzegawczy, oczytany i odważny (a przynajmniej zgrywa się na śmiałego). Na dodatek od początku wydawał się żywić wobec Beniyuri cieplejsze emocje. Jasne, przez większość czasu były to żałosne teksty na podryw, ale potrafił też ją rozweselić, gdy była przygnębiona albo poprzeć (np. gdy negocjowała z Hikage przyjęcie do ekipy Monshiro). Dlatego od początku mnie intrygował i zastanawiałam się jaki brudny sekret skrywa. W końcu w tej grze wszyscy mieli coś mrocznego na sumieniu. 😉
Karasuba dołączył do fabuły w tym samym czasie, co Yamoto i nie wydawał się sytuacją szczególnie przejęty. Co tam, że mieli amnezję, że znaleźli się w miejscu, które wyglądało jak posiadłość z koszmarów, a wszędzie czaiły się potwory! W tym czasie Beniyuri (czyli nasza MC) zdołała być już uratowana przez Hikagę oraz poznać Kagihę, który zabrał parkę do bezpiecznego schronienia. Wkrótce potem dołączają do nich Yamato z Karasubą i dynamika ekipy bardzo się zmienia. Chłopaki praktycznie od razu wszczynają ze sobą konflikty. Nie potrafią jednak uzasadnić, co tak naprawdę ich w swoim zachowaniu denerwuje. W końcu niczego nie pamiętają. Wyraźnie jednak widać, że nie przepadają za sobą i jest między nimi dziwna rywalizacja.
Co więcej, Karasuba jest wobec reszty dość lekceważący. Nie zależało mu zbytnio na ucieczce, rozwikłaniu sekretu Posiadłości czy walce z potworami. Zamiast tego chłopak po prostu przyjął do wiadomości fakt, że odtąd jest zmuszony wypełniać razem z resztą polecenia Pana Posiadłości, zdobywać fragmenty magicznego kalejdoskopu poprzez strzelanie do demonów w maskach i tylko tak odzyska wspomnienia. Na których chyba średnio mu zależało. Co więcej, problemy drużyny znajdowały się daleko poza jego obszarem zainteresowania. Karasuba po prostu dobrze się bawił. Wybrał sobie najbardziej odjazdowe imię, nie był zbytnio zaangażowany w szukanie fragmentów i wszystko traktował jak przygodę. Jego zachowanie ulegało zmianie jedynie wobec Beniyuri. Nie szczędził bowiem dziewczynie komplementów, składał dwuznaczne propozycje, a także obłapiał przy każdej możliwej okazji…
Mimo to nie ufał MC w najmniejszym stopniu. Do czego przyznaje się, gdy pewnego dnia idą razem polować na potwory. Karasuba wytyka wtedy, że światopogląd dziewczyny jest bardzo naiwny. (Delikatnie powiedziane!). Wszyscy są w głębi serca oszustami i nie cofną się przed niczym, byle tylko postawić na swoim. To dlatego ludzie nie zasługują na zaufanie. „Nawet ja?” – dopytuje się Beniyuri i widać, że jest rozczarowana, kiedy otrzymuje potwierdzenie. Chociaż szczerość w takim wypadku powinna być cenniejsza od pocieszającego kłamstwa. Chłopak po prostu nie mydlił jej oczu.
W czasie innego wydarzenia, które poznajemy z reminiscencji, Karasuba wykazuje duże zainteresowanie książkami znalezionymi w schronieniu. Okazuje się wtedy, że potrafi czytać nawet bardzo skomplikowane teksty. Co więcej, za dzieciaka, wypożyczał powieści jak najęty, bo z powodu słabej kondycji, nie pozostawało mu wiele innych rozrywek. Mimo to Karasuba nie lubił rzucać się w oczy i chwalić swoją inteligencją (stąd unikał np. brania udziału w konkursach). Wiedział, że to tylko przysporzyłoby mu wrogów, bo mali chłopcy potrafią być bardzo brutalni wobec słabości. A i bez tego padał często ofiarą dręczenia.
