Uwaga: przed zapoznaniem się z tym tekstem musicie najpierw poznać fabułę ścieżki Rozy’ego. W przeciwnym razie zepsujecie sobie całą zabawę i pewne wydarzenia będą dla Was niezrozumiałe.
Miałam malusieńkie obawy przed rozpoczęciem tej ścieżki, bo chociaż Silva zapowiadał się ciekawie na trailerze, to scenarzyści zdołali mi go trochę obrzydzić. Dlaczego? Ponieważ nachalnie wciskali mi jego obecność w ścieżce każdego innego love interest, a ja bardzo tego nie lubię. Zastanawiałam się więc, czy nie będę przez to nieco uprzedzona, ale nic z tych rzeczy! Na szczęście okazało się, że ten bohater potrafi się sam wybronić. Nawet gdy twórcy działają przeciwko niemu.
W każdej innej ścieżce Silva ma istotne znaczenie w fabule, bo robi po części za antagonistę. (Chociaż tak naprawdę wszyscy domyślamy się, że kieruje nim coś więcej, dlatego nie jest to ani żaden spoiler, ani niespodzianka). Tym razem jednak scenarzyści postanowili się w to nie bawić i wprowadzić czarnowłosego love interest w niecodziennym stylu. W jakim? Ano, Catarina – która jest gościem na pokładzie niezwykłego statku Vinculum – wpada na niego przypadkiem, gdy facet się przebiera w piracki strój. Widzi wówczas blizny na jego ciele i Silva szybko się zasłania, bo jest z tego powodu nieco niezadowolony, ale MC ma gdzieś umięśnioną, gołą klatę (po takim czasie w grze otome była odporna na bishów) i zamiast tego uświadamia sobie, że przecież był on wcześniej kelnerem na przyjęciu i dał jej smaczny sok ananasowy. (Cała Catarina! Zawsze myślami przy jedzeniu 😉).
Kiedy zaś gościu próbuje ją oczarować, bo wie, że jest przystojny i łatwo manipuluje kobietami, to dalej obojętna na jego sztuczki bohaterka nazywa go… cosplay’owcem. Mówi, że te pirackie łaszki są spoko i ogólnie niech sobie nie przeszkadza. Ona wlazła do jego kajuty tylko, dlatego że się zgubiła. Nie zamierza jednak krytykować jego hobby. Swoją drogą, jestem ciekawa, czy kiedyś reszta paczki odkryje wreszcie, że MC nie jest z ich świata? I jak wówczas zareagują? Teoretycznie wiele to nie zmieni. Przecież w „naszym” świecie i tak umarła. Podobnie jak Sophie. To nie tak więc, że mogła wrócić. Możliwe zresztą, że wszystkie postacie miały gdzieś tam w Japonii swoje poprzednie wcielenia.
Ale wróćmy do gry! Po krótkiej rozmowie i ustaleniu, że Catarina jest tak niedomyślna (i niegroźna) jak głosiły opowieści Rozy’ego, Silva odprowadza szlachciankę na bal i dopiero tam… informuje pasażerów, że jest kapitanem piratów i właśnie stali się zakładnikami. Trzeba jednak przyznać, że po tym jak MC go wcześniej nakryła na przebierankach, to całość wyszła przekomicznie XD. Ja zaś na obronę bohaterki dodam, że trudno, aby bała się „kelnera”, a po drugie, Rozy znał ją tylko jako ośmiolatkę, więc nazywanie jej mało bystrą nie było w tym wypadku zbyt obiektywne.
W każdym razie cała ta sytuacja nieco komplikuje plany Silva & spółki. Nie mogą pozwolić Catarinie, ot tak, wrócić do przyjaciół, bo mogłaby się wygadać. „Pirat” postanawia więc zabrać (i to dosłownie, bo przenosi ją jak worek kartofli) dziewczynę do osobnego pokoju, aby tam ją odizolować. Naturalnie, nie chce jej zrobić krzywdy, ale nie byli jeszcze gotowi pogadać szczerze ze szlachtą z Sorcier na temat tego, co faktycznie działo się za kulisami. A przynajmniej wydaje im się, że mogą jakoś kontrolować rozwój wydarzeń. Nic bardziej mylnego. Bo chociaż Catarina bez oporu idzie spać, gdy Silva kładzie ją do łóżka i każe być „grzeczną dziewczynką”, gdy sam w tym czasie pełni warte przed jej drzwiami… to połączone siły Geordo, Mary i Sophii są nie do powstrzymania. Oni prawdopodobnie szybciej zatopiliby tę łajbę magią, niż dłużej pozwolili się oddzielać od Catariny.
