Ah, Scarlet! O ile bohaterowie w stylu shota, to nie moja para kaloszy, to przyznaję bez jakichkolwiek oporów, że byłeś znacznie normalniejszy od całej wcześniejszej bandy. Ba! Skrywający się za czerwonym płaszczykiem chibi snajper stanowił chyba najlepszy materiał na partnera dla naiwnej Fuki (domyślne imię głównej bohaterki), bo tak jak ona miał ciepłe serduszko, pacyficzne poglądy i ogólnie chciał jedynie z wszystkimi żyć w przyjaźni. Co się w „Ozmafii” często nie zdarzało…
Przypomnijmy, że Scarlet jest jednym z dostępnych LI i należy do familii Grimm, gdzie pełni funkcję caporegime (czyli analogiczną do Axela w rodzinie Oz). Kiedy obdarzona amnezją MC trafia pod opiekę dona Caramii, chłopak nie ma z nią za wiele do czynienia. Ot, od czasu do czasu, spotykają się w niedziele na placu głównym. Siódmy dzień tygodnia jest bowiem jedynym, w którym panuje powszechne zawieszenie broni i złamanie tej zasady jest surowo karane. Paradoksalnie, Fuka szuka kontaktu ze Scarlet, bo jest na tym etapie gry przekonana, że ma do czynienia… z dziewczyną. Widzi więc w ubranym na czerwono przedstawicielu innego domu wspaniały materiał na koleżankę! Zwłaszcza że Scarlet jest w jej odczuciu „mądra, zaradna i opanowana”. Co nie jest znowu takie dziwne, jeśli zwrócimy uwagę na dziecięcy wygląd chłopaka, a z czego będą się później serdecznie nabijać pozostali panowie – zwłaszcza Kyrie.
Scarlet nie przepędza zaś z miejsca Fuki, bo 1) ich rozmowy nie są groźne, 2) i tak odbywają się tylko w niedziele, 3) ma tak naprawdę dobre serce i też szuka przyjaciół. W efekcie, przez znaczną część tej ścieżki, będziemy po prostu obserwować jak MC zaczepia chibi snajpera i zagaduje go o różne, przypadkowe rzeczy. Nie jest więc to może najbardziej dynamiczny etap fabuły, ale pozwalający nam się po raz kolejny przekonać, że Scarlet ma najzwyczajniej poukładane w głowie. I w zasadzie, to na jego barkach leży przepraszanie za agresywne zachowanie dwóch innych członków domu Grimm: Hensela i Gretel (czyli, po naszemu, Jasia i Małgosi). Dobrym przykładem tego zdroworozsądkowego podejścia jest scena, w której chłopak częstuje Fukę jabłkiem, a ta przyjmuje je bez oporów. A chociaż Scarlet jej nie ruga ani z niej nie kpi, to jednak daje protagonistce cenną lekcję na temat zaufania. W końcu są z wrogich rodzin i jakieś minimum ostrożności czy podejrzliwości byłoby wskazane. Nie wyzywa jej jednak od idiotów, nie krzyczy, nie panikuje… itd.
Co zaś się tyczy baśniowych korzeni Scarlet, to najbardziej oczywistym wydaje się nawiązanie do Czerwonego Kapturka. Zresztą badanie tego tytułu przysporzyło literaturoznawcom sporo trudności, bo w niektórych interpretacjach płeć bohatera faktycznie nie jest jasno określona. Nazwa odnosząca się do nakrycia głowy może sugerować zarówno chłopca, jak i dziewczynkę. Istnieje też ogromna ilość wariantów samej historii, z czego najstarsza, zapisana pochodzi od Charles’a Perraulta, a jedynie najbardziej popularna została opracowana w XIX wieku przez braci Grimm. Przygody dziecka w krzykliwym nakryciu głowy nie zawsze kończą się przy tym szczęśliwie i często w finale ląduje w brzuchu wilka razem ze swoją babcią. Możliwe jednak, że broń na plecach LI miała w jakiś sposób nawiązywać do baśniowej figury myśliwego. Podobnie jak upodobanie do chodzenia po lasach. Ale to tylko takie moje zgadywanie.
