Uwaga: jeśli nie znasz fabuły mangi lub anime „Naruto” nie czytaj dalej, bo natrafisz na spoilery!
Kiedy grałam w „Nightshade” nie przestawałam się uśmiechać pod nosem widząc jak mocno ta produkcja naszpikowana jest nawiązaniami do różnych popularnych serii, mang i filmów o tematyce „ninja-podobnej”. Nie zniechęcało mnie to zbytnio do grania, bo wszystko było zrobione ze smakiem. W wątku Kuroyukiego przestano już nawet ukrywać na jakich bohaterach będą wzorować się tym razem. A jeśli macie jakieś wątpliwości, to sporą podpowiedzią powinien być obrazek poniżej:
…tak, Kuroyuki dostałby legitymacje honorowego członka klanu Uchiha bez najmniejszych problemów! I nie chodzi tylko o jego wygląd, techniki oczne, czy obsesyjne stany w jakie popada pod wpływem siły miłości. Ba! Podmieńmy imię „Enju” na „Rin”, a znowu będę miała wrażenie, że cofnęłam się w czasie i po raz kolejny oglądam „Naruto”. Najbardziej rozbrajające w tym wszystkim były bowiem dialogi. A te stanowiły luźne wariacje wypowiedzi, które padały z ust wspomnianych panów Uchiha, że zacytuję np. „Rin, stworzę świat, w którym będziesz żywa” vs “Enju, stworzę świat w którym będziesz mogła być szczęśliwa”.
Czy mi to przeszkadza? A gdzie tam! Każda ze ścieżek wzorowana była przecież na innym, klasycznym tytule, czemu więc miałabym mieć twórcom za złe, że i tym razem czerpali pełnymi garściami z tego, co okazało się kasowym sukcesem? I w sumie nawet lubiłam Uchiha. Co tam, że wszyscy byli walnięci, ale na tym polegał ich urok! Z Kuroyukim nie mogło być zatem inaczej.
Zacznijmy od tego, że Enju jest rówieśniczką wspomnianego bohatera i razem pili mleko od tej samej matki. Obaj bracia – Kuroyuki i Gekkamaru – zostali przez Panią Kagari adoptowani niedługo po tym jak wioska Iga została zniszczona, a klan zmuszony do przyłączenia się do shinobi Kōga. Od tej pory przyjaciele pozostawali w sumie nierozłączni. Kuroyuki wciąż prowokował Enju, robiąc jej różne żarty (ciągniecie za włosy, straszenie robakami = klasyka klasyki), a ona przepraszała mieszkańców w jego imieniu, jeśli czasami posuwał się w swoich wygłupach za daleko.
Nagle jednak kontakt przyjaciół się urywa, gdy w wieku 8 lat Kuroyuki wyrusza na specjalny trening do klanu Kaga, a Gekkamaru zostaje osobistym ochroniarzem Enju. Para spotyka się dopiero po kolejnych 8 latach, gdy dziewczyna wyrusza na pierwszą w życiu misję. Towarzyszą jej wtedy najbliżsi przyjaciele: Gekkamaru, Chōjirō, Kyara i Ennosuke. Zaraz też padają ofiarami kolejnego żartu, gdy na przywitanie, Kuroyuki częstuje ich shurikenami. Naturalnie udaje się im obronić, młodzieniec zostaje zrugany, a my dostajemy pierwszy dowód jego niezwykłych umiejętności. Nie uchodzi bowiem wątpliwościom, że doskonale wiedział gdzie kierował ostrza i był w sztuce rzucania bieglejszy niż wskazywałby jego wiek.
Początkowo Kuroyuki przyłącza się do misji pochwycenia złodzieja Goemona, który okrada rezydencje samurajskie w stolicy. Wkrótce jednak zostają wraz z Enju oddelegowani do innego zadania, a jest nim pomoc shinobi Tokugawy z rozwiązaniu problemu zamachowców. Parka zbiera dowody, udając się tropem podejrzanego gracza, ale daje się mu przechytrzyć, przez co przekazuje Hattoriemu błędne informacje. Mimo iż misja mogła być zagrożona, dzięki determinacji Enju udaje im się doprowadzić sprawę do końca, a nawet dostać pochwałę od legendarnego shinobi.