Ponieważ jednak nieszczęścia lubią chodzić parami, to chociaż przyjaciele są potem w komplecie, to statek zostaje zaatakowany przez PRAWDZIWYCH piratów. Pomimo całej ostrożności szlachty z Sorcier, to i tak zostają wmieszani w tej konflikt. Catarina wpada na pokładzie na Rozy’ego, kiedy wraz z przyjaciółmi próbuje ustalić, co się dzieje, a może nawet uciec w zamieszaniu, ale wtedy z kryjówki wychylają się też lord Ned i Frideric, którzy usłyszeli, jak ktoś nazywa prostego inżyniera imieniem „Rozion”, a to oznacza, że należał do znienawidzonego rodu Lingernów. (I właśnie dlatego ścieżkę Silva należy przejść po Rozym, bo inaczej nie opędzicie się od spoilerów). A skoro wrogość błyskawicznie eskaluje, to nic dziwnego, że dochodzi do starć.
Co prawda Nicol próbuje później osłonić przyjaciół przed kulami wrogów mocą wiatru, ale młodemu magowi nie starcza sił, by powstrzymać każdy pocisk. Dlatego – chociaż Silva przychodzi im z pomocą – to Catarina i tak zostaje draśnięta w całym tym zamieszaniu. (Brawa dla ludzi z Quid, że zdołali narazić całą szlachtę z Sorcier i o mało nie doprowadzić do ich śmierci). Spanikowany Silva zabiera (znowu przenosząc w ramionach) dziewczynę z dala od reszty, by opatrzyć jej ranę (wcześniej zawiązując jej oczy) i jest zachwycony tym, jak szybko mu zaufała. Nie spodziewał się, że bez sprzeciwu da się podnieść, że się do niego przytuli na polecenie (gdy każe jej się objąć mocno na szyje) i że nie będzie protestować, gdy założy jej opaskę. To mniej więcej wtedy zaczął się przyłapywać na tym, że szlachcianka bardzo mu się podoba. Była inna od kobiet, z którymi zwykle miał do czynienia. Odważna, ufna, szczera do bólu i niewykorzystująca swojej pozycji. Nie brzydziła się nim – chociaż myślała, że jest tylko jakimś podłym piratem, nie intrygowała, nie próbowała kombinować i nie panikowała, że będzie teraz miała blizny.
Co więcej – za dobre zachowanie – dał jej cukierka, a MC była tym zachwycona. Chociaż już nie bardzo odpowiadało jej porównywanie do dziecka. Silva intrygował ją i uważała go za atrakcyjnego fizycznie. „Pachniał inaczej niż Keith” – jak stwierdziła. Wywoływał więc inne wrażenie niż otaczający ją do tej pory mężczyźni. Nawet jej narzeczony Geordo. A skoro już zabuzowały w niej hormony, to nie do końca odpowiadało jej to, że może być uważana za infantylną, bo według praw Sorcier uchodziła za pełnoletnią po swoim towarzyskim debiucie. (Dla przypomnienia ona ma w fabule 16 lat, a Silva 21). Dlatego kiedy Silva targał jej włosy, zaczepiał słownie, czy obejmował – miała wrażenie, że to trochę tak, jakby w niej widział małą siostrzyczkę… A poczucie to nasili się jeszcze bardziej w dalszej części fabuły, gdy Catarina pozna nieco więcej na temat przeszłości mężczyzny.
Tak czy inaczej, po odparciu pirackiego ataku – już drugiego, którego ofiarą padł ten statek – wszystko i tak wymknęło się spod kontroli, więc Rozy uznaje, że czas zdjąć maski. (Po części Silva go do tego zmusił i zaciągnął przed oblicze szlachty z Sorcier). Na specjalnym spotkaniu z Geordo i resztą, Rozy przyznaje się wreszcie, że tak naprawdę jest synem diuka, że Silva to szef ich sił, a także że próbowali zataić przed pasażerami statku fakt, że lord Ned planował wszystkich uprowadzić i sprzedać jako niewolników. Ponieważ królestwo Quid jest podzielone na zwolenników Alberta – czyli obecnego władcy i kuzyna Rozy’ego, a premiera – czyli lorda Neda, to starali się trzymać wszystko w tajemnicy. Na dodatek nie chcieli mieć długu u nikogo z Sorcier, ale – w obecnych okolicznościach – nie daliby rady dalej ściemniać, że to wszystko przypadki…
Tym sposobem Silva nie musi już udawać i otwarcie dąży do tego, by spędzać coraz więcej czasu z Catariną. Ku wielkiemu niezadowoleniu reszty, która musi też znosić to, jak często ten niskourodzony typ dotykał jej włosów, brał za rękę czy szukał okazji do pogawędki. Zwłaszcza że są potem uwięzieni na wyspie, na której czekają, aż przypłyną po nich posiłki z Quid, bo statek był w bardzo kiepskim stanie, a na dodatek mieli na pokładzie jeńców – w tym lorda Neda. Musieli więc działać ostrożnie, a to dało Silvii i Catarinie okazję do wielu interakcji np. wspólnego spaceru po plaży, w którego trakcie dziewczyna znowu zaskoczyła towarzysza tym, że bardziej interesują ją ciekawe kamienie wyjęte z wody niż te szlachetne i kosztowne. Innymi słowy – oni sobie chodzili na randki, a Geordo, Mary i Keith mogli się co najwyżej gotować z bezsilności.
