Teorus to kolejny z bogów z Departamentu Życzeń, którego MC może poprosić o ratunek, a w zamian za to musi znaleźć sposób na pozbawienie go przeklętej pieczęci. Ku swojemu zaskoczeniu bohaterka stwierdza, że ten bóg jest nieporównywalnie bardziej przyjazny od reszty. Często się uśmiecha, wydaje się zainteresowany ludźmi, traktuje ją łagodnie, a nawet (jako jedyny) przyjaźni z bogiem z przeciwstawnego Departamentu – Ichthysem. Wydaje się zatem, że Teorus ma dobre serce i otwarty umysł. W końcu jego pracą jest spełnianie cudzych życzeń, czyż nie?
Teorus posiada bardzo potężną moc, jako bóg. Seriously, chyba jedną z najlepszych z całej paczki. Może kontrolować czas. Początkowo potrafi jedynie zamrażać upływ na kilka minut, ale wraz z rozwojem historii facet będzie odpowiedzialny za zarządzanie dniem i nocą, czy nawet okazjonalne skoki w przeszłość/przyszłość. Dlaczego więc to Leon uchodzi za najsilniejszego – poważnie nie mam pojęcia. Ale niech tu ktoś zrozumie bogów?
Dla odmiany i równowagi do swojej mocy, bóg konstelacji Byka ma również bardzo interesującą wadę. Beznadziejną orientacje w terenie. Dosłownie. Gubi się już pierwszego dnia, zaraz po uratowaniu MC, w korytarzach ziemskiej posiadłości. Potem przytrafia mu się to wielokrotnie. Błądzi gdzieś zaplątany w krzakach, a ilekroć bohaterka pyta go o powód spóźnienia, Teorus całą winę zwala na skomplikowaną drogę lub inne, niedorzeczne okoliczności. Jest to więc taki powracający gag, który fajnie pasuje do postaci. (I w pełni mogę się z nim utożsamiać. Mam dokładnie tak samo! Poważnie, potrafię zapomnieć jak trafić do miejsc, które odwiedzam dosłownie codziennie!).
Bohaterowie w zasadzie dobrze dogadują się między sobą od początku. MC nie uważa Teorusa za „przerażającego”, jak np. Scorpio czy Leona, a widzi w nim raczej idealnego księcia. W Teo podobają się jej wygląd, maniery, naiwność i to, że nie traktuje ludzi przedmiotowo. A przynajmniej takie złudne wrażenie odnosi na początku. Jest bowiem jedna rzecz, która sprawia, że Teo traci w jej oczach. Coś, co zarazem ściśle nawiązuje do jego grzechu.
MC zaczyna dostrzegać, że Teorus zawsze otocza się kobietami. Kiedy tylko może spełnia jedynie życzenia płci pięknej i ignoruje mężczyzn. Jest więc bardzo stronniczy w swojej pracy. Szybko okazuje się zresztą, że to nie dlatego, że bóg jest dżentelmenem, ale ogólnie wiedzie dość rozwiązły tryb życia i za swoje względy oczekuje dowodów „miłości”. Bóg konstelacji Byka ma bardzo wypaczone rozumienie tego, czym są uczucia. Jak tłumaczy: chce być kochany przez wszystkich, w zamian za to, będzie każdego obdarzał miłością. Niby układ prawie idealny, bo jak pamiętamy, niebiańskie prawo zabrania faworyzowania jednego śmiertelnika. Tylko że Teo zatraca się w swojej pogoni za przyjemnościami w stopniu, który przestaje być przez Króla akceptowalny.
Niby taka postawa ma swoje jasne strony. Teorus wyjaśnia, że tylko silne życzenia docierają do niebios i nikt nie interesuje się maluczkimi prośbami. On, dla odmiany, chętnie schodzi na Ziemię, by wysłuchać nawet nieistotnych próśb. Szkoda tylko, że ignoruje je, jeśli pochodzą od chłopców i mężczyzn, a jeśli już jakieś spełnił, to tylko na wyraźną prośbę MC.
