Młoda dziewczyna przejmuje firmę swojego ojca i – po jego tajemniczym zniknięciu – próbuje pracować jako producentka filmowa. Przez przypadek odkrywa później tajemnicę o istnieniu Evolverów – ludzi obdarzonych super mocami. Dowiaduje się również, że posiada unikalny gen… ale co to wszystko znaczy? I w jaki sposób jej poszukiwanie miłości powiązane jest z ewolucją ludzkości?
- Tytuł: Mr Love: Queen’s Choice
- Tytuł oryginalny: Liàn Yǔ Zhì Zuò Rén ( 恋与制作人 )
- Developer: PapeGames
- Wydawca: PapeGames
- Pełen dźwięk: japoński, angielski, chiński
- Podobne: Love and DeepSpace (to samo uniwersum)
- Napisy: angielski
Bohaterowie
Główna postać:
Imię: do wyboru Młoda producentka firmowa, która próbuje odkryć prawdę na temat Evolverów i Królowej. |
Dostępne ścieżki / Love interest:
Victor Budzący respekt prezes Loveland Financial Group i przełożony bohaterki. | |
Kiro Idol, piosenkarz i popularny aktor w jednym, którego bohaterka jest fanką. | |
Lucien Neurobiolog pracujący w Bioscience Research Center i konsultant merytoryczny. | |
Gavin Przyjaciel z dzieciństwa bohaterki oraz agent specjalny ds. Evolverów. | |
Shawn Student archeologii, lubujący się w grafitti, deskorolkach i mocnych brzmieniach. |
Recenzja
Postanowiłam zrecenzować tę grę, bo mam wrażenie, że przeszła zupełnie bez echa (ledwo paru recenzentów o niej wspomniało), co jest o tyle dziwne, że wizualnie bije na głowę tysiące podobnych produkcji. „Mr Love: Queen’s Choice” to otome w stylu free to play, czyli teoretycznie dostajemy darmowo długie common route, a fabułę co jakiś czas przerywają nam testy. W tym wypadku są to różne zadania związane z pracą bohaterki, która jest producentką własnej, podupadającej stacji, stąd musi zatrudniać gwiazdy, wymyślać programy i ogólnie kombinować, jak tu wyciągnąć z długów firmę zostawioną jej w spadku przez ojca. Dlatego jeśli marzyła się Wam kiedykolwiek kariera w show biznesie i zobaczenie pracy producenta w akcji/od kuchni – to i takich atrakcji tu nie zabraknie, bo ciężkiego harowania jest aż zanadto…
Nasza MC ma około 22 lat (na początku 1 sezonu) i już prowadzi własny biznes, więc można powiedzieć, że poszczęściło się jej w życiu… (a wielu może jej pozazdrościć!). Do gracza należy z kolei decyzja, jak nazwie zarówno swoją bohaterkę, jak i jej firmę. O samej MC nie ma zaś co się wiele rozpisywać, bo to typowa pracowita, miła i uczynna dziewuszka – z tą różnicą, że w „Mr Love: Queen’s Choice” protagonistka ma dodatkowo ambicję (a nie tylko wspiera wybranka)… i supermoc. Ot, taki szczególik! A co? Myśleliście, że to typowy romans biurowy? Ja też dałam się tak początkowo nabrać, ale „Mr Love: Queen’s Choice” stanowi połączenie opowieści w stylu „przygody korposzczurów”, kryminału i konwencji super-hero rodem z komiksów Marvela czy DC oraz… teorii alternatywnych rzeczywistości z science-siction. Czyli dość ciekawy i nie tak znowu często spotykany miszmasz!
Aby jednak nie było za kolorowo MC ma jeszcze dodatkowy problem. Od dziecka, uparcie, ktoś próbuje ją zabić. Stąd nic dziwnego, że na jej drodze pojawi się wkrótce do pomocy 5 panów o bardzo prestiżowych zawodach i równie ciekawych super mocach. Tak jak ona należą oni bowiem do Evolverów, czyli ludzi obdarzonych specjalnych genem (evol = odwrotność love), któremu zawdzięczają swoje umiejętności. W tle czai się zaś masa mrocznych organizacji i każda z nich ma inny pomysł, co z takimi Evolverami i ich talentami należałoby uczynić… Bo jak się można domyślić, nie każdy ma dobre intencje. A już szczególnie kłopotliwe są dla nich zdolności naszej uroczej producentki, która potrafi przepowiadać przyszłość… ale wróćmy na moment do love interest!
