Czasami ścieżki LI w grach otome są przesłodzone, innym razem tragiczne, albo pełne patosu. Nie zdarzyło mi się jednak jeszcze spotkać z historią, o której najłatwiej powiedzieć, że jest po prostu dziwna. Naszej bohaterce przyjdzie bowiem rywalizować o względy ukochanego… z kamieniem. I to nie jest żart. Opowieść Yune Sekiei, nawet jak na realia świata Steam Prison, jest bardzo pokręcona…
Zacznijmy od tego, że ten wyglądający na 16 lat młodzieniec tak naprawdę przeżył już około czterech wieków. Jego ciało nie starzeje się, nie zmienia, ah i przy okazji jest nieśmiertelny. Jeśli ktokolwiek lub cokolwiek będzie próbowało go zranić – rzeczywistość go obroni. To nie żart. Okna wylecą z ram i zabiją atakującego szkłem, ozdobna broń zleci sama ze ścian, pistolety wybuchną w dłoniach zamachowców… Wydarzenia mogą być różne, ale efekt zawsze pozostaje ten sam. Nic nie może skrzywdzić Yune, ani chociaż się do niego zbliżyć. Dlatego mężczyzna zapomniał czym jest ludzki dotyk, a jego egzystencja to nieprzerwane pasmo cierpienia.
Ale, ale to nie wszystko! Chociaż oryginalnie pochodzi z Depths, Yune zamieszkuje Heights, gdzie pełni role… świętego. W skrócie stara się nie mieszać do polityki bardziej niż to konieczne (lub gdy ma taki kaprys), spotyka się z wiernymi, odprawia modły i jakoś tam sobie wegetuje.
Pewnego dnia spotyka jednak Cyrus, która sprzeciwia się zesłaniu do Depths. Dziewczyna jest pewna, że znalazła sobie sojusznika. Kogoś kto wierzy, że nie zamordowała swoich rodziców. Yune okazuje się jednak wyrachowanym egoistą. W zasadzie nie obchodzi go sprawiedliwość, ani sytuacja Cyrus. Skoro są dowody jej winy, to nie zamierza ich nawet przeglądać. Zamiast tego zatrudnia ją u siebie na służbę, bo potrzebuję… *ta ta da* …mordercy! Yune daje kobiecie miesiąc na próbę pozbawienia go życia. Może wybrać dowolną metodę i moment (choć preferuje mniej bolesne). Jeśli jednak nie wywiąże się z obietnicy pp upływie czasu, to czeka ją egzekucja.
Jeśli zatem spodziewaliście się dobrotliwego świętego, który troszczy się o zagubione duszyczki, to możecie porzucić złudzenia. Yune od początku zimno kalkuluje, co mu się opłaca, a co nie. Zwłaszcza gdy nie musi udawać przed publicznością. Wychodzi więc z niego trochę obłęd: raz wydaje się dostojny i mądry, to znowu przypomina rozpieszczonego bachora, który zrobi wszystko dla zabawy i nie zachowuje się, jak człowiek z kilku wiekowym doświadczeniem.
Naturalnie, Cyrus nie ma wyjścia i przystaje na tą propozycję, choć ma straszne opory. Na dodatek czuje się przy Yune niezręcznie. Mężczyznę bawi jej zakłopotanie, gdy przebiera się w jej obecności, czy naiwny światopogląd. Mimo to, bardzo powoli, zaczyna darzyć ją sympatią – co nie oznacza, że odstępuje od swojego pierwotnego planu.
W trakcie zmieniania odzieży pokazuje nawet Cyrus zamek w swojej klatce piersiowej, za którym jest urządzenie imitujące jego serce. Yune wie, że to właśnie dzięki mechanizmowi osiągnął życie wieczne. Nie dokonałby jednak tego bez rodziny Ferrie, wybitnych inżynierów, którzy zamieszkiwali Depths jeszcze przed Potopem. To oni adoptowali Yune, gdy był jeszcze sierotą, przekazali mu swoją wiedzę, a kiedy w skutek pracy w kopalni do jego ciała dostała się trucizna – pomogli mu nawet skonstruować urządzenie, które utrzymało go przy życiu.
I teraz pojawia się największy absurd, ale też zarazem plot twist w tej historii. Do zbudowania mechanizmu użyto boskiego kamienia – Sekiei… który sam zagadał do Yune, bo „żaden człowiek na świecie nie kochał kamieni i minerałów tak bardzo jak on”. O_o Yune zawiera zatem z Sekiei umowę: kamień będzie go chronił, istniejąc w jego ciele, ale w zamian za to, mężczyzna nigdy nie będzie kochać, nie zazna dotyku i ogólnie przestanie być człowiekiem… Czego potwierdzenie widzimy na każdym kroku. Bo chociaż ludzie darzą swojego świętego uwielbieniem (zarówno w Heights, jak i Depths) – w oczach wielu jest tylko potworem, aberracją, czymś co stanowi śmiertelne zagrożenie.
