Historia hrabiego Saint-Germain, w pierwszej części gry, to był prawdziwy, emocjonalny rollercoaster. Byłam więc bardzo zaciekawiona, jak dalej potoczą się losy ex-nieśmiertelnego agenta Idei i dziewczyny, która nawet nie jest człowiekiem. Ale czego w sumie powinnam się spodziewać, jak nie kolejnej, dramatycznej opowieści?
Scenariusz Saint-Germain zaczyna się w przeszłości. Jak się okazuje, nasz bohater jest wtedy niewolnikiem, który umiera przy budowie jakiegoś zamku… Nie dostajemy szczegółów, więc trudno powiedzieć, co spotkało go tak naprawdę. Wiemy jedynie, że wiódł bardzo smutne, samotne życie, pełne bólu i pozbawione jakiejkolwiek przyszłości. To właśnie wtedy spotyka go agent Idei, który odpowiadał bezpośrednio za zniszczenie zamku = śmierć pracujących tam niewolników. Hermes Trismegistus, bo tak nazywa się agent, jest znanym na świecie ojcem alchemii, który oferuje Saint-Germain przyłączenie do Idei. W zamian za to organizacja spełni jedno, ostatnie życzenie umierającego. Nie mając wyboru, Saint-Germain zgadza się i stwierdza, że chciałby po prostu kiedyś być szczęśliwy… Ohhh… Przecież to dopiero początek! Nie doprowadzajcie mnie do łez! Czego jednak mógł sobie życzyć człowiek, który w zasadzie nie wiedział nic o życiu?
Chwilę potem przenosimy się z akcją do czasów zaraz po zakończeniu podstawowej wersji gry. Saint-Germain i Cardia podróżują razem po świecie, by znaleźć sposób na wyleczenie dziewczyny i unieszkodliwienie Horologium. Tylko w ten sposób będą naprawdę bezpieczni = wolni od Idei.
Brzmi dalej nieco dramatycznie? Spokojna głowa! Ponieważ dalej mamy do czynienia z fanserwisem, początek otwiera bardzo urocza scena.
Cardia odpoczywa na leżaku, na statku, kiedy nagle budzi ją pocałunek. Mniejsza o to, że Saint-Germain przypala sobie przy tym usta. Kiedy tylko może, korzysta z okazji, aby skraść ukochanej chociaż małego całusa. Naturalnie, Cardia robi mu z tego powodu wykład. Jakie to nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Widać jednak, że hrabiego jej zachowanie bawi i niewiele sobie zamierza robić z ostrzeżeń.
Z jednej strony jego postepowanie jest bardzo słodkie, z drugiej – trudno nie sympatyzować z podejściem Cardii. Nie chce sprawiać ukochanej osobie bólu. Na dodatek świadomość, że jego usta dosłownie rozpuszczają się przy każdym kontakcie, na pewno nie należy do przyjemnych…
Choć trzeba przyznać hrabiemu, że chłopina ma niesamowitą siłę woli. Wyobraźcie sobie, że świadomie wkładacie np. łapę do ognia. Owszem, to niby tylko kilka sekund, ale wciąż instynkt każe nam raczej unikać bólu za wszelka cenę… Facet powinien więc się chyba poważniej nad sobą zastanowić.
Bohaterowie podróżują potem razem samochodem, aż docierają do laboratorium Hermesa Trismegistusa. Znanego nam już ze wstępu agenta Idei. Trismegistus był alchemikiem, więc hrabia liczy na to, że znajdą tam jakieś wskazówki. Niestety miejsce okazuje się splądrowane przez złodziei. Bohaterowie tracą cenny trop, a Cardia nadzieje. Mężczyzna pociesza ją, że to dopiero początek poszukiwań, ale wyraźnie nie ma pomysłu, co powinni zrobić dalej…
Następnie bohaterowie udają się wspólnie do Paryża. Dziewczyna czuje się tam bardzo nie na miejscu. Wszyscy są pięknie ubrani, skupieni na sztuce, eleganccy… Czyli sceneria zupełnie inna od praktycznego, stalowego Londynu. Na dodatek pary nie mają oporów z okazywaniem sobie publicznie czułości. Cardia jest trochę przygnębiona, że hrabia idealnie pasuje do tego otoczenia, kiedy ona wygląda jak z innego świata. Mężczyzna od razu orientuje się, że coś jest nie tak. Bierze ukochaną w objęcia, a tej z trudem udaje się uniknąć kolejnych, przypalających pocałunków.