Pierwszy z nich: Lucien (oryg. Xu Mo) jest profesorem i naukowcem, który potrafi chwilowo skopiować zdolności innych Evolverów. Jeśli marzył się więc Wam romans z przystojniejszą wersją Profesora Xaviera o talentach Rouge… to jesteście w domu! Facet jest przy tym bardzo wyluzowany, nadludzko wykształcony i lubi z MC flirtować przy każdej nadarzającej się okazji. Nic zatem dziwnego, że protagonistka często czuje się przy nim onieśmielona. I tak, zwyczajnie – jako skromna kobieta, ale i na polu intelektualnym. Profesor zdaje się bowiem znać odpowiedź na dosłownie każde pytanie! Otacza go jednak jakaś niebezpieczna aura…
Kolejny z love interest to Gavin (oryg. Bai Qi), którego MC zna jeszcze z czasów szkolnych i pamięta jako strasznego rozrabiakę – wiecznie szukającego kłopotów delikwenta. Tym bardziej dziwi ją, że jako dorosły facet odnalazł się po stronie prawa i pracuje jako agent specjalny/policjant. Jego mocą Evolvera jest przy tym kontrolowanie wiatru, co pozwala mu m.in. latać, ale też zawsze „wyczuwa”, gdy MC znajduje się w niebezpieczeństwie… lub może sprowadzić na miasto tornado niczym Storm z X-menów (albo taki bardziej rebeliancki Superman!). Z charakteru za to, na pierwszy rzut oka, Gavin sprawia wrażenie bardzo zdystansowanego człowieka, nieskorego do ujawniania swoich myśli, ale widać, że dobro MC nie jest mu obojętne, bo zawsze pędzi jej na ratunek i potrafi przy niej wyluzować. Zagadką pozostaje jednak: co jest dla niego piorytetem? Uczucie do bohaterki czy lojalność wobec przełożonych?
Trzeci z panów to Victor (oryg. Li Zeyan), stanowiący odpowiedź na to, co by się stało, gdyby z Burace’a Wayne’a zrobić tsundere. Na co dzień mężczyzna pełni funkcje CEO giga korporacji, a wieczorami… nie, nie walczy z przestępcami, ale gotuje. Ot, takie hobby. Jego mocą specjalną są puddingi. Ale to w kuchni. 😉 Bo jako Evolver wyróżnia się kontrolą nad czasem (który spędza zwykle na ubliżaniu bohaterce na tysiące sposobów). Stąd MC uważa go za dupka i tyrana, bo jej stacja jest od niego finansowo uzależniona, ale nie muszę chyba dodawać, że Victor w tak specyficzny sposób okazuje po prostu bohaterce zainteresowanie? Zawsze może bowiem na nim polegać, uczuć się od niego zarządzania, planowania, a w razie czego liczyć na jego ochronę… Victor ma jednak specjalną misję. A jest nią odnalezienie dziecka z przeszłości. Czy więc MC może mu w tym pomóc, a może będzie tylko kolejną przeszkodą?
Nieco później, bo dopiero w końcówe sezonu pierwszego, do ekipy dołączył Shawn. Student archeologii, który jest wręcz personifikacją słowa „bunt”. Nie lubi się do niczego przywiązywać, nie znosi zakazów, niewiele rzeczy potrafi go na dłużej zainteresować… Czym w sumie zaraża trochę naszą bohaterkę, bo to przy nim zaczyna nosić skórzane łaszki, chodzić na koncenrty rockowe czy do skateparku, by ćwiczyć akrobacje. Specjalną zdolnością Shawna jest kontrola nad błyskawicami, więc zmieniająca się pogoda może zwiastować jego zły humor.