Yune postanawia wybrać się z Cyrus do Depths, aby spróbować odszukać ocalałych Ferrie. Nie ma złudzeń, że jego przyjaciele jeszcze żyją, ale ma nadzieje zobaczyć chociaż ich potomków, albo dowiedzieć się czegokolwiek o ich losie. Wcześniej nie miał odwagi na podobną konfrontację, bo porzucił przybraną rodzinę w trakcie Potopu. Dręczyły go więc strach i wyrzuty sumienia.
Wyprawa w Dół to zarazem okazja dla Cyrus, by dowiedzieć się czegoś o drugim świecie. Poznaje także inne oblicze świętego, który bez obserwatorów zachowuje się nieco dziecinnie. Najbardziej nienaturalny jest jednak w tym wszystkim Sachsen, który wita Yune w imieniu HOUNDS tak uprzejmie, jakby został zastąpiony przez swojego dobrego brata bliźniaka XD. Wychodzi na to, że facet potrafi odgrywać wzorowego obywatela, kiedy musi. Ale to nie znaczy, że pobyt Yune w Depths przebiega bez problemowo. Chociaż parze udaje się odnaleźć potomka Ferrie – Ulrrika – to ten odmawia pomocy, póki nie dostanie dowodu, że rozmawia faktycznie ze słynnym świętym. (Kocham ten jego pragmatyzm!).
I właśnie wtedy Yune ujawnia jakim jest wyrachowanym dupkiem. Rozkazuje, by Cyrus go zaatakowała, to Ulrik dostanie swój dowód. Na tym etapie ma już podejrzenia, że dziewczyna może została w morderstwo rodziców wrobiona. Mógłby też wymyśleć inny sposób przekonania Ulrika… ale po prostu mu się nie chce. Tak jest najszybciej. (spoiler) I jeśli mamy u niego niskie wpływy, w bad endingu Cyrus wykonuje polecenie po czym umiera, jak każdy kto podniósł rękę na świętego. (/spoiler). Naturalnie, do akcji wkracza Eltcreed i ratuje dziewczynę przed niepotrzebnym pokazem. Trudno mi było jednak pojąc jak po tej scenie twórcy będą nas przekonywać, że Yune to świetny materiał na partnera. Owszem, potem przeprosił… ale to było wciąż straszne…
Chociaż Yune nie otrzymuje w Depths pomocy ze strony Ferriech, to jego wyprawa nie była całkowicie bezowocna. Niedługo potem odkrywa, że istnieje sposób, aby wyłączyć podtrzymujący jego życie mechanizm. Wystarczy się zakochać. Do tej pory Yune nie był zainteresowany innymi ludźmi, ale zauważa, że ilekroć cieszy się z bliskości Cyrus jego serce boli, a zazdrosna Sekiei przestaje go chronić. W końcu zawiedziony kamień informuje wprost, że jeśli mężczyzna nie przestanie, to straci swoją nieśmiertelność. Dlatego w głowie świętego kiełkuje nowy plan i składa Cyrus drugą propozycję: ma się w nim zakochać i tym samym pomóc mu umrzeć.
