Hayabusa to postać, która wyraźnie została dodana na późniejszym etapie gry, gdyż nie pojawia się w wątku żadnego z innych panów. Ta ścieżka odbiega też znacznie klimatem od pozostałych historii, a przedstawieni w niej bohaterowie są bardziej… nobilitowani?
Już wyjaśniam, w czym rzecz: po pierwsze, przynajmniej kilka razy, scenarzyści podkreślają, że wyjątkowość Misao (= domyślne imię MC) polega na tym, że jest czysta i niewinna, bo nie korzysta z przybytku rozkoszy jak inne, nienasycone baby. Przypomnijmy, że nasza protagonistka trafia tam w zasadzie przez przypadek i bynajmniej nie w poszukiwaniu towarzystwa, kiedy w innych ścieżkach jest zwykłą klientką. I nikt nie robi jej z tego powodu żadnych wymówek. Ot, przyjmujemy do wiadomości, że dorosła kobieta ma swoje potrzeby, a że na wyspie jedyni faceci znajdują się w dzielnicy rozkoszy – no to społeczeństwo odwróciło role „damsko-męskie” i jakoś sobie tak w tym dziwacznym świecie fantasy funkcjonuje.
Po drugie: pozostali panowie (czyli inne kurtyzany) są tutaj bardzo serdeczni i pomocni. Kibicują parze, martwią się ich losem, pocieszają w trudnym chwilach, bo cieszy ich, że nawet w zdeprawowanej Yoshiwarze komuś mogą spełnić się marzenia i sny. Jest to o tyle ciekawe podejście, że zwłaszcza Tokiwa i Takao w innych ścieżkach często robili za antagonistów np. narzucali się Misao, aby podprowadzić konkurencji bogatą klientkę. Tutaj jednak panowie są przyjaźni i pozytywnie przedstawiani. Nawet nieprzyjemny Kagerou i zdystansowany Kagura pojawiają się na moment, by wyrazić swoje poparcie dla związku MC z LI. Czyli coś kompletnie innego, niż widzieliśmy do tej pory.
No ale tyle tytułem przydługiego wprowadzenia. Przejdźmy do streszczenia i oceny samego wątku. Tradycyjnie Misao trafia do domu rozkoszy Kikuya po tym, jak w prologu pomogła uciec z wyspy parze (panu do towarzystwa i jego kochance), co jest w tym świecie przedstawionym ciężkim przestępstwem. (I było też w dawnej Japonii). W końcu kurtyzany są tak naprawdę niewolnikami przybytków, do których trafiały, zmuszonymi spłacić własnym ciałem często nierealistyczny dług. I o ile ten wątek był zawsze pomijany w ścieżkach innych protagonistów, tak w historii Hayabusy będzie miał kluczowe znaczenie. Misao staje się dzięki temu posiadaczką kilku cennych przedmiotów, które para daje jej w podzięce. Dzięki czemu mylnie uchodząc za córkę bogatego kupca, nasza bohaterka bierze udział w swoim pierwszym w życiu bankiecie w Yoshiwarze. Obserwuje tance, gry na instrumentach, pije sake… a to wszystko w towarzystwie prawdziwych kurtyzan.
Wracają z domu Kikuya, w pobliżu świątyni, Misao trafia na młodzieńca, któremu zepsuł się sandał. Dziewczyna oferuje mu wtedy pomoc, bo nie raz naprawiała swoje własne buty. Nagle jednak, gdy parka przygląda się sobie z bliska, odkrywają, że wcale nie są dla siebie nieznajomymi. Hayabusa, czyli jedna z kurtyzan w Yoshiwarze, to tak naprawdę Hayato – przyjaciel z dzieciństwa naszej MC. Nie wiemy dokładnie, w jakich okolicznościach zniknął nagle z życia bohaterki. W sensie z reminiscencji wynika, że został zabrany jako kilkulatek, ale nie mam pojęcia czy matki mają prawny obowiązek oddawać swoich synów do burdelu, czy była to indywidualna decyzja. Z gry nie do końca to wynikało albo najzwyczajniej mi to umknęło (angielskie tłumaczenie gry do najlepszych nie należy). Stawiam jednak na to pierwsze. W każdym razie ich dziecięca przyjaźń – a spędzali z sobą kiedyś prawie każdy dzień – urwała się wtedy gwałtownie i nasza MC zdołała nawet o chłopcu zapomnieć.
