Przechodząc ścieżkę Moshirechika, nie potrafiłam nie porównywać jej do wielu, tradycyjnych i baśniowych motywów, ale też nieco nowszych produkcji. Przypominała mi nieślubne dziecko „W Krainie Bogów” z „Piękną i Bestią” – stąd już na wstępie zaznaczę, że nie traktowałam jej dosłownie. Tak jak większość historii opowiedzianych w grach otome, ale bardziej symbolicznie. Może dlatego, w odróżnieniu od wielu opinii, które znajdziecie w internecie, nie będę na niej wieszać psów, za to, że jest dość… hm… hm… kontrowersyjna? Że pojawiają się w niej motywy, które sprawiają, że współczesny odbiorca może poczuć się nieswojo, jeśli zapomni o konwencji?
Skoro bowiem nie gniewam się na baśniową Bestię za to, że uwięził tytułową Piękną, groził jej rodzinie, miał napady niekontrolowanego gniewu i ogólnie zachowywał się jak agresywny buc… tak nie potrafiłam złościć się na Moshirechika za dosłownie to samo. I tak jak nie mam za złe Pięknej, że zobaczyła w tym niedojrzałym, cholerycznym i niestabilnym potworze kandydata na małżonka, tak nie będę przecież miała tego za złe naszej MC – czyli Oki Kurumi.
Historia opowiedziana w grze jest bowiem bardzo prosta i postanowi niejako common route dla wszystkich innych panów. Kiedy Oki Kurumi odkrywa istnienie świata bogów (chociaż jeszcze nie ma pojęcia, czemu w ogóle ją to spotkało), to otrzymuje przestrogę, że pod żadnym pozorem nie ma nocą wychodzić ze swojego domu. Dlaczego? Bo przyjaźni jej bogowie wiedzą, że dziewczyna jest obserwowana przez złośliwego ducha. Ale jak to już w baśniach bywa, nie dają MC niczego więcej, ponad przestrogę, a ona łamie tabu i zostaje ukarana. Dokładniej to wydaje jej się, że słyszy głos Pewrepa – boga niedźwiedzia, który woła ją z podwórza, więc opuszcza dom, aby o wszystkim mu opowiedzieć, bo w końcu ten obiecał ją chronić… co w efekcie prowadzi do jej porwania. Możecie się bowiem domyślić, że to nie Pewrep, ale złowrogie siły postanowiły wykorzystać jej naiwność. (Szczerze, gdyby nie konwencja, naprawdę uznałabym, że Oki Kurumi jest niesamowicie durna… W tym momencie fabuły o mało nieumarła prawie dwa razy – bo właśnie tak dostała się przypadkiem do Krainy Bogów. Niczego jej to jednak nie nauczyło…).
Oki Kurumi ląduje w zamku demonicznego boga, który wygląda jak czarna masa mięsa i piór, z jednym, ogromnym okiem, niekończącym się apetytem i odrażającą osobowością. Potwór – który przedstawia się jako Moshirechik – informuje MC, że spodobała mu się, bo bije od niej przyjemne światło, więc spotka ją zaszczyt zostania jego żoną. To dlatego zlecił swojemu słudze – wspomnianemu duchowi – aby oszukał i przyprowadził mu kobietę. Jak zatem widzicie, jest to aż do bólu klasyczny motyw, a gracze, którzy się na niego irytowali, raczej nie powinni po prostu traktować postępowania Moshirechik dosłownie, ale bardziej jakby właśnie czytali baśń.
W każdym razie dziewczyna musi odtąd karmić potwora padliną (tak, Moshirechik wpierdala tony mięsa – czasami są to wiewiórki, ale potrafi zdarzyć się i kilkusetkilogramowa foka albo inne dziadostwo), to znowu obmywać jego obrzydliwe ciało w onsenie i szorować szczotką. W międzyczasie Oki Kurumi udaje się także zaprzyjaźnić z małym bożkiem Upu, który pod postacią ptaszka informuje przyjaznych MC bogów o jej straszliwym losie, a nawet wręcza dziewczynie artefakty – magiczne lustro, lalkę i miecz. Skąd? Ano, ponownie nie ma co tutaj upatrywać się logiki. Nigdzie to Was nie zaprowadzi. Po prostu je miał i już. I chyba ich nie potrzebował, skoro tak chętnie się z nimi rozstał.
Z czasem Oki Kurumi dowiaduje się jednak, że demoniczny bóg… nie jest wcale taki zły. W sensie jego gniew miał jakieś podstawy. A dokładniej to w przeszłości został oszukany przez ludzką kobietę (podobną wizualnie do naszej MC – o czym więcej w ścieżce Pewrepa) i za jej namową dokonał masakry na pacyfistycznym ludzie. W sensie wieśniaczka wmówiła mu, że to rzekomo jej sąsiedzi byli okrutnymi najeźdźcami, a tak naprawdę chciała ich zamordować i okraść. Wykorzystała więc naiwność i temperament młodego boga, który chciał się nieznajomej odwdzięczyć za wcześniejszą pomoc i „pozbył się” dla niej problemu z sąsiadami… A dokładniej to pozbawił ją sąsiadów. Można więc powiedzieć, że jego rozwiązanie było w 100% skuteczne. Zgłaszanie do administracji i tak by nic nie dało XD.