…i właśnie dlatego uważam, że on jest obłąkany. Najpierw nawet powieka mu nie drgnie, gdy chce zabić Cyrus, a potem postanawia, że będą parą. Kij z tym, że dziewczyna po takich przejściach i niesprawiedliwości jakiej zaznała mogłaby po prostu mieć serdecznie dość wszystkich ludzi, co dopiero wikłać się w relacje miłosne. Dostaje rozkaz, aby porzucić wszystko w co wierzyła i złamać prawo Heights, bo Yune tak sobie wymarzył. I teraz, w zależności od finalnej decyzji, może wydarzyć się kilka rzeczy:
(spoiler) Cyrus może odmówić, zasłaniając się prawem i poczuciem obowiązku wobec innych obywateli. Rozczarowany Yune po prostu zadźga ją wtedy nożem do owoców, bo minął już miesiąc, a dziewczyna przestała mu być potrzebna. Przez moment ma nadzieję, że może skona z żalu po jej stracie, ale tak się nie staje. Wszystko więc wraca dla niego do porządku dziennego… Okeeej… I ty tu nazywałeś miłością, Yune? Sekiei nie musi być zazdrosna i może spać spokojnie! XD
Cyrus może odmówić, ale wyjaśnić, że to z powodu uczucia, którym darzy Yune. Kocha go tak bardzo, że nie zniosłaby jego śmierci. W tej wersji Yune jest bardziej litościwy. Pozwala dziewczynie odejść do policji, oczyścić się z win (za morderstwo rodziców bohaterki odpowiadał bowiem młodszy lord Evans), a nawet dożyć później starości. Yune odwiedza potem bohaterkę w jej domu. On – zupełnie nie zmieniony, ona – zniszczona i pomarszczona przez czas. Rozdarty święty ubolewa nad swoim losem i uczuciem, które skończyło się tak tragicznie. I gdyby ktoś chciał znać moje zdanie, to najlepszy w tej historii ending. Yune pełni dalej role świętego, dając ludziom nadzieję i dzielając się mądrością, zaś ich uczucie przechodzi na inny, ale przez to piękniejszy wymiar. Nigdy o sobie nie zapominają, nawet gdy nie mogą być razem.
Wreszcie, Cyrus może się też zgodzić! A wtedy zaczynają bardzo ostrożną zabawę w parę. Świętego niebezpiecznie jest przecież nawet dotknąć, aby nie sprowadzić na siebie zagłady. Pech jednak chce, że o całej sytuacji dowiadują się Evansowie. A ponieważ mają powody, aby ukryć własną zbrodnie, to pozbawiają Yune statusu, ujawniając, że dopuścił się grzechu. Głowie kościoła nie wolno kochać. A już zwłaszcza darzyć uczuciem morderczynię. Yune jest już wtedy pozbawiony ochrony kamienia. Zostaje więc zesłany do Depths, kiedy Cyrus mierzy się w tym czasie lordem Fitzgeraldem. Bohaterowie mają w tym zakończeniu więcej szczęścia niż rozumu. Ze stołu operacyjnego doktora Glissade, Yune zostaje uratowany przez Ulrika, a Cyrus w jakiś magiczny sposób przeżywa konfrontacje z Evansem i off screenowo dołącza do ukochanego. Następnie para pozostaje już na dole, by zacząć nowe życie. Eltcreed chce nawet pomóc ex świętemu założyć sklep z zabawkami. Czyli suma summarum mogą cieszyć się czasem, jaki im pozostał, a Heights zostawić własnym problemom… Z założenia miał to być chyba happy ending, ale nie uważam takiego rozwiązania za najlepsze. Zbyt dużo wątków zostało niedopowiedzianych lub porzuconych na zasadzie „a, walić to! To już nie nasz problem!”.
Ogólnie mam wobec Yune bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony sama koncepcja niestarzejącego się świętego była dość intrygująca. Niestety już sam motyw z rozumnym, boskim kamieniem, był dla mnie kompletnie niezrozumiały i dziwaczny. Dlatego choć z jednej strony starałam się polubić tą historię (i nawet mnie ciekawiła), o tyle relacje bohaterów nie miały dla mnie najmniejszego sensu. Nie mam pojęcia jakim cudem oni mieliby się nagle pokochać. Ok, ok… Yune sobie tak postanowił, bo chciał skonać, ale Cyrus? Przecież ten facet był dla niej zawsze wredny. Nie wierzył jej, wykorzystywał ją, okłamywał… cokolwiek w danym momencie było dlań najwygodniejsze. Dlatego preferuje niektóre ze „smutnych” zakończeń, bo są logiczniejszymi konsekwencjami wydarzeń fabularnych. Yune był po prostu fatalnym LI, ale dobrą postacią poboczną.
Miejsce w rankingu: Numer 4. Kompletnie nie widzę wątku Yune jako opowieści miłośnej. Chyba że w wersji ze smutnym zakończeniem, bo wtedy można nawet wzruszyć się nad jego losem. Niestety akcja z kamieniem była zbyt naciągana. Dlatego nie udało mi się polubić gostka. Wciąż jednak intrygowało mnie, czy Cyrus faktycznie spróbuje go zabić oraz jak do tego dojdzie. Właśnie dlatego nie znalazł się na szarym końcu, bo nie rzuciłam gry w cholerę i czekałam na zakończenie opowieści. No i jeszcze po raz kolejny otrzymaliśmy obłąkanego Fina, którego zakończenia z przejawami obsesyjnej miłości są bardzo przygnębiające, ale dobrze obrazują motyw upadku nawet najbardziej pozytywnej postaci.