Wracając jednak do recenzji, relacje postaci zmieniają się dopiero po tym, gdy Fuka odkrywa wreszcie prawdziwą płeć Scarlet. Co nie dociera do jej tępego łba od razu i w pierwszej chwili myśli, że „mężczyzna” to po prostu nazwisko, którym jej koleżanka się posługuje. (Fuka… Eeeeh…). Jeśli zaś spodziewaliście się, że nieporozumienie wywołuje w niej zakłopotanie, to nic bardziej mylnego! Po wyprowadzeniu z błędu dziewczyna niby przeprasza… a potem przy każdej, możliwej okazji rzuca jakimiś niewrażliwymi tekstami, które tak naprawdę obrażają Scarlet. Zwłaszcza że czuje się on bardzo niepewnie ze swoim wyglądem. Z jakiegoś powodu nie może urosnąć, ma dziecięce rysy, ma drobne ciało itd. Co Fuka wesoło komentuje, używając na przykład porównań takich jak „masz słodszą twarz od mojej!”. I chyba naprawdę potrzeba było kogoś z anielską cierpliwością tego LI, aby nie kazać jej wreszcie zamknąć gęby albo jej nie zastrzelić. Ale Scarlet się jakoś udaje trzymać emocje na wodzy. Nawet jeśli Fuka nie podziela jego obaw, gdy po ostatnim kontrolnym badaniu odkrył, że niby ubyło mu 2 centymetrów wzrostu i po prostu jego troski bagatelizuje.
Aby nie było jednak zbyt różowo: cieplejsze relacje Fuki i Scarlet budzą zazdrość w bliźniętach, przez co Gretel podejmuje nawet próbę zgładzenia natrętnej konkurentki. Ofiarowują Fuce jedzenie, która MC – naturalnie – przyjmuje (mniejsza o ostrzeżenia z samego początku), a które okazuje się ładunkiem wybuchowym. Co prowadzi potem do zabawnej sceny z Kyrie, który do owego tajemniczego prezentu po prostu strzela. XD No dobra, Strach na Wróble bywa creepny, ale przyznaje, że ma w „Ozmafii” sporo dobrych momentów. A to był zdecydowanie jeden z nich!
Nieco później, w trakcie festiwalu gwiazd, bohaterka wyraża ubolewanie, że nie może zobaczyć ich z bliska. Scarlet pożycza jej wtedy broń, aby mogła spojrzeć przez lunetę, co nie daje zbyt dużego efektu, ale znowu zbliża ich do siebie. W końcu, jak bardzo musiał jej ufać, by powierzyć swoją snajperkę bez wahania? Zwłaszcza Fuce? To cud, że ich przy okazji obu nie postrzeliła! Albo nie wybiła sobie oka lunetą. Byłam wręcz pewna, że ona za chwile coś odstawi, ale udało się im jakoś ten eksperyment przeżyć.
Wreszcie postanawiają również udać się wspólnie na wycieczkę poza miasto, co kończy się dla nich pechowo. Oczywiście, z winy Fuki. Kiedy bowiem stoją sobie w najlepsze na wzgórzu, MC potyka się o… cholera wie, o co, może powietrze? W każdym razie spada ze wzgórza i w efekcie razem ze Scarlet lądują w jakimś… jarze? kotlince? …na ziemiach Gangu Wilka. W czym chłopak dodatkowo ze zranioną nogą. (Chociaż nie ma, co się zbytnio martwić o jego żywotność, bo również należy do klasy „rządzącej”). Niemniej odniesione obrażenia są na tyle uciążliwe, że zmuszają ich do spędzenia nocy poza domem i dzielenia się jako okryciem czerwonym płaszczem. A chociaż początkowo nie zapowiada się, by miało spotkać ich nieszczęście, to jednak trafiają na wrogą rodzinę. Stąd Fuka ratuje się po prostu ucieczką, a Scarlet zostaje z tyłu, aby opóźnić pościg.
