Kagiha to postać, która przez większą część fabuły pozostaje bardzo tajemnicza. Przede wszystkim niewiele można powiedzieć o jego charakterze i prawdziwych intencjach. Wobec bohaterki, czy reszty drużyny, jest zawsze niebywale uprzejmy, pomocny i przyjazny. Nie do końca podobał mi się wygląd tej postaci, bo przypominała smutnego spaniela w kostiumie XIX-wiecznego malarza, ale już na CG prezentował się dobrze, więc nie narzekam.
Początkowo Kagiha serdecznie mnie nudził. Nie przepadam za protagonistami, których charakter ogranicza się do tego, że są serdeczni/mili/pozbawieni wad. Stają się przez to mało wiarygodni, a w efekcie płascy. Na szczęście nim możemy zobaczyć całą ścieżkę Kagihy najpierw i tak przejdziemy „common route” i „best ending”, a tam odkryjemy, kilka interesujących faktów o naszym „zielonym” towarzyszu.
Ale po kolei! Kahigę poznajemy w mrocznej posiadłości, kiedy towarzyszy nam już Hikage. Bohaterka odkrywa, że każdy z uwięzionych ludzi cierpi na amnezję, a po korytarzach surrealistycznego dworu przemieszczają się potwory. Nie mając zasadniczo broni i wyjścia, bohaterowie przystają na propozycję Kagihy, że zabierze ich do bezpiecznego schronienia, a miejsce faktycznie okazuje się wyjątkowo luksusowe. Jest tam jedzenie, książki, gry, sypialnie dla kilku osób… Innymi słowy, w pełni wyposażone, eleganckie skrzydło wypoczynkowe.
Bohaterowie urządzają więc sobie bazę, z której będą polować na potwory. Czemu? Bo tak rozkazał im tajemniczy Pan Posiadłości, który potrzebuje „okruchów” do odbudowy kalejdoskopu. Tylko przy pomocy działającego artefaktu będzie mógł spełnić dowolne życzenie i, jak wierzą bohaterowie, odesłać ich do świata realnego. (spoiler) Protagoniści dowiaduje się bowiem, że tak naprawdę przebywają w śpiączce po jakimś wypadku, ich prawdziwe ciała są w innym miejscu, a po Posiadłości wędrują jakby „duszami”. Dlatego właśnie muszą się spieszyć, aby uwolnić z tego stanu pomiędzy życiem a śmiercią. (/spoiler)
Zasadniczo nikogo nie dziwi skąd Kagiha wiedział o schronieniu, a czerwona lampka nie zapala się im nawet, gdy facet wykazuje niewielkie zainteresowanie ucieczką. Zamiast tego woli spędzać czas z bohaterką. I jest w swoim zakochaniu bardzo ostentacyjny np. przynosi jej gorące kakao, aby ją pocieszyć. Przy okazji wyznaje, że zrobi wszystko, byle tylko oglądać jej promienny uśmiech – co stanowi dość śmiałe i jasne wyznanie miłosne.
Innymi razy Beniyuri (MC) znajduje w swojej sypialni uwięzionego motyla. Wspina się wtedy na łóżko, aby mu pomóc, ale nic z tego nie wychodzi, bo jest za niska. Hałas ściąga do jej pokoju Kagihę, który – naturalnie – rozwiązuje dla niej problem z motylem, ale wcześniej z zażenowaniem zwraca uwagę, że spódnica podwinęła się dziewczynie w trakcie całej akcji i odsłoniła bieliznę. Ponieważ oboje są bardzo nieśmiali, zaczyna się wzajemne przepraszanie, a całą sytuację obracają szybko w żart, bo widać, że czują się w swoim towarzystwie bardzo swobodnie.
Wreszcie, na prośbę bohaterki i dla zabicia czasu, Kagiha opowiada jej o fabule jakiegoś szkolnego romansu, a nawet cytuje wszystkie kwestie w wyznaniem uczuć, jakby sam opisywał swoje emocje. Jest też wyraźnie zadowolony z faktu, że Beniyuri/Ai nie umawiała się z nikim do tej pory i miejscami widzimy, że bywa zazdrosny o jej relacje z innymi chłopakami.
