You, as an ordinary student, suddenly slip back to medieval Japan. With “Nokizaru”, a unit of ninjas you meet there, you’ll leap into the famous “Warring States” period! How will your story come to an end? You’re the heroine of this bittersweet story of love beyond time! (źródło: strona wydawcy)
- Tytuł: Nise no Chigiri (二世の契り)
- Developer: Otomate
- Publishers: Idea Factory Co., Ltd. & Petit Noir, NTT Solmare Corporation
- Pełen dźwięk: brak (wersja z serii Shall We Date?), japoński (PSP)
- Napisy: angielski (wersja z serii Shall We Date?)
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Nise no Chigiri Omoide no Saki e (fandisc)
- Mój czas gry: 30 h
Bohaterowie
Główna postać:
Shiraha Mana Licealistka, która przypadkowo cofa się w czasie do epoki Sengoku i ratuje daimyou. |
Dostępne ścieżki:
Akatsuki ninja Nokizaru <<RECENZJA>> (ścieżka romansowa) | |
Shuuya ninja Nokizaru <<RECENZJA>> (ścieżka romansowa) | |
Suien ninja Nokizaru <<RECENZJA>> (ścieżka romansowa) | |
Masato ninja Nokizaru <<RECENZJA>> (ścieżka romansowa) | |
Rurimaru ninja Nokizaru <<RECENZJA>> (ścieżka przyjaźni) | |
Kojima Yataro wasal Kenshina <<RECENZJA>> (ścieżka romansowa) | |
Tougi Kanehisa ninja Nokizaru <<RECENZJA>> (ścieżka romansowa) | |
Yamamoto Kansuke strateg Takedy <<RECENZJA>> (ścieżka romansowa) |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Akatsuki ⊳ Shuuya ⊳ Rurimaru ⊳ Masato ⊳ Suien ⊳ Kansuke ⊳ Yataro ⊳ Tougi (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Uwaga: w marcu 2020 r. gra przestała być dostępna w Google Play i na App Store.
Nie jest żadną tajemnicą, że settingi historyczne zaliczają się do moich ulubionych, bo często wspominałam o tym na blogu. „Eternal vows” to jedna ze starszych gier od Otomate, której akcja dzieje się w bardzo burzliwym dla Japonii okresie – Sengoku, w którym to różne klany, prowadzone przez potężnych daimyou, walczyły o władzę nad całym Krajem Kwitnącej Wiśni. A choć tło historyczny zapowiadało się dość obiecująco, to nie nastawiajcie się znowu na tak wiele odniesień. „Eternal vows” to przede wszystkim lekka, przygodowa opowieść o ninja z romansem w tle, więc bynajmniej nie będziemy mieli wrażenia, że bombardują nas wykładami. Ot, od czasu do czasu, pojawi się tylko kilka ciekawostek jak np. info, że zamiast w lustrze MC musi przeglądać się w strumieniu lub że do słodzenia używano miodu itd.
Zresztą, sama bohaterka aplikacji, jeśli chodzi o poziom edukacji, jest absolutną nogą z historii, by nie używać gorszych epitetów. 16-letnia Mana ( = domyślne imię) całą swoją wiedzę o przeszłości czerpie z opowiastek siostry – fanki Uesugi Kenshina, bo sama na ten temat nie wie absolutnie nic. (Ba! Miałam wrażenie, że ja znam ten okres historii lepiej od Japonki. Wyszło więc jakoś tak mało wiarygodnie… ale, tak, tak wiem, już się czepiam, a to dopiero początek recenzji! Przyznacie jednak sami, że nawet gdy nie jest się wybitny z dziedzin humanistycznych, to każdy coś na temat swojego kraju wie… A przynajmniej powinien. Tak mi się wydaje). Co okazuje się dość pechowe, bo to właśnie MC, a nie jej siostrunia, zostaje przeniesiona w czasie, przez jakiegoś ducha strumienia, do okresu Sengoku i przypadkowo ratuje daimyou przed zamachem. Tym sposobem Mana zostaje ogłoszona awatarem Bishamonten (boga wojny) oraz z rozkazu Kenshina znajduje się odtąd pod specjalną ochroną ninja Nokizaru. (A jak możemy się domyślić, to właśnie stamtąd będą pochodzili prawie wszyscy LI. Czyli tradycyjne love story od ochroniarza do partnera).