I teraz fabuła robi się nieco dziwna, ale przypomnijmy, że twórcy „Ozmafii” kochają dramatyzm. Zrozpaczona Fuka prosi familię Oz o pomoc. W końcu – w jej odczuciu – to przez nią Scarlet grozi niebezpieczeństwo. Ci teoretycznie zgadzają się udzielić jej swojego wsparcia, ale tylko pod warunkiem, że oficjalnie dołączy do mafii. Co, przypomnijmy, nie jest decyzją łatwą i Scarlet wcześniej ostrzegał Fukę, by dobrze się zastanowiła, kogo chce mieć za sojuszników. (Pokazał jej nawet własne znamię, aby lepiej rozumiała, z czym to się wiąże i jak nieodwracalny bywa potem taki wybór). Don Caramia zachował się więc w tej scenie trochę jak oportunistyczny skurczybyk, wymuszając obietnicę, ale nie mam mu tego za złe, bo w końcu musiał jakoś zadbać o interesy swojej grupy. Inaczej MC w nieskończoność żerowałaby na ich gościnności, randkując przy okazji z jednym z Grimmów. Stąd Fucę nie pozostaje nic innego jak się zgodzić, bo chce przecież ratować jeszcze-nie-oficjalnie-ukochanego za wszelką cenę.
No to panowie z Oz idą do Wilczków i robią „swoje”. Scarlet trafia do szpitala, a Fuka odbywa z donem kolejną poważną rozmowę, podczas której Caramia upomina ją, by nie była z chibi snajperem w zbyt dobrych stosunkach, bo teraz należą do wrogich rodzin. Co ta bierze sobie do serca chyba nawet bardziej od samego dona. Zaczyna bowiem Scarlet demonstracyjnie unikać, chociaż ten raz za razem, podejmuje kolejne próby kontaktu. Fuka, ty bezmyślny ziemniaku, on dopiero wyszedł ze szpitala… WTF?
Wreszcie Scarlet zostaje pchnięty do ostateczności. Mocno zdesperowany i ze łzami w oczach prosi dziewczynę, by ta powiedziała, co takiego zrobił źle, że nie chce mu wybaczyć. Co było bardzo smutne i poważnie się dziwiłam, czemu Fuka była aż tak okrutna. Nawet chłopaki z Oz zaczęli jej sugerować, że powinna ze Scarlet mimo wszystko pogadać… Ale nie! To chibi snajpier musiał być tym błagającym.
W każdym razie, wyjaśnienie sobie nieporozumienia, funkcjonuje tutaj za główne wyznanie miłosne. Często bowiem w grach otome postaci shota nie dostają tak rozbudowanych scen romantycznych, jak ich „dojrzalsi” koledzy. I „Ozmafia” jest tutaj doskonałym na to przykładem. Stąd nie spodziewajcie się w tym wątku nawet buzi-buzi. Do samego końca będzie tutaj niewinnie, grzecznie, itd. – co nie znaczy, że bez emocji czy słodyczy.
Po tym burzliwym wylaniu, co leżało na sercu i wątrobie (a seiyuu poważnie odwalił dobrą robotę!): relacje pomiędzy rozdzielonymi „kochankami” (ha, ha! Duże słowo XD) wracają powolutku do normy, ale niczym Romeo i Julia, skazani na rozłąkę przez zwaśnione rody. Czyli w sumie, mogą się widywać tylko w specjalnych okolicznościach. Co nie trwa zresztą długo, bo do miasta przybywa były don familii Grimm. Widać, że miał doskonałe wyczucie czasu. Niegdyś wygnany za dokonane zbrodnie, Hamelin (czyli baśniowy szczurołap) po raz kolejny zamierza zemścić się na klasie rządzącej. A wszystko za sprawą magicznego fletu, którym potrafi kontrolować zwierzęta i dzieci. (Ale z jakiegoś tajemniczego powodu, jego moce nie działają na Scarlet. Co najwyraźniej oznacza, że chibi snajper nie jest rozpoznawany przez artefakt jako nieletni. Dziwne…).