On jednak nigdy nie wymazał wspomnień o słodkiej, małej dziewczynce, która czepiała się jego kimona i uważała za starszego brata. Co więcej, przez lata wydawał swoją pensję na cukierki, które jako dziecko lubiła, w nadziei, że będzie miał jeszcze okazje ją poczęstować. I cóż mu się dziwić, skoro codzienność mieszkańców Yoshiwary była tak ponura? Dlatego Hayabusa używał wspomnień o Misao jako sposobu na przetrwanie. Wierzył, że kiedyś spłaci swój dług i ją odnajdzie, czyli odzyska wolność i powróci do normalnego życia, aby znowu zająć się matką i odzyskać przyjaciółkę z dzieciństwa. Bynajmniej nie chciał, by zobaczyła go jako pana do towarzystwa, ale też nie spodziewał się, że jego niewinna, urocza Misao postawi stopę w dzielnicy rozkoszy. To znaczy: podejrzewał, że może zacząć widywać mężczyzn, gdy stanie się dorosłą kobietą, ale starał się wypierać tę myśl.
Po tym przypadkowym spotkaniu i odkryciu, że Hayato (Hayabusa) przez cały ten czas żywił do niej tak ciepłe uczucia, Misao jest nieco zażenowana faktem, że sama zdołała o nim prawie zapomnieć. Postanawia więc odtąd odwiedzać go w Kikuya. Nagle bowiem, prawie ze sceny na scenę, dochodzi do wniosku, że nie jest w stanie bez niego żyć. XD Well… Dalsze rozdziały to w zasadzie prawie same wspominki pary, więc przez długi, długi czas w opowieści nie dzieje się nic konkretnego. Ot, dowiadujemy się nieco więcej o przeszłości Hayabusy. W sensie wiemy, że opiekował się nim jakiś życzliwy pan do towarzystwa, który nauczył go fachu, ale potem przeszedł na emeryturę. Hayabusa miał także nadzieje pozostać na wyspie, po opuszczeniu Kikuya, bo nie ciągnęło go na kontynent… (I w sumie nie mam pojęcia czemu… nie bał się, że jak urodzi mu się syn, to będzie musiał przejść przez to samo piekło? O_o). Dowiadujemy się także więcej o jego więzi z Takao, który był dla Hayabusy jakby dziecięcym rywalem. Chłopcy nawet kiedyś się pobili. Mimo to byli wobec siebie życzliwi, a Hayabusa podziwiał nawet Takao za to, jaką wybitną kurtyzaną udało mu się zostać.
Podczas jednej z takich wizyt, Misao opowiada również ukochanemu o tym, co przytrafiło się jej w prologu. Chce bowiem przekazać mu kosztowności, aby mógł ich użyć do spłacenia długu i przyspieszyć czas dzielący go od odzyskania wolności. Co mnie jednak rozbawiło w tej scenie najbardziej to fakt, że parka gada o tym nie na stronie (jak słusznie zauważył Takao, mogli sobie przecież szeptać czule na uszko), ale zupełnie otwarcie. Jeszcze z Hayabusą siedzącym przy balkonie. Nic zatem dziwnego, że Takao ich podsłuchał, ale obiecał zachować prawdę dla siebie. Gorzej, że następnego dnia Iroha wzywa ich do siebie na „poważną rozmowę”, bo o całej sprawie musiał dowiedzieć się ktoś jeszcze i „uprzejmie donieść” zarządcy budynku.
A wtedy Iroha wpada na kolejny, genialny plan. Proponuje Misao by to jemu powierzyła opiekę nad kosztownościami. Wtedy nie będzie musiała się martwić o opłacanie spotkań z ukochanym, a okoliczna straż nie będzie jej o nic podejrzewać. Co, oczywiście, knują za plecami Hayabusy. Pech jednak chce, że strażnicy wpadają do Kikuya i zastają Misao dosłownie na gorącym uczynku. Od razu wydaje się im podejrzane, skąd tak biedna dziewczyna miałaby podobne kosztowności. Chcą więc ją aresztować i przesłuchać, ale wtedy interweniuje Hayabusa, który mówi, że to on tak naprawdę pomógł uciec poszukiwanej parze z Yoshiwary. Zostaje więc aresztowany w miejsce MC, a chłopaki pocieszają bohaterkę, że to w sumie spoko, bo dla mężczyzny nic nie jest większym wyróżnieniem, jak cierpieć dla swojej kobiety. Ah, i jeszcze Iroha ma swoją własną, genialną metodę na uspokojenie Misao. Opowiada jej szczegółowo o torturach, które czekają Hayabusę, a potem o egzekucji, gdy już się złamie i przyzna do winy. Poważnie, zastanawiałam się w tej scenie, o co mu chodzi? Tak zupełnie szczerze, to przecież bohaterowie wpadli tylko, dlatego że Iroha zaoferował im swoją wątpliwą pomoc, a teraz jeszcze to… Może czerpał jakąś satysfakcje z obserwowania, jak MC zaraz mu zemdleje?
