Ponieważ bardzo chciałam poznać historię postaci, która ciekawiła mnie najbardziej – postanowiłam zmienić swój pierwotny plan, przeskoczyć póki co wątek Viktora i przejść od razu do hrabiego Saint-Germain. Jako że mam słabość do srebrnowłosych postaci, to facet miał u mnie jakieś +5 punktów sympatii na wstępie. Na dodatek ktoś chyba mocno inspirował się przy jego projektowaniu Xellosem ze „Slayersów”. Sant-Germain jest wiecznie uśmiechnięty, tajemniczy i otwiera oczy tylko, gdy robi się poważnie. Głosu nie udzielał mu jednak Ishida Akira, a Hirakawa Daisuke (znany mi tylko z różnych pobocznych ról). I, o mójcie panie, ależ to był nietypowa przygoda! Zupełnie jakby odrębna historia, która z resztą chłopaków wydaje się kompletnie nie mieć nic wspólnego! A przy okazji jaki ciężki orzech do zgryzienia co wybrać, bo chyba nikt nie miał tylu fajnych CG!
Na początek powiedźmy jednak trochę o pierwowzorze. Jest to bowiem pierwszy bohater z paczki Lupina, który nie sięga korzeniami XIX wiecznej literatury. (Pojawia się jednak w „Pikowej Damie” Puszkina i „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Potockiego). Prawdziwy hrabia często gościł na licznych dworach w całej Europie, a nawet Rosji. Był znany ze swojej gry na skrzypcach i wiolonczeli, bogactwa, „szaleństwa” i tworzenia dzieł sztuki. Niektórzy podejrzewali go o szpiegostwo i powiązania z linią królewską. Trudno jednak powiedzieć na jego temat coś pewnego. Wciąż zmieniał miejsce zamieszkania i imiona. Nawet jego pogrzebowa trumna okazała się pusta. Szybko stał się więc ulubioną figurą-symbolem w towarzystwach okultystycznych. Wiele osób twierdziło, że ma z nim jakieś koneksje albo nawet podawało się za niego.
Gdy poznajemy hrabiego po raz pierwszy w grze, ma to miejsce podczas nocnej przechadzki bohaterki po posiadłości. Dziewczynie wydaje się wtedy, że widziała ogromną, chodzącą zbroję. Wkrótce jednak zapomina o tym wydarzeniu i udaje się do biblioteki. A tam Saint-Germain pojawia się dosłownie znikąd i wita swoim przyklejonym, uprzejmym uśmiechem. Jak się potem okazuje, ekscentryczny arystokrata pozwolił paczce zamieszkać w swoim domu, bo „go bawią”. Nie posiada przy tym służby, sam wykonuje większość domowych obowiązków (np. sprzątanie) i nie wydaje się specjalnie przywiązany do różnic stanowych. O samym mężczyźnie nie dowiadujemy się wiele, poza faktem, że zawsze przed posiłkiem odmawia modlitwę i pochodzi prawdopodobnie z Francji.
W rozdziale trzecim, gdy chłopaki szkolą Cardię z przydanych umiejętności, Saint-German oferuje w zamian za to wycieczkę po mieście. I chociaż sama postać mnie ciekawiła i rozumiałam idee przyświecającą tym lekcjom (znajomość terenu daje przewagę i w uciecze, i w walce), to podczas łażenia po Tower Bridge wynudziłam się śmiertelnie. Może dlatego, że hrabia ani na moment nie zdjął swojej uprzejmej maski. Lekko komplementował Cardię, był dżentelmenem, a ona twierdziła, że widzi w nim jakąś „samotność”.
Gdzie? Z czego to wynikało? Bo ja niczego, co by na to wskazywało nie spostrzegłam. Dziewczyna miała więc jakąś przewagę nad nami i off screenowe info na jego temat. Ale nam, niestety, nie dane było się tego dowiedzieć, bo zamiast tego otrzymaliśmy: „Proszę państwa, po lewej widzimy Tower Bridge, pod nami Tamiza, a za 10 metrów zatrzymamy się w punkcie, gdzie wolno robić zdjęcia…”. A przynajmniej tak wtedy myślałam, bo sam most okazał się mieć potem dla naszej pary ważne, symboliczne znaczenie!
I chociaż hrabia cały czas towarzyszy później chłopakom, to miałam wrażenie, że nieco „prześlizguje się” po fabule. Od czasu do czasu coś skomentuje, ale był prawie niewidoczny aż do rozdziału ósmego, w którym bohaterka postanawia wreszcie opowiedzieć o swojej przeszłości.
