Klaus jest przyjacielem z dzieciństwa Tiany, a zarazem doradcą króla Cattleya. Podczas ataku smoka 20 lat temu, jako młody chłopak, stracił obojga rodziców, ale został ocalony przez matkę i ojca Tiany, a następnie zaadoptowany przez krewnych Lotty. Wskutek tych traumatycznych wydarzeń, Klaus nie pragnie niczego więcej niż dbać o pokój Cattleya i służyć królestwu jak najlepiej. Może dlatego nigdy nie lubił się w szkole z próżnym następcą tronu królestwa Fasan – Matheusem, a jako pracoholik nie ma wyrozumiałości dla jakiegokolwiek zaniedbania.
Początkowo Tiana ukrywa przez Klausem, że w jej posiadaniu znalazły się dziwne zwierzęta, które są tak naprawdę ludźmi. Dopiero gdy drużynie kończą się środki na zakup przemieniającego proszku, dziewczyna idzie poprosić Klausa o pożyczkę. Ten nie ma nic przeciwko, aby wesprzeć ją finansowo. Próbuje jednak wyciągnąć od Tiany więcej informacji. Spanikowana dziewczyna prawie ucieka, a wtedy wpada na mężczyznę, który oferuje jej „łatwą pracę, za mnóstwo kasy”. Dzięki bogom, bohaterka ma na tyle rozsądku, by wydawało się jej to podejrzane. (Gdyby po prostu za nim polazła, straciłabym chyba do niej całkowicie sympatię…). Niestety, kiedy odmawia, facet staje się natarczywy, a wtedy z opresji ratuje ją Klaus. (Panna w opałach wybawiona! Co tam, że mogła palanta prawdopodobnie poszczuć dowolnym zwierzęciem…).
Tiana wraca do książątek z dobrą nowiną oraz potrzebnymi środkami. A trzeba przyznać, że w rozdziałach Klausa następca tronu i jego bracia to naprawdę leniwa banda. Nie pomagają Tianie, nie przejmują się zbytnio, gdy ma kłopoty i nie mają oporu, aby domagać się sprzątania czy gotowania dla nich O_o. Wcale nie dziwiłam się, że Klaus za nimi nie przepadał. Miarka przebiera się ostatecznie, gdy najmłodsi z braci wygłupiają się z proszkiem przemieniającym (zupełnie jakby mieli go za dużo), a pech chce, że w tym samym momencie do pomieszczenia wchodzi Klaus…
…no to teraz zgadnijcie w jakie zwierzę mógł się przemienić marudny okularnik? Oczywiście, że w mysz! Cóż lepiej rymowałoby się z jego imieniem? Naturalnie, książęta nie czują się winni. Zamiast tego zataczają ze śmiechu, że kolejna osoba jest pod wpływem klątwy, a na dodatek ma tak głupią formę. Okeeej… Tymczasem Klaus próbuje zachować powagę, a nawet pracować. Stara się nie pokazywać po sobie, że klątwa pływa nań jakkolwiek negatywnie. Próbował nawet jeść samodzielnie zupę, chociaż łyżka była dla niego za ciężka i o mało się nie utopił. Nie obeszło się więc bez słodkich, proszących oczy Tiany, aby zmienił zdanie i pozwolił się nakarmić. Ostatecznie mężczyzna zamieszkuje razem z resztą drużyny w domu Tiany, ale ani na moment nie odrywa się od obowiązków.
Gdy nadchodzi dzień festiwalu, Klaus towarzyszy Tianie w drodze do atrakcji turystycznych i na targowisko. W pierwszym miejscu oglądają magiczne róże, które jeśli są podarowane, zakwitną jedynie, gdy para darzy się prawdziwą miłością. Klaus mało dyskretnie wypytuje, czy Tiana kiedyś otrzymała od kogoś, coś podobnego. Dziewczyna jest jednak niedomyślna jak głowa sałaty. Potem spotykają kupca Hannesa, który ofiarowuje Tianie zabawkę dla zwierząt – a konkretnie kółko do biegania dla gryzoni. Gdy dziewczyna próbuje przetestować nowe urządzenie w domu, Klaus wpada w coś w rodzaju hipnozy. Kółko go fascynuje, ale z drugiej strony nie ma kondycji, aby tyle ćwiczyć, więc prosi dziewczynę, aby ukryła przed nim zabawkę na wszelki wypadek.
Zaraz potem książęta zostają znalezieni przez Gerdę i Silvio. Korzystając z zamieszania, gdy do domu Tiany dobijają się fanki Matheusa, Gerda zakrada się do środka i rzuca na Tianę klątwę. Warunki zdjęcia czaru pozostają takie same, jak przy pozostałych ścieżkach. Potrzebna jest krew pierwszej Czarodziejki, która została uprowadzona przez Imperium. Bracia muszą pomóc Gerdzie odzyskać mistrzynie, albo w przeciwnym razie na zawsze zostaną zwierzętami, a Tiana umrze. Niestety, w tym samym czasie dochodzi do inwazji wojsk wroga na królestwo Cattleya. Protagoniści dzielą się więc na dwie drużyny. Lucia, Silvio, Erik i Gerda idą uratować Czarodziejkę, kiedy Klaus, Tiana, Matheus i Alfed pozostają bronić królestwa.
