Uwaga: w grze pojawia się motyw z gwałtem, przemocą, uzależnieniami i handlem ludźmi.
Stara zasada pisania scenariuszy filmowych mówi, że jeśli chcesz ocieplić wizerunek jakiegoś antagonisty, to musisz wprowadzić do akcji kogoś jeszcze gorszego od niego. I tą regułą kierowali się właśnie twórcy nowej zawartości w ścieżce Yanga – baaardzo kontrowersyjnego love interest, z którym wielu graczy miało problem, stąd przyszedł czas, aby zaprezentować go w trochę lepszym świetle.
Akcja pierwszego fandisku do Piofiore dzieje się w 1926 roku. Niedługo po tym jak chińska mafia przejęła absolutną kontrolę nad miastem Burlone. Yang i Liliana przygotowują się powoli do swojego wyjazdu do Londynu. W dokładniej: to bardziej mężczyzna się przygotowuje, np. poprzez naukę języka angielskiego, gdy MC głównie robi w tym czasie to, co zawsze – sprząta, gotuje i jest dostępna na zachcianki Yanga w trybie 24/7. Na tym etapie fabuły jej emocje nie są jeszcze precyzyjne. Z drugiej strony, to nie tak, że miała swobodę decydowania o swojej wolności, bo jak wiemy, nie pozwolono by jej tak po prostu odejść i np. wrócić do domu. Dlatego Lili dalej była więźniem. Po prostu z pewnymi przywilejami.
Ten pozorny spokój, chociaż właściwej powiedzieć by było „rutynę”, przerywa nadejście wiadomości. Okazuje się, że do Burlone zmierza Yuan, jeden z przywódców chińskiej mafii, który był kimś w rodzaju dawnego opiekuna Yanga. To on nadał mu nowe imię, wyszkolił na swoje narzędzie, zapewnił pracę w szeregach Lao Shu. Jednocześnie, nietrudno zauważyć, że Yang szczerze go nienawidził i podjął już wiele prób zamordowania swojego patrona. Ich relacje nie należały zatem do najprzyjemniejszych, no i mogliśmy spodziewać się, że spotkamy niedługo prawdziwego potwora skoro ktoś taki jak nasz czerwonowłosy uważał go za bestie w ludzkiej skórze. Swoją drogą, zachwyciło mnie, że w postać Yuana wcielił się Tsuda Kenjiro (znany m.in. z roli Kazamy Chikage z „Hakuoki”), bo dawno nie miałam okazje usłyszeć go jako antagonisty i przypomniałam sobie od razu, jaki jest w tym dobry! On naprawdę potrafi nadać swojemu głosowi mrocznego brzmienia.
Ale to nie wszystkie fabulatne niespodzianki. Kolejną, ważną zmianą jest to, że do organizacji Yanga dołącza Rui. Ten młody chłopak wprost oferuje swoją kandydaturę na miejsce zamordowanego w pierwszej części Lee Hsi-shana. Miałby więc być nową, prawą ręką, pomimo tego, że wprost przyznaje się do bycia szpiegiem Yuana i też go szczerze nienawidził. Co więcej, na różnych etapach fabuły, będzie też okazywał pogardę Lilianie. Może nie narzucał się jej fizycznie, bo Yang dość wyraźnie zaznaczył, że jest jego kobietą, (np. trzymając ją na kolanach czy demonstracyjnie karmiąc podczas kolacji), ale w trakcie rozmów, potrafił ją ignorować, albo podstawiać nogę, by Lili się potknęła.