(spoiler) A dokładnie o jedynej sytuacji, gdy postanowiła nie posłuchać rozkazu ojca i po przebudzeniu opuściła posiadłość. Przed lińczem ze strony ludzi uratowała ją wtedy Eliane, kobieta samotnie wychowująca dziecko. I chociaż starała się ukryć drugą dziewczynkę, fanatyczni mieszkańcy odnaleźli „potwora” i postanowili ukarać kobietę. Cardia i Elaine zostały zamknięte razem w ciemnej jaskini. Wystarczy, że przetrwają określoną ilość dni, a mieszkańcy uwierzą, że Cardia nie stanowi zagrożenia i je wypuszczą. (Taaa… na pewno dotrzymaliby słowa). I chociaż obie bohaterki są bardzo ostrożne, okazuje się, że nie można ocalić Elaine. Samo przebywanie w pobliżu Cardii sprawia, że trucizna dostaje się do powietrza, a w jaskini była niewystarczająca cyrkulacja. (…była jakakolwiek? Podobno je zamknęli…). Tak czy inaczej, Cardia wydostała się z pułapki dzięki truciźnie, ale dla kobiety było już za późno (/spoiler).
Dziewczyna wciąż obwinia się za tamte wydarzenia, a Saint-Germain próbuje ją pocieszyć i jest wdzięczny za podzielenie się swoją historią. Wkrótce zresztą dowiadujemy się dlaczego i zaczyna się przedziwna, wzruszająca opowieść dwóch bardzo cierpiących dusz.
Gdy po odkryciu prawdy o sobie, w laboratorium doktora Isaaca, Cardia postanawia opuścić potajemnie drużynę, to właśnie hrabia czeka na nią pod bramą posiadłości. (spoiler) Dziewczyna jest przytłoczona śmiercią Finisa (który twierdził, że jest jej bratem, a którego Saint-German zadźgał bez mrugnięciem okiem) oraz faktem, że okazała się konstruktem, czymś w rodzaju ożywionej lalki, która zawdzięcza swoje istnienie Horologium. (/spoiler) Hrabia zgadza się, że ucieczka, by nie narażac nikogo więcej, to doskonały plan! Tylko że będzie jej towarzyszył. Ot, tuż za rogiem, ma inną, tajemną posiadłość, gdzie będą mogli się ukryć. Cardia, niewiele myśląc, przystaje na propozycję. Dopiero, gdy podczas wspólnej kolacji w nowym miejscu, hrabia informuje, że zamierza ją zabić, zdaje sobie sprawę, że mogła jednak trochę się zastanowić i przeczytać drobny druczek na umowie…
Przez następne rozdziały jesteśmy świadkami wyraźnej walki hrabiego z samym sobą. Najpierw chce Cardie zasztyletować, potem udusić, a potem dochodzi do wniosku, że da jej dwa dni życia. Bo tyle potrzebuje, aby stworzyć truciznę, która pozwoli jej bezboleśnie odejść z tego smutnego świata. Przez cały ten czas, tak jak bohaterka, gorąco pragniemy dowiedzieć się: ALE DLACZEGO?! Hrabia jednak dalej jest milczący i smutny. Choć wygląda na to, że po prostu nie ma wyboru i wykonuje czyjeś rozkazy. Dopiero po swojej ucieczce (dzięki zdolnościom złodziejskim nauczonym od Lupina), Cardii udaje się wrócić do paczki i razem z nimi uchylić rąbka tajemnicy.
Hrabia należy do innej organizacji (The Apostles of Idea), której bał się nawet doktor Isaac i Twilight. Ich celem jest pilnowanie, by historia toczyła się „właściwym” torem i likwidowanie wszelkich niebezpieczeństw, które mogą temu ładowi zagrozić. Jako agent Idei, Saint-Germain dostał rozkaz, aby usunąć doktora Isaaca, Finisa, a nawet Cardię, co też konsekwentnie realizował. Cały problem polega na tym, że gdzieś po drodze, hrabia zakochał się w dziewczynie, przez co nie był w stanie zabić ją z zimną krwią. To, naturalnie, wkurzyło jego szefową (aka Omnibus, aka Ewa – tak, ta z Księgi Rodzaju), która zagroziła, że jeśli tego nie zrobi to:
1# sprawadzi zgubę na świat (Omnibus zna przyszłość i twierdzi, że istnienie Cardii doprowadzi do katastrofy),
2# odbierze mu nieśmiertelność (hrabia żyje sobie bowiem jako agent już od tysiąclecia!). Co więcej, hrabia ma powody, aby wierzyć przełożonej, bo już kiedyś się zbuntował. Oszczędził dziecko, a to doprowadziło do epidemii Czarnej Śmierci i wybiło 30% ludności Europy. O_o
Zaczyna się więc nietypowy pościg, w którym Cardia – dosłownie – musi walczyć z nieśmiertelnymi agentami o swoje życie. I muszę przyznać, że te rozdziały to straszny wyciskacz łez. Naprawdę czujemy, że żaden kompromis nie jest możliwy, a wszystkie decyzje są złe.