W czasie ewakuacji cywilów z miasta, Lotty odbywa z Tianą krótką pogawędkę na temat uczuć Klausa. Dziewczyna wyznaje, że jej przyszywany brat zawsze widział w Tianię „kobietę”, a nie tylko przyjaciółkę. Kiedyś była nawet o to zazdrosna, ale z czasem zmądrzała i jej przeszło. Zaskoczona Tiana zaczyna zastanawiać się nad własnymi uczuciami. Nie ma jednak możliwości, aby znaleźć jednoznaczną odpowiedź, bo problemy natychmiast się mnożą.
Klausa dziwi, że tak niewiele wojsk przybyło do Cattleya. Jego obawy wkrótce zostają zresztą potwierdzone, gdy Lucia kontaktuje się z nimi przez magiczne lusterko. Lord Bernd zdradził i przygotował na Matheusa zasadzkę. To smutne, że rozdziały Klausa są jedynymi, w których następca tronu Fasan nie wpada idiotycznie w pułapkę. Na dodatek tylko dlatego, że Klaus jest podejrzliwy. Sam Matheus zdaje się nie mieć w tym temacie jakiś głębszych refleksji… A chociaż udaje się im uniknąć pewnego zagrożenia, a nawet przy pomocy ptaków ostrzec dodatkowo Alfreda, to stan Tiany nieoczekiwanie się pogarsza.
Zrozpaczony Klaus jest zły na Matheusa, gdy ten informuje go, że nie mogą zająć się kwestią klątwy Tiany, kiedy całe królestwo jest zagrożone. Zamiast tego udają się wraz z Alfredem rozprawić z Dirkiem, który pod postacią smoka terroryzuje Sardine. Dziewczyna nie żywi jednak o to urazy. Ba! Przekonuje nawet Klausa, że powinni do nich dołączyć. Nikt w końcu nie chce, by tragedia sprzed 20 lat się powtórzyła, a ona ma jeszcze dość siły, aby pomóc. Na dodatek otrzymują list od ojca Tiany, dostarczony przez Erika, że moc gwizdka beast mastera ma władze nawet nad smokami.
Jak w każdej innej ścieżce, Tiana ma okazje wykazać się w finałowym starciu. Chociaż to Klaus ją osłania przed ciosami, zwycięstwo jest zupełnie uzależniony od mocy dziewczyny. Tianie udaje się powstrzymać smoka, ale potem traci przytomność. (W tych rozdziałach mdleje średnio raz na chapter). Szczęśliwie, budzi się akurat w odpowiednim momencie żeby odkryć, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Gerda, Silvio i ostatnia Czarodziejka odchodzą, by nie sprawiać więcej problemów. Również książęta postanawiają nie bawić w Catttleya dłużej, bo wzywają ich obowiązki, a Matheus na dodatek spieszy na koronację.
Tymczasem Klaus wreszcie zbiera się na odwagę, by wyznać Tianię uczucie i podarować magiczny kwiat. Mężczyzna wspomina ich dziecięce lata. Wtedy również chciał ofiarować Tianie rożę na jej urodziny, ale w ostatniej chwili stchórzył i postanowił zrobić zakład. Zapytał dziewczyny czy woli dostać kwiat czy ciasto, a kiedy odpowiedziała „tort”, uznał, że to znak, iż jego uczucie nie zostałoby odwzajemnione.
Koniec końców, Klaus nie pozbywa się nawet własnej klątwy, bo wie jak Tiana bardzo polubiła jego mysią wersję i pozostawia antidotum w jej rękach, kiedykolwiek zdecyduje się go użyć.
I to w sumie tyle… Podobnie jak w przypadku Silvio, historia Klausa jest opowiedziana w zaledwie 5 rozdziałach. Trudno więc nie zauważyć, że jest bardzo pourywana i przyspieszona do maksimum. Na dodatek w rozdziałach aptekarza był jakiś dramat. Tutaj, w zasadzie mamy dwóch bohaterów, którzy od początku się kochają, gdzieś w tle toczy się jakiś konflikt, a oni chcą tylko wrócić do starego, spokojnego życia. Może dlatego te rozdziały jakoś szczególnie mnie nie porwały i zdecydowanie wypadają najsłabiej na tle reszty? Również o Klausie nie można na podstawie tylko tej jednej gry wiele powiedzieć. Owszem, jest spostrzegawczy, sumienny i opiekuńczy… czyli jak każdy LI. Niby to typ marudy, który ociepla się w stosunku do MC, ale nie dostali wielu scen razem. Trochę więc zmarnowano potencjał dodatkowego bohatera. Zwłaszcza, że Klaus the Mouse był kapitany. I jakoś wyjątkowo pasowała mu forma gryzonia w kubraczku!
Niemniej, stawiam tą ścieżkę na ostatnim miejscu. Może nie jestem do końca sprawiedliwa, bo nie mówimy o pełnoprawnej historii, ale o jakiejś skróconej wersji. Wciąż jednak opowieść mi się miejscami dłużyła, a wątek w którym MC po prostu zostaje z Klausem był jakoś mało satysfakcjonujący. Zupełnie jakby cała przygoda z książętami straciła na ważności i była tylko małym, nieistotnym epizodem w ich życiu…