Postanowiłam rozpocząć przygodę z “Code Realize: Gaurdian of Rebirth” od tego bohatera, z tej prostej przyczyny, że wydawał mi się najmniej interesujący. Jest to zatem strategia w stylu „miejmy to już za sobą”. Jak wspominałam w innych recenzjach zazwyczaj nie przepadam za głośnymi i niezbyt rozgarniętymi postaciami. Impey wydawał więc doskonale wpisywać w ten schemat: wszędzie było go za dużo i był zbyt hałaśliwy. Na domiar złego – w zasadzie od samego początku – serwował bohaterce dwuznaczne teksty, które może i były zabawne, ale w innych okolicznościach można, by uznać za molestowanie. Seriusly, Impey, zgadzam się z Lupinem, że mógłbyś się czasem mógłbyś trzymać język za zębami… O_o
Z wyglądu Impey jest bardzo wysoki, ma żółte oczy i nieco kocie zęby. Wyróżnia się doskonałą kondycją fizyczną (którą wykorzystuje głównie do ucieczek) i pogodą ducha. Pozostali bohaterowie uważają go za osobę niezbyt bystrą, potencjalne źródło kłopotów oraz chętnie zawierają sojusze, by go wspólnie obrażać. Nawet Cardia, która nie zaprzecza, że towarzystwo Impego może być dla niej na dłuższą metę uciążliwe… (ho, ho! dobry początek!).
Dlatego też przez pierwsze trzy rozdziały niewiele dowiadujemy się o błyskotliwym inżynierze poza faktem, że dołączył do Arsena, bo był przekonany, że złodziejaszek go okradł. Po tym jak wyjaśnili sobie nieporozumienie, postanowili razem pracować i tak podróżują już od roku. Impey wspomina przy okazji o swoim marzeniu – a jest nim lot na Księżyc. Co jest zresztą ładnym nawiązaniem do jego pierwowzoru: Impey’a Barbicane z powieści Juliusza Verne’a „Z Ziemi na Księżyc”, który wraz z Klubem Puszkarzy zbudował gigantyczny pocisk i wystrzelił się z armaty w kosmos… Brzmi jak doskonały plan!
Naszemu Impiemu trzeba przyznać, że również ma nietuzinkowe marzenia i przy tym dobre serce, bo wykorzystuje swoje umiejętności inżynieryjne w pożyteczny sposób np. zrobił protezę dla Sisi – uroczego psiaka, którym opiekuje się bohaterka.
Gdy Cardia na dobre przyłącza się do wesołej gromadki Lupina, zyskujemy wreszcie szansę, by poznać Impiego trochę lepiej w trakcie wspólnej wyprawy do kasyna. Impey chce nauczyć bohaterkę jak grać, przechwalając się swoimi umiejętnościami. Naturalnie, szczęka chłopakowi opada, gdy Cardia bez większych problemów również osiąga zwycięstwo. Dopiero wtedy Impey proponuje układ „jeśli wygram na największej maszynie – to mnie pokochasz”. Ostatecznie nie dowiadujemy się, czy osiągnąłby zamierzony cel, bo nim Impiemu udaje się użyć swojego zmyślnego urządzenia do „poprawienia wyniku” gry, to zostaje przyłapany na oszukiwaniu przez ochronę kasyna.
W rozdziale trzecim, gdy chłopaki uczą Cardię różnych, przydatnych umiejętności – dowiadujemy się, że warsztat Impiego znajduje się tuż obok posiadłości w przebudowanej… eee… szopie? Schowku…? W każdym razie miejscu, które przejął od ogrodnika. Impey ma tam wiele ciekawych urządzeń m.in. laleczkę, która wykrywa potencjalnie niebezpiecznych dla Cardii mężczyzn (i reaguje alarmem również na swojego twórcę), automobile (dzięki czemu bohaterka uczy się kierowania pojazdami), a nawet skrzydłowiec (ornitopter), którym zabiera dziewczynę na wycieczkę w przestworza.
Przez większość fabuły Impey pojawia się raczej jako „comedy-relief” ma jednak kilka heroicznych momentów, np. gdy broni Cardię zarówno przed wampirem juniorem, jak i później, gdy ekipa walczy ze „złymi” organizacjami (w tym irytującym Twilight). Najbardziej wykazuje się jednak w rozdziale 7., w którym to drużyna bierze udział w powietrznym wyścigu. Impey nie tylko przygotowuje dla nich statek, ale dzieli w końcu z bohaterką pierwszą, typowo romantyczną scenę: Cardia przynosi mu zrobioną przez siebie najbrzydszą kanapkę świata w ramach przerwy od pracy, a mężczyzna opowiada jej wtedy o początkach swojej miłości do maszyn (a konkretnie inspiracji pociągami).