Ogólnie Rui miał do niej problem o to, że zachowuje się jak święta, jest dla wszystkich miła i ogólnie wydaje się niczym nie poruszona, a tak naprawdę czerpała korzyści z pieniędzy mafii. W czym, w moim odczuciu, oboje z bohaterów mieli tutaj trochę racji. Faktycznie Liliana zawdzięczała jedzenie w garnku czy ubrania na karku nielegalnym źródłom i bogactwo „jej faceta” było budowane na cierpieniu innych… ale akurat w wypadku tej ścieżki ona naprawdę nie mogła nic z tym faktem zrobić. Nie mogła odejść, sprzeciwić się, czy namówić Yanga, by poszukał uczciwej pracy. Wyobrażacie sobie taką rozmowę? XD Toż ona wciąż bała się go czasami zapytać o jakąś pierdołę i z miejsca zakładała, że w wielu kwestiach ją okłamuje. Nie przestała się też obawiać, czy nie wywoła w nim jakoś agresji, bo przecież raz o mało jej nie udusił za kieckę…
Tak czy inaczej, sytuacja wkrótce się komplikuje, bo Yuan żąda od swojego podopiecznego, by ten pomógł mu w usunięciu innego mafiosy. Chodziło o drugiego dowódcę, czyli kogoś, kto był w hierarchii Lao Shu nad nimi oboma. Niemniej Yang bynajmniej nie był tym zainteresowany współpracą, bo chciał po prostu wyjechać do Londynu, a poza tym intrygi Yuana nie były jego zmartwieniem. Jeszcze raz przypomnę, że on zasadniczo swojego „opiekuna” nienawidził, uważał za potwora bez uczuć, a chyba nawet trochę się go bał. Sama Liliana zauważyła, że nigdy wcześniej nie widziała Yanga tak „poruszojnego”, jak w obecności Yuana.
Ponieważ jednak mówimy o grze otome, to szybko uwaga nowego antagonisty kieruje się w stronę naszej MC. Yuan odkrywa relacje Liliany z Kościołem i to, że mieli oni z nią zasadniczo problem, bo przestała być ich Kluczową Dziewicą, a na dodatek znajdowała się poza ich kontrolą. Postanawia więc pomóc Wierze w pozbyciu się niewygodnej i niedoszłej świętej, a najłatwiejszą drogą ku temu jest początkowo podanie trucizny. Yuan uważa również, że gdy pozbędzie się Liliany, to zachęci tym samym Yanga do współpracy, bo jego podopieczny „zbyt mocno zafiksował się na punkcie swojej zabawki” i nie chciał przez to zająć się niczym innym. W przeszłości zabijanie ekscytowało go bardziej niż jakakolwiek kobieta. Należało więc tę sytuację odwrócić, by nastały ponownie „stare, dobre czasy”.
W efekcie intryga z trucizną średnio się udaje, bo Yang orientuje się, że coś jest nie tak z herbatą, którą mieli wypić w trakcie kolacji. Udaje mu się uchronić Lilianę, bo wytrąca jej filiżankę z rąk, ale sam pada ofiarą tajemniczego środka. To przykuwa go do łóżka na długi czas i MC nie jest nawet pewna, czy kiedykolwiek odzyska przytomność. Dlatego czuwa przy jego boku, prosi, aby się obudził, a także wyznaje mu, że go kocha. Co więcej, uświadomiła sobie, że tak, ich relacja jest bardzo dziwna, ale nie wyobraża sobie, że mogłaby Yanga tak po prostu teraz zostawić. Stąd, gdy tylko dane jest im się znowu spotkać – co zabawniejsze – na dachu posiadłości, bo Yang wreszcie odzyskuje siły, Lili dosłownie rzuca się na niego „na glonojada”, co wywołuje u naszego chińskiego przestępcy niemałe zdziwienie. Chyba nie spodziewał się po MC takiej pasji, ale z radością na nią odpowiada.
Co więcej, skoro jest już w pełni sił, to Yang także zamierza złożyć Lilianie deklaracje. Zabiera ją w tym celu do kościoła. Nie spodziewajcie się jednak jakiegoś romantycznego gestu czy bezpośredniego wyznania. W zasadzie Yang powtarza to, co już doskonale wiemy. Że Liliana jest jego kobietą i że tak zostanie. Nie zamierzał też spełniać żądań Yuana i mu ją przekazywać (tak się dzieje tylko w jednym z bad endingów), bo chciał być jedyną osobą, która będzie decydowała o jej życiu lub śmierci.
