Uwaga: Ze względu na specyficzną strukturę The Red Bell’s Lament napisanie streszczenia ścieżki nie byłoby możliwe, bo mamy tutaj zlepek różnych scenek z alternatywnych linii czasowych. Poniżej zamieszczam, więc tylko moje ogólnie przemyślenia na temat danej postaci i głównych motywów jej historii.
Asher to jedna z tych postaci, która absolutnie nie interesowała mnie na początku, ale chyba miała jedną z najbardziej emocjonujących historii i wiarygodną relację z MC. W zasadzie to w pewnym momencie stał się moim numerem „1”, ale fabuła w The Red Bell’s Lament jest prowadzona tak koślawo, że nieoczekiwanie spadł z tej pozycji, bo jednak mam jakiś poziom tolerancji dla absurdów. Na dodatek nie pomogło to, że zakończenie jego historii było… durne, a same rozdziały z jego udziałem pojawiały się obficie na początku gry, by potem, bez powodu, zepchnąć Ashera na drugi plan.
Nim jednak przejdę do streszczenia, to jeszcze tytułem wstępu zaznaczę, że Nobuhiko Okamoto, czyli seiyuu Ashera, wzniósł się na wyżyny swojego talentu i pokazał, że ma niesamowity zakres. Naprawdę trudno mi uwierzyć, że to ten sam człowiek, który podkładał głos Yangowi, Peterowi Flage’owi, czy Takumiemiu… Poważnie, w każdej roli jest zupełnie inny! Stąd nawet jako Asher, pogodny, bystry i spostrzegawczy chłopak, zrobił na mnie niebywałe wrażenie.
Ale do rzeczy! Asher Thompson, czyli love interest wywodzący się z rodu pogromców wampirów, zna się z bohaterką jeszcze z dzieciństwa, więc miał niejako ułatwienie na starcie. Kiedy Juliet straciła ukochanego brata, zamordowanego na jej oczach przez krwiopijców, to postanowiła zostać pogromcą potworów. Udała się więc do Thompsonów i zaczęła pod ich okiem szkolenie, a to mimowolnie sprawiło, że zaprzyjaźniła się z Asherem. Razem trenowali, bawili się, pocieszali, a niekiedy narzekali…
Początkowo Juliet trzymała się jeszcze na dystans, bo przechodziła żałobę, ale z każdym, upływającym rokiem, młodzi stawali się nierozłączni – bo rzeczowa i opanowana Juliet łatwo przywoływała do porządku znacznie bardziej wrażliwego i płaczliwego Ashera. Aż pewnego dnia, gdy byli nastolatkami, chłopak po prostu zniknął bez słowa. Podobno się rozchorował i potrzebował specjalnej kuracji, ale nie szukał już z dziewczyną żadnej metody kontaktu. Nie wysłał jej nawet listu. W efekcie Juliet opuściła Thompsonów i także zaczęła życie na własną rękę, aż zyskała sławę jako łowczyni.