Podobało mi się również, że Cardia nie jest tutaj bezmyślnie zakochana (jak w przypadku Van Helsinga), ale jej uczucie rozwija się powoli. Tak naprawdę w pełni otwiera się na miłość hrabiego, dopiero gdy ten robi dla niej rzecz niezwykłą – pozwala dotknąć swojej twarzy, chociaż trucizna dziewczyny roztapia jego skórę. Ba! Dzieki zdolnościom regeneracyjnym stwierdza, że może tego dokonać jako jedyny na świecie! Jak tłmaczy: oboje są potworami, każde innego rodzaju, dręczonymi przez błędy z przeszłości i nie potrafiącymi już odróżnić, co jest dobre, a co złe…
Zaraz potem hrabia odchodzi, pozbawiony nieśmiertelności, by spróbować pokonać tylu agentów ile tylko zdoła, aby zwiększyć szansę ukochanej na przetrwanie. Dziewczyna nie czeka jednak bezsilnie, lecz rozwiązuje własne problemy. Prosi zespół, aby pomogli jej w starciu z Omnibusem, a nawet szantażuje szefową organizacji. Przy pomocy amuletu-klucza Finisa chce przemić Horologium w kamień filozoficzny. Co może poważnie zagrozić całej ludzkości.
Co więcej, nie zapomniano w tej opowieści o obietnicy Lupina, która gdzieś znika w innych ścieżkach. Nasz złodziej dżentelmen cały czas pozostaje w fabule, podobnie jak pozostali chłopacy, i czynnie pomagają Cardii. Ba! Albo mi sie wydawało, albo Lupin był nawet nieco zazdrosny? Chyba rozczarowało go, że dziewczyna wybrała hrabiego. Kilka razy próbował zasugerować, aby zapomniała o Saint-Germain i uciekli gdzieś razem…
Również Cardia pokazuje, że wiele wyniosła ze swojego wcześniejszego treningu. Jak trzeba to chroni Saint-Germain, twardo negocjuje z Omnibusem, otwiera zamki wytrychami, czy gubi pościg… Jest zdeterminowana, spostrzegawcza i silna. Taką właśnie Cardię lubiłam i ceniłam najbardziej! Kogoś, z kim buduje się partnerstwo, a nie kogo się tylko niańczy!
Szczęśliwe zakończenie, to kolejna porcja niewyobrażanej słodkości. Zakochany hrabia jest kompletnie zapatrzony w dziewczynę, gotowy nawet się roztopić, byle do niej fizycznie zbliżyć i bywa zazdrosny za samo mówienie o innych chłopakach.
Cała historia była przy tym bardzo dobrze zbudowana. Rozumieliśmy bez problemu motywacje antagonistów, strach Cardii przed śmiercią (dlaczego nie od razu biegła się ślepo poświęcić) i wewnętrzne rozdarcie hrabiego. Tragizm urozmaicały naprawdę dynamiczne sceny walki pomiędzy nieśmiertelnymi i nawet Omnibus była postacią straszną i smutną zarazem. Podobnie jak jej wszyscy agenci.
Z przykrością przyznaję, że w tym wątku po prostu za wiele się działo, by móc o wszystkim nadmienić w recenzji. Warto jednak zapoznać się z historią hrabiego, zwłaszcza gdy już wiemy nieco o świecie. Ale trzymajcie gdzieś pod ręką chusteczki!
Podsumowanie: podobała mi się pesymistyczna, smutna aura tego wątku w połączeniu z bardzo powolnym, skazanym na tragedię romansem, niczym w chińskich filmach z rodzaju „Domu Latających Sztyletów” czy „Przyczajonego Tygrysa, Ukrytego Smoka”. Jestem pewna, że kiedyś wróciłabym jeszcze z przyjemnością do rozdziałów Saint-Germain dlatego otrzymuje ode mnie najwyższe miejsce na podium!