Na szczęście inni bohaterowie okazują bohaterce prawdziwe wsparcie. Takao towarzyszy jej do więzienia, by mogła spotkać się z ukochanym i przynieść mu swoim widokiem trochę ulgi. Para natychmiast idzie w ślinę i nie przeszkadza im nawet obecność obserwatora, kiedy jednak w końcu sobie o nim przypominają, oboje są nieco zażenowani. Takao zaś otwarcie szydzi sobie z Hayabusy, że jak na kurtyzanę, to rumieni się nie mniej od Miaso, a także że nie muszą przerywać z jego powodu. Postara się przecież nie przeszkadzać, a w Yoshiwarze widział znacznie odważniejsze rzeczy. I trudno nie przyznać mu racji. 😉 Ogólnie to chyba jedyny wątek, w którym Takao pokazuje się od tak wyluzowanej i spoko strony. Nawet w swoim własnym wypadł gorzej.
Po tym wydarzeniu zrozpaczona MC wraca do domu i zaczyna robić talizman, przynoszący szczęście, aż przychodzi jej matka i widzi swoją pociechę całą zalaną we łzach. Misao więc ostatecznie opowiada rodzicielce o wszystkim: o tym, jak pomogła w ucieczce parze kochanków, że odnalazła Hayato i że może teraz zostać przez z nią stracony. Na szczęście – uwaga, uwaga! – okazuje się, że mamusia ma wtyki wśród strażników, bo kiedyś mediowała w sprawie ich kapitana i dzięki temu może powołać się na dług wdzięczności. Stąd – na następny dzień – po krótkiej pogadance ze strażnikami ci zgadzają się uwolnić Hayabusę i zamknąć sprawę, bo nie ma to jak równość obywateli wobec prawa… i tyle, przy okazji, jeśli chodzi o naszą dramę.
Facet wraca tym sposobem do Kikuya, serdecznie witany przez swoich kolegów po fachu, a Misao ponownie go odwiedza. Dlatego postanawiają już dłużej nie czekać i od razu skonsumować związek. Cholera bowiem wie, co mogłoby się jeszcze wydarzyć. Mogliby np. wpaść na kolejny, genialny pomysł, by poprosić o pomoc Irohę w innej sprawie. W każdym razie Hayabusa daje ukochanej cukierka, a potem rzuca ją na łóżko. Co mnie cholernie rozbawiło, bo wyobraziłam sobie opis, jak nasza MC nagle się zadławiła, a gracze oberwali ogromnym napisem „Bad ending” XD. Prawda, że zapamiętalibyście takie zakończenie na długi czas? Prawda? (Ja kiedyś z powodu durnego listka przyprawy, który utknęła mi w gardle, wylądowałam na pogotowiu i byłam zmuszona oglądać przez 7 godzin ten sam, nagrany, odcinek „Familiady”. Nikomu nie życzę podobnej tortury). Ale, niestety, twórcy poszli w klasyczne rozwiązanie i zaraz po miłosnych uniesieniach, dostaliśmy w epilogu ślub.
Stąd, tak jak wspominałam we wstępie, to była mocno odbiegająca od reszty „The Men of Yoshiwara: Kikuya” ścieżka. Z jednej strony narracja w niej była bardziej… senna? Z większym naciskiem na krytykowanie społeczeństwa. Dopiero w końcówce wszystko nabiera tempa, ale widać, że nie miano zbytnio pomysłu, jak uporać się z tak zagmatwaną sytuacją, dlatego z pomocą przychodzi mamusio-deus-ex machina. Niemniej to nie tak, że historia mnie mocno rozczarowała. Do samego epilogu, nawet przyjemnie się ją czytało, głównie dlatego, że wolę takie smutniejsze klimaty i było mi nawet żal Hayabusy. Wiecie, zazwyczaj to żeńskie bohaterki zmagają się w fabule z tak beznadziejnym położeniem. Stąd aspekt z odwróceniem ról damsko-męskich, dodał narracji pewnej świeżości. Niby dostajemy typowy i kochany w Japonii trop „starszego brata”, ale nie może zaopiekować się „swoją kawaii siostrzyczką”, bo musi się najpierw wywiązać z niesprawiedliwego kontraktu. Szkoda więc w zasadzie, że sam Hayabusa był praktycznie postacią papierową – bez wad, żadnej konkretnej cechy charakteru, same pozytywy… Czyli dokładnie tak samo przeźroczysty i mdły jak nasza MC. Ale to chyba czyniło z nich idealną parę?
Miejsce w rankingu: Numer 4. Jeśli spodziewacie się erotycznej opowieści o kurtyzanach… to ten wątek będzie dla Was absolutnie nudny. Jego budowa przypomina bowiem typową grę otome. Nic się między bohaterami za bardzo nie dzieje aż do finału – a wtedy opowieść się urywa. Pojawia się zatem pytanie, po co w takim razie osadzać akcję w Yoshiwarze? Ale wszystko zależy od tego, czego w grze szukamy. Dla mnie było OK i bardziej bolał mnie po prostu brak osobowości u bohaterów.