W każdym razie: zaraz po spotkaniu ze swoim donem, Scalet stoi przez przed trudną decyzją czy pozostać lojalnym Grimmom, czy odwrócić się od swojego pogrążonego w obłędzie szefa. Co jest o tyle trudne, że kiedyś naprawdę darzył go szacunkiem. I wciąż ma wspomnienia ze wspólnie spędzonych, szczęśliwych lat.
W zakończeniu A: Scarlet dołącza do rodziny Oz. A nawet wycina sobie skórę, aby usunąć stary znak i otrzymać nowy. Co będzie musiał powtarzać systematycznie ze względu na swoje zdolności regeneracyjne… (Wow! O_o). Niemniej chłopak woli nawet to, niż pozwolić donowi Grimm zniszczyć miasto i sprowadzić na ludzi kolejną, bezsensowną wojnę. (Uwielbiam go!). W efekcie, Scarlet odgrywa kluczową rolę w powstrzymaniu przestępcy = strzela Hamelinowi w rękę, aby uniemożliwić mu grę na flecie. Później zaś oficjalnie zamieszkuje z Fuką i resztą chłopaków, a nawet zaczyna im „ojcować”. Dba o zdrowe posiłki, pilnuje by zachowywali się odpowiedzialnie, opiekuje się MC, itd. Stąd jedynie Hansel i Gretel cierpią na tym układzie najbardziej, bo Grimmowie zostają rozwiązani, a ich ziemie wchłonięte przez familie Oz (z całym dobrodziejstwem inwentarza).
W zakończeniu B: Scarlet postanawia pozostać lojalny Hamelinowi do samego końca. Kiedy don Grimm rozpoczyna atak, Fuka i Kyrie infiltrują ich posiadłość. Scarlet nie potrafi się jednak zdobyć na zaatakowanie przyjaciółki. Nawet po otrzymaniu rozkazu. Kiedy jednak wreszcie kieruje palce na spust, Hamelin zwraca lufę prosto w stronę swojego serca i dokonuje czegoś w rodzaju samobójstwa. „Czegoś”, bo jak każdy rządzący jest tak naprawdę nieśmiertelny, więc ostatecznie ląduje w więzieniu, a Scarlet zastępuje go jako nowy don famiglia Grimm. Co jest w zasadzie bad endingiem, bo chociaż widują się jeszcze z Fuką, to nie mogą mieć już tak zażyłych relacji. Przynależność do różnych rodzin i tytuły stoją im bowiem na drodze. Na pocieszenie: CG w garniaku.
A przechodząc do podsumowania: chociaż nie rozumiałam nagłej oziębłości Fuki oraz jej rozumowania zaraz po uciecze z ziemi Gangu Wilka, to ogólnie oceniam ten wątek pozytywnie. Polubiłam bardzo Scarlet, żałuję, że nie dostał więcej czasu antenowego i nie wyjaśniono, dlaczego nie może urosnąć = spełnić swojego marzenia. (Chociaż liczę, że więcej na ten temat pojawi się w innych rozdziałach. *trzyma kciuki*. Aktualizacja: tak, dostałam swoją odpowiedź w ukrytym zakończeniu i jeszcze bardziej go teraz żałuję… :().
Jako LI, Scarlet doskonale uzupełniał się z MC, nie szydził z jej pokojowej natury i naprawdę stanowił oazę cierpliwości. Był więc zdecydowanie jednym z najbardziej obiecujących kandydatów. A przy tym sensownych, niewymuszonych i z fajnym designem. Chociaż, jak wspominałam, shota to kompletnie nie moja bajka, to dzięki jego rozdziałom z pewnością spojrzę na całość „Ozmafii” nieco przychylniej.
Spoiler: Po poznaniu Grand Finale i wszystkich tajemnic fabuły, Scarlet zaczął mi się jawić dodatkowo jako ofiara… albo nawet więzień? Szkoda mi go i uważam, że na tle pozostałych panów wypadł naprawdę dobrze. Może wrócę jeszcze kiedyś do tej historii, chociaż fanem „Ozmafii” raczej nie zostanę.