Niezwykle rzadko zdarza się tak, że nie bardzo wiem, co napisać o jakimś wątku. Jako literaturoznawca z wykształcenia, mogę o fabule gadać godzinami. Tymczasem historię Arsèna Lupina i Cardii można, by podsumować jednym słowem: przeznaczenie. Ta urocza para tak dobrze się uzupełniała, że w zasadzie nie było w tej historii żadnych, zaskakujących dramatów. A tradycyjny schemat gier otome wygląda przecież tak: para wspólnie rozwiązuje jakiś problem (jego lub jej), w skutek czego zbliża się do siebie, następuje moment wyznania uczuć i happy ending. I chociaż mieliśmy tu wszystkie wymienione elementy, to relacje bohaterów były tak naturalne, że ani przez moment nie braliśmy pod uwagę innego zakończenia. Lupin i Cardia podobali się sobie od początku, wspierali się od początku, uzupełniali od początku… i w sumie nic dziwnego, że są kanonem przepięknie zilustrowanej przygody pt. „Code: Realize”.
Ale przeniesiemy się do prologu. Nasza bohaterka – Cardia – cierpi w skutek zabójczej trucizny zamkniętej w jej ciele przez genialnego naukowca, doktora Isaaca. Dziewczyna nie może nikogo dotknąć, a już z pewnością nie wierzy, że taki potwór jak ona zasługiwałby na czyjeś uczucie.
W momencie, gdy do posiadłości Cardii dociera gwardia królewska, pewien bardzo pewny siebie złodziej, postanawia ją wykraść spod nosa kapitana Leonhardta. Zdezorientowana dziewczyna nie stanowią oporu, bo nie zależy jej na własnym życiu. Nie chce krzywdzić ludzi. Nie czuje, że ma przed sobą jakąś przyszłość. Niczego nie pamięta ze swojej przeszłości, nie obchodzi ją następny dzień. Jest więc jej wszystko jedno, co stanie się z nią dalej.
Zaczyna jednak inaczej patrzeć na swojego porywacza, gdy ten składa jej obietnicę. Znajdzie sposób, aby Cardia mogła kiedyś zaznać ludzkiego dotyku. Lupin szybko zresztą udowadnia, że nie jest mocny tylko w gębie. Zabiera ze sobą dziewczynę do Londynu, omijając po drodze wszystkie przeszkody, a tam razem poznają i rekrutują przyszłą paczkę specjalistów/przyjaciół do walki terrorystami. Lupin czaruje, zabawia, zaskakuje… Czyli w skrócie, pokazuje cały repertuar tego, co powinien reprezentować sobą „złodziej dżentelmen”.
Szybko rzuca się w oczy, że już na tym etapie Lupin najzwyczajniej lubi swoją zabójczo niebezpieczną podopieczną. Nie znajdziemy ani jednej sceny, w której nie byłby dla niej przyjazny. Nie uśmiechał się, nie udzielał rad albo nie próbował pocieszyć. Cały czas uczy ją o świecie, by przestała być jak smutna, piękna lalka, ale odnalazła własną siłę. Zazwyczaj odpowiada na wszystkie pytania (nawet te problematyczne). A jeśli wyjątkowo nie chce lub nie może tego zrobić, nie odsuwa dziewczyny od siebie, jak mają w zwyczaju inni bohaterowie. Choć nie brak mu śmiałości, dba o jej prywatność. Nawet gdy Cardia nie jest jeszcze świadoma czym dokładnie są relacje damsko-męskie. Np. jest zażenowany, gdy ta bez oporów pokazuje mu Horologium na swojej piersi, czy gdy wyprowadza Impiego podczas badań lekarskich.
Dla odmiany Cardia nie podziwia głupio Lupina, ale zaczyna go naśladować. To miło, że zamiast myśleć „oh, jaki on jest zaradny i silny!”, dziewczyna wybiera: „chcę mu kiedyś dorównać albo go przewyższyć!”. Dlatego uczy się złodziejskiego fachu podczas wspólnych treningów w rozdziale trzecim. A ponieważ Lupin nie jest jakimś wybitnym wojownikiem (nie przepada za przemocą), to po otwieraniu zamków, uwalnianiu z więzów, czy skradaniu przychodzi pora na szkolenie z ucieczki.
Co ciekawe, wpływy u Lupina zdobędziemy nie poprzez powtarzanie tego, co nam wcześniej pokazał, ale zaskakując go sztuczkami nauczonymi od innych chłopaków. Arsènowi imponuje więc, gdy Cardia staje się niezależna. Ta zaś czuje się przy nim bezpieczna. Ma dość motywacji, by pracować nad sobą i nie zgrywać damy w opresji. „Czy kiedyś cię pokonam?” to pytanie, które powraca podczas wspólnych treningów. I chociaż Lupin bywa nieco arogancki, to nie mówi jednoznacznie „nie”. Wyobrażacie sobie coś takiego w przypadku np. Chizuru?
