Skip to content

Otome 4ever

Blog o grach otome i visual novel.

Menu
  • Aktualizacje
  • Plany wydawnicze
    • Plany wydawnicze 2025
    • Plany wydawnicze 2026
  • Recenzje
    • Otome / Visual Novel
    • Gatcha / Mobile
  • Inne
    • Poradniki
    • Top 5
    • Różne
    • Linki
  • FAQ
    • FAQ
    • Polityka prywatności
  • Kontakt
Menu

Jupiter / Peter (Cupid Parasite: Sweet and Spicy Darling)

Posted on 29/10/202520/10/2025 by Hina

Pamiętam, że gdy przechodziłam grę podstawową, Jupiter zrobił na mnie dobre wrażenie. Jasne, był niekiedy hipokrytą, a i sam romans musiano mocno przyspieszyć, bo nie starczyło czasu na development postaci, ale sądziłam, że w fandisku naprawią wcześniejsze niedociągnięcia i teraz ruszymy z kopyta. Zresztą na początku tak właśnie się zapowiadało, bo akcja przenosi nas do momentu, gdy Lynette oficjalnie zostaje Juno, czyli żoną Jupitera, i mają stanowić razem boską parę małżonków. W czym szybko okazuje się, że tak naprawdę dalej nie mają dla siebie wiele czasu, bo w Niebiosach wiele się dzieje, trzeba przerobić aniołki na armię kupidynów, inni bogowie wciąż mają jakieś problemy, a i naszego love interest dalej prześladują koszmary o Zeusie.

Parka decyduje się udać na swój miesiąc miodowy do Los York, aby tam nadrobić stracony czas i nacieszyć się sobą, jako małżonkowie. Dzieje się to akurat w trakcie obchodów Bożego Narodzenia, co jak wiadomo, Japończykom kojarzy się z romantycznym klimatem. Pech jednak chce, że dalej, z byle powodu, Jupiter zamienia się w swoją formę mistycznej bestii – Chii, i zaczyna mu to coraz bardziej ciążyć. (Mi również). Chce być dla Lynette oparciem, a dla innych bogów godnym liderem. Tymczasem byle hałas potrafi go spłoszyć i prawie cały czas znajduje się na granicy przerażenia. To właśnie dlatego MC oferuje mu pomoc w specjalnym treningu. Ma odtąd wystawiać Jupitera na różne, niespodziewane i straszne bodźce, aby nabrał odporności.

A jak postanawiają, tak czynią. Lynette teoretycznie pomaga Jupiterowi, ale tak naprawdę po prostu dobrze się bawi, zabierając go, np. na rollecoaster czy organizując dla niego skoki na bungee. Przy okazji zajmują swoje dawne mieszkanie, więc robi się dla nich nieco nostalgicznie. Tyle że Jupiter szybko się orientuje, że coś w ich dynamice pary jest bardzo nie tak. Zauważa, że Lynette nie widzi w nim prawdziwego mężczyzny. Być może z powodu tego, jak łatwo i szybko przemieniał się ze strachu w Chii. Na dodatek czasami zachowuje się tak, jakby był jej pluszakiem, np. gdy chce mu kupić bożonarodzeniowy kostium renifera dla psów, i wyraźnie zapomina, że teraz są małżeństwem na miesiącu miodowym. Jupiter bardzo się powstrzymuje, aby nie przestraszyć i nie skrzywdzić Lynette swoim nowo odkrytym pożądaniem, ale ona wydaje się fizycznym aspektem ich relacji zupełnie niezainteresowana. Pomimo zawarcia związku małżeńskiego, para dalej ograniczała się do pocałunków i uścisków, co zaczęło Jupitera najzwyczajniej dołować.

W czym zrobię sobie tutaj przerwę na małą dygresję. Niektórzy recenzenci zarzucali lub nawet szydzili z Jupitera, że jest „tysiącletnim prawiczkiem”. Zastanawiam się, skąd bierze się ta potrzeba stygmatyzacji kogoś za to, co robi z własnym ciałem? Zwłaszcza różnym love interest obrywa się często i gęsto, jeśli nie są dominującymi, doświadczonymi i napalonymi bishami 24 godziny na dobę. A przecież wyraźnie w grze podstawowej powiedziano, że jako bóg Jupiter znał tylko ojcowski rodzaj miłości do reszty panteonu. Czy więc naprawdę było to takie dziwne? Chciałam tylko podkreślić, że nie widzę żadnego problemu w tym, że nie miał wcześniej żadnych relacji intymnych, chęci, czy nawet gdyby przedstawiono mi tę parę jako „białe małżeństwo” – takie przecież też istnieją. Dlatego warto, by graczki trochę wyluzowały. Ten fandisk ma naprawdę dużo fanserwisu, więc hejt na Jupitera był dla mnie co najmniej dziwaczny… W każdym razie, wracając do streszczenia!