Przez cały ten czas zachowanie Kuroyukiego łatwiej byłoby opisać jako… niestabilne? Jeszcze w kryjówce mało elegancko przystawia się do Enju, proponując jej „wspólne spanie, jak za dzieciaka”. Nie obchodzi się więc bez interwencji kuzyna Chōjirō , który musi uspokoić obu braci i zarządzić, że żaden z nich nie będzie mógł nocować obok dziewczyny.
Kuroyuki posuwa się też do podstępu. Aby spędzić z Enju wolny dzień w stolicy, z dala od reszty, kłamie, że Hattori chciał się z nimi spotkać i pogadać o misji. A chodziło mu tak naprawdę o spławienie Gekkamaru. Oczywiście, po odkryciu prawdy, Enju jest nieco zła, ale szybko wybacza podstęp na widok łzawych oczu chłopaka. Zupełnie jakby faktycznie znowu byli dziećmi i była gotowa puścić mu płazem każde kłamstwo pod warunkiem, że szczerze przeprosi.
Sytuacja komplikuje się, gdy Enju udaje się w następnej misji pochwycić Goemona – po spektakularnej walce na dachach. Dziewczyna nie była świadoma, że obserwował ją wtedy pan Hideyoshi. Starszy daimyou znajdował się w trudnej sytuacji. Musiał wybrać spośród wielkich panów opiekuna dla swojego syna, co naturalnie mogło zakończyć się wojną domową. Zainspirowany widokiem walczących wojowników, postanawia wezwać Enju do siebie i oferować nagrodę. Niestety, tego samego dnia zostaje zamordowany. I to przy pomocy ninjutsu, bo wokół jego ciała nie ma żadnej krwi, a na zwłokach ran. Tym samym dziewczyna zostaje oskarżona u wzięcie udział w zamachu, którego nie popełniła. A choć wydaje się, że czeka ją już tylko egzekucja, Kuroyuki wkracza do akcji, ratuje przyjaciółkę i razem uciekają jak najdalej od stolicy.
Tak zaczyna się ich wspólna opowieść i nie będzie żadną niespodzianką, jeśli powiem, że całe zachowanie i słowa chłopaka od samego początku były bardzo podejrzane. Jasne, miał maskę pogodnego lekkoducha, jednak rzeczy które mówił i robił znamionowało bezrefleksyjne okrucieństwo, brak sensu albo niezdrowe uzależnienie od obecności dziewczyny.
Praktycznie od razu chłopak stwierdza, że uwolnił Enju z powodu miłości. Mniejsza o to, że nic o niej nie wie, że nie widzieli się 8 lat, że są już zupełnie innymi osobami… Chociaż zdarza mu się mieć wobec niej „lepkie łapy” i skradać pocałunki, to grzecznie obiecuje, że poczeka aż odwzajemni jego uczucia. Czasami tylko, nieco żartobliwie, prosząc: „Enju, pospiesz się i zakochaj się we mnie wreszcie…”. Widać jednak, że w jego przywiązaniu jest coś nie tak. Kuroyuki jest chorobliwie zazdrosny. Nie tylko o brata, ale nawet o przypadkowego dzieciaka, czy ludzi z wioski, którzy chcieliby w ramach podziękowania spędzić z Enju trochę czasu. Zaborczość prowadzi nawet do gróźb, że jeśli ktokolwiek stanie mu na drodze, to zostanie zamordowany.
Czepia się też biednej dziewczyny jak ostatniej deski ratunku. Gdy ma koszmary czy chociażby rzeczywistość miesza mu się z halucynacjami, szuka jej bliskości, niczym dziecko wtulone w ramiona matki. Nawet Enju zauważa, że pomimo swojego treningu i niesamowitej siły, Kuroyuki miejscami dalej przypomina płaczliwego chłopca. Ma to bezpośrednio związek z dziwnym stanem jego umysłu. Kuroyuki chętnie wypytuje Enju o ich relacje z przeszłości, ale praktycznie nigdy nie dodaje do opowieści nic od siebie. Dość szybko możemy więc nabrać podejrzeń, że chłopak ma dziury w pamięci.
Wreszcie, pomimo 16 lat, Kuroyuki dysponuje technikami, które przerażają najsilniejszych shinobi. Okazuje się, że trening, który przeszedł w klanie Kaga dał mu dostęp do potężnego doujutsu. I nie, wyjątkowo nie mam na myśli sharingana. Chociaż w sumie na jedno by wyszło, bo jego moc i tak jest przekokszona. Potrafi hipnotyzować ludzi, kontrolować ich cienie, unieruchamiać, a potem dobijać przy pomocy morderczej ksurigatamy. Dzięki temu, bez żadnej pomocy, sam rozprawia się z kolejnymi oddziałami ninja, które próbują odbić Enju. (A cytaty z walki, by nie patrzeć mu w oczy, bo wpadnie się genjutsu i zamiast tego obserwować dłonie, przypomniały mi tym razem o Itachim).