Stąd dopiero wiele, wiele lat później przeznaczenie Ashera i Juliet krzyżuje się ze sobą, gdy dostają wezwanie od króla w ramach misji Elpis 8. Mieli razem udać się do Nyx, odnaleźć uprowadzonego następcę tronu i zgarnąć nagrodę. Tyle że Asher… zachowuje się dość dziwnie. Nie potrafi się do końca przy Juliet odnaleźć. Widać, że się zmienił, więc nie odpowiadała mu zupełnie rola „przyjaciela z dzieciństwa”, w którą MC próbowała go znowu wepchnąć. Bywał też bardzo zmienny w swoich decyzjach. Raz chciał jak najszybciej iść do Nyx, to znowu namawiał resztę, by porzucili misje. Zupełnie jakby coś nim targało. Okazało się również, że bynajmniej nie uporał się z dawną chorobą, bo Juliet przyłapała go na nocnych, ukradkowych wyprawach (tacy właśnie z nich łowcy, jak z koziej dupy trąbka, że nikt tego nie zauważył poza MC), a także dręczył go potężny kaszel. Nie chciał jednak na ten temat wiele rozmawiać. A dla mnie, jeszcze w prologu, stało się oczywiste, o co może chodzić…
Minie jednak trochę rozdziałów, nim Juliet za spostrzeżeniami gracza nadąży. Najpierw bowiem przechodzimy więc teraz do fragmentu fabuły, w którym dziewczyna odkrywa, że może skakać w czasie. To dzięki takim wyprawom do alternatywnej przeszłości MC dowiaduje się, że Asher jest tak naprawdę zdrajcą. Że od początku działał po stronie wampirów i przy pierwszej, sposobnej okazji, mordował członków Elpis 8. Dla przykładu, w jednej z takich historii, „przyjacielski Asher” podał Garrettowi zatrutą kawę, a potem udusił Juliet, która odkryła jego zbrodnie. Jasne, niby żałował, niby było mu przykro, ale jednak sprowadził na nią bardzo brutalny bad ending…
…Czemu w sumie zdecydował się odwrócić od ludzkości? Ano z powodu swojego pochodzenia. Wykorzystując informacje zdobyte z innych ścieżek, Juliet postanawia podejść Ashera i przyprzeć go do muru. Zabiera młodego mężczyznę na spacer, wspomina z nim przeszłość, trzyma za rękę, a kiedy jest już zupełnie zrelaksowany i ufny, to nagle przystawia mu ostrze do szyi i każe wyznać prawdę. Na tym etapie wie już, że Asher jest dhampirem. Odkryła to poprzednio – gdy ją zabił. Nie rozumie jednak, co próbował osiągnąć. Btw. znowu brawo dla ekipy Elpis 8, że nikt nie zauważył jego czerwonych oczu, które są w tym świecie cechą rozpoznawczą każdego krwiopijcy. Okej, okej, niby czasami jego patrzałki bardziej wpadały w brąz, ale w kilku scenkach wręcz raziły kolorem…
Skupmy się jednak na smutnym backstory! Okazuje się, że mężczyzna faktycznie był owocem zakazanej miłości ludzkiej kobiety i krwiopijcy. Czyli stanowił swoistą mieszankę dwóch ras. Los chciał, że niedługo po jego urodzeniu, łowcy Thompson zamordowali jego rodziców, a potem – targani wyrzutami sumienia, gdy zrozumieli pochopność swoich czynów – adoptowali osieroconego dzieciaka. Co w sumie niewiele zmieniło, bo sytuacja dhampirów w tym świecie jest niegodna pozazdroszczenia. Zwykle dożywają jedynie dwudziestu paru lat, bo ich ludzkie ciała nie są w stanie poradzić sobie w wampirzą magią. Mimo więc tego, że Asher podróżował z przybranym ojcem po całym świecie i szukał lekarstwa na swoją przypadłość, to niczego nie osiągnęli. No, poza jednym. Pan Thompson w rezultacie stracił życie, bo sam padł ofiarą bestii, która go oszukała, a Asher musiał przekazać tę tragiczną informację przybranej matce. To dlatego był odtąd taki zagubiony i nieszczęśliwy. Panicznie bowiem bał się tego, jaki czeka go los.
I, szczerze powiedziawszy, potrafiłam z nim empatyzować. Zwykle jakimś pocieszaniem jest dla nas świadomość, że tak naprawdę nie wiemy, kiedy nastanie nasz koniec. Ale dla ludzi ze zdiagnozowanymi, poważnymi chorobami ten moment nie jest tak abstrakcyjny. Trudno więc nie rozumieć, skąd brało się jego przerażenie, desperacja i poczucie niesprawiedliwości. Jak sam zauważył, w zasadzie niczego jeszcze nie doświadczył, a już miał się zbierać z tego padołu. Nie mógł wybrać swojej ścieżki, zakochać się, wychować dzieci, planować starość… Całe nastoletnie życie poświęcił poszukiwaniom lekarstwa, a w efekcie i tak został z niczym. To dlatego przyłączył się do wampirów, bo póki trwała gra, póty jego ciało się nie rozpadało. Po części też nie miał wyjścia, bo jak trafił w przeszłości przypadkowo do Nyx, to Mulberry Grimwich praktycznie go zaszantażowała, że albo będzie służył Vladowi, albo zniszczy go na miejscu.