Z czasem bohaterka zauważa, że chyba również zadurzyła się w rozwiązłym bogu. A chociaż odrzuca ją jego zachowanie oraz fakt, że relacje śmiertelników i ludzi są zakazane, nie potrafi poradzić sobie ze swoimi uczuciami. Zdezorientowana chce szybko opuścić posiadłość, przez co o mało nie potrąca jej samochód. Teorus ratuje kobietę przed wypadkiem, a chwile potem przenoszą się do jej mieszkania, gdzie MC w podzięce szykuje dla nich kolacje.
Nagle jednak Teorus traci siły, a jego przeklęta pieczęć daje znać o sobie. Będąc pogrążony w śnie, bóg woła swojego ojca i prosi, aby go nie opuszczał. Bohaterka opiekuje się nim do momentu, aż ten odzyskuje przytomność. Mężczyzna oznajmia wtedy, że spełni jej dowolne, jedno życzenie. Przypominając sobie opowieść Huedhauta, że zachowanie Teo wynika z jego trudnego dzieciństwa, kobieta prosi w jego intencji, gdy znalazł kiedyś prawdziwą miłość… Co nieoczekiwanie rozwściecza idealnego księciunia!
A mówiąc rozwściecza, mam na myśli prawdziwy szał, bo nagle jego maska opada i chyba zamierzał zgwałcić MC. Cholera wie, co tak naprawdę chodziło mu głowie. Nie zdążylismy się bowiem tego dowiedzieć, bo MC woła o pomoc, dzięki czemu Leon i Huedhaut przybywają z odsieczą. To był chyba jedyny moment w grze, gdy pomyślałam, że przydałby się jakiś PoV Teorusa, bo inaczej… what the hell? Co się właściwie stało? Najpierw gadka-szmatka o niczym, a tu nagle MC we łzach błaga o ratunek…
Od tamtego wydarzenia bohaterka unika bogów. Co się jej w sumie dziwić? Ale wciąż mieli w głowie ich rozmowę. Jako gracz byłam podobnie zbita z tropu. I choć wydawało się, że zodiakalne cudaki dadzą jej już spokój, to dla odmiany zaczepia ją Leon i tłumaczy, że moc Teorusa wyrwała się spod kontroli. Nie tylko zagraża Ziemi, ale i samemu bogu. Skoro więc MC narobiła problemów, to niech teraz to rozwiąże. Oczywiście, Leon używa ładniejszych słów, ale do tego się jego przemówienie sprowadza. Kobieta przyznaje, że może w istocie podnosi za te problemy odpowiedzialność, bo powiedziała Teorusowi rzeczy, które sprawiły mu dużą przykrość. Rozmowę przerywa nadejście przedstawicieli Departametu Kar i Scorpio, całkiem słusznie, zauważa, że Życzeniowcy biorą się za rozwiązanie sprawy od przysłowiowej „dupy strony”. Ichthys sugeruje nawet, że MC powinna pracować z resztą, aby nie tracić niepotrzeebnie czasu.
Jeśli faktycznie sięgniemy po PoV, będziemy mieli okazje przekonać się, że ze swojej perspektywy Teo nie uważał, ze zrobił coś złego. Po prostu nie przyjmuje do wiadomości faktu, że ktoś może go nie kochać! XD I to do tego stopnia, że wypacza mu to postrzeganie całej rzeczywistości. Jako dziecko Teorus był zmuszony mieszkać z ojcem, który mówiąc delikatnie miał wylane na swoją pociechę. Zamiast tego uganiał się za każdą, możliwą boginią a dzieciak był albo porzucony sam sobie, albo świadkiem tych romansów. Patologiczne (chociaż wciąż boskie) środowisko odbiło się na jego psychice. Teo nie wierzy w przywiązanie (w końcu nigdy nie doświadczył stałych uczuć)) i po prostu kopiuje zachowania wyuczone od ojca. Dlatego dopiero, gdy poznajemy prawdę o jego przeszłości, mamy szanse spojrzeć na jego stosunek do MC nieco przychylniej.