Wreszcie, ostatni z panów, to Kiro (oryg. Zhou Qiluo), czyli złotowłosy idol tysiąca nastolatek o życzliwym usposobieniu i hipnotyzującym uśmiechu… co zupełnie przypadkiem łączy się u niego z mocą oczarowania wszystkich żyjących istot. Kiro wydaje się najmilszym z paczki, ale nie ma łatwego życia. Gdziekolwiek się uda podążają za nim stada fanów, stąd często musi się ukrywać, a wtedy nosi kostium dopracowany nie mniej od tego, jaki przywdziewał Clark Kent = kapelutek i okulary. W życiu byście go w nich nie poznali! A chociaż życie celebryty ma swoje zalety, to jednak wiąże się z całą masą ograniczeń, które coraz bardziej dobijają chłopaka… Jak na przykład trzymanie w tajemnicy przed swoim agentem to, że często podjada słodycze i czipsy. Gdyby jednak tylko na tym kończyły się jego sekrety, bohaterka nie wylałaby przez tego chłopaka morza łez. Kiro nosi bowiem wiele masek, a najbardziej tajemniczą i niebezpieczną z nich jest jego srebrnowłose alter-ego Helios…
Stąd o ile wątki supernaturalne w „Mr Love: Queen’s Choice” wyszły twórcom bardzo fajnie, o tyle mocno cierpiałam, ilekroć znowu wracaliśmy do gadania o pracy bohaterki. Wiecie: spotkaniach zarządu, prezentacjach, planowaniu, badaniu rynku… Za dużo tego było! Czułam się jak w robocie! A przecież nie o to w grach chodzi, aby jakiegoś korpo-bełkotu. Mam więc wrażenie, że te proporcje nie zostały za dobrze wyważone i przez to sezon pierwszy rozkręcał się bardzo wolno, nim na dobre skupiono się na zagadkach, mocach i akcji. Co nie znaczy, że te elementy się nie pojawią, ot po prostu myślę, że pracoholizm MC mnie miejscami przerażał. Szczególnie że na wieść o tym, że na świecie istnieją superludzie, ona dalej była bardziej zainteresowana swoim „schedule”… What is wrong with you, girl?!
Ale, ale…! Nie chce spoilerować zanadto fabuły – dlatego przejdę już do mechaniki. Wspominałam coś we wstępie o testach, a te przechodzić będziemy przy pomocy kart. Tutaj dla utrudnienia nazywanych „karmą”. I zgodnie z tradycją – jak w każdej grze tego typu – karty przypisane są do Love Interest i podzielone na kategorię SP, SSR, SR, ER, R, NH i N. Te najprostsze możemy sobie zebrać za darmo, ale wartościowe, z ładnym CG i z dodatkową historyjką/fabułą (np. w postaci randki czy specjalnego wydarzenia), zazwyczaj trzeba już kupić za diamenty = wydać na nie kasę. Dodatkowo mamy jeszcze 5 umiejętności: Decision – niebieski, Creativity – pomarańczowy, Affinity – różowy i Execution – zielony, które będą używane w trakcie testów. A karty możemy też dodatkowo rozwijać, dzięki opcji „Evolve” (od 5 rozdziału), aby uczynić je jeszcze potężniejszymi. Co będzie jednak wymagać od nas czasu, przedmiotów i monet.
Stąd o podstawach mechaniki raczej nie ma co się wiele rozpisywać, bo myślę, że ten schemat jest fanom gier mobilnych doskonale znamy. Od siebie dodam tylko, że „Mr Love: Queen’s Choice” do tanich nie należy i z tego co na razie udało mi się zaobserwować, to zebranie karmy SSR, bez sięgnięcia po kartę kredytową, może być nielada wyczynem… Niby jak w każdym gatcha – tutaj nazywanym Wish Tree – darmowe losowanie odświeża się co 24 godziny, ale jeśli chcecie grać absolutnie za darmo, to trochę się naczekacie. Wiadomo jednak, że w grach tego typu zazwyczaj jest to kwestia cierpliwości, której – nie ukrywam – mi zwyczajnie brakuje. Myślę więc, że każdy sam potrafi ocenić poziom swojego zdeterminowania, a wtedy tyle ta produkcja będzie go w finale kosztować. Chyba że ktoś kocha grindować okruchy do budowania kart… to wtedy zabawy Wam nie zabraknie!
Oczywiście, warto rozważyć także abonament: ok. 25 zł miesięcznie, więc nie są to ogromne pieniądze, a dzięki temu zbieramy więcej EXP, dostajemy diamenty (potrzebne do kupowania premium kart) i jeszcze możemy pewne rzeczy kończyć szybciej (np. przyspieszać wykonywanie pewnych czynności). Ale tu polecam podjąć decyzję, gdy już uznacie, że apka na tyle Was wciągnęła. Ja zdecydowałam się dać jej szansę i widzę duże zalety w postaci oszczędzania czasu, dzięki abonamentowi.