Na szczęście Juliet ma na tyle rozsądku, by nie uważać postępowania Ashera za tchórzostwo. Kto na jego miejscu nie byłby absolutnie zrozpaczony? Obiecuje, że spróbuje mu jakoś pomóc. Miała przecież dane z innych ścieżek i np. wiedziała o istnieniu dhampira wśród uczonych skrywających się w Nyx, ale nie rozumiała jeszcze wówczas, że cena za ocalenie ukochanego może być zbyt wysoka. To właśnie ze ścieżki Ashera dowiadujemy się, że w zasadzie cały ród królewski to hybrydy, a król Albert wysłał łowców po księcia Rodericka, ponieważ zamierzał go… zeżreć. Tak, moi drodzy, aby wydłużyć sobie życie, dhampir musiał dokonywać aktów kanibalizmu. Na dodatek nie na obcych, ale własnych krewnych. Rodzina Lancasterów była więc absolutnie szalona i splugawiona, bo praktykowali takie zabiegi od lat.
A Asher, z oczywistych względów, nie może i nie chce skorzystać z takiego rozwiązania. To na tyle zdała się konsultacja z uczonymi. Dochodzi więc do wniosku, że woli spędzić ostatnie dni w towarzystwie Juliet i po prostu cieszyć się tym, że odwzajemniła jego uczucia sprzed lat. Kochał się w niej bowiem skrycie, odkąd byli dziećmi i nawet próbował zrobić dla niej wówczas pierścionek, ale brakowało mu talentu. Co prawda MC nie godzi się tak łatwo z taką sytuacją. Nie chce, być dla Ashera po prostu metodą, aby mógł „doświadczyć miłości”, ale też nie widzi żadnego wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Dlatego, jako środek zaradczy, pozwala mężczyźnie pić swoją krew, co mu nieco pomagało, a w międzyczasie rozpaczliwie szukała jakiegoś rozwiązania.
W smutnym zakończeniu w wersji podstawowej, Asher po prostu się rozpada i zmienia w potwora, gdy mija jego czas. W innej wersji Mulberry zmusza go, by napił się jej krwi, więc chłopak zmienia się w pełnoprawnego wampira. Nie chce jednak, by wraz z Juliet byli niewolnikami Vlada, więc ukradkiem podaje ukochanej środek usypiający, całuje ją i ucieka, aby miała szansę znaleźć prawdziwą miłość i wieść normalne życie. (Że do jasnej cholewki co? Jego motywacja nie miała żadnego sensu! Juliet już wówczas także była na równi pochyłej, aby zostać po prostu pionem Vlada! Decyzja Ashera absolutnie niczego więc nie zmieniała, a na dodatek zostawił ją w szponach antagonistów, porzucił i spierdzielił…).
Paradoksalnie w dobrym zakończeniu Ashera na długo znika z fabuły, bo jest wraz z Garrettem jest odpowiedzialny za ocalenie księcia Rodericka i pozbawienie władzy króla Alberta. Stąd jego wątek toczy się z dala od Juliet, która w tym czasie – wraz z Ciaranem i Rhodesem – konfrontuje się z Vladem. Chłopak dostaje jednak za swoje wysiłki nagrodę. Dokładniej to magiczny króliczek – czyli praojciec ludzi – postanawia wyzerować jego poziom magii i zmienić w 100% człowieka. Dlaczego? Bo mógł. A co mu tam! Czemu nie zrobił tego wcześniej i nie pomógł tysiącom dhampirów w tym uniwersum? Cholera wie. Widać zadziałał nepotyzm i tylko w przypadku swoich ziomali był skłonny ingerować w losy mieszkańców tego świata.
