Zdecydowałam się rozpocząć od ścieżki Alfreda, tylko dlatego, że trwała jakaś kampania promocyjna, dzięki czemu mogłam spokojnie przejrzeć jego rozdziały bez zbyt długich przerw. Logiczniejszym wyborem byłoby jednak pewnie rozpoczęcie przygody z „Beastmaster and Princes” od rozdziałów Matheusa, ale nie wpłynęło to zbytnio na mój odbiór gry.
Alfred to drugi, pod względem starszeństwa, z armii braci-książąt z królestwa Fazan. Celowo używam słowa „armia”, bo król napłodził tylu synów, że dałoby się uformować oddział z samych jego dzieci… Razem z Dirikiem i Abelem miał on tą samą matkę, co różniło go od reszty z przemienionych książąt.
Gdy zostaje przeklęty, Alfred przyjmuje postać wilka z opaską na jednym oku. Utracił je podobno w bardzo młodym wieku, a okoliczności tego wydarzenia sprawiły, że jest on całkowicie lojalny Matheusowi i wspiera jego prawa do tronu. Z całego rodzeństwa wyróżnia się najlepszymi zdolnościami w walce, dlatego jednym z jego głównym obowiązków na zamku jest szkolenie żołnierzy. Z charakteru raczej nieśmiały i zdystansowany, częściej słucha, niż mówi, a zwłaszcza, póki kogoś naprawdę dobrze nie pozna.
W aplikacji, po przejściu prologu, jego historia zostaje opowiedziana na przestrzeni 7 rozdziałów.
Wobec Tiany jest bardzo uprzejmy. Nie narzuca jej swojej obecności w żaden sposób i stara się nie dokładać jej obowiązków. Dlatego, nawet gdy ćwiczy w ogrodzie w swojej zwierzęcej formie, potrafi przeprosić i przyznać się do błędu, że mógł niepotrzebnie zwrócić uwagę sąsiadów. (Ano, wilk robiący pompki, to dość niezwykłe przedstawienie…).
Nie jest też w żaden sposób roszczeniowy. Nie domaga się od dziewczyny, aby natychmiast pomogła mu odzyskać ludzką formę, a kiedy ta wyjaśnia, że będzie potrzebowała pieniędzy na proszek przemiany, praktycznie od razu wyraża chęć, aby pomóc jej w zarabianiu. Trudno nie zauważyć, że nie zachowuje się po „książęcemu” i szybciej spotka się go na placu treningowym, niż salach audiencyjnych. Alfred bardzo poważnie podchodzi do swojego zadania trenowania żołnierzy, więc zamiast uganiających się za nim kobiet… ścigają go zauroczeni faceci, którzy proszą o wspólne sparingi. XD
Podobał mi się również niezwykły dystans jaki miał do siebie. Gdy tylko Tiana poprosiła, czy mógłby przymierzyć zwierzęce ubranka, zgodził się argumentując, iż tak wiele jej zawdzięczają, że nie wypada odmówić. Reakcja pozostałych braci, gdy zobaczyła wilka w sukience, była przy tym bezcenna! Szkoda, że Matheus nie załapał się na przedstawienie.
Alfredowi bardzo szybko zaczynają imponować umiejętności oraz zaradność Tiany. Kiedy dziewczyna zostaje zaatakowana w lesie przez stado wilków, używa swojego gwizdka, aby uśpić zwierzęta. Niestety, efekt magicznego przedmiotu wpływa również na Alfreda. Ten jednak nie obraża się, lecz proponuje, by odtąd trenowali razem. Nieważne, że będzie przy tym często tracić przytomność. Chce chociaż tak odwdzięczyć się Tianie za opiekę i pomóc jej przy okazji zostać lepszym władcą zwierząt.
Po konfrontacji z Gerdą (uczennicą czarodziejki), dowiadujemy się, że ona i Silvio byli tak naprawdę szantażowani. Aby czarodziejkę nie spotkała krzywda, dostali rozkaz zabicia piątki książąt. Ich wrogość to zatem nic osobistego, a klata z przemianą w zwierzęta okazała się czystym przypadkiem. Mając do wyboru towarzyszenie w odbiciu czarodziejki lub obronę miasta, Tiana decyduje się zostać z Alfredem i wykorzystać swoje umiejętności beastmastera w walce. Niestety, klątwa, którą nałożyła na nią w międzyczasie Gerda zaczyna dawać się we znaki, ale dziewczyna skrzętnie ukrywa za uśmiechem swój ból.