Ich wzajemne zauroczenie było więc nieuniknione do tego stopnia, że nawet trudno wskazać, kiedy się zaczęło. Możliwe, że zaraz po scenie tytułowej… Mimowolnie też przypominali mi inną znaną parkę z popkultury. Rouge – której dotyk pozbawiał innej mocy/życia oraz Gambita – francuskiego łotrzyka, czyli mutantów z komiksowej serii „X-men”.
Rozdziały Lupina, to również jedyne w których faktycznie skupimy się na problemach Cardii, a nie tylko będziemy pomagali chłopakom. Samozwańczy złodziej dżentelmen twierdzi, że walczy przede wszystkim o sprawiedliwość. (spoiler) Stara się też udaremnić intrygę Twilightu, aby uczcić tym samym pamięć swojego mentora. Człowieka którego kiedyś podziwiał, a od którego nauczył się wszystkiego o złodziejskim fachu. (/spoiler) I chociaż początkowo nie kierują nim żadne specjalne pobudki, mające na uwadze dobro Cardii, to w zasadzie zaraz po poznaniu dziewczyny chciał przywrócić na jej twarz uśmiech.
„Jest bohaterem” – stwierdza MC, a my na dowód tych słów dostajemy cały szereg heroicznych scen. Na przykład, gdy Lupin próbuje osiągnąć swój cel, planując porwanie lidera terrorystycznej organizacji. Co prawda, starcie z Twilightem w pociągu kończy się niezgrabną ucieczką, a przechwałki Lupina o jego zerowej szansie na porażkę zostają boleśnie poddane próbie. I chociaż przez paplaninę Finisa, złodziej zaczyna domyślać się pewnych rzeczy, jego uprzejme zachowanie względem Cardii nie ulega zmianie.
Nawet po poznaniu prawdy, w ukrytym laboratorium doktora Isaaca, informacja o prawdziwym pochodzeniu dziewczyny nie robi na nim zbytniego wrażenia. Chociaż Cardia czuje się załamana, że jest tylko konstruktem, dziełem szalonego naukowca, ożywionym jedynie dzięki mocy Horologium – dla Lupina dalej pozostaje „jego cennym klejnotem”, jak lubi ją nazywać.
Co ciekawe jedynie w ścieżce Lupina, Cardii udaje się w samotności opuścić posiadłość w rozdziale 9 i nie jest przez nikogo zatrzymywana. Dzięki temu możemy zobaczyć, co by się stało gdyby wróciła do swojej starej posiadłości. Nienawidzący i bojący się jej ludzie tylko czekali, aby ukarać dziewczynę za wszystkie urojone niepowodzenia. Cardia, naturalnie, zostaje uratowana przez złodzieja dżentelmena, a przy okazji otrzymuje coś na kształt wybaczenia od Etty. Dziewczynki, która zdaniem Cardii, straciła przez nią matkę. Btw. poza Saint-Germain jedynie Lupin ma okazje poznać całą, smutną przeszłość Cardii. Kolejny dowód ich ogromnego zaufania…
Chwilę potem dowiadujemy się o zamachu na królową. Lupin i Cardia pędzą więc władczyni na pomoc. Te fragmenty znowu były naciągane tak, że aż trzeszczało, ale najwidoczniej żadne pojawienie się Viktorii nie może być w tej grze dobre. Postacie poboczne przekonują przy tym odbiorcę, jak cudownie nasza parka się uzupełnia. Faktycznie, Cardia jest tutaj dość zaradna np. sama wpada na pomysł, aby zagadać Finisa i kupić Arsènowi trochę czasu. Ten zaś popisuje się całym wachlarzem swoich sztuczek, czarując zręcznością, pomysłowością i charyzmą. Miejscami miało się wrażenie, że nawet Leonhardt zaczął kibicować temu paringowi…
Dopiero po powrocie do grupy, Lupin i Cardia wyznają sobie wzajemnie uczucia. A w zasadzie Arsène opowiada o swoich, chcąc ostatecznie przekonać dziewczynę, że nie widzi w niej potwora, ale ukochaną. Zachwycona dziewczyna nie potrzebuje innych dowodów, aby wreszcie uwierzyć, że jest czymś więcej niż tylko konstruktem. Wcześniej wydawało jej się, że nawet nie zasługuje na uwagę kogoś takiego jak Lupin. Ten zaś przyznaje, że możliwe ich zakochał się w niej od pierwszego spojrzenia.