Kagiha, a w zasadzie Mizutani Natsuki (choć „lato” w jego imieniu nie przyniosło mu szczęścia), jest przy tym nieco starszy od naszej MC, ale przyjaźnił się z nią od dziecka w prawdziwym świecie. Co więcej, już wtedy wyraźnie się w niej podkochiwał, bo jako mało chłopiec dał jej pierścionek z roślin i poprosił o rękę. Naturalnie, do dziecięcych oświadczyn zawsze podchodzi się z niebywałą powagą, dlatego Beniyuri/Ai przyjęła wtedy pierścionek bez zastanawiania.
Możemy więc faktycznie podejrzewać, że w pewnym stopniu odwzajemniała jego zauroczenie. Zwłaszcza, że łączyło ich wiele wspólnych cech i doświadczeń. Kagiha wychowywał się bez rodziców, a bohaterka szybko straciła matkę. Oboje byli przez to nieco samotni, ale zawsze zachowywali się odpowiedzialnie i troszczyli o innych. Wykazywali się także odwagą w obliczu niebezpieczeństwa oraz wielką troską o pozostałych członków grupy. Zdawać więc by się mogło, że ich relacje będą się układać już tylko lepiej…
(spoiler) …ale los bywa przewrotny i w „pozytywnym” zakończeniu, które stanowi zarazem podsumowanie „common route” dowiadujemy się, że Kagiha bynajmniej nie trwa pogrążony w śpiączce jak reszta bohaterów, ale od 10 lat nie żyje. Do jego śmierci doszło podczas letniego obozu, gdy dzieci udały się nieostrożnie na samotną wyprawę podczas burzy. Kagiha zdołał uratować z wody Ai, a potem Kazuyę, ale nie starczyło mu już potem sił, aby ocalić siebie. Jego ciało nigdy nie zostało odnalezione, a wypadek rozdzielił przyjaciół, którzy nie mogli otrząsnąć się po tej tragedii. Chociaż, szczerze powiedziawszy, trudno wyobrazić mi sobie niewysportowanego dzieciaka, który wyławia przedtem aż dwie osoby. Sam motyw był więc mocno naciągany.
Ale czego się nie robi dla odrobiny dramatyzmu? Okazuje się bowiem, że Kagiha współpracował z Panem Posiadłości (= udającym Hikage), bo ten obiecał, że go za to wskrzesi. Nieważne, że nie było żadnych podstaw, aby zaufać szaleńcowi, ale z drugiej strony, co Kagiha miał do stracenia? (Za wyjątkiem czystego sumienia). Dlatego pozbawia Beniyuri ochronnego amuletu (pamiątkowej wstążki po matce) i zwabia dziewczynę w pułapkę. Wszystko w nadziei na to, że będzie mógł jeszcze kiedyś żyć u jej boku. Kiedy jednak chłopak rozumie swój błąd, poświęca się po raz kolejny, żeby przyjaciele pokonali Hikagę, zabrali kalejdoskop i opuścili bezpiecznie posiadłość. Nie jest więc to w żadnym wypadku „happy ending”, ale przynajmniej bohaterowie mogą wreszcie ruszyć dalej, czy to ku reinkarnacji (Kagiha/Natsuki), czy po prostu ku przyszłości w świecie realnym (reszta ekipy).