Jak się bowiem okazuje, Karasuba i Beniyuri, podobnie jak reszta drużyny, znali się już od dzieciaka, a co więcej byli przyjaciółmi. Ich bliską relację zapoczątkowało pewne przykre wydarzenie. Karasuba (a właściwie Himeno Akira) od zawsze był dręczony przez swoich kolegów. Ci nazywali go żartobliwie „księżniczką” (od nazwiska) i zmuszali do robienia różnych upokarzających rzeczy np. udawania dziewczynki. A dzieciak godził się na ich prześladowanie, bo w przeciwnym razie nie miałby już żadnych kolegów.
Kiedy jednak miarka się przebrała, w obronie chłopca stanął nie kto inny jak Beniyuri (czyli w prawdziwym świecie Ai). Pomimo strachu postawiła się dręczycielom, udawała chłopca i obroniła Akiego. Zaraz potem zaoferowała mu również swoją przyjaźń… dostając w efekcie znacznie więcej, bo silną, młodzieńczą miłość od kogoś, kto był gotowy czekać na odwzajemnienie uczucia przez długie lata.
Dalszy rozwój relacji Karasuby i Beniyuri wymaga poznania wydarzeń z „common route”, a także ukończenia „real ending”, które stanowi jakby prolog do opowieści. Główną tajemnicą Posiadłości jest to, że tak naprawdę stanowi surrealistyczny świat pomiędzy życiem a śmiercią, w którym dusze bohaterów zostały uwięzione. (Ciała trwają w tym czasie pogrążone w śpiączce wskutek wypadku).
Aki od wielu lat kochał się w Ai. Bezskutecznie próbował również zawalczyć o jej uczucie. Codziennie odbierał ją i zaprowadzał do szkoły, proponował randki, ofiarowywał prezenty, prawił komplementy… Dziewczyna nie traktowała jednak tych gestów zbyt poważnie. Co więcej, zaczęła chłopaka unikać, bo nie czuła się już przy nim komfortowo. Miała wrażenie, że Aki zbyt naciska, aby zapomniała o przeszłości (i o innym wypadku, wskutek którego zmarł ich przyjaciel Natsu), a w efekcie ruszyła dalej.
Jeśli zdecydujemy się ukończyć ścieżkę Akiego, to po pokonaniu głównego antagonisty, czyli Pana Posiadłości, nastolatkowie budzą się ze śpiączki i wracają do świata realnego. Co zabawne, tym razem to Ai postanawia się skonfrontować ze swoimi uczuciami. Po zdawać by się mogło, kolejnym nudnym dniu szkolnym, dziewczyna prosi Akiego o spotkanie i zdradza mu swoje emocje. Chce u jego boku skupić się wreszcie na przyszłości. Dziękuje, że tyle na nią czekał i przeprasza, że dalej jest zagubiona, ale wynika to z braku doświadczenia. Tym sposobem zostają wreszcie parą i mogą zapomnieć o mrocznej Posiadłości oraz przeżytych tam potwornościach.
Możemy jednak również dać się zwieść Karasubie jeszcze w Posiadłości. Uwierzyć, że nie warto wracać do świata realnego, a wtedy czeka nas niestety bad ending. Jak wspominałam, bohater od zawsze był zakochany w naszej MC. Do tego stopnia, że ciężko było mu kontrolować instynkt. W efekcie, choć nie jest dokładnie objaśnione, jak do tego doszło, Karasuba wykorzystuje kalejdoskop, aby razem z dziewczyną nigdy nie opuścili świata iluzji. Wmawia jej, że są jedynymi ludźmi w Posiadłości, że się kochają i mogą być tak szczęśliwi… A potem już bez oporów się do niej dobiera, czemu towarzyszy kilka bardziej odważnych CG. Bohaterka zaś jest dziwnie bierna, jak lalka, i pozwala mu w zasadzie na wszystko. Ciężko więc powiedzieć, co w zasadzie zaszło i jaki los spotkał pozostałych bohaterów.