Kolejne sceny mają już miejsce we francuskiej posiadłości, która oczywiście wygląda jak wszystkie inne domy Saint-Germain. Po kolejnych poszukiwaniach, hrabiego zaczynają dopadać wątpliwości. Pyta ukochaną, co by zrobiła, gdyby jednak nie udało im się wyleczyć trucizny. Czy jest pewna, że nie dałaby rady być szczęśliwa? Ze swojej strony deklaruje, że zawsze przy niej zostanie i może go dotykać/ranić ile tylko chce. Dziewczyna długo myśli nad tym pytaniem, a gdy przyniesione przez hrabiego kwiaty, przypalają się na jej policzku postanawia wyznać prawdę: nie, chce być normalna. Tylko wtedy będzie mogła faktycznie czuć się szczęśliwa i bezpieczna. Pragnie móc dotknąć różnych rzeczy i osób bez niszczenia czy krzywdzenia ich. Rozczarowany hrabię odpowiada, że rozumie. Widać jednak, że odpowiedź Cardii ciąży mu na duszy.
Przez następne kilka dni Saint-Germain zachowuje się dziwnie. Cardia ma wrażenie, że znowu zaczął nosić przy niej maskę. Jest z tego powodu bardzo smutna i nieco przestraszona. Uwierzyła przecież, że w końcu nie mają przed sobą tajemnic. Przypadek sprawia, że Cardia spotyka w Paryżu Lupina. (Przypadek, jaaasne…). Dziewczyna jest zaskoczona tym zbiegiem okoliczności, z kolei złodziej przypomina, że przecież Francja to jego ojczyzna. (Swoją drogą, to dość zabawne, że dopiero w Code: Realize ~Future Blessings~ facet zaczyna tak często nawijać po francusku. Chyba zmieniła się grupa tłumaczeniowa. Nagle bowiem Lupin przypomina sobie, że angielski to nie jest jego natywny język XD). Cardia żali się przyjacielowi ze swoich podejrzeń, ten zaś postanawia jej pomóc i porozmawiać z hrabią.
Dochodzi do konfrontacji panów i dostaje potwierdzenia moich przypuszczeń z podstawowej wersji gry. Lupin w rozdziałach Saint-Germain darzy Cardię uczuciami. Wymusza na hrabim przyznanie się, że ten tak naprawdę nie chce wyleczyć dziewczyny. Jak się okazuje, Saint-Germain dręczył strach przed porzuceniem. Ubzdurał sobie, że jak Cardia będzie już normalną osobą, to on przestanie być dla niej wyjątkowy. W końcu będzie mogła dotknąć każdego.
Lupin nazywa go egoistą i tchórzem. Jeśli Saint-Germain nie zamierza faktycznie pomóc, to złodziej chce dotrzymać danego niegdyś słowa i wyleczyć dziewczynę, choćby mieli stać się z hrabią wrogami. Z ich wymiany zdań dowiadujemy się również, że Saint-Germain jest zazdrosny o Lupina i ma bardziej zaborczą naturę. Nie odda Cardii nikomu, a wzruszające wyznanie miłosne sprawia, że dziewczyna postanawia się ujawnić i zdradzić, że podsłuchiwała całą rozmowę.
Naprawdę podobała mi się ta scena i racje każdej ze stron. Obawy Saint-Germain były dobrze umotywowane. Miał prawo przypuszczać, że Cardia zainteresowała się nim tylko ze względu na jego zdolności regeneracyjne. Z drugiej strony wyrozumiała, dojrzała bohaterka nie unosi się gniewem i przeprasza, że nie dostrzegła jego obaw wcześniej. Wreszcie chowający się na drzewie Lupin, obserwujący z boku dalszy rozwój sytuacji, jest cudowny zarówno jako przyjaciel, ale i przegrany w walce o uczucia Cardii. (Aż chciało się go pocieszyć, ale nie bój nic, Lupinku! Masz przecież własny rozdział!).