Znacznie ciekawiej w przypadku Kagihy prezentowało się „złe” zakończenie. Kagiha namawia Beniyuri, aby mu zaufała i z nim została. Następnie oglądamy sceny z ich rzekomej, wspólnej przyszłości. W tym sielankowym świecie są mężem i żoną. Kagiha chodzi do pracy, a Ai zostaje kurą domową (a jakże!). Każdego dnia robi tak pasjonujące rzeczy jak pranie, sprzątanie czy obiady, a w nagrodę wieczorami spędza z ukochanym czas. Są jednak pokazani jako bardzo szczęśliwi. (Cokolwiek osobiście myślę o takich modelu rodzinnym). A przynajmniej do momentu, gdy wszystko okazuje się tylko iluzją. Bohaterowie mogą jednak albo dalej w nią wierzyć, albo utracić swoją jedyną szansę na bycie razem. Mniejsza, że to kłamstwo, sen i ułuda. Ale muszę przyznać, że bardzo podobało mi się jak zagrano tutaj CG. Oba obrazki, ten z wymyślonego świata oraz ze stanu faktycznego w posiadłości, doskonale się uzupełniały i były przez to dość przerażające… Przy okazji Kagiha pokazał tutaj również znacznie straszniejsze oblicze. Kogoś naprawdę zdesperowanego i nieszczęśliwego, który dla miłości faktycznie był gotów na wszystko. Niestety, zaufanie Hikage od początku było błędem i Pan Posiadłości nie zamierzał dotrzymać słowa.
Wreszcie, w alternatywnym „Happy Endingu” mamy szansę zobaczyć, co by było gdyby Natsu nigdy nie umarł, bo dzieciaki, za namową Ai, cofnęły się w deszczu do posiadłości, zamiast wracać w tej pogodzie do obozu. Jest to jednak tylko dodatkowy epilog, nie skoncentrowany na żadnych z bohaterów, ale przy tym jedyny, w którym wszyscy mają się dobrze. Natsuki rywalizuje tam o uwagi wraz z pozostałymi chłopcami, ale widać, że wciąż się przyjaźnią.
Jedyne zatem nad czym mogę ubolewać w jego wątku, to fakt, że przez większość czasu Kagiha nie ma w fabule żadnej interesującej funkcji. W zasadzie musimy poczekać aż do jego konfrontacji z Monshiro, który jest zły na przyjaciela za to, że ten dalej współpracuje z Panem Posiadłości, wiedząc, że Hikage to absolutny wariat. Dlatego nawet motyw zdrajcy pojawia się bardzo późno.
We wcześniejszych scenach Kagiha funkcjonuje jako wiecznie uprzejmy, starszy kolega, który przynosi innym herbatę. Ani się nie gniewa, ani nie szuka z nikim konfliktu, ani mu się nigdzie nie spieszy, ani nie ma żadnych planów, jak ulepszyć ich sytuację, ale też nie narzeka… Innymi słowy, czasami w ogóle zapominałam, że on tam z nimi w drużynie jest! Zwłaszcza, że jedna historyjka z oświadczynami z dzieciństwa to za mało, abym poczuła do niego sympatię. Dlatego, wbrew zamiarowi twórców, nie zdołałam się wzruszyć ani przy pierwszej, ani przy jego drugiej śmierci. I trochę żałowałam, że nie udziela mi się przez to powaga sytuacji. Ot, wiadomo, żal mi było dzieciaka, który poświęcił się, aby pomóc innym. Tak szczera była jego miłość oraz siła przyjaźni (w końcu mógłby mieć żal do Kazuyi, że ratując go, stracił swoją szansę na ocalenie), ale jednak czegoś tu zabrakło. A tym tajemniczym motywem było konsekwentne budowanie sympatii wobec Kagihy od samego początku. Tym bardziej wielka szkoda.
Miejsce w rankingu: 5. Trudno nie zauważyć, że jego opowieść to w zasadzie kwintesencja głównej fabuły, dlatego nie dostał już żadnych innych rozdziałów koncentrujących się na pozytywnym przedstawieniu wątku miłosnego. Sam „bad ending” jest jednak dość rozbudowany i warto go zobaczyć, bo robi mocniejsze wrażenie od finału z „common route”. Niestety, Kagiha utonął mi gdzieś w opowieści (przypadkowa gra słów, przysięgam! XD) i dlatego nie byłam w stanie się do niego przekonać. W mojej pamięci zostanie „tym chłopakiem, co to się poświęcił” i „nijakim sługusem antagonisty”, a to zdecydowanie za mało bym kiedyś chciała do jego historii powrócić.