Szczególnie że to nie tak, że nie wiemy, na co poszły nasze pieniądze, bo trzeba zaznaczyć, że poziom wykonania aplikacji jest powalający (poza interfejsem – ale o tym za chwilkę). Naprawdę byłam zaskoczona tym, jak ładne są CG i że praktycznie większość kwestii dialogowych została nagrana. Mała aktualizacja: od 2023 r. zrezygnowanio z nagrywania dźwięków dla głównej fabuły (od 22 chaptera sezonu 2) i części kart w wersji angielskiej. Z nagrywania głosów dla wersji japońskiej zrezygnowano w okolicy pandemii. Stąd do wyboru mamy obecnie częściowe udźwiękowianie angielskie lub japońskie (a do współpracy zaproszono seiyuu takich jak Kakihara Tetsuya – znany m.in. z roli Shina z „Amnesii” czy Hirakawa Daisuke – wcielający się chociażby w hrabiego Saint-Germain w „Code:Realize”, więc po prostu… wow! Serce mi pękło, gdy dowiedziałam się, że już ich nie usłyszę. Na dodatek, pomimo licznych petycji fanów, nie zdecydowano się na udostępnienie dubbingu chińskiego, ale to pewnie kwestia umów z aktorami. Nie ma jednak co ukrywać, że Love and DeepSpace, czyli nowsza, ale osadzona w tym samym uniwersum gra, wyparła „Mr Love: Queen’s Choice” i to powoli chyli się ku upadkowi…). Postaci nie stoją również biernie w scenach, ale są trochę podanimowane, dlatego mrugają, patrzą w różne strony i ruszają ustami itd. Słowem, naprawdę ktoś w to włożył kawał serducha, jeśli oceniać tylko warstwę estetyczną. (A już w ogóle urzekły mnie animowane przerywniki na początku każdego rozdziału – czyli bardzo surrealistyczne ilustracje, nawiązujące do mocy MC. No kapcie spadają!).
Niemniej wspominałam też coś, o tym nieszczęsnym interfejsie, więc pozwólcie, że zacznę trochę narzekać. Przede wszystkim nie wiem, dlaczego uznano, że przy tak dużej ilości opcji lepsze będzie zaprojektowanie gierki w pionie, zamiast poziomie. W efekcie mamy bardzo brzydkie „marginesy” z ikonkami i ciężko się połapać, o co w tym chodzi. Poważnie, nawet po przejściu samouczka, i mając doświadczenie w takich grach, nie byłam w stanie od razu wszystkiego ogarnąć, a raz jakiś event teleportował mnie do rozdziału 19 i tam zamroził ekran… Myślałam, więc, że to koniec mojej przygody z „Mr Love: Queen’s Choice” przez durnego buga. Szkoda zatem, że jednak ktoś nie przewidział, iż jeśli apka ma imitować telefon (piszemy smsy, dzwonimy do LI, zamieszczamy niby posty w social mediach itd.), to przydałoby się jednak trochę przestrzeni, aby te wszystkie elementy pomieścić… Mała aktualiuzacja 2#: z czasem ulepszono interfejs o nowy układ, ale chociaż ikonki ułożone są teraz bardziej logicznie, to niestety dalej gramy w pionie.
Do tego dochodzą nam różne mini-gierki, gdzie w nagrodę możemy zbierać fragmenty kart (= Footage Missions), sklepik, osobne okno dla eventów i transmutowania kamieni… czyli cała masa typowych walut w grze, dzięki czemu coś zamieniamy na coś itd. + zapraszanie przyjaciół, osobne „romantyczne” ścieżki dla każdego LI, pojedynki z innymi graczami (= Box Office Contest), spacerki w celu zwiększania wpływów (= City Stroll) i dużo, dużo więcej. Uff! Dlatego, jeśli chodzi o content, to poważnie, będziemy mieli co robić. Miejscami aż czułam się przytłoczona ilością rzeczy, które migały mi na ekranie. Nie wiedziałam, czy powinnam expić karty, skupić się na rozbudowanie firmy (można szkolić zarówno departamenty, jak i pracowników albo realizować konkretne projekty), zatrudniać więcej załogi (każdy ma przypisane tagi – które są potrzebne przy zdawaniu testów np. „scenarzystka”, „sportowiec”, „przystojniak” itd.), brać udział w mini-grze pozwalającej zbierać mi plotki na mieście (= i tym samym rekrutować ludzi do załogi) czy może po prostu rzucić to wszystko w cholerę i skupić na fabule. A to dopiero wierzchołek góry lodowej, bo mamy jeszcze zadania dzienne, tygodniowe, tryb „normal” i „hard”, eventy i różne pierdołki wynikające z rocznicy gry, urodzin bohaterów czy powracających wydarzeń. Dlatego, poważnie, nie pogniewałabym się za solidniejszy samouczek, bo ten, który przechodziłam w trakcie pierwszych rozdziałów, był zbyt ogólnikowy i nie obeszło się bez szukania odpowiedzi w necie. Niemniej jak już się to wszystko przyswoiło, to grało mi się potem bezproblemowo. Polecam jednak zawsze poczytać o mechanicę eventu przed wystąpieniem do niego – bo tutaj każde wydarzenie jest kompletnie inne od poprzedniego.