Zresztą Karasuba to jedyny bohaterów, z którym prawie każda scena zawiera jakiś motyw napastowania Beniyuri. A to zastaje ją w salonie podczas drzemki i musi walczyć sam ze sobą, aby jej wtedy nie pocałować, bo jak stwierdza „wystawia go takim zachowaniem na próbę”. To znowu, podczas zwykłej rozmowy, przyszpila ją do ściany, doprowadza do płaczu, a wszystko to nazywa nieszkodliwym prowokowaniem… Albo ucina sobie drzemkę na jej kolanach, wykorzystując moment, w którym MC musi też opędzać się od zalotów Monshiro.
Mimo to Karasuba nie ma oporów, aby dzielić się przy okazji z bohaterką spostrzeżeniami. Chłopak dość szybko zauważa, że coś w balasie ich grupy jest nie w porządku. A skoro przeszliśmy „common route”, to wiemy, że udało mu się nawet odkryć prawdę o Hikage. Niestety, w trakcie konfrontacji z Panem Posiadłości, ten umiejętnie wykorzystuje traumy chłopaka. Przypomina mu, jak był dręczony i jak w głębi serca dalej jest tchórzem. „Sekretem” Karasuby było bowiem to, że nie potrafił pobiec po pomoc, kiedy Natsu topił się na letnim obozie. Sparaliżowany strachem chłopiec gapił się tylko bezsilnie, gdy jego przyjaciele znaleźli się pod wodą.
Dlatego przez lata dręczyły go wyrzuty sumienia, że wcale się nie zmienił. Że dalej jest słaby i również odpowiada przez to za śmierć przyjaciela. Właśnie dlatego, gdy Beniyuri/Ai próbowała wspominać o Natsu odczuwał dyskomfort i gniew. Bardziej na samego siebie i tchórza, jakim był. Ciężko jednak winić go za brak reakcji, jeśli przypomnimy sobie, jak chorowitym i drobnym dzieckiem był w istocie. Nawet jeśli potem stał się bardzo popularnym w szkole i wyszczekanym nastolatkiem.
Jeśli chodzi o finalną konkluzję, to lubiłam Karasubę. Podobało mi się jak żartował z Ai (np. straszył ją ukrytymi za drzwiami), rywalizował z resztą (np. w trakcie próby ściągnięcia książki z wysokiej półki) czy prowokował pozostałych chłopaków (np. nazywając Hikage „tsundere”). Wprowadzał przez to do drużyny inną energię. Często pozytywną i elementy humorystyczne.
Ciekawiło mnie również jak zakończy się jego uganianie za Beniyuri. Chłopak tak często był spławiany, a mimo to się nie poddawał, że w pewnym momencie kibicowałam mu już tylko ze współczucia XD. Jak sam zauważył, przy nikim Beniyuri nie odstawiała „królowej lodu”, tak często jak przy nim.
Dlatego jedyne, czego żałuje w tym wątku, to że był taki krótki i kompletnie nie objaśniono, co w zasadzie się stało w bad endingu. Mogę tylko zgadywać, że gdy mrugnęłam, Karasuba przetransformował się w absolutnego yandere. Zazdrosnego, niebezpiecznego i zdeterminowanego, by bohaterka żyła tylko dla niego i myślała tylko o nim… Razem, gdzieś tam, w świecie bez problemów, ale utkanym z iluzji.
Rozdziały były bardzo króciutkie, ale i tak dobrze się przy nich bawiłam. Zwłaszcza, czytając dodatkowe wspomnienia. Na dodatek przez swoje liczne wady: niedojrzałość, tchórzostwo, ślepe zakochanie, zazdrość, bezczelność i arogancję, ukryte za maską flirciarza i lekkoducha, Karasuba był postacią znacznie ciekawszą od często mniej skomplikowanych kolegów. A że lubię postaci, które mogą zaskoczyć przez swoją niestabilność i ich opis nie zamyka się w dwóch słowach, to musiałam go docenić w rankingu.