Oczywiście, ich wspólne szczęście przerywa pojawienie się antagonistów. I tym sposobem wszystkie wątki z rozdziałów poprzednich chłopaków wreszcie się zazębiają. Ponownie zobaczymy Nemo z jego irracjonalnie wielkim statkiem, babcie Omnibus, która będzie próbowała rozwiązać problemy ludzkości poprzez skrytobójstwa, czy Aleistera, który ma niedokończone porachunki zarówno z Van Helsingiem, jak i z Herlockiem Sholmsem.
Swoje pięć minut otrzymuje także Finis oraz doktor Isaac, ujawniając wreszcie mroczny plan antagonistów i przy okazji znaczenie tytuły gry. (spoiler) „Code: Realize” to kryptonin misji. W skrócie: doprowadzanie ludzkości do przyspieszonej, naukowej rewolucji poprzez ciągłe wikłanie świata w konflikty zbrojeniowe. W tym celu doktor chciał zrobić z siebie coś w rodzaju boga-maszyny. Stworzył Finisa (na wzór swojego zmarłego syna), aby zabrać od niego w przyszłości ciało oraz Cardię (na wzór córki), aby odebrać jej Horologium (po przemienieniu go w kamień filozoficzny) jako potężne źrodło energii.
Tak naprawdę doktor był jednak całkowicie szalony z żałoby. Po śmierci rodziny nie potrafił pogodzić się ze stratą. Szukał sposobów na wskrzeszenie krewnych oraz pragnął zemsty na Bogu, który go opuścił. Ciężko z nim sympatyzować, bo jego historia, chociaż tragiczna, to została opowiedziana bardzo pobieżnie. Na dodatek trochę to było niepotrzebnie zagmatwane na mój gust. A już w ogóle Finis wydawał się w tym wszystkim zbyteczny. Zupełnie jakby wciśnięto go na siłe, aby mieć podobieństwo do „Hakuoki”, ale błąkał się chłopina po tej fabule bezużytecznie. (/spoiler).
Pomimo podjętych próby, Cardii nie udaje się dotrzeć ani do ojca, ani do Finisa – którzy wolą śmierć od porażki. (Nie ma to jak wykopać się samemu z opowieści). Przy okazji ma jednak miejsce znacznie istotniejsze wydarzenie. Po przemianie kamienia, resztki trucizny znikają z ciała dziewczyny. Kiedy więc Lupin ratuje ją, tym razem z objęć szalonej rodzinki, to może przy okazji dotrzymać pierwotnej obietnicy. W żadnym innym zakończeniu, para nie otrzymuje tak pełnego happy endingu. (spoiler) Jedynie tutaj widzimy efekt pełnego zneutralizowania trucizny = szybkiego, radosnego ślubu Lupina i Cardii, w otoczeniu przyjaciół i zalanego łzami Leonhardta. Skoro bowiem nic już ich nie powstrzymuje przed fizycznym kontaktem, to co się dziwić, że nie zamierzali czekać? (/spoiler)
Rozdziały te różnią się także od pozostałych bardzo dużą ilością scen, które poznajemy z perspektywy Lupina. Chociaż ten zabieg w narracji był już przez twórców wcześniej stosowany (np. w wątku Saint-Germain’a), to nie były one aż tak długie, jak gdy oglądamy świat oczami czarującego złodzieja. Możemy przy okazji dowiedzieć się, co myśli nie tylko o ukochanej, ale o towarzyszach, czy o własnych umiejętnościach. Widać również, jak pozostali bohaterowie kibicuja parzę, nie pozwalając przyjacielowi na podejmowanie nieprzemyślanych, pochopnych działań.
Na dodatek, w neutralnym zakończeniu, Cardia nie zaczyna samodzielnego życia, ale wybiera śmierć razem z ukochanym. Tym sposobem, bez względu na finał, „Code:Realize” naprawdę staje się ich wspólną, niezapomnianą historią. I, przy okazji, doskonałym epilogiem dla przygody z tym tytułem.
Miejsce w rankingu? Numer 2 – naprawdę lubię Lupina. Uważam, że to była odświeżająca konstrukcja postaci na tle konkurencji tego gatunku. Miał tyle samo wad, co zalet i pozostawał przy tym wiarygodny oraz interesujący. Mój jedyny problem z jego rozdziałami, to kilka słabych zwrotów akcji. Na przykład pojawienie się Etty z książką czy cała sytuacja w pałacu królowej. Również Cardii zbyt często przypadała rola noszonej na rękach „damy w opresji”. Jasne, dostaliśmy w zamian fajne CG. Szkoda tylko, że są przez to dość podobne. Dlatego, mimo całej mojej sympatii i zrozumienia, że nie łatwo napisać wątek, który jest romansowy i przy tym odpowiada na wszystkie fabularne pytania, nasz czarujący złodziej spada nieznacznie z podium. Założę się, że miałby na ten temat jakiś dobry komentarz!