Dziejące się w tym samym uniwersum co kultowe Hakuoki – Demons’ Bond – The Path of Exile – to opowieść, która przeniesie nas do burzliwych czasów Sengoku. Suzumori Yukina to odważna i szczera kobieta-oni, która służy jako ochroniarz księżniczki Yase. Jej spokojny świat zostaje jednak zachwiany, gdy tajemniczy sprawcy zatruwają jej Panią, a liderzy oni z innych klanów wydają się bardziej zainteresowani wojnami ludzi (i tym, co mogą sami zyskać) niż nieszczęściem, które spotkało ich własną rasę. W drodze do poznania prawdy i ocalenia księżniczki, Yukina zdobędzie nowych wrogów, przyjaciół, a także pozna smak pierwszego zauroczenia.
- Tytuł: Demons’ Bond – The Path of Exile –
- Oryginalny tytuł: Toki no Kizuna Sekigahara Kitan (十鬼の絆 関ヶ原奇譚)
- Data wydania: JP: 2012-07-19 / EN: 2015-06-08
- Developer: Design Factory Co., Ltd. & Otomate
- Wydawca: Otomate & Idea Factory Co., Ltd. & Design Factory Co., Ltd., NTT Solmare Corporation
- Pełen dźwięk: brak (wersja z serii Shall We Date?), japoński (PSP)
- Napisy: angielski (wersja z serii Shall We Date?)
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Toki no Kizuna Hanayuitsuzuri (fandisc), Hakuoki: Kyoto Winds & Edo Blossoms (to samo uniwersum)
- Mój czas gry: ok. 30 h
Bohaterowie
Główna postać:
Suzumori Yukina Liderka własnego klanu oni, wychowana przez starszyznę. Jej obowiązkiem jest ochrona księżniczki Kazuhy. Odcięta od świata, nie wie o niczym poza granicami Yase. Bywa przez to naiwna i wierzy w stereotypy. |
Ścieżki/Love Interest:
Chitose <<RECENZJA>> | |
Kazuya <<RECENZJA>> | |
Shin <<RECENZJA>> | |
Kazutake <<RECENZJA>> | |
Senkimaru <<RECENZJA>> |
Ocena wątków: (*♡∀♡) Senkimaru ⊳ Kazuya ⊳ Chitose ⊳ Shin ⊳ Kazutake (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Uwaga: gra w wersji angielskiej była dostępna w sklepach Google Play i App Store do marca 2020 roku. Na ten moment nie wiadomo, czy pojawi się jeszcze kiedyś ponownie w sprzedaży.
„Demons’ Bond” to gra od Otomate, która pierwotnie ukazała się w języku angielskim jedynie na telefony, a swoją japońską premierę miała w 2012 jeszcze na PSP pod tytułem „Toki no Kizuna Sekigahara Kitan”. Nieżyczliwi mogliby powiedzieć, że stanowiła kolejne odcinanie kuponów od „Hakuoki”, jest bowiem osadzona w tym samym uniwersum, ale ja nigdy nie miałam takiego wrażenia i, pomimo symbolicznych nawiązań, bez problemu można ją traktować jako samodzielną produkcję. Ba! Miejscami była wręcz potrzebna, bo rozwijała najciekawszy, fantastyczny aspekt, który pojawiał się też w opowieści o Shinsengumi – czyli świat japońskich demonów.
W „Demons’ Bond” przyjdzie nam się wcielić w bohaterkę o domyślnym imieniu Suzumori Yukina, która jest głową własnego klanu, a zarazem pełni taką samą funkcję, jaka w „Hakuoki” przypadała Kimigiku wobec Sen. Innymi słowy: Yukina jest ochroniarzem księżniczki Kazuhy z wioski Yase, która ma dla kultury oni szczególne znaczenie. Jest bowiem czymś w rodzaju „duchowego lidera” wszystkich klanów oni. Przepowiada dla nich przyszłość, ostrzega przed niebezpieczeństwami, pilnuje tradycji i przestrzegania praw. Czy więc się to panom podoba, czy nie, muszą się ze zdaniem Kazuha-hime liczyć, bowiem tylko dzięki jej wskazówkom są w stanie unikać zagrożenia ze strony ludzi i zapewniać swoim bliskim jako taki spokój.