Miarka dla Jupitera przebiera się, gdy pewnego wieczora Lynette wychodzi spod prysznica jedynie w ręczniku i nie przejmuje się obecnością swojego męża. Ten, oczywiście, najpierw wpada w popłoch, jest zakłopotany, a potem wygrywa w nim gniew… O co? Ano zdenerwował się, że znowu nie jest traktowany jak mężczyzna i MC nie zdaje sobie sprawy z tego, że wystawia jego silną wolę na próbę. Zresztą i tak lądują potem w sypialni, ale niewiele im z tego wszystkiego wychodzi, bo od nadmiaru emocji Lynette traci przytomność przed głównym punktem imprezy.

Zdesperowany Jupiter postanawia skonsultować swoją sytuację z kimś, kto „znał się na kobietach i ich potrzebach”, czyli z Raulem. Ten przyzwyczajony do relacji w stylu „przyjaźń z bonusem” aktor z radością zaczyna udzielać mu wykładu, a nawet chce użyć do prezentacji posągu… Ale to już nieco zbyt dosłowne i intensywne dla speszonego Jupitera. Ogranicza się więc koniec końców do zakupienia książki, która jest czymś w rodzaju miłosnego poradnika, a która wypada mu przypadkowo w domu i zostaje odnaleziona przez Lynette. To staje się pretekstem do tego, by parka wreszcie ze sobą szczerze porozmawiała, przedstawiła swoje potrzeby i troski, a potem… no ba, skończyła razem w sypialni, bo trzeba było tą zdobytą od Raula wiedzę przekłuć w praktykę.

Potem parka spędza jeszcze imprezę noworoczną w towarzystwie pozostałych pasożytów, a ci spijają się do nieprzytomności. Niemniej, powiedźmy, że był to jakiś element przypomnienia nam o ich niegdysiejszej przyjaźni i robi się nieco nostalgicznie. Jest to zresztą ostatni moment, gdy ta ścieżka ma jeszcze jakieś ręce i nogi, bo za chwile zacznie się prawdziwa, fabularna masakra… Co mam na myśli?

Otóż scenarzystom potrzebny był nowy problem, bo wyszło na to, że Jupiter już całkiem nieźle kontroluje swoje przemiany w Chii, odkąd może sobie pofiglować z żonką. Ten konflikt został więc już zażegnany. Tymczasem na horyzoncie pojawił się drugi, a mianowicie – powrót Zeusa. Tak, moi drodzy, jakbyście za nim tęsknili, to okazuje się, że walnięty bóg wcale nie został pokonany, a przynajmniej nie tak ostatecznie. Z jego pułapki, czyli kamienia, w którym był zamknięty, a który znajdował się w świecie demonów, zaczęło emanować potworne zimno i to do tego stopnia, że zagrażało życiu na planecie.

Bogowie nie bardzo wiedzieli, co z tym faktem zrobić, bo ich wysiłki, aby zniszczyć kamień, nie przynosiły żadnego rezultatu. W efekcie Jupiter postanawia przenieść całą ludzkość do Celestii, aby nie musieć powtarzać sytuacji z Wielkim Potopem i Arką. Nie chcieli przecież znowu wybijać ludzkości. Na dodatek Lynette dowiedziała się, że wówczas jej znajomi z pasożytów nie kwalifikowaliby się do ratowania, bo nie chcieliby się szybko mnożyć. (No, może poza Raulem XD). Dlatego wspiera męża w jego planie i razem używają większości swojej boskiej mocy, aby teleportować uśpioną ludzkość do tymczasowej kryjówki. Tak potworna ilość magii sprawia, że Jupiter zamienia się w Chii i traci przytomność, a Lynette musi się z nim ukrywać w jakiejś lodowej, dziwacznej jaskini, aż znowu odzyska ludzką formę. Chociaż może transferować mu część własnej energii poprzez „czułość” i to prowadzi nas to do jednego z najdziwaczniejszych zakończeń, jakie widziałam w grach otome…