W szczęśliwym zakończeniu dochodzi do walki pomiędzy Yuanem a Yangiem. Wcześniej Rui sam próbował dokonać zemsty, ale poniósł sromotną porażkę, bo Yuan był poza jego ligą. Ostatecznie więc to zadanie przypadło komu innemu. Widać zresztą, że młodzieniec nie miał żadnych szans. Nawet w starciu z Yangiem, Yuan jest po prostu nie do pokonania. Tak naprawdę to jedynie interwencja Liliany ratuje jej ukochanemu skórę. Dziewczyna poświęca się, aby przyjąć na siebie cios, a to daje Yangowi szansę, aby ciachnąć rywala. W efekcie Yuan wreszcie pada martwy, a zaskoczony Yang próbuje zrozumieć, co się stało. Emocje, które wówczas czuł, były dla niego czymś absolutnie nowym. Nie wyobrażał sobie, że może utracić Lilianę i że ona odejdzie, gdy nawet jej na to nie pozwolił.
Na szczęście, już po napisach końcowych, okazuje się, że dziewczyna przetrwała i została jej tylko brzydka blizna na piersi. Takie oszpecenie peszy Lilianę, ale dla Yanga jest jak woda na młyn. Od zawsze twierdził, że kręcą go rany na delikatnym, kobiecym ciele, a blizna Lili miała dodatkowe znaczenie. Stanowiła ślad po tym, że ktoś chciał chętnie oddać za Mao życie. (I chyba to stanowiło główny powód, dlaczego tak bardzo chciał ją oglądać i nie pozwalał MC się zakrywać). Swoją drogą, to było całkiem zabawne „wyznanie miłosne”, gdy zniecierpliwiony Yang wytknął Lilianie, że przez jej stan, musiał czekać, aż wyzdrowieje i NAWET odmówił sobie kupienia innej kobiety. Jak na niego, to faktycznie ma ogromne znaczenie. Był ostatnią osobą, którą podejrzewałabym o monogamię.
W innym, smutnym zakończeniu, Yang osłania Lilianę przed ciosami Yuana, aż wreszcie umierają razem, we własnych ramionach. MC uświadamia sobie wówczas, że chociaż jej partner nie potrafił tego nigdy wyrazić, ani ubrać w proste słowa, to żywił do niej równie głębokie uczucie. Jakby bowiem nie patrzeć, to ona jedna go w pełni rozumiała i akceptowała. Liliana nigdy nie próbowała przecież Yanga zmieniać, ani usprawiedliwiać jego zachowania, ani zrzucać jego okrucieństwa na karby nieszczęśliwego dzieciństwa. Po prostu widziała go taki, jakim jest, a mimo to – nawet Ruiemu – wprost przyznała, że jakkolwiek irracjonalne by się to z boku wydawało, to jednak Yanga kocha.
Muszę zatem uczciwie przyznać, że ten paring przeszedł naprawdę sporą ewolucję i chyba żaden z love interest w tej grze nie dojrzał tak bardzo jak Yang. Jasne, dalej był naszym cynicznym, psychopatycznym mordercą (o czym dotkliwie przekonał się biedny Orlok…), ale jednocześnie stał się też lepszym liderem (potrafił sowicie wynagradzać Ruiego) i partnerem (zachęcał Lilianę, by czasem go „korygowała” lub by pokazywała „pazury” albo „pożądanie”).
Tak naprawdę miałam problem z tą ścieżką tylko w jednym momencie. Chodzi dokładniej o scenkę, w której to panowie żartują, po tym jak dzieciaki dostały niestrawności od przeżarcia, że Rui i Liliana spędzają ze sobą za dużo czasu, gdy udali się po lekarstwo. Urażona Lan zabiera wtedy Lilianę do kościoła, aby ukarać panów za ich niesmaczne sugestie. A Yang faktycznie po jakimś czasie przychodzi, siada obok kobiety i ją za swoje zachowanie przeprasza… Ja wiem, że chciano tutaj uśmiechnąć się do graczek i pokazać, że udało im się w pewien sposób mężczyznę oswoić, ale moim zdaniem wiarygodność tej sceny była bardzo naciągana. Podobnie jak to, że Liliana, która zazwyczaj chodziła wokół mafiosów na paluszkach, tym razem pozwoliła sobie na taki typowo dziecięcy foch.
