Uwaga: w grze pojawia się motyw z przemocą wobec MC.
Były już dwa króliczki, czas na drugiego koteczka. Jisoo to starszy i teoretycznie bardziej doświadczony z przedstawicieli drapieżników w teamie zwierzaków. Przejawia też wiele zachowań typowych dla wolno żyjących kocurów: potrafi o siebie zadbać, przychodzi do domu na „karmienie”, nie znosi kąpieli i często chadza własnymi ścieżkami. I chociaż bohaterka uważa, że ma on więcej cech „psich”, to jednak trudno się z tym zgodzić – bo Jisoo jest kolejnym, wielkim indywidualistą, który zdecydowanie nie radzi sobie w większej grupie. A już zwłaszcza z osobami, które kręcą się w pobliżu bohaterki.
Ponieważ podobał mi się jego projekt postaci, miałam wobec Jisoo wysokie wymagania. Od razu zauważyłam, że ma więcej CG od pozostałych chłopaków – co czyniło z niego coś w rodzaju „kanonicznego wybranka”. I nawet w sekretnym epilogu poświęcono mu więcej uwagi nim pozostałym postaciom. Nie jestem jednak przekonana czy Jisoo sprostał temu wyzwaniu, a to z tej prostej przyczyny, że jego wątek po prostu mi się miejscami dłużył i nie zawsze był narracyjnie spójny.
Zaczęło się nawet interesująco. Do przemiany w człowieka dochodzi, gdy Jisoo odpoczywa sobie jako kot na brzuchu naszej bohaterki. Gdy ta odkrywa w szoku, że w jej łóżku wylądował obcy mężczyzna, kocur nie kwapi się z wyjaśnieniami.
Ogólnie Jisoo nie sprawia wrażenie zbyt bystrego… To raczej prosty, ale szczery chłopak, nie spodziewajcie się więc po nim wiele. Dowodem na to jest chociażby scena, gdy wypytuje Heejung, czy woli facetów, którzy się kąpią, bo sam tego nie lubi. Eeeh. Kolejna rzecz, której woleliśmy nie wiedzieć, Jisoo!
Koniec końców udaje się im jakoś dogadać i budują podwaliny pod początek przyjaźni (i usystematyzowanie higieny osobistej wykraczającej poza lizanie futra). A przynajmniej teoretycznie, bo Jisoo jest bodaj jedynym uczestnikiem gry, który zdawał się słuchać zasad wymyślonych przez Czarodzieja i skumał, o co w tym zakładzie chodzi. Heejung należy uwieść, to życzenie zostanie spełnione. Nie ma więc sensu tracić czasu na zabawę w świecie ludzi. Dlatego mężczyzna dość szybko przystępuje do roboty. Tu propozycja, że jej pomoże, tam przepędza paradującego w ręczniku Jiyeona, to znowu próbuje ugotować obiad (z mizerno-komicznym skutkiem), aby odciążyć nieco z obowiązków urobioną po łokcie bohaterkę… Wszystko to jednak wychodzi nieco koślawo. Nawet przydomek, którym nazywa Heejung („Dawca jedzenia”) ma mało romantyczny wydźwięk…
Jisoo pozostawał jednak postacią na swój sposób sympatyczną. A przynajmniej za takiego go uważałam do pewnej bardzo dziwacznej i pokrętnej sceny. Wychodzi na to, że twórcy zaplanowali pewien schemat: oto bowiem kolejny kot i kolejna dawka… agresji? W odróżnieniu od apatycznych królików, trudno nie zauważyć, że pozostałe chłopaki są drapieżnikami.
Gdy tylko bowiem Jisoo podejrzewa, że napatoczył mu się konkurent, zaczyna obserwować Heejung uważniej (a właściwie obwąchiwać) i wypytywać czy ma chłopaka (=szczura). Kiedy ta zaprzecza, daje się jakoś tam udobruchać. Do momentu aż pewnej nocy przyłapuje ją na chlipaniu w poduszkę. Normalna osoba domyśliłaby się, że dziewczyna miała po prostu zły sen, za dużo stresu, albo może huśtawkę emocjonalną, bo hormony… Ale dla Jisoo logiczny wniosek jest tylko jeden: OKŁAMAŁA MNIE! MA FACETA NA BOKU I TERAZ ŁKA PRZEZ NIEGO! To jest o tyle pokręcone, że na tym etapie bohaterowie niczego sobie przecież nie obiecali.
Zamiast więc zadać pytania czy próbować pocieszyć/zrozumieć, Jisoo przystępuje do przesłuchania. Kobieta stawia opór? To wykręcimy jej rękę, zmusimy do płaczu i ogólnie pokażemy się z jak najgorszej strony. Wkurzyło mnie, że zaradna Heejung w zasadzie nie widzi w tej sytuacji niczego niewłaściwego, chociaż nie usłyszała od buraka nawet głupiego przepraszam na koniec, gdy już ogarnął, że to nieporozumienie. Zaczęłam sie też zastanawiać jaki naprawdę scenarzyści mieli pomysł na tego bohatera. To, co zobaczycie poniżej wygląda bowiem dość… problematycznie?