Dopiero później dowiadujemy się, że za tak wielką moc, chłopak musiał zapłacić też ogromną cenę. Przez cały czas swojego pobytu u Kaga, Kuroyuki był torturowany. Zamykany w ciemności, poddawany niekończącemu się cierpieniu w iluzjach oraz podtruwany, w celi wyrobienia odporności na trucizny. Tym sposobem wyszkolono zabójcę idealnego. Kogoś tak niebezpiecznego, że obawiali się go najbardziej potężni shinobi. Kuroyuki przypłacił to jednak utratą wspomnień, częściowym obłędem oraz powracającymi koszmarami. Jak podsumowano, kontrolna nad cieniami wymaga, aby z każdym użyciem techniki utracić fragment pamięci oraz duszy. (Technika oczna, która wykańcza użytkownika, im częściej jej używa… Hmm… 😉)
To co podobało mi się w tej ścieżce wyjątkowo, to fakt, że bohaterowie w zasadzie rozumieją, że ich emocje nie są zdrowe. Kuroyuki dosłownie robi Enju pranie mózgu, przekonując, że cały świat jest przeciwko niej i tylko on będzie potrafił ją obronić. Tym samym odcina ją kolejno od przyjaciół, klanu, potencjalnych sojuszników… Za to coraz bardziej i bardziej uzależnia od siebie.
W żadnej innej ścieżce z Enju nie robi się taka bezużyteczna pierdoła, przenoszona z miejsca na miejsce jak szmaciana lalka. Co zauważają i wytykają nawet jej przyjaciele, a heroina grzecznie nie zaprzecza. Z kolei uczucia Enju to mieszanka pierwszego zakochania, z poczuciem winy, współczuciem oraz uzależnieniem. Owszem, wie, że stała się słaba. Że Kuroyuki ją skrzywdził, ale nie potrafi się od niego odciąć. A przynajmniej aż do prawie samej końcówki gry, gdzie wreszcie odzyskuje swoją siłę i przejmuje inicjatywę. Dla odmiany, w końcu to ona próbuje kogoś ocalić: głównie Kuroyukiego przed samym sobą.
W finale na jaw wychodzi przy okazji jeszcze jedno kłamstwo. To Kuroyuki był odpowiedzialny za morderstwo Hideyoshiego. Co prawda nie planował zrzucić winy na dziewczynę, ale skoro tak się stało wykorzystał okazje, aby ją uprowadzić. Od początku działał jednak na tajemny rozkaz głów klanu Kōga i Kaga, którzy planowali doprowadzić do przewrotu shinobi. Śmierć wielkiego pana miała zapoczątkować okres kolejnych wojen domowych. A jak wiadomo shinobi mogą prosperować tylko w czasach konfliktu. Należało więc jakiś stworzyć.
W szczęśliwym zakończeniu: Kuroyuki rozprawia się z oboma mistrzami, a potem dobrowolnie poddaje się pod opiekę/kontrolę Hattoriego i ninja Tokugawy. Zostaje także przy boku Enju, która wybacza mu wszystko, bo uświadamia sobie, że nawet jeśli teraz ich relacja jest dziwna, to sama więź pozostaje silna i wkrótce zamieni się w miłość. Rozbawiło mnie jak w tym rozwiązaniu praktycznym, wyrachowanym człowiekiem okazał się Ueno Kandō . Gdy tylko zorientował się, że Kuroyuki może za chwileczkę rozsmarować nim ściany, zaproponował mu posadę swojego głównego zabójcy i oddanie w nagrodę Enju. („Jak ją chcesz, mogę ci ją dać”). Podejrzewam, że gdyby taka propozycja padła na początku historii, mogłaby się spotkać z ciepłym przyjęciem. Na tym etapie Kuroyuki chciał już jednak dla ukochanej tylko lepszego świata.