W Endingu Spicy, gdy bohaterowie wciąż tkwią na lodowym zadupiu, Jupiter zmienia się w coś rodzaju… wilkotarła? W każdym razie jest wpół człowiekiem, a wpół wilkiem, aby ochraniać MC przed innymi drapieżnikami. Jakim cudem w tej odnowionej epoce lodowcowej przetrwały jakieś zwierzęta i czym się żywiły – pojęcia nie mam. Nie ma to zresztą znaczenia, bo cała ta scenka miała na celu pokazanie nam tylko to, że Lynette i Jupiter (w swojej dziwacznej formie) są tak napaleni, że to cud, iż lodowce wytrzymały ich zabawy… Jednocześnie współczuje seiyuu, że musiał na przemian wydawać tylko warknięcia i piski (jako Chii) przez dobre 5 minut, bo mnie robiło się od nich mdło. Czemu? Bo Jupiterowi dosłownie wycięto wszystkie kwestie dialogowe i zastąpiono nudnymi do granic onomatopejami. Poważnie, i to według twórców jest hot? Słuchanie na przemian grr, chi chiii, grr, chiii, grrr… jakby mi się gołębie na balkonie bzykały?

A co myślę o samej scenie, która podzieliła fanów na dwa obozy? Że była po prostu durnowata. To wszystko. Ani mnie aż tak nie zbulwersowała, jak niektórych, i nie zepsuła mi obrazu Jupitera, ani mi się nie podobała. Jasne, kumam, że chodziło o nawiązanie do mitologii, gdzie pojawiały się różne akty miłosne w dziwnych konfiguracjach – typu byki i łabędzie, ale odkąd to im nagle zależy, aby być wiernym greckim podaniom, hm? Zwłaszcza że upodobniono Jupitera do Anubisa, a to już ogólnie dziki miszmasz… Ktoś chyba miał po prostu ogromną potrzebę wyżyć się w tym scenariuszu. Nie bardzo też ogarniam, jak oni niby całowali się w tej formie, skoro psi ryj nie ma do tego przystosowanych warg, ale może próbuje zbyt wchodzić w technikalia XD.

Wracając do głównego wątku: Juno musi z zaangażowaniem wypełniać swój małżeński obowiązek, aby Jupiter mógł znowu „stać się sobą”. (Choć z jej przemyśleń wynikało, że akceptowała go w każdej formie. Zaczynam podejrzewać, że gdy jest pokemonem, też by go zaliczyła…). W zależności jednak od endingu, w którym jesteśmy, tak „spicy” jest ten content. W ugrzecznionej formie jest bardziej romantycznie. Nie zmienia to jednak faktu, że Jupiter odkrywa, iż osiągnęli połowiczny sukces. Świat i tak trzeba odbudować, bo nie wszystko poszło po myśli bogów. Dla przykładu zmienił się układ niektórych kontynentów, temperatura dalej była niezdatna do życia itd. Jupiter używa więc swojej mocy (znowu, *ziew*), by za pomocą wulkanów, przez tysiąclecia, uformować nową Ziemię, a pomagają mu w tym inni bogowie, którzy, aby zdobyć taką ilość many, muszą powrócić na swoje rodzinne planety (Venus, Mars, Pluton itd.). Ponownie mamy więc motyw tego, że aby zniszczyć Zeusa i ocalić świat, protagoniści czerpią wsparcie od towarzyszy etc. itd., itp. … heh… Tym razem jednak WRESZCIE udaje się pokonać antagonistę ostatecznie, odwrócić proces zamrażania Ziemi, a nawet rozdzielić Los York na dwa miasta – Lynette sugeruje dla nich nazwy Los Angeles (od aniołów) i New York (od… Yorku XD). Ha! Ależ to było sprytne, co? Otóż nope. Ja tam wolałam parodię USA, a nie dosłowność.

W pozytywnym (i zwykłym) zakończeniu nasza MC i Jupiter postanawiają wziąć prawdziwy ślub w towarzystwie ludzkich przyjaciół. Ten wcześniejszy był bowiem „tylko symboliczny” i miał na celu przekazanie Lynette jej nowych mocy jako Juno. (Czyli cholera wie czego, bo przez całą ścieżkę bohaterka jest pasywna jak cholera). Nie wiem w takim razie, dlaczego najpierw pojechali na miesiąc miodowy… coś im się chyba z kolejnością pomerdało, ale nieważne. Wszyscy im serdecznie gratulują, a MC jest swoim mężem zachwycona, bo w najważniejszej chwili próby okazał się doskonałym liderem, obrońcą ludzkości i niezastąpioną pomocą. Trudno więc w ogóle uwierzyć, że ta sama osoba miała problemy z pewnością siebie i zmieniała się ze strachu w Chii. W czym, paradoksalnie, cała ta ceremonia ślubna ma miejsce na Wielkanoc. Przypomnę, że do konsumpcji małżeństwa doszło w Boże Narodzenie. Co oznacza, że – z jakiegoś powodu – Lynette i Jupiter uznali, że będą celebrować ważne dla siebie momenty w ramach katolickich świąt XD. Ale spoko, może Japończycy uważają, że np. droga krzyżowa jest tak samo romantyczna jak Gwiazdka. Nie mi oceniać. Mam ogromną nadzieję, że ich pierwsze dziecko urodzi się np. podczas nominacji papieskiej, a symbolem tego będzie biały dym…