Tymczasem MC wraca do posiadłości bogów, aby pomoc Leonowi w pracy. Ponownie odbywa rozmowę na temat małych życzeń, których spełnianie mogłoby uczynić świat lepszych miejscem. Leon nie jest jednak zainteresowany prośbami, które wydają mu się aż tak nieistotne. Bohaterka przypomina sobie, że Teorus miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Dlatego zaczyna tęsknić za bogiem i żałuje, że ich relacje potoczyły się w tak niefortunny sposób. Leon sugeruje wtedy, by posłuchała instynktu. Że zauważył zmianę w zachowaniu podwładnego i jego zdaniem MC ma na Teo pozytywny wpływ („wreszcie zaczął pracować, a nie uganiać się za kobietami!”).
MC postanawia posłuchać rady i odwiedza boga w jego pokoju. Niestety, rozmowa nie toczy się tak jak powinna. Teorus jest bardzo ironiczny. Zarzuca bohaterce, że po całym tym przedstawieniu, przyszła, bo chciała się z nim przespać. Bohaterka przeprasza wtedy za swoje wcześniejsze zachowanie (WTF?!) i za urażenie jego uczuć. Zaczyna płakać, a to trochę uspokaja Teo. Obejmuje kobietę, już nie agresywnie, ale delikatnie, i w końcu zaczyna gadać o swoich emocjach. Bohaterowie wyznają sobie miłość, chęć bycia razem i budowania jakiejś zdrowej relacji.
Obściskiwanie przerywa kolejne osłabienie Teorusa, gdy jego znak znowu daje o sobie znać. Przeklęta pieczęć zaczyna coraz bardziej ciemnieć. Z pomocą przychodzą Leon i Huedhaut. Kobieta zaś uświadamia sobie, że to wszystko może być jej winą. Bogowi nie wolno mieć przecież uczuc wobec tylko jednego człowieka. Zmartwiona modli się o jego szybki powrót do niebios i postanawia opuścić posiadłość. Zostaje jednak powstrzymana przez samego Teorusa, który prosi, by go nie opuszczała. (Znów wychodzi z niego przerażony, samotny chłopiec). Zapominając o boskich zakazach, bohaterowie decydują się zostać razem i stawić czoło wszystkiemu, co przynieście przyszłość.
… a w zasadzie głównie przeszłość, bo jak wspominałam kontynuacje obfitują w skakanie w czasie. W pewnym momencie powróci również ojciec roku i będzie dość bezceremonialnie prowokował syna, przystawiając się do jego dziewczyny. Na dodatek Teorus będzie miał coraz częściej problemy w kontrolowaniu mocy związanych z czasem oraz – paradoksalnie – z chorobliwą zazdrością o MC. Na sam koniec przyjdzie im się także zmierzyć z problemem przemijalności. Czegokolwiek by nie zrobili, Teo uświadomi sobie, że życie jego ukochanej się skończy i znowu będzie sam…
W historii Teo, zwłaszcza tej głównej, nie było jakiś ogromnych zwrotów akcji czy nietypowych dramatów. W zasadzie wszystkie problemy kręciły się wokół kwestii psychologicznych. Tego jak Teorus radzi sobie z przeszłością oraz czy ma siły i wole, by przestać być przerażonym dzieckiem i stać się odpowiedzialnym mężczyzną. Pod wieloma względami była to zatem odświeżają ścieżka. Podejrzewam jednak, że odbiorcom mogą nie spodobać się momenty, gdy bóg konstelacji Byka staje się zbyt… nachalny albo obsesyjnie zazdrosny. Na każdym kroku widać, że on ma jeszcze tak wiele problemów do rozwiązania z samym sobą, że czasami ma się wrażenie, iż MC pcha się dobrowolnie w nieprawdopodobne, emocjonalne bagno.
Miejsce w rankingu: Numer 6 – oceniam te rozdziały jedynie pod kątem zainteresowania historią, a nie tego jak postrzegam Teo jako materiał na partnera dla MC. Bóg konstelacji Byka przeszedł chyba najbardziej burzliwe metamorfozy. Za każdym razem, gdy uczynił jakiś postęp, to zaraz zrobił trzy kroki w tył. Może dlatego jego opowieść bardziej mnie zaskakiwała i szczerze chciałam się dowiedzieć jak w sumie się zakończy? Zasadniczo uważam, że Teorus jest dość antypatyczny i jak wspominałam, ten związek nie wyszedł MC na dobre. Poziom psychologicznego dramatu był tu jednak znacznie wyższy od sielanki w pozostałych wątkach.