Ścieżek jest w sumie 8 i niektóre uważałam za dość problematyczne (jak możecie się przekonać w recenzjach poszczególnych wątków) – a każda z nich podzielona na sweet, normal oraz po kilka bad endigów. No to kogo tam mamy? Oto całe zestawienie: 1) Akatsuki, czyli czerwonowłosy tsundere, to w zasadzie chłopak z plakatów oraz jeden z najbardziej utalentowanych wojowników cienia. 2) Suien, to jego przeciwieństwo, cichy i opanowany młodzieniec, który cierpi z powodu rany doznanej w przeszłości i nie może już tak sprawnie wykonywać obowiązków ninja. Numer 3) zajmuje Shuuya – jeszcze bardziej małomówny alchemik, którego rzadko co potrafi poruszyć oraz 4) Masato – zielonowłosy, wybuchowy artysta, który ciągle wdaje się z MC w sprzeczki i zachowuje przy niej jak dzieciak. Klan Nokizaru zamykają 5) najmłodszy z ninja – Rurimaru – którego ścieżka oferuje siostrzano-braterskie relacje oraz 6) mistrz Tougi, były kashira całego klanu, który mógłby być dziadkiem MC, ale – jak widać – czasami nic nie stoi na drodze miłości. Nawet wiek. I zdrowy rozsądek. Poza ninja zestawienie zamykają 7) Yataro (wzorowany na postaci historycznej) samuraj i prawa ręka daimyou, który nie otrząsnął się jeszcze z żałoby po stracie żony i 8) Kansuke, tajemniczy, jednooki jegomość, który z jakiegoś powodu próbuję naszą bohaterkę porwać, bo przypomina mu kobietę z przeszłości… ah, i wspominałam przy okazji, że jest jakby głównym antagonistą, bo pracuje dla Takedy Shingena jako strateg?
Aplikacja w angielskim wydaniu została podzielona już na ścieżki, ale tak naprawdę przez większość czasu będziemy przechodzili to samo common route, bo poszczególne opowieści rozgałęziają się dopiero w czterech ostatnich rozdziałach. Nie jest to zapewne niczym nowym dla osób, które są obeznane ze stylem gier od Otomate, ale jeśli kupujcie grę w ramach serii „Shall we date”, może okazać się, że dostaliście praktycznie to samo, bo niektóre opowieści niewiele się od siebie różnią. Zalecam więc raczej nabywanie gry w pakietach – jeśli to możliwe, bo to najlepsza metoda poznania całej zawartości i oszczędzimy sobie wtedy frustracji, że zainwestowaliśmy w coś, co w 99% jest common route.
Co się tyczy samej fabuły, to niestety, nie była ona na równym poziomie i o ile niektóre ścieżki bardzo mi się podobały, ot chociażby Akatsukiego czy Rurimaru, tak część uważam za absolutnie zbyteczne np. Tougiego. Mam też wrażenie, że nie do końca poradzono sobie z usprawiedliwieniem, po co właściwie dziewczyna została przeniesiona do przeszłości, bo znaczna część tej intrygi ma niewiele sensu. Niby duch chciał ocalić Kenshina, ale przez większość czasu bredzi zagadkami, by w sumie podać odpowiedź na tacy przed walką finałową… a czasami nawet interweniuje i sam ochrania postacie. Więc w sumie, czemu nie mógł sobie poradzić od początku samodzielnie, zamiast wyręczać jakąś licealistką? Niestety, na takie kwiatki nie znajdujemy odpowiedzi.