Mała aktualizacja nr 3#: do tego narzekania na content, powinnam dodać obecnie jeszcze informacje o zupełnie odrębnym trybie. Na pewnym etapie twórcy zaserwowali nam bowiem jakby osobne, alternatywne uniwersum nazywające się Westmoon Kingdom. Jest to wręcz „gra w grze”, bo nasza bohaterka żyje tam w świecie, który przypomina starożytne Chiny z elementami fantasy. Niby pojawiają się ci sami, znani love interest, ale każdy z nich ma inny background, rolę, a nawet… rasę (np. Victor jest kimś w rodzaju króla demonów, a Kiro to zabójca na zlecenie, itd.) Ten tryb, chociaż korzysta z naszej kolekcji kart, to oparty jest o inną mechanikę, co wymaga inwestowania w jeszcze inne surowce, wprowadza nowe waluty do zarządzania i powody do expienia. W zamian za to mamy dostęp do dość intrygującego, odrębnego common route oraz historyjek-ścieżek naszych ulubieńców.
Jeśli za to mamy dość tkwienia w przeszłości i wolimy raczej skupiać się na tym, co dzieje się po „happy ever after”, to i tutaj twórcy znalezli ciekawe rozwiązanie. A przynajmniej takie, z którym nie spotkałam się w innych grach mobile tego typu. Ano z każdym z czterech panów (poza Shawnem, bo on gnieździ się w czymś w rodzaju domu wspólnego z innymi studentami) możemy zamieszkać! Ten dodatkowy, śmieszny tryb ma urocze postacie chibi, którym wstawiamy do domku mebelki (oczywiście, kupione za osobną walutę), oglądamy z nimi scenki z życia codziennego pary, ich drobne interakcje (jak wspólne odpoczywanie z telefonami na kanapie), czy rozbodowujemy mieszkania o nowe pomieszczenia. Niby nie jest to wiele, a i kolejne rzeczy odblokowuje się dość topornie (trzeba zasypywać wybranka prezentami i wysyłać postacie na misje, by grindować monetki), to jednak jest to fajny rodzaj… epilogu? W sensie, wiemy, że główna fabuła trwa w sobie najlepsze i bohaterom daleko do szczęśliwego zakończenia, a jednak już trochę możemy go doświadczyć.
Ale wrócmy do główne zawartości i klasycznego „Mr Love: Queen’s Choice”. Jest to jedna z tych apek, które śledze na bieżąco i śmiało mogę stwierdzić, że bardzo lubię zarówno MC (kurde, to jednak jest silna babka – może nie fizycznie, ale wiecie, tak emocjonalnie, bo nie poddaje się porażkom w firmie ani w miłości i walczy dalej, a od drugiego sezony jest nawet cwana), jak i love interest, bo każdy z panów jest złożony, z mnóstwem wad i zalet oraz ciekawych sekretów… Stąd, poza drobnymi wyjątkami, fabułę przechodzi mi się nad wyraz przyjemnie i chociaż potem robi się niezły galimatias z podróżowaniem w czasie, przestrzeni, między wymiarami, a każda mroczna organizacja ma bardziej pojechany plan od poprzedniej, itd. to jakoś zgrabnie się to narazie trzyma… No, może poza jednym momentem, gdzie sami twórcy pokusili się jakby o reset świata, wprowadzając sezon drugi i niwelując przez to niejako pewne wspomnienia, ale mi to w żadnym razie nie przeszkadzało. W sensie, fajnie by było jakby nie nadużywali tak tego wątku z amnezją, ale co poradzić?