Aby ukarać Moshirechika za okrucieństwo, naiwność i wtrącanie się w sprawy ludzi, inni bogowie oderwali mu jego skrzydła. Zamknęli go też w zamku, z którego nie mógł się wydostać przez swoje obrzydliwe cielsko, no i otwarcie go potępiali. Moshirechik stracił też wszystkie wspomnienia i nie wiedział nawet, jak niegdyś się nazywał ani jak wyglądał – jako zwierzęcy bóg. Nie bardzo więc mógł dążyć do jakiegoś odkupienia czy odpracowania win, stąd został mu tylko gniew i ból.
Im częściej jednak MC z nim przebywa – prowadzi rozmowy, próbuje wyciągać wskazówki, nalewa mu grzecznie sake… tym częściej Moshirechik zmienia się w atrakcyjnego bisha, który nawet wykazuje kobietą mniej przedmiotowe zainteresowanie. Wcześniej chciał ją faktycznie tylko uprowadzić i wykorzystać, kiedy jednak Oki Kurumi mu się opiera i tłumaczy, że takie małżeństwo nie jest nic warte bez miłości, to wówczas młody bóg decyduje się ją lepiej poznać. I to do tego stopnia, że rozpytuje ją nawet o jej prace w świecie ludzi oraz pragnienia. Jest mu również przykro, kiedy w wyniku jednego ze swoich napadów szału, zranił dziewczynę poważnie w nogę. Obiecał, że to się już więcej nie powtórzy i próbował trzymać nerwy na wodzy, bo jego napady szału potrafiły nawet powodować trzęsienie ziemi.
W złym zakończeniu Oki Kurumi uznaje, że nie może jednak nigdy zaufać Moshirechikowi. Wysłuchuje w snach rady, jakiej udziela jej Sasayama Kyril i decyduje się obciąć facetowi głowę mieczem, który podarował jej Upa. W tym celu pozwala bogowi zasnąć na swoich kolanach, a gdy ten niczego nie podejrzewa, to dokonuje morderstwa, by odkryć… że Moshirechik wcale się za specjalnie nie bronił. Wręcz przeciwnie, z rozciętym gardłem, uśmiechnął się do MC, z oczu spłynęły mu łzy, a z dłoni wypadła niedokończona ozdoba do włosów, którą chciał jej podarować. (Wcześniej Oki Kurumi powiedziała mu, że pracowała w sklepie z akcesoriami i lubi takie pierdolety). W efekcie dziewczyna odzyskuje wolność, ale nie potrafi sobie wybaczyć, że posunęła się do zbrodni, bo Moshirechik wyglądał tak smutno… I co mu się dziwić? Jego egzystowanie nie było zbyt przyjemne, a kobieta bynajmniej ten sytuacji nie poprawiła.
W neutralnym zakończeniu MC dowiaduje się na temat Moshirechika tyle, by szczerze go polubić i nawet chcieć zostać jego kochanką. W zasadzie to po poznaniu jego przeszłości, tego, że został oszukany, że stracił swą prawdziwą formę, wspomnienia i imię, że tęsknił za matką, której już nie potrafił rozpoznać… robi się jej go strasznie żal. Rozumie bowiem, że póki jest pod wpływem klątwy, to nigdy nie wróci do domu. Pomaga mu więc przypomnieć sobie, że jego prawdziwa forma to bielik olbrzymi (dlatego tak lubił padlinę), jego domem była Kamczatka, a jego boskie imię to Imeru.
Kiedy więc pozostali bogowie dokonują oblężenia twierdzy Moshirechika i chcą skończyć z demonicznym tworem raz na zawsze, by ukarać go nie tylko za porwanie człowieka, ale i wcześniejsze zbrodnie, to MC poświęca się, aby dać mu szansę na ucieczkę i Moshirechik odlatuje w nieznane. (Nie pytajcie mnie jak odzyskał skrzydła… magia?). Jakiś czas później Kurumi budzi się w nicości. Otacza ją tylko ciemność i nieskończoność – co prawdopodobnie było jej karą. (I nawiązaniem do tytułu gry). Dlatego trafiła do „piekła”, ale nie pozostaje tam sama. Wkrótce Moshirechika odnajduje ją i do niej dołącza, bo to lepsze od rozłąki. Można więc powiedzieć, że pokochali się na tyle, by towarzyszyć sobie w nicości.