A mnie drażniło dodatkowo, iż czasami bohaterowie wydają się nie pasować do swojej epoki. W sensie, biorą ich dziwne przemyślenia np. że mężczyzna nigdy nie uderzyłby kobiety (poważnie…? W średniowieczu…?), aby nagle gadać coś o tym, że jak ma się 13 lat to przecież jest się dorosłym i dzieci nie mają żadnych praw. Zdarza się im też długo żalić na nierówność stanową czy fakt, że ninja nie uważa się za ludzi… By następnie kompletnie się nie przejmować, że jakiś eta flirtuje sobie z wysłanniczką boga i gościem daimyou. Zupełnie jakby twórcy nie mogli się zdecydować, w jakim stopniu powinni odwzorowywać pewne realia historyczne, przez co utkwili gdzieś pośrodku i wyszło takie pokraczne straszydełko.
Co nie znaczy od razu, że „Eternal vows” jest złą grą. Raczej nieznacznie słabszą od innych produkcji tego studia. Chociaż cały aspekt techniczny stoi na bardzo wysokim poziomie – a mam tu na myśli CG, projekty postaci czy muzykę. Stąd moje zastrzeżenia tyczą się wyłącznie fabuły. Choć da się na te potknięcia w większości przymknąć oko.
Również Mana nie zdobyła mojej sympatii. Owszem, dano jej całkiem przydatną umiejętność – czyli posługiwanie się łukiem, przez co nie chowała się po kątach i była bardziej aktywna od większości bohaterek gier otome, ale nie zmienia to faktu, że przez swój młody wiek i światopogląd jawiła mi się również jako bardzo naiwna. A przecież powinna górować nad ludźmi ze średniowiecza, chociażby poziomem swojej edukacji. Stąd trudno było się z nią identyfikować w wielu sytuacjach. Jasne, miła z niej dziewczyna – ale nic poza tym. Często irytowała swoją absolutną nieporadnością i zagubieniem. Miałam więc wrażenie, że cały ten pomysł ze skokami w czasie odbił się na twórcach czkawką.
Pomimo jednak wymienionych mankamentów, uważam „Eternal vows” za produkcje całkiem udaną. Jeśli ktoś lubi tradycyjne opowieści o ninja czy po prostu fabułę, w której jest więcej planowania, politykowania i walki, to mogę nawet ten tytuł polecić – ale jeśli męczą Was podobne motywy, to uczciwie ostrzegam, że czasami obrady wojenne potrafią tutaj zajmować całe rozdziały i niewiele się wtedy w sumie, poza gadaniem, dzieje. Zwłaszcza że antagoniści mają brzydką tendencję atakowania, ale potem rozmyślania się w trakcie i uciekania, by powtórzyć dokładnie ten sam manewr parę scenek później… a bohaterowie jakoś nigdy ich nie ścigają, więc chyba uważają, że się nie opłaca. Gra jest też zdecydowanie mniej „poważna” od „Hakuoki”, jeśli dla kogoś opowieść o shinsengumi była zbyt depresyjna. Co nie znaczy, że również tutaj nie znajdziemy kilka wzruszających i ciekawych bad endigów.
Przechodząc do posumowania – grę ogólnie polecam, choć na 100% wrócę tylko do niektórych wątków, bo przynajmniej dwa z nich (Kanehisy i Yataro) mogłyby równie dobrze nie istnieć. Jeśli macie taką możliwość, to celujcie również w edycje na konsole, bo zaangażowano tu kilku naprawdę doskonałych seiyuu i aż szkoda, że w wersji angielskiej/na telefony nie ma możliwości podziwiania ich talentu. Z ciekawostek: na podstawie gry powstał również komiks, więc jeśli zostaniecie fanami „Eternal vows”, to może manga też Was zainteresuje. Ja co prawda jej nie czytałam, ale słyszałam, że łata niektóre nieścisłości fabularne. Zawsze więc to jakieś rozwiązanie.