A przynajmniej tak to powinno działać w praktyce. Akcja „Demons’ Bond” zaczyna się w końcu w najbardziej krwawym i pogrążonym w konfliktach okresie w historii Japonii. Mowa oczywiście o sengoku jidai. Po śmierci Toyotomi Hideyoshiego ludzkie stronnictwa walczą o absolutną kontrolę nad Krainą Kwitnącej Wiśni i nie zawahają się przed niczym, aby osiągnąć zwycięstwo. A chociaż oni dostają wyraźne polecenie, by unikać jakiegokolwiek mieszania się w wojnę, to i tak są już na tyle głęboko uwikłani w cały ten konflikt, że rozkazy Księżniczki na niewiele się zdają. Niektóre z klanów nie mają nawet własnej ziemi, inne od zawsze przyjaźniły się z ludźmi (praktycznie się z nimi wychowywały, jak rodzina), jeszcze inne wierzą po prostu, że zwycięstwo jednego z liderów będzie dla kraju najlepszym rozwiązaniem…
Innymi słowy, chaos w świecie ludzi odbija się błyskawicznie na relacjach między oni. A sprawie nie pomaga fakt, że już w prologu Kazuha pada ofiarą tajemniczych zamachowców i zostaje pogrążona w śpiączce. Do zadań Yukiny należy więc uratowanie ukochanej księżniczki, przywrócenie spokoju między klanami i rozwiązanie prywatnego problemu jednego z panów – bo bez tego nie mielibyśmy gry otome i wątku romantycznego.
W czym kandydatów o serce Yukiny jest w zasadzie pięciu, chociaż to nie zaloty, ale poważna polityka zajmuje im przeważnie w fabule myśli. Celowo też nie podam na tej stronie nazwisk panów (znajdziecie je w recenzjach poszczególnych ścieżek), bo dla demonów przedstawianie się pełnym imieniem to znak najwyższego zaufania, a nie chcę Wam też psuć frajdy z odkrywania, kto ma jakie powiązania z bohaterami „Hakuoki”. Zacznijmy więc od Chitose – ten 100% bakadere, jest głośny i energiczny niczym szczeniak na sterydach. Dla Yukiny długo wydaje się bardziej kumplem, niż potencjalnym love interest, ale i tak dogadują się bez problemu, bo mają podobne poglądy na wiele tematów. Znacznie trudniejszy w obyciu i zrozumieniu jest Kazuya, milczący mistrz miecza, który posługuję się stylem walki z wykorzystaniem obu broni jednocześnie. Nie tylko nie będą go zbytnio absorbować problemy Yase, ale też Yukina spotka się z jego strony z niechęcią, ilekroć będzie wtrącac się w sprwy, które zdaniem Kazuyi pozornie jej nie dotyczą. Następny to Shin, mistrz dyplomacji, słowa, o uwodzicielskim sposobie bycia, z nieodłączną fajką w dłoniach. Z całej grupy to on będzie dla MC najczęściej mentorem i uczył „co to znaczy być liderem klanu”, bo wyraźnie przewyższał ją wiedzą i doświadczeniem. Przedostatni z panów, czyli Kazutake, to już figura starszego brata, który nieco ojcował całej paczce, a wobec Yukiny miał specyficzne podejście. Ze względu na to, że kobiety oni są tak rzadkie, to włączało mu się traktowanie jej z rezerwą i przypominanie, że musi ciągle o siebie dbać. Ostatni z kandydatów to zarazem ścieżka kanoniczna. Z historii Senkimaru, demona o ciele nastolatka, dowiemy się o wszystkich intrygach i zawiłościach fabuły. Gorąco polecam więc zostawić ją sobie na koniec. Szczególnie że opowieść i kolejne potyczki absolutnie dominują tu jakikolwiek fluff.