Po tym niekomfortowym wydarzeniu na moment udaje nam się zapomnieć, że Jisoo zupełnie normalny nie jest, bo życie bohaterki wraca do zwykłej rutyny. Szkoła, praca, weekendowe wypady, scenki z codziennych obowiązków… Jisoo znowu przedstawiany jest jako zabawny, opiekuńczy i pomocny kotek. Nawet pozostali konkurenci zauważają, że jego więź z Heejung stała się na tyle silna, że zwycięstwo jest już w sumie przesądzone i usuwają się powolutku w cień.
I byłoby pięknie i różowo, gdyby nie kolejny atak chorobliwej zazdrości, gdy Jisoo „przyłapuje” Heejung na spotkaniu z kolegą z uczelni. Oczywiście, podejrzewa najgorsze, grozi konkurentowi i wyprowadza dziewczynę siłą z kawiarni. Scenarzyści serwują nam zaraz potem wyznanie gorącego uczucia. Para wyjaśnia sobie nieporozumienie, wymienia komplementy, a na koniec utwierdza w przekonaniu, że są odtąd w romantycznej relacji. Heejung ma motyle w brzuchu i po raz kolejny dochodzi do wniosku, że przecież Jisoo ma prawo zachowywać się jak buc, bo przynajmniej ją kocha… Okeeej…
Ktoś by mógł powiedzieć, że nie ma co się czepiać, bo Jisoo to przecież yandere – ale moim zdaniem nie możemy mówić w 100% o obsesyjnej miłości, bo ta kreacja nie jest do końca spójna.
W „pozytywnej ścieżce”, która prowadzi nas do happy endingu, kocur nie jest w swoim postepowaniu „szalony od emocji”, ale – przynajmniej na początku – wyrachowany. Po prostu dba o swoje interesy jako uczestnik gry, nawet jeśli później zazdrość o Heejung wynika z miłości. Ani razu jednak nie przeprasza jej za swoje postępowanie. Nie ma więc swoistej sceny „odkupienia” czy „mocnego postanowienia poprawy”.
Z kolei w skrajnie negatywnej wersji (btw. to ciekawe, że jedynie Jisoo ma jakby drugą „drogę” i w związku z tym inne obrazki), to już typowy, niebezpieczny yandere, który podtruwa bohaterkę, całuje ją przemocą, czy na koniec zamyka w mieszkaniu, aby nie mogła wychodzić do szkoły… Jisoo w takim wydaniu jest dość przerażający i jego zachowanie nie zgrywa się z wcześniejszym, słodkim postepowaniem czy dialogami.
Nie jest również typem „manipulacyjnym”. Jak wspomniałam wcześniej, kocur nie zdaje się grzeszyć bystrością, dlatego w jego reakcjach było znacznie więcej fizycznej przemocy niż intryg (np. zazwyczaj po bohaterze w stylu yandere spodziewamy się, że ukradnie telefon, aby mieć narzędzie do kontroli, a nie go po prostu rozwali… O_o).
Tymczasem, w standarowej ścieżce, aby ponownie podratować jego image, przez kolejne miesiące aż do końca gry jesteśmy bombardowani dowodami jakie to niesamowite wsparcie i wyrozumiałość Heejung otrzymuje z jego strony.
Dostajemy również nową łzawą historyjkę o jego przeszłości. (spoiler) Jisoo podjął się ostatecznie gry, aby przywrócić zdrowie śmiertelnie chorej i niewidzącej siostrze… Chwila, nie mówiłeś wcześniej, że koty – w tym twoi rodzice – nie troszczą się zbytnio o rodzinę? Czy czegoś podobnego nie powiedział nam Jiyeon? (/spoiler) Wychodzi jednak na to, że Jisoo jest po prostu futrzakiem wyjątkowym. Ale jego motywacja była przynajmniej bardziej skomplikowana niż „chcę by wszyscy, którzy mnie skrzywdzili cierpieli!” (pozdrowienia dla Jiwoo).
Suma summarum to nie była zła ścieżka. Miała urocze momenty, odpowiednio romantyczne dialogi i ładne obrazki… Jakoś nie potrafiła mnie jednak mocno wciągnąć. Może dlatego, że Jisoo wydawał mi się w swojej konstrukcji mało wiarygodny? Twórcy zbyt przegięli w próbie wmówienia mi, że to najlepszy z możliwych kandydatów, z mało przekonującym ignorowaniem jego napadów zazdrości, i pewnie dlatego pogubił się gdzieś po drodze ciekawszy rys samej historii…
Z kolei Jisoo w edycji „full yandere mode” jest najzwyczajniej straszny. Ten ending miał znacznie więcej fabularnej „świeżości”, ale ciężko odczuwać satysfakcję z powodu takiego zakończenia historii. A już zwłaszcza, jeśli polubiło się Heejung. W żadnej innej sytuacji bohaterka nie ma aż tak przerąbane, jak gdy jest na łasce obłąkanego kocura. Choć trzeba przyznać, że dodatkowe obrazki chorego z miłości Jisoo są warte odblokowania!