Ogólnie też nie kupuje za bardzo tego, że z nich wszystkich, na koniec, stała się taka jedna wielka, szczęśliwa rodzina. Yang i Liliana praktycznie adoptowali Ruiego, Feia i Lan, a potem razem szykowali się na swoją wielką, zagraniczną przygodę. Potrafię jednak na to wszystko przymknąć oko ze względu na ogromną ilość fan serwisu, jaką tutaj nam sprezentowano. Trudno nie zauważyć, że ta parka praktycznie nie mogła odkleić się od siebie. Jeśli więc mało Wam było relacji Yanga i Liliany w podstawce, to nie będziecie mieli na co narzekać.
Absolutnie też przekonuje mnie to, że dzięki kobiecie, Yang odzyskał trochę swojej utraconej części osobowości, którą dla wygody nazwijmy „Mao”, czyli imieniem, jakie nadała mu matka. Do tej pory facet przeszedł przez najzwyczajniejsze piekło, został sprzedany za dzieciaka, musiał o wszystko walczyć, stał się popychlem Yuana… Co nie znaczy, że tkwienie w tych traumach mu odpowiadało. Jasne, Yang nie przeobraził się nagle w księcia z bajki i nie porzucił dawnego życia. Był jednak ciekawy zachodzących w nim zmian i rozumiał, że Liliana jest ich przyczyną. Tym bardziej chciał kobietę dłużej trzymać przy sobie i obserwować, gdzie go to zaprowadzi, a ona dobrowolnie zgodziła mu się w tym procesie towarzyszyć. By nie powiedzieć, że była nad wyraz chętna. W końcu dla niego była przecież gotowa porzucić ojczyste Włochy.
Ogólnie uważam zatem, że ścieżka Yanga w Piofiore: Episodio 1926 to udana kontynuacja, która powinna zadowolić nawet jego przeciwników, a przynajmniej sprawić, że spojrzą na czerwonowłosego przychylniejszym okiem. Mam też wrażenie, że to właśnie tutaj mamy szansę zobaczyć jedną z najlepszych wersji Liliany. W sensie jej najbardziej asertywne i aktywne wydanie. Kiedy trzeba, to jest uległa (bo wie, że tylko tak przetrwa i np. nie prowokuje Yuana), kiedy się wkurzy – to wybuchnie gniewem (i np. opieprzy Ruiego), a kiedy musi – to nawet walczy (np. gdy uczyła się samoobrony od dzieciaków lub uciekała przed Orlokiem). Nie siedzi więc tylko w salonie i nie wpierdala słodyczy, ale faktycznie stanowi filar ich dziwacznej rodzinki. Ba! Jestem gotowa uwierzyć, że ona specjalnie, dla Mao, byłaby gotowa uczyć się angielskiego, a może nawet chińskiego lub jakiegokolwiek skilla, który on uznałby za pożyteczny. On zaś przestał w końcu patrzeć na nią tylko jak na tymczasową rozrywkę (co tak bardzo irytowało Yuana i było dla niego oznaką słabości), ale faktycznie: swoją kochankę.
A już zupełnie na zakończenie, to gra aktorska była tutaj prawdziwym majstersztykiem. Czy gdy Yang mówił swoje ciche „przepraszam”, czy prawił Lilianie szczere komplementy, czy gdy rozpaczał nad jej ciałem… Ja tam miałam ciary, gdy myślałam, że MC może tego wszystkiego nie przetrwać! Naprawdę mocna scena i świetne nawiązanie do innego endingu, z podstawowej wersji gry.