W smutnym zakończeniu: w trakcie konfrontacji z ojcem, Enju staje mu na drodze i zostaje śmiertelnie ranna. Kuroyuki wynosi ją wtedy z miejsca walki oraz poddaje hipnozie. W swoich ostatnich chwilach, Enju wydaje się, że razem wrócili do wioski, że wszyscy żyją i są szczęśliwi. To był naprawdę łamiący serce finał. I chociaż znacznie bardziej depresyjny, to wciąż pasujący do tej smutnej opowieści. Na dodatek przy kapitalnej grze aktorskiej seiyuu głos Kuroyukiego rozbijał bank. Jego smutek, rozpacz, gniew, miłość… wszystko to przebijało się z każdego słowa.
Postać Kuroyukiego była zatem ciekawa i nawet interesująco poprowadzona. Nie jest to typowy yandere, który zrobi wszystko w imię miłości. Przede wszystkim dlatego, że przynajmniej początkowo, Kuroyuki nawet nie kocha Enju. (Dlatego w sumie nie możemy go tak zaklasyfikować). Jak sam wyznaje: wspomnienie, że była mu kiedyś bliska i nienawiść do Gekkamaru, to jedyne dwie rzeczy, o których w ogóle pamiętał. Dlatego wierzył, że tylko przy jej boku będzie mógł odzyskać człowieczeństwo. I jak widać, faktycznie potrzebował jej do przemiany. Inaczej już zawsze pozostałby śmiertelnie niebezpiecznym szaleńcem na usługach dwóch bezwzględnych kashira.
Miejsce w rankingu: Numer 1. Długo wahałam się między Goemonem i Kuroyukim, bo obie historie były dla mnie niesamowicie wciągające z zupełnie odmiennych powodów. Ostatecznego wyboru dokonałam po poznaniu wszystkich DLC/dodatkowych scenariuszy. Czego by nie mówić o tym podstępnym skubańcu, imponowała mi się jego inteligencja. Ale cóż rzec? Mam słabość do bystrych, spostrzegawczych postaci. Kuroyuki przebijał zaś na tym polu większość shinobi Kōga. Na dodatek, bez większych problemów, potrafił wodzić ich za nos, nawet bez swojego pakernego doujutsu i to mając jedynie 16 lat! Ostatecznie jednak zdecydowałam sie dać złoto tej ścieżce za: 1) wyjaśnienie zabójstwa Hideyoshiego, 2) pokazanie tego bardziej „magicznego” aspektu świata shinobi, 3) umiarkowanie szcześliwe zakończenie (jedyne w którym Enju nie musi zrywać swoich więzi z klanem Kōga, a bohaterowie nie porzucają życia shinobi – czyli pozostają w fachu, za który ich pokochaliśmy ;).
Uwielbiam Nightshade. Moim faworytem był Chojiro, a Kuroyuki mnie ani ziębił ani grzał. Po Twojej recenzji spojrzałam na jego wątek trochę inaczej. Przede wszystkim masz rację co do tego, że był diabelsko inteligentny, wcześniej oczywiście to widziałam, ale nie przywiązałam do tego szczególnej wagi. Mam teraz ochote jeszcze raz przejść ten tytuł.
Mi aż głupio, że tyle czasu trzymałam tę grę na kompie na swojej „liście wstydu” (= kupiłam na wyprzedaży z dziesiątką innych gier i nie odpalałam przez lata), bo obok Nameless ~The one thing you must recall~ to chyba jedna z moich ukochanych gier otome. W ogóle ocenianie chłopaków było bardzo ciężkie, bo każdy wątek bardzo dobry. Dałam Chojiro „4” miejsce, ale stawiam go na równi z całą resztą (poza Gekkamaru), więc w pełni rozumiem, czemu Ci się podobał! A historia Kuroyukiego jest wprost stworzona do ponownego przejścia. Wtedy można się dobrze bawić, analizując jego kłamstwa. Jeśli zaś nie miałaś okazji zagrać w DLC, to też serdecznie polecam, bo Kuroyuki i Enju mają tam jedną z zabawniejszych scen z pisaniem listu miłosnego. 😉
Marzę o tym DLC! Jakoś jednak zawsze było coś ważniejszego do kupienia i pamiętam, że gdy się tylko pojawił to wydawał mi się za drogi jak na paczkę krótkich epizodów. Wydaje mi się, że teraz chyba jest taniej. W przyszłości chcę wrócić do tego tytułu i opisać swoje spostrzeżenia na temat poszczególnych wątków, więc może to będzie dobra okazja do uzupełnienia kolekcji o DLC 🙂 Pozdrawiam! 😀