Co zaś się tyczy samej kreacji Yukiny, to mam wobec niej mieszane uczucia. Niby jest oni, więc spodziewamy się, że będzie super silna, szybka i dysponowała uber mocami. Nic z tych rzeczy. Okazuje się, że nasza MC, pomimo pełnienia funkcji ochroniarza, była przez trzech staruszków z wioski Yase wychowywana pod absolutnym kloszem. To dlatego nie wie nic o sprawach damsko-męskich, historii własnej rasy, o tym co dzieje się poza granicami wioski, itd. Na dodatek bywa tak naiwna, że bohaterowie często będą jej prosto w twarz wytykali brak obycia i głupotę, co mnie zawsze boli, bo nie lubię poniżania protagonistek, ale ten… no… tak jakby mieli w tym wypadku racje? Yukina będzie bowiem lubiła wypowiadać się w tematach, o których nie miała pojęcia. Co więcej, na polu fizycznym, również nie miała do pozostałych bohaterów żadnego startu, bo żeńskie oni są z natury dużo słabsze od męskich. Jedynie więc czym mi pozytywnie imponowała, to swoją determinacją. Nawet połamana, poparzona czy pocięta Yukina nie przestawała myśleć o udzieleniu pomocy przyjaciołom i księżniczce, bo spokojnie czekała aż jej regeneracyjne moce demona zrobią swoje. Fajnie więc, że chociaż z powodu staminy, nie była bezużyteczna, a w ścieżce Senkimaru udało się jej nawet sprytnie wykiwać przeciwnika. (Choć dalej nie zagrzałaby miejsca w moim prywatnym rankingu ulubionych MC…).
Co więcej sama fabuła także była moim zdaniem znacznie mniej wciągająca niż w innych tytułach od Otomate. Podobnie jak w „Hakuoki” mamy tutaj sporo lekcji historii… ale znacznie bardziej chaotycznie podanej, pourywanej i pełnej nieścisłości. Głównie dlatego, że we wspomnianej grze oglądaliśmy kilka lat z perspektywy Shinsengumi, co pozwoliło nam się całkiem dobrze oswoić z realiami i nadążać za sytuacją, a tutaj skaczemy po różnych stronnictwach, bez żadnego ładu i składu, a jeszcze trzeba ich było jakoś wybielić i interesująco przedstawić. Co tu bowiem dużo ukrywać, z Tokugawy & Co. nie byli przecież przyjemni ludzie. (Lubił np. krzyżować chrześcijan). Nie łatwo więc ich przerobić na sympatycznych bohaterów drugiego planu. A i bitwa pod Sekigaharą to nie był jakiś piknik, ale rzeź na dużą skalę, z powtarzającymi się zdradami i dramatycznymi zwrotami akcji z powodu straszliwej pogody – a dokładniej to silnych deszczów.
Innymi słowy: jeśli liczycie na sporą dawkę interesującego romansu, to muszę Was z miejsca ostrzec, że tutaj jest go zdecydowanie mniej. Jasne, Yukina i jej wybranek będą mieli momenty tylko dla siebie, okraszane naprawdę pięknymi CG, ale jednak wydarzenia na froncie i sytuacja z Księżniczką nie będą dawały o sobie zapomnieć i to wokół nich skupi się cała akcja. A chociaż należę do graczy, którzy przeważnie wolą takie proporcje, to nieco mi to tutaj przeszkadzało. Zwłaszcza w ścieżkach Senkimaru i Kazutaki, które miejscami wydawały się aż… nieco zimne. No i nie bardzo wiadomo, za co bohaterowie się w sumie tak polubili? I kiedy? Bo znaczna część ich interakcji (6 wspólnie spędzonych miesięcy) dzieje się offscreenowo. Dla odmiany wyjątkowo dobrze i uroczo wypada pod tym względem Kazuya i Chitose. Ale nie zmienia to faktu, że to jeden z tytułów, który rozpaczliwie potrzebował fandisku (nigdy niewydanego na Zachodzie).
Nastawcie się również na sporą dawkę dramy, bo skoro to takie „Hakuoki” tylko w innym settingu historycznym, to nie mogło obejść się bez masy bezsensownych śmierci – zwłaszcza wśród sympatycznych bohaterów drugiego planu. Nie zliczę razy, ile martwiłam się o trójkę dziadków, wychowawców Yukiny, z których każdy był tak samo zaborczy o swoją „córeczkę”, uparty, ale i zabawny. Ale już ludzcy sojusznicy – bez względu na ścieżkę – byli mi bardziej obojętni, bo też nie zostali w żadnym razie fajnie zarysowani. No, może poza panami z Shimazu, bo chociaż okazali się zabawni. A najgorzej na tym polu wypadł Ukita Hideie, Ishida Mitsunari oraz Shima Sakon. (Czemu ten ostatni miał taką gargantuiczną dłoń?! Co tam się stało z proporcjami? XD).