Myślę też, że ciekawym rozwiązaniem jest to, że chociaż gra nie posiada dla każdej postaci odrębnych ścieżek (tylko miejscami w common route pojawiają się małe rozgałęzienia np. z kim pójdziemy na imprezę itd., ale te wybory nie mają żadnego znaczenia i możemy się zawsze cofnąć na początek i wybrać innego bisha) to nie znaczy, że cierpi na brak tak poszukiwanych przez fanów otome wątków romantycznych. Karty premium (czyli te powyżej SR) odblokowują nam „randki”, czyli takie ok. 15-30 minutowe historyjki, w trakcie których będziemi mogli spędzić czas w towarzystwie każdego z love interest. I to nie takie w stylu „po raz setny poszli do kawiarni czy innego oceanarium”, ale naprawdę uroczę opowieści, często z jakąś małą tajemnicą, która pozwala nam lepiej rozumieć bohatera, 2 x pięknymi CG, jak również przepełnionych fluffem. Miałabym przez to ogromny problem, aby chociaż wskazać, która z nich jest moją ulubioną, bo zauroczyła mnie większość, jak chociażby lekcje pływania z Victorem, samoobrony w towarzystwie Gavina, wykłady z Lucienem, czy zabawa z corgi o urocznym imieniu Mango Shake w trakcie wypadu do parku z Kiro. Mogę więc ponownie zaznaczyć, że gra nie jest tania… ale akurat te opowieści były w większości wypadków wartę swojej ceny.
Z recenzenckiej uczciwości zaznaczę jeszcze tylko, że ten tytuł zamieszany był w kilka kontrowersji wokół pierwszej, anglojęzycznej obsady i ich politycznych wypowiedzi, w skutek czego aktorzy stracili pracę. Nie ukrywam jednak, że nie znam szczegołów tych wydarzeń, bo był to akurat okres, kiedy od „Mr Love: Queen’s Choice” zrobiłam sobie przerwę. (Zbyt obciążało to mój portfel i wolałam wydawać na inne rzeczy). Nigdy jednak nie robiłam sobie złudzeń, że grając w chińską grę, jest ona wolna od piętna cenzury, więc nie bardzo mnie to wszystko zaskoczyło. Potrafię też chyba zrozumieć twórców, że żyjąc w kraju w jakim żyją, w pewnych kwestiach mają związane ręcę, aktorzy zaś, zaczynając współpracę z firmą, która funkcjonuje na terytorium państwa, gdzie nie ma wolności słowa, też chyba mieli jakąś świadomość, że ten kontrakt to nie tylko dla nich duża szansa, ale też pewne, często moralnie trudne, ograniczenia. Tak czy inaczej, chodzi mi tylko o to, że potrafię zrozumieć trudną sytuacje obu stron, ale zachęcam, by każdy wyrobił sobie własną opinię na ten temat i poszukał bardziej rzetelnych informacji w necie, bo ja wrzuciłam tutaj tylko ogólniki. A wspominam o tym również dlatego, byście mieli świadomość, że w pewnym momencie w grze zmieniła się obsada (w przypadku Victora nawet trzykrotnie), ale ja te nowe głosy szybko polubiłam i zaakceptowałam. Może dlatego, że gdy już wróciłam do gry po prawie rocznej przerwie, to nie pamiętałam tak dobrze oryginalnych.
A teraz już tylko krótko podsumowując: jeśli nie zrażają Was pseudodarmowe gry i lubicie opowieści o nadludziach, to możliwe, że „Mr Love: Queen’s Choice” podejdzie Wam znacznie bardziej od produkcji konkurencji. Mi osobiście historia na razie ciągle się podoba (a jestem już po ponad 40 chapterach!). Liczę więc, że do końca utrzymają taki poziom. Victor, Kiro, Gavin, Lucien i Shawn nie raz mnie zirytowali, nie raz rozbawili, ale też zdarzyło mi się uronić łezkę albo dwie. Żałuję więc tylko, że apka pod pewnymi względami stała się niema i bardzo liczę na to, że kiedyś dodadzą do niej chiński dubbing, ale czy tak się stanie, albo czy prędzej zamknął wszystkie serwery… to już tylko czas pokaże.