I to by było na tyle, drodzy czytelnicy, a ja się ogromnie cieszę, że mam to już za sobą. Ups! Zdradziłam chyba właśnie, co myślę o tej historii. Tak, bez owijania w bawełnę, to gdy tylko zaczęła się sytuacja z Zeusem, to była dla mnie istna katorga. Jeszcze gdy para skupiała się na własnych rozterkach, było to nawet interesujące, chociaż nie do końca ogarniałam, czemu oni nagle są wobec siebie tacy ostrożni, gdy w grze podstawowej już bez problemu, np. okazywali sobie czułość? Zupełnie jakby zapomniano, że mieliśmy już development ich relacji i teraz dokonano resetu. Cała mordęga zaczęła się, jednak gdy wygrzebano znowu tegoż nieszczęsnego antagonistę, a do jego pokonania potrzebne były te wszystkie hocki-klocki, które sztucznie wydłużały fabułę. Po prostu było widać jak na dłoni, że absolutnie nie miano pomysłu na tę ścieżkę. W zasadzie to nawet na stronie, cichaczem, przemycano nam pewne informacje na temat obecnej sytuacji świata przedstawionego, bo chyba nie wiedziano, jak odkręcić problemy przedstawione w grze głównej, a głupio by wyszło jakby Jupiter i Lynette nic nie zrobili w kwestii pomniejszych bogów…

Poważnie, sądziłam, że gadające homary i Eli Omar oraz jego potworna korpa to był ten poziom bagna, że nic gorszego mnie już nie spotka, ale wtedy okazało się, że czeka mnie jeszcze kilka metrów mułu. Jeśli więc już faktycznie mam dołączyć do hejtu, to chce ponownie podkreślić, że nie mam żadnego problemu z tym, jak przedstawiono zagubienie czy brak doświadczenia Jupitera, a nawet nie znokautował mnie ten dziwaczny futrolubny ending z bohaterami w rui… Nope, mam najwyraźniej wysoki próg tolerancji do pomysłów rodem z fanfików, ale leniwej, niedbałej i napisanej na kolanie fabuły już nie zdzierżę. A właśnie taką mi zaprezentowano, w czym – w nawet najgorszych wypocinach napalonych fanów – znajdziemy często zgrabniejszą kompozycję, ciekawszą problematykę, czy nawet bardziej zmysłowe sceny. Stąd wcale się nie dziwię, że tylu recenzentów było tą ścieżką najzwyczajniej zdegustowanych. Czymkolwiek było to, co ostatecznie wkurzyło ich najbardziej. Ja ze swojej strony zaznaczę, że wolałabym chyba nie poznawać dalszych losów postaci, niż przechodzić to coś.

(Nie pomaga też fakt jak nudna, bierna i pozbawiona celu stała się w fandisku Lynette, ale o tym napiszę więcej w recenzji głównej…).

Bliźnięta, Bóg / Bóstwo, Cupid Parasite ~Sweet & Spicy Darling~, Heterochromia, Okamoto Nobuhiko, Prawdziwa forma, Przemiana w człowieka, Rodzeństwo (niezwiązane z MC), Spotkanie po latach, Współpracownik

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Cześć, jestem Hina! Prowadzę bloga od 2019 r. Jeśli podoba Ci się, co piszę, zostaw komentarz i wpadnij ponownie. Dziękuję za odwiedziny!

Moje ID

Chcesz pograć wspólnie albo pogadać? Znajdziesz mnie na:

Steam

Discord

Love&DeepSpace: 83000453341

KAWKĘ DAJ BLOGGEROWI...

Postaw kawę

Chociaż pisanie o grach sprawia mi dużo przyjemności, to jednak czasami koliduje z codziennymi obowiązkami.

Jeśli podoba Ci się, co tworzę i chcesz okazać mi wsparcie, baaardzo dziękuję za postawienie kawy. Porządna dawka ciepłego naparu rozgrzeje mi serducho i pomoże mi utrzymać bloga jak najdłużej.

Ta strona nie jest sponsorowana przez żadną firmę ani nie jest finansowana z żadnego innego źródła poza moimi własnymi środkami.

Spoiler alert!

Na blogu znajdują się dwa typy recenzji: gier (pozbawione spoilerów) i ścieżek/postaci (ze streszczeniami i spoilerami).

© 2025 Otome 4ever | Powered by Superbs Personal Blog theme