W każdym razie Asher dołącza potem do organizacji Garretta i też chce zostać rycerzem. Przygotowuje się więc do specjalnych egzaminów – bo, jak wiadomo, przedstawiciele kasty wojowników w średniowieczu właśnie na podstawie wyników testu zostawali pasowali bądź nie. Jak oblałeś matematykę i nie miałeś tych 80% procent, to byłeś giermkiem na kolejny rok, a jak zdałeś łacinę na rozszerzonym wraz z teologią, to awansowano cię z miejsca na Wielkiego Komtura Zakonu. Tak czy inaczej, tak jak Asher nie miał na siebie pomysłu, tak dalej nie ma. Podobnie jak scenarzyści na jego wątek.
To, co jednak pozostaje niezmiennego, to jego uczucie do Juliet. Odwiedzają więc razem nawet mateczkę Thompson, by opowiedzieć jej o swojej nowej relacji i szczęściu. W finale zaś młodzieniec oferuje MC nie jeden, a aż dwa pierścionki. Ten specjalnie kupiony, by została jego narzeczoną, i ten z przeszłości, niedokończony, jako symbol ich nieprzerwanej więzi.
A przechodząc do podsumowania, to ogólnie podobała mi się postać Ashera, bo lubię bohaterów, którzy są pogodni, ale to nie czyni z nich bakadere. Tak naprawdę, jakby się zastanowić, facet często był najbardziej przebiegłym i bystrym z całej paczki. Doskonale wiedział jak nimi manipulować, jak kłamać, dostrzegał jakieś niuanse, a jednocześnie pozostawał silnym łowcą i doskonałym wsparciem bojowym. Miał więc trochę taki full pakiet. W czym nawet przed Juliet, gdy sobie z nią żartował, dawał wskazówki na to, że może nie być z ludźmi zupełnie szczery, bo przyznał się do bycia świetnym aktorem. Coś, o co kobieta zupełnie go nie podejrzewała.
Trudno jednak nie zauważyć, że wątek Ashera został przez twórców najzwyczajniej zmarnowany. Ten straszliwy dramat młodego człowieka, muszącego borykać się z chorobą i żałobą po ojcu, został sprowadzony do rozwiązania rodem z disnejowskiej opowieści. Ot, po prostu za pokonanie bossa i wykonanie questa, króliczek-NPC dał mu nagrodę, bo czemu nie? Po raz kolejny upewniając mnie w tym, że cały scenariusz The Red Bell’s Lament pozostaje na poziomie miernej sesji RPG. Wielka szkoda. W efekcie ten ciekawy, wielowarstwowy i jakby nie było, cierpiący bohaterem, ślizgał się po rozdziałach pozostałych love interest, zbierając dla siebie ochłapy czasu antenowego, aż do swojego cudownego ocalenia.
Czy jest jeszcze szansa, aby to naprawić? Być może w jakimś DLC. Póki co jednak pozostał mi straszny niesmak i po postaci, która spokojnie mogłaby być moim numerem jeden, został chochoł, na którego twórcy – poza dhampiryzmem – nie mieli już żadnego pomysłu.
A na koniec ciekawostka: słowo „dhampir” po raz pierwszy pojawiło się w serbskim folklorze, ale spopularyzowało się we współczesnej literaturze w XX wieku. Jednym z pierwszych znaczących zastosowań terminu „dhampir” we współczesnej prozie, było użycie go w twórczości Barbary Hambly, zwłaszcza w jej powieści „Those Who Hunt the Night” (1988) (tł. „Ci, którzy polują w nocy”, rok wydania: 1993). Prawdziwy renesans dla tego motywu nastąpił jednak wraz ze spopularyzowaniem się serii „Blade – wieczny łowca” (1998), którego bohater jest… hybrydą! Także, jakby kogoś to zastanawiało, „dhampiry” bynajmniej nie są wymysłem twórców, a przez wszelakiej maści gry, filmy czy komiksy, zaczęły funkcjonować jako rasa nie rzadziej od takich elfów, krasnoludów czy orków.