Zaraz potem bohaterowie zbliżają się do siebie. Choć bracia żartowali sobie z nieudolnych podchodów Alfreda znacznie wcześniej. Rodzeństwo wytykało Alfredowi na przykład, że zaaranżował całą sytuację, gdy razem z dziewczyną ukrywali się pewnego dnia przed deszczem. Zwłaszcza, że chłopak obejmował wtedy Tianę. Rzekomo po to, by trzymała się blisko i nie zmokła. Tajemnicą pozostaje skąd właściwie wiedzieli, co się wtedy działo, ale z dialogów można wywnioskować, że obserwowali parkę z ukrycia. Nie ma to jak stalkujący lew, kaczor i królik…
Następne rozdziały robią się bardziej dramatyczne. Prosto z baśni o zwierzątkach zostajemy przeniesieni w sam środek konfliktu, gdzie armie ścierają się ze sobą, a walka krewnych o tron jest tak zażarta, jakbyśmy trafili do Westeros. Zdziwiła mnie więc wyraźna zmiana klimatu, ale odrobina „powagi” zawsze wychodzi fabule na lepsze.
W trakcie inwazji, Alfred układa plan, dzięki któremu obrońcy mogą zdezorientować wroga. Tiana używa swojego gwizdka i płoszy konie kawalerii, w skutek czego nieprzyjaciel musi się chwilowo wycofać i przegrupować. W międzyczasie, przez magiczne lustro od Gerdy, z parką kontaktuje się Erik z ostrzeżeniem, aby natychmiast udali się do Zamku Rosette. Imperator Renard został bowiem zamordowany, a następnym celem wroga jest Matheus.
Na miejscu Alfred ponownie spotyka swojego młodszego brata Dirka – jedynego, z którym łączy go jeszcze wspólna matka, lady Aneglica z Domu Heidrich. Ponieważ Dirk czuje się przez Alfreda zdradzony, ich rozmowa jest napięta i daleko jej do ciepłego, braterskiego pojednania. Bez większych ogródek Dirk przyznaje się, że przybył, aby zobaczyć Matheusa martwego. Nie pozwoli mu zabrać tronu. Chce by to Alfred został następnym królem Fasan. Nawet jeśli drugi książę nie jest tym w najmniejszym stopniu zainteresowany.
Podczas ich wymiany zdań dowiadujemy się wreszcie o okolicznościach śmierci Abela – najstarszego z trójki braci po drugiej żonie. (Bogowie! Koligacje rodzinne w tej grze są tak pokręcone, że przydałaby się jakaś rozpiska! Tam jest więcej pretendentów do tronu, niż poddanych). Alfred wyznaje, że to on tak naprawdę zabił Abela. Dirk jest jednak zbyt przejęty swoją wizją przyszłego imperium utworzonego z Renard, Cattleya i Fasan, aby mieć mu to za złe. Ponieważ Alfred dalej się opiera, zdegustowany Dirk postanawia zabić Tiane… (dzieciak ma talent do zjednywania sobie rodziny), a para zostaje zmuszona do ucieczki.
Alfredowi i Tianie udaje się połączyć siły z Klausem, a nawet znaleźć rannego Matheusa, tylko po to, by Lucia ponownie przekazał im złą wiadomość przez magiczne lustro. Czarodziejka nie przebywa już w Renard, a wszyscy książęta są oskarżeni o kolejne morderstwa i nazywani uzurpatorami. (Przecież oni nawet nie przejęli żadnego tronu…?!). Bohaterowie muszą podjąć rozpaczliwy pościg, bo tylko krew czarodziejki może uwolnić ich od klątwy. Alfred początkowo chce działać sam (łatwiej byłoby mu przemieszczać się nocą pod postacią wilka), ale Tiana oponuje. Gdy Klaus odchodzi zdobyć jedzenie, chłopak dzieli się wreszcie z Tianą swoją historią.
Od dziecka podziwiał i obserwował Matheusa, ale matka zawsze ostrzegała, aby trzymali się od niego z daleka. Alfreda ciekawiło jednak, czy Matheus faktycznie jest tak okrutnym, niebezpiecznym człowiekiem jak plotkowano. Pewnego dnia Abel poprosił Matheusa o sparing. Ten odmówił, bo nie miał przy sobie broni… a wtedy Abel próbował zaatakować go zdradziecko, gdy Matheus odwrócił się, aby odejść. Alfred stanął w obronie brata i zasłonił swoim dziecięcym ciałem. Co prawda utracił w skutek tego oko, ale occalił Matheusa, a jego miecz pozbawił Abela życia. Dalszą rozmowę przerywa powrót Klausa oraz omdlenie Tiany. Klątwa Gerdy zaczyna bowiem odbierać jej siły i dziewczyna traci życie z każdą uciekającą minutą.