W szczęśliwym zakończeniu dzieje się bardzo podobnie, z tym że Oki Kurumi uświadamia sobie, że nie chce opuszczać Moshirechika i postanawia uciec z nim, cokolwiek by to dla niej oznaczało. Ścigani przez rozlicznych wrogów, w tym przez Kyrila, który próbuje ich spopielić, udają się przez morze aż do Rosji i znajdują azyl u matki Imera, wulkanu „Klyuchevskaya” (a ja podejrzewam, że chodziło o „Kluczewska Sopka”). Ta co prawda strofuje syna i tłumaczy, że osobiście ubłagała bogów, by nie karano go śmiercią za dawne błędy, ale właśnie uwięziono w zamku. Nie zamierzała jednak zostawić go teraz w potrzebie. Więc, tak moi drodzy, nasza teściowa wulkan, dosłownie spopiela wrogów i nie pozwala tknąć swojej rodziny. Możemy więc tylko zgadywać, że Imer, Kurumi i Upa (bo też im towarzyszył), żyli odtąd jakoś na Kamczatce długo i szczęśliwie. Wiecie, baśnie nigdy takich rzeczy nie wyjaśniają.
Szczerze? Po wielu nieprzychylnych recenzjach tej gry spodziewałam się czegoś potwornego, a ta ścieżka mnie przyjemnie zaskoczyła. Bardzo dobrze wpisywała się w narracje, jaką znajdziemy w opowieściach z „Mity Ajnów” – B.H. Chamberlaina. I – jasne – nie jest to może rasowa historia miłosna typowa dla gier otome, a uczucia bohaterów są szybkie, powierzchowne i miejscami niezrozumiałe, no ale właśnie ze względu na przyjętą konwencję, nie miałam ich protagonistom za złe. Nie spodziewałam się również, że będziemy wdawali się w jakieś szczegóły, co to w zasadzie wszystko znaczyło dla MC i co faktycznie stało się z Kyrilem, odkąd przykryła go magma… Ale, hej, było nawet zabawnie! Widać, że scenarzyści bardzo się starali. Było trochę humoru, trochę romantyzmu i od grona nawiązań do ajnowych wierzeń, co stanowiło dla mnie osobiście przyjemną odmianę.
Zwłaszcza krótkie brutalne, bad endingi. Jeśli jesteśmy dla Moshirechika nieuprzejmi, nazywamy go brzydkim, nie chcemy zachowywać się jak „służebna żoneczka” i ogólnie nie skupimy się na przetrwaniu… to demoniczny bóg nas pożrę. Co nie często zdarza się w grach otome, byśmy wylądowali w brzuchu love interest XD. Jasne, mógłby się trafić jakiś yandere. Może nawet kanibal antagonista. Ale tutaj sprawa jest bardziej zawiła. No i czasami po takim „wypadku” Moshirechikowi jest nawet przykro, bo nie potrafił opanować ani swojego łakomstwa ani gniewu.
Starałam się też znaleźć informacje na temat Mishirechikchik-Kotanchikchik-Mosiroashita-Kotanoashita… (bo możecie nie wiedzieć, ale wszelaka mitologia to mój konik, doktoryzowałam się z niej wiele lat temu XD), ale niestety źródeł wiedzy na temat tej postaci (jak i samych Ajnów) jest bardzo niewiele (o co sami Japończycy sumiennie zadbali). Twórcy więc dali z siebie wszystko, by chociaż jakoś nawiązać do tych strzępków ich kultury, które XIX-wieczni antropologowie – z kompletnym brakiem szacunku i wierzytelności – opisali. Według słownika Ajnowo-Japońsko-Angielskiego J. Batchelor z 1905 roku strona 173, „Imeru” oznacza po prostu błyskawicę. Ale już Moshirechiku i Kotanechiku, czyli sowie demony, rozpowszechnione przez grę Ōkami to 100% wymysł twórców. Co więcej, w samych wierzeniach Ajnów nie pojawia się ani jeden „orli” bóg czy demon, co najwyżej jakieś pomniejsze bóstwa ptaków-piorunów czy bliżej nieokreślonych gatunków. Mamy też yukar o tytule Song of the Eagle spisany przez Chiri Yukie – ale trudno w nim doszukiwać się jakiś wspólnych z otomką wątków. Musimy jednak brać poprawkę na to, że ówcześni badacze/autorzy mogli coś pokręcić w tłumaczeniach albo nie wiedzieć jak coś przełożyć. Mimo to ani jeden z nich nie doszukał się orlego boga w przekazywanych mu podaniach, dlatego… nie wiem, co stało u podstaw stworzenia Imeru. Najprawdopodobniej był to taki misz-masz wszystkiego.
Tak czy inaczej, chociaż w naszym świecie i według jego standardów Moshirechik uchodziłby za strasznego toksyka, tak bawiłam się przy tej ścieżce dobrze i było mi nawet nieco chłopa żal. W czym chyba nie tylko mi, bo nawet Li Huaisu uważał wyrwanie skrzydeł za wyjątkowo okrutne. Niby nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania, ale mam wrażenie, że za swoją idiotyczną, młodzieńczą postawę Moshirechik zapłacił ogromną cenę bez czynników łagodzących. W sumie więc rozumiałam, dlaczego MC chce mu zwrócić wolność. A że przy okazji wyrwała bisha? No kto by na jej miejscu nie skorzystał.