Po wyjaśnieniu sobie wszystkich nieporozumień, bohaterowie przystępują do wspólnego szukania wskazówek jak unieszkodliwić Horologium. Saint-Germain wyznaje, że wcześniej zataił fakt istnienia istotnych dokumentów, które mogłyby być pomocne. (Stare nawyki wiecznie żywe. Jak się już było podstępnym, zdradzieckim agentem, nie tak łatwo przejść do porządku dziennego). Co więcej okazuje się, że złodziejem, który niegdyś ograbił laboratorium Trismegistusa był nie kto inny jak… Lupin! Przyjaciel dostarcza parze cenną Emeraldową Tablicę, a bohaterowie przesyłają wszystko do Victora, który z czasem wynajduje dla dziewczyny lekarstwo.
W międzyczasie w fabule pojawia się jeszcze jeden plot twist. Okazuje się, że Trismegistus został skazany za zdradę, właśnie za badania nad kamieniem filozoficznym… nad którym pracował, bo chciał wypełnić obietnice złożoną Saint-German, że ten będzie kiedyś szczęśliwy. Zupełnie jakby alchemik potrafił przewidywać przyszłość (podobnie jak Omnibus). I chociaż zginął z ręki Saint-German, to odszedł jako człowiek spełniony, wolny od piętna nieśmiertelności oraz zostawiając przyjacielowi bezcenny podarunek.
Wreszcie, w ostatniej scenie, hrabia prezentuje ukochanej emeraldowy pierścionek zaręczynowy, co okazuje się kluczem do neutralizacji trucizny. A chociaż nie dane jest nam zobaczyć samej ceremonii, wiemy, że bohaterowie odbywają jeszcze wiele wspólnych podróży. Planują m.in. wyprawę do Ameryki, aby odwiedzić Impiego, do Wschodniej Azji – by zobaczyć rodzinne strony Saint-Germain i wreszcie do Londynu, aby tam nareszcie się pobrać. (Czemu Saint-Germain chce zaprosić agentów Idei mieści się poza moimi granicami pojmowania…).
Po raz kolejny rozdziały Saint-Germain były bardzo wzruszające i smutne zarazem. Jego wewnętrzny konflikt, by nie leczyć Cardii okazał się dużym zaskoczeniem. I chociaż nie najlepiej świadczył o postaci, to dodał jej tylko głębi. (Hrabia ma chyba najbardziej pokręconą osobowość ze wszystkich panów). Można sobie bowiem być żyjącym tysiące lat nieśmiertelnym i dalej popełniać ludzkie błędy. Podobne odczucia miałam zresztą po przewrotnym rozwiązaniu wątku z Trismegistusem. Saint-Germain okazał się przecież katem swojego wybawcy. Tak jakby nie spotkało go już dość nieszczęść i tragedii…
Nie mieliśmy tutaj również cudownego, ekspresowego wyleczenia. Nawet po otrzymaniu antidotum od Victora, trucizna dopiero powoli ustępuje i – jak komentuje hrabia – odsłania nowe obszary do całowania. Był więc to dla mnie najbardziej wiarygodny happy ending, który nie przeskoczył głównego problemu z podstawki, ale w pełni się na nim skoncentrował. Wreszcie to rozterki dziewczyny mogły być na pierwszym miejscu, a nie tylko marzenia/plany/kłopoty panów. Do tej pory doświadczyliśmy tego jedynie w wątku Lupina. Na dodatek bardzo lubię mądrą i zdeterminowaną Cardię z rozdziałów Saint-Germain. Aura smutku i nadziei wokół tej pary tworzy idealną kombinację!
Miejsce w rankingu: Numer 2. Saint-German musiał tym razem ustąpić pierwszego miejsca, ale jego opowieść była jedną z najlepszych. Naprawdę wzruszyły mnie jego obawy. Nie były przecież zupełnie bezpodstawne. Fajnie też, że znowu zbudowano znaną z podstawowej wersji gry aurę niebezpieczeństwa wokół tej postaci. W swojej zazdrosnej, zdesperowanej wersji bohater jest nieco straszny. Na szczęście, dla odmiany, tym razem zyskamy szansę popatrzeć sobie na jego oczy. Radosny, zakochany hrabia nie ma swojego firmowego, konspiracyjnego uśmieszku. Zamiast tego przez 80% scen przygląda się ukochanej rozmarzonym wzrokiem… Czyli jednak dostaliśmy nieco fanserwisu, nawet pomimo dramatów 😉