Once upon a time, in a topsy-turvy world… In the beginning, you find yourself lost within a world of utter darkness. Your memories are gone; even your name is a mystery. But just when the bitter loneliness threatens to break your spirit, you meet Alice—a blond-haired, blue-eyed young man who promptly christens you „Arisu.” Like you, Alice cannot remember anything beyond his own name. Ignoring his protests, you drag him along with you through the darkness… until you happen upon a massive mirror made of crystal. You stumble through the glass and into the Looking-Glass World, an antiquated fairytale dreamscape that feels oddly familiar… There, amid a colourful cast of gender-swapped fairytale characters, you take on the role of the heroine and join them in their twisted tales. How will the story end? It’s up to you! (źródło: opis wydawcy)
- Tytuł: Taishou x Alice (大正×対称アリス)
- Developer: Primula
- Wydawca: E2 Gaming & PRODUCTION PENCIL
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski, chiński, japoński
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Taishou x Alice Heads&Tails
Bohaterowie
Główna postać:
Arisu Yurika Pyskata, odważna dziewczyna, która trafia do baśniowego świata i zdaje się niezmorodowana w swoim poszukiwaniu prawdy. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Akazukin Epizod I <<RECENZJA>> | |
Cinderella Epizod I <<RECENZJA>> | |
Gretel Epizod II <<RECENZJA>> | |
Kaguya Epizod II <<RECENZJA>> | |
Snow White (Shiroyuki) Epizod III <<RECENZJA>> | |
Wizard Epizod III <<RECENZJA>> | |
Alice (Alistar) Epilog <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Alice ⊳ Wizard ⊳ Akazukin ⊳ Kaguya ⊳ Cinderella ⊳ Snow White ⊳ Gretel (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Wspominałam o tym kilkakrotnie na blogu, ale bardzo lubię baśniowe motywy, a „Taisho x Alice” to taka perełka wśród gier otome, które nawiązują do klasyki literatury. Nie jest to bowiem gra w rodzaju tych, które po prostu biorą utartą do granicy możliwości, znaną opowieść i dodają do niej jakiś romans czy kilka nowych wątków. Co to, to nie! „Taisho x Alice” wykorzystuje baśniowe podłoże, aby pokazać poważne problemy psychologiczne, traumy, zaburzenia, czy syndromy – nierzadko sięgając po motywy triggerujące, czy kontrowersyjne, jak próba gwałtu, samobójstwo, samookaleczanie, czy nieakceptowanie swojego wizerunku. Nie robi tego jednak tylko po to, by tanio szokować, jak w jakimś horrorze klasy Z. Wręcz przeciwnie. Wszystkie historie składają się tutaj w jedną, imponującą całość, która w epilogu z pewnością wywoła u wielu graczy efekt „wow!”, ale nie zamierzam spoilerować smakowitego plot twistu. Zamiast tego ogólnie opowiem Wam o tym tytule, aby nikomu nie zepsuć zabawy.
W „Taisho x Alice” wcielimy się w postać młodej dziewczyny Arisu Yuriki (= domyślne imię). Nie jest ona jednak taka jak większość bohaterek gier otome: w sensie strachliwa, uległa i pełna samopoświęcenia. A gdzie tam! Yurika wychowała się za granicą, więc może dlatego nie przypomina typowej Japonki, ani z charakteru, ani wizualnie. Jest ironiczna, wygadana, często przejmuje inicjatywę, lubi wplatać do swojego języka zwroty z obcego języka, potrafi czarować, onieśmielać swojego wybranka i zdecydowanie wie, czego chce od życia. Jasne, to nie tak, że nie posiada wad, bo Yurika bywa egoistyczna, zbyt dominująca, a czasami wręcz fanatyczna, ale wynika to raczej z braku doświadczenia i zagubienia, niż ze złej woli. W każdym razie bardzo przyjemnie sterowało mi się tak oryginalną protagonistką i myślę, że dla wielu graczy/graczek będzie to coś odświeżającego.
Wróćmy jednak do streszczenia fabuły. Yurika budzi się w dziwnym, czarnym świecie, gdzie z opresji wybawia ją tajemniczy chłopak o imieniu… Alice? Nie bardzo jednak mamy okazje dowiedzieć się na jego temat więcej, poza tym, że za arogancją i cynicznymi żartami ukrywa swoje zakłopotanie. Zaraz bowiem docieramy do komnaty, gdzie widzimy postacie uwięzione w lustrach… i to właśnie nasze ścieżki oraz dostępni love interest. A ponieważ przechodziłam tę grę w edycji ze Steama, to była ona dla mnie podzielona na konkretne epizody. Miałam więc narzucony porządek przechodzenia ścieżek, ale szczerze powiedziawszy, nie polecam go zmieniać, bo taki układ miał logiczny sens i ułatwiał poznawanie kolejnych sekrecików.
W epizodzie pierwszym czeka na nas Cinderella (nawiązanie do Kopciuszka) oraz Akazukin (Czerwony Kapturek). Nie myślcie jednak, że skoro znacie te baśnie, to wiecie już, co będzie się w wątkach działo. Absolutnie nie, bo twórcy bardzo przewrotnie wykorzystali literackie motywy i zrobili z nich coś kompletnie nowatorskiego. W opowieści Cinderelii Yurika odkrywa, że jest… narzeczoną jakiegoś bogacza. O którym w sumie nic nie wie. Na dodatek nie budzi on w niej za specjalnie sympatii. Tymczasem w historii Akazukina ten przychodzi do niej jako policjant, bo Yurika dostała tajemniczy list z pogróżkami od anonimowego adresata. Dlatego dość szybko zauważymy, że obie ścieżki to tak naprawdę alternatywne historie, gdzie ci sami bohaterowie pełnią inne funkcje, i które łączy w sumie tylko startowa komnata…
…z której w epizodzie drugim możemy przenieść się do wątków Kaguyi (bohatera nawiązującego do japońskiej „Opowieści o zbieraczu bambusu”) lub Gretela (= po naszemu protagoniście z baśni „Jaś i Małgosia”). W przypadku tego pierwszego MC będzie świadkiem, jak Kaguya dostaje od jakiejś kobiety z liścia i kosza, więc postanawia… zostać jego nową dziewczyną! Ponownie nic nie wiedząc o swoim wybranku. Tymczasem historia Gretela zaczyna się nie z mniejszym wykopem, bo od porwania MC. Ostrzegę jednak, że epizod drugi ogólnie odebrałam jako znacznie mroczniejszy i cięższy od tego wcześniejszego, który przypominał pogodny wstęp.