Nieco gorzej wypadają również antagoniści. I nie mam tu na myśli wspomnianych wcześniej War Lordów, ale przedstawicieli dwóch wygnanych (poza Sojuszem Dziesięciu) klanów demonów, którzy mieli swoje powody, aby nienawidzić rodaków, jednak cały ich plan zemsty był cholernie przerysowany, cartoonowy i niemożliwy do zrealizowania, aby wprost nie powiedzieć, że… głupi. Ale nie chcę go Wam spoilerować. Przekonacie się kiedyś sami. O ile bowiem rozumiem, że twórcy bardzo chcieli mieć jakieś nawiązanie do rasetsu, to już nie bardzo wykminili, jakby to mogli elegancko zrobić. A „szaleństwo” villainów to zawsze beznadziejna motywacja. Nawet jeśli wiemy, z czego się wzięło.
Co zaś się tyczy mechaniki, to jedna z tych otomek, w której najpierw musimy przejść dość długą, bo kilku rozdziałową common route, różniącą się tylko kilkoma scenkami i wyborami, nim wkroczymy na ścieżkę jednego z panów, a wtedy możemy jeszcze odblokować któryś z kilku endigów: happy, neutral lub bad. Nie mamy po drodze żadnych minigierek. Ot, zawsze klikamy jedną z dwóch opcji do wyboru. Chociaż może to i lepiej, bo nie pasowałyby mi do klimatu. A i w edycjach mobilnych, zwłaszcza starych gier, Otomate nie wykorzystywało idei flow charta. Z osobnego panelu możemy jeszcze zobaczyć galerię i przeczytać jakieś ciekawostki o postaciach. Samych CG nie jest dużo, ale ogólnie mi się podobały. Podobnie jak gra aktorska seiyuu, która stoi na bardzo wysokim poziomie – zwłaszcza Hino Satoshi w roli Shina czy Tachibana Shinnosuke jako Yachiyo.
No to czy polecam tę grę? Tak, ale z większym oporem niż inne produkcje tego studia. Przede wszystkim, nawet jako miłośnik japońskiej historii, uważam, że ta gierka ma wysoki próg wejścia. Nie każdy jest przecież fanem Sengoku Jidai, a jak twórcy ci jeszcze nie ułatwiają zrozumienia, co się w zasadzie dzieje, to już w ogóle może zrobić się niestrawnie. W czym na obronę dodam od razu, że bardzo podobały mi się wszystkie nowe elementy, które dotyczyły kultury oni. Fajnie było się z nimi zapoznać, zwłaszcza w kontekście tego, jak zachowuje się potem Kazama i jego kumple czy Sen w „Hakuoki”. Zmienia to bowiem perspektywę na całą przedstawioną sytuację, gdy już lepiej znasz ich zwyczaje i prawa. Aż szkoda, że Yukina to taki trochę zmarnowany potencjał, jeśli chodzi o charakter. Mogła być naprawdę zaradną i łebską protagonistką. W końcu miała po swojej stronie nadnaturalne zdolności, ale w zestawieniu z Chizuru nie wydawała mi się wcale bardziej ogarnięta. (A przecież ta druga miała pełne prawo, aby być zagubioną i słabą – zważywszy na środowisko, z którego pochodziła i dotychczasowe doświadczenia!).
Ciekawa gra, z pewnością bardzo ładna, a jednak coś sprawia, że recenzenci postrzegają ją jako nudną. Cóż, sama może nie użyłabym aż tak dobitnego określenia, ale zgadzam się, że coś w niej nie trybi. Fani samurajów w błękitnych haori powinni jednak znaleźć w niej sporo smaczków dla siebie. A chociaż bawiłam się przy niej OK, to wątpię, by chciało mi się do niej wrócić… Może być jednak fajnym lekarstwem i uzupełnieniem, jeśli czujecie pustkę po „Hakuoki”. Dlatego polecam ograć ją raczej jako drugą w kolejności.