Na tym etapie nie umknęło mojej uwadze dziwne zachowanie inżyniera w zamku wampirów oraz kilkakrotnie wspomniana jego wyjątkowa stamina. Zaczęłam się więc zastanawiać, czy jego „kocie” zęby, to przypadkiem nie kły – a nie jedynie zabawny design, jak podejrzewałam na początku… Było to dla mnie o tyle dziwne, że gdy tylko usłyszałam o wojnie z wampirami w tym świecie, od razu pomyślałam sobie „oho, to na bank będzie hrabia Saint-Germain”. Nie bez przyczyny udaje Xellosa ze „Slayersów”… Cóż…
Nim jednak dostałam swoje potwierdzenie tudzież zaprzeczenie, otrzymujemy rozwiązanie innej, kluczowej dla fabuły zagadki. (spoiler) Gdy ekipa dociera do sekretnego laboratorium doktora Isaaca na naszą bohaterkę czeka już tam szalony brat. (Niczym w przygodach Scooby Doo, drużyna postanowiła się rozdzielić w tym mrocznym i obcym przybytku). Mały obłąkaniec wyjaśnia Cardii, że to co widzi w słoikach, to jej prototypy. Że tak naprawdę jest konstruktem, czymś w rodzaju ożywionej lalki, która zawdzięcza swoje istnienie Horologium. Nim jednak udaje nam się dowiedzieć więcej, hrabia załatwia naszego brata, wykopując go przy okazji na stałe z fabuły. Aby więc dowiedzieć się na ten temat więcej, trzeba przejść pozostałe wątki. Ale bez obaw! Jeśli martwicie sie o brak szalenców – to Impey ma własnego pokręconego antagonistę = doktora Nemo, który w pełni zrekompensuje Wam brak Finisa. (/spoiler).
Samo odkrycie wywołało we mnie raczej negatywne odczucia. Wszystko to było już i tak zbyt podobne do „Hakouki”. Nie potrzeba było kolejnych nawiązań. Mimo to, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, pojawiło się coś, co pomogło mi przebrnąć przez mało strawny plot twist. A w zasadzie nie coś, a ktoś – bo sam Impey Barbicane!
Jak wspominałam na wstępnie, nie przepadam za bohaterami jego pokroju. Dlatego byłam bardzo zdziwiona, że z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubiłam tego niepoprawnego optymistę i krzykacza. Impey okazał się spostrzegawczy, troskliwy, zawsze gotowy udzielić pomocy i bynajmniej nie tak bezużyteczny, jak lubili go przedstawiać inny bohaterowie. Na dodatek całkowicie kupił mnie dialogiem w mrocznym laboratorium, gdy powiedział do Finisa: „nie będziesz zadzierać z moją dziewczyną!”. Na co Cardia go poprawiała, że przecież nie są w związku. „Z moją wkrótce dziewczyną” – brnął dalej Impey. Też nie. „Osobą, która jest dla mnie ważna?”. Ok, to było dla Cardii do zaakceptowania. Można kontynuować rozmowę z antagonistą! XD
W dalszych rozdziałach odblokowujemy już konkretnie wątek Impiego i po wydarzeniach w laboratorium Isaaca dowiadujemy się, że Cardia chce szukać odpowiedzi na własną rękę. Nasz genialny inżynier, naturalnie, nie pozwala jej samotnie odejść i w efekcie razem udają się na spotkanie z Nemo (szalonym gostkiem z wyścigów powietrznych). W trakcie wspólnych przygód parka zyskuje kolejna okazje pokazać jak świetnie radzi sobie w duecie. Cardia sama ogłuszą przeciwników i chroni swojego chłopaka (how badasss is that?! – na co Impey stwierdza, że czasami jest bardziej męska od niego). Inżynier z kolei potwierdza wreszcie to, co podejrzewaliśmy od samego początku.
(spoiler) Tak, jest wampirem. I chociaż jego wioska została wybita przez ludzi, to Impey nie szuka zemsty. …poważnie, Japończycy, wioska? Kolejne oni? A co z żywieniem się krwią, przemianą w zwierzęta, aktywnością tylko nocą? Czy naprawdę nie dało się zrobić researchu i zainteresować cudzym folklorem i legendami? Czemu to wszystko musi być takie wtórne? (/spoiler)
Pochodzenie Impiego nie ma jednak dużego znaczenia dla fabuły, nawet jeśli przyjemnie słuchało się jego back story. Raczej miało posłużyć tylko temu, by nie odstawał umiejętnościami walki od reszty chłopaków. Wraz z nieludzkim pochodzeniem dostaje przcież super siłe i szybkość. Na szczęście, kiedy Nemo planuje zniszczyć Londyn przy pomocy Gwiazdy Śmierci (wróć!)… innego niebezpiecznego statku – Nautilusa, to Impey pokonuje go nie karate, a siłą miłości, swojego umysłu i wynalazkami.
Summa summarum bardzo dobrze bawiłam się przy tym wątku i cieszę się, że tak miło mnie zaskoczył. Impey okazał się postacią złożoną, a przy tym tak pozytywną, że ciężko było się przynajmniej raz przez niego nie roześmiać. Myślę też, że wnosił w życie Cardii dużo radości i nadziei. „I will protect you! / And I will protect you too!” – było mottem tej pary przez wszystkie rozdziały i czymś, co rzadko spotykanym w japońskich grach otome. Dlatego ciężko o równie serdeczny i wspierający się duet, jak trująca dziewczyna i geniusz-inżynier. Nawet jeśli nie zobaczyliśmy 100% dobrego endingu, to z ich charakterami, ani przez moment nie wątpimy, że cieszyli się w pełni tym, co dostali od życia – a nie każdy to potrafi i ma tyle siły, by nie stać się chciwym.