Wreszcie epizod trzeci zaczyna przed nami powoli ujawniać sekrety tajemniczego uniwersum z tymi wszystkimi przystojniakami, dzięki opowieściom Shirayukiego (z baśni o Śnieżce), który całe dni spędza zamknięty w swoim pokoju i jest nieludzko piękny oraz Wizarda, który czasami bohaterce pomaga, a czasami sprawia wrażenie antagonisty – w każdym razie, podobnie jak Akazukin, będzie wraz z Yuriką usiłował rozwikłać sprawę kolejnego listu z pogróżkami.
Aby jednak wszystko złożyło się we wspomnianą wcześniej, miodną całość będziemy potrzebowali jeszcze epilogu. To dopiero z niego dowiemy się, kim jest Alice, którego poznaliśmy na samym początku gry. Jeszcze w ciemności – przed wybraniem któregoś z luster. Oraz co tak naprawdę dzieje się z Yuriką. Ostrzegam jednak, że nie będzie to lektura łatwa, a czasami wręcz bardzo dołująca, bo Blondasek ma cholernie skomplikowane backstory.
Od strony technicznej, to również gra otome na najwyższym poziomie. Może nie jest to do końca styl projektowania postaci, który lubię, ale sceny są dynamiczne, love interest mają sporo CG, a te dzielą się jeszcze na odrębne warianty. Do współpracy zaproszono również grupę wyjątkowo utalentowanych seiyuu, więc usłyszymy tu na przykład Maeno Tomoakiego znanego z roli Lupina w „Code Realize”, Hatano Wataru – który grał m.in. Gekkamaru w „Nightshade” oraz Matsuoka Yoshitsugu, użyczającego głosu m.in. Monshiro w „Psychedelica of the Black Butterfly”. Sama mechanika to proste drzewo dialogowe, w którym wybieramy jedną z odpowiedzi, a to prowadzi nas do szczęśliwego albo masy nieszczęśliwych zakończeń. Z czego do odblokowania osiągnięć potrzebujemy zobaczyć je wszystkie, ale steamowe achievementy i tak lubiły się wieszać, więc czasami zaskakiwały mi dopiero po ponownym odpaleniu gry. Na szczęście był to jedyny problem techniczny, jaki zauważyłam. Poza tym całość działała płynnie, a i angielska lokalizacja była bardzo dobra, bo pojawiło się sporo fajnych, językowych żartów. A wierzcie mi przy takiej ilości symboliki, porównań, przenośni… to nie było łatwe zadanie!
„Taisho x Alice” to jedna z tych gier, do których z pewnością jeszcze wrócę, aby sprawdzić, co przeoczyłam za pierwszym razem. Fabuła jest w taki sposób skonstruowana, że w sumie do tego zachęca. Jak zatem zapewne się domyślacie, gorąco polecam Wam tę produkcję. Poważnie, to jedna z najbardziej dopracowanych otomek, w które miałam przyjemność zagrać. A skoro teraz możecie nabyć cały set, to tym bardziej zachęcam, aby się nim zainteresować. Oczywiście, będziecie potrzebowali nieco wolnego czasu, bo ja na ukończenie całości potrzebowałam około 36 godzin, ale zapewniam, że nie będą to źle zainwestowane minuty.
I jeśli już na cokolwiek miałabym się poskarżyć, to w niektórych momentach pojawiają się drobne błędy logiczne – więcej na ten temat znajdziecie w recenzji epilogu – ale nie odbiły się one negatywnie na moim odbiorze całości. Nie będę też ukrywała, że niektórzy panowie zostali mniej sprawiedliwie potraktowani od innych – oberwało się zwłaszcza Shirayukiemu, który moim zdaniem ma najmniej contentu, ale to akurat przypadłość wielu gier otome. Zwłaszcza tych, które celują w jednego, głównego love interest i „Taisho x Alice” się od nich pod tym względem nie różni. Niby dostajemy ścieżki do wyboru, ale doskonale wiemy, kto jest „chłopcem z plakatów”. Na szczęście, tym razem, był on dla mnie tak ciekawie napisany, że wyjątkowo mi to nie przeszkadzało! Wreszcie, w dodatku „Other side” możemy zobaczyć wszystko jeszcze raz oczami Yuriki… ale trochę za dużo było tego powtarzania. Czułam się przez to, jakbym oglądała shonena typu Dragon Ball, Naruto czy One Piece i animatorzy wrzucali powtórki z poprzedniego odcinka, by go maksymalnie wydłużyć i się zbytnio przy nim nie narobić… Stąd aż w pewnym momencie prosiło się o przewijanie. Wiecie, takie sztuczne nabijanie długości gry. Ale więcej grzechów nie pamiętam!
Cieszę się, że zaufałam pozytywnym opiniom, głosu ludu i przetestowałam tę grę. Zdecydowanie była tego warta. A teraz pozostaje mi trzymać kciuki, by wydano także fandisk…