W międzyczasie Dirk paktuje ze smokiem (ten dzieciak jest zarąbisty XD), zapieczętowanym w ciele porwanej czarodziejki. Chłopak oddaje bestii oko, w zamian za co zostaje nowym panem potwora i sprowadza zniszczenie na królestwa. Dlaczego? Podobno, aby pomścić Abela i odegrać za to, że Alfred oddalił się od niego… Zazdrość rodzeństwa, to straszna rzecz. „I will burn you to ashes, Matheus!” – przysięga mały szaleniec. Jesus Christ, dude… co on ci takiego kiedykolwiek zrobił?
Po przebudzeniu Tiany, Alfred przeprasza ją, że był tak samolubny. Skupił się kompletnie na swoich problemach i kwestii sukcesji, zapominając, że klątwa powoli zabija dziewczynę. Jest to zarazem moment, gdy bohaterowie uświadamiają sobie swoje uczucia. Tiana doskonale zdaje sobie jednak sprawę z tego, że jest zbyt nisko urodzona, aby planować wspólną przyszłość. Ma więc opory i ukrywa obawy przed drugim księciem.
Tymczasem wreszcie nadchodzi moment ostatecznej konfrontacji z Dirkiem. Dzieciak zdołał bowiem w formie smoka skopcić już spory kawał królestwa. Alfred początkowo chce walczyć samodzielnie, ale dzięki konsultacji z Gerdą, Tiana odkrywa, że jej gwizdek ma moc powstrzymania każdej bestii – nawet smoka. Podobało mi się, że kluczową role w walce finałowej odegrała zatem MC, a nie jej partner. Dzięki talentom beastmastera, Dirika udaje się spacyfikować. Alfred obejmuje wtedy szczeniaka i przeprasza, że nie był dobrym bratem, zbyt skupionym na królestwie i obojętnym na jego uczucia. Chłopak i lord Bernd trafiają do więzienia, ale drugi książę uwalnia się wreszcie od piętna przeszłości i poczucia winy. Wie, że chce zostać przy boku Matheusa, strzec królestwa i nie pozwoli, by ponownie wątpliwości wpływały na jego osąd.
Jeśli udało nam się po tym rozdziałam osiągnąć szczęśliwe zakończenie, Alfred nie waha się dłużej. Mobilizowany przez Matheusa słowami, iż prawdziwy mężczyzna powinien potrafić zawalczyć o własne szczęście, wilczek prosi Tianę o rękę. Scena z różami jest urocza, ale jeśli mieliście pecha i trafiło Wam się „neutralne zakończenie”… to jest dziwnie. Alfred odpala przy śniadaniu coś w stylu: Tiana, może się hajtniemy…? Tylko nie mam pierścionka. Przy okazji podczas mi masło? Jednocześnie postanawia nie zdejmować z siebie całkowicie klątwy, bo – jak argumentuje – ma wrażenie, że dziewczyna lubi również jego zwierzęca postać. (WTF…? O_o). Otrzymujemy więc bardzo pokrętny happy ending, ale skoro jednak bohaterowie uważają, że tak jest lepiej, to co ja tam będę komentować?
Summa summarium, miałam wrażenie, że naprawdę czytam baśń. Miejscami nieco podkręconą (te wszystkie intrygi i skrytobójstwa), ale wciąż bardzo magiczną, dziecięcą opowieść. Po grach tego studia spodziewam się raczej ciekawszych historii. Poruszających jakąś nietypową tematykę, ale nie uważam, że cała gra jest zła. To po prostu zupełnie inna narracja, nastawiona mocno na komedię i pod tym względem bawiłam się dobrze. Należy tylko podejść do całości z przymrużeniem oka… Hej, romansujemy przecież z robiącym sztuczki wilkiem z opaską na oku! Czego się spodziewaliście?
Alfred jest miły, odważny, opiekuńczy, wierny, szlachetny… i przez to szalenie płaski jako bohater. Nawet jego problem nie jest tak naprawdę „jego”, bo dotyczy zbyt ambitnej rodziny i zazdrosnego Dirka, a nie wynika z osobowości. Owszem, jego rozdziały miały kilka słodkich momentów, np. gdy przytulił tego irytującego szczeniaka, ale nie wciągnęły mnie zbytnio i czytałam je bez entuzjazmu. Ot, po prostu poprawna historyjka. Czy jednak cokolwiek z niej zapamiętam za jakiś czas? Z drugiej strony nie trudno mi sobie wyobrazić, że właśnie za tą nieskazitelność, Alfred może znaleźć sobie oddanych fanów.