Bohaterowie nie mogli jednak tak siedzieć na wyspie w nieskończoność. Koniec końców pomagają więc ludziom z Quid swoją magią, aby postawić łajbę „na nogi” i dopłynąć do stolicy, gdzie czeka ich kolejna, przymusowa gościna, tym razem w posiadłości Lindgernów. Bo chociaż Geordo już bardzo chce wrócić do domu i ma dość kręcącego się przy jego narzeczonej ex pirata, to król Albert odmawia im tymczasowo pomocy. Głównie dlatego, że w królestwie było bardzo niebezpiecznie. Dla przykładu – w tajemniczych okolicznościach znikały dzieci. Król wymusza więc na magach z Sorcier pomoc, bo bez tego nie zamierzał ich wypuścić. (Ja poważnie nie wiem, czemu ten bohater jest taki popularny. Mnie najzwyczajniej w każdej ścieżce wkurzał XD Chyba dlatego, że znowu sprzedawano mi go jako super alternatywę dla rządów lorda Neda, ale szczerze? Co dla chłopów za różnica? Z perspektywy Silva wiemy, że gdy dynastia Quid była u władzy to prostym ludziom też działo się źle i żyli podle, np. nie mogli się edukować, bo to był przywilej dla szlachty itd. No, ale nie będę teraz wypluwać z siebie nowego rantu…).
Aby jednak dowiedzieć się dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi, Silva musi przejść etap „emo buntu”. Po usłyszeniu wieści od Alberta staje się bardzo humorzasty, unika Catariny, gdzieś łazi i pracuje do granicy przytomności, przez co sypia później w ogrodzie z wycieńczenia. Nie chce też wyjaśnić powodu takiego stanu rzeczy i to Rozy musi zdradzić MC prawdę, a przynajmniej do momentu, gdy Silva przyłapuje go na rozmowie ze szlachcianką i godzi się przejąć opowieść.
Gotowi na smutne backstory? No to okazuje się, że Silva pochodził tak naprawdę z jakiegoś mało znanego plemienia łowców z północny. Pewnego dnia jego rodzina okazała pomoc zagubionemu wędrowcowi, a ten w podzięce za życzliwość, wrócił ze zbrojnymi i wybił rodzinę Silvii, a go samego i jego siostrę sprzedał do niewoli. Wszystko dlatego że to plemię miało interesującą zdolność widzenia w ciemności. (Dlatego czasami oczy Silva świeciły na fioletowo – jak u drapieżników). Potem chłopak miał jeszcze mniej szczęścia, bo wylądował w laboratorium jakiegoś psychopaty, który eksperymentował na ludziach, aby odkryć ich „pełen potencjał”. Po wielu latach tortur chłopcu udało się uciec, trafił na Rozy’ego, ocalił go przed bandytami i został zabrany przez rodzinę Lindgern. Diuk w zasadzie traktował go jak adoptowanego syna, ale Silva zawsze trzymał się nieco na dystans. Po takich przejściach miał poważne problemy z zaufaniem i właśnie dlatego Catarina – niezdolna do kłamstwa i szczera do bólu – tak go intrygowała.
A czemu tak dziwnie się zachowywał przez ostatnie dni? Bo połączył kropki i uznał, że za znikaniem dzieciaków musi stać jego dawny prześladowca – Dirk Riggardwell. To właśnie jemu, na eksperymenty, lord Ned zamierzał sprzedać szlachtę z Sorcier. Dlatego magowie zgadzają się tym razem pomóc i próbują sprowokować gościa do ataku. Dokładniej to Silva spaceruje ostentacyjnie po mieście – wraz z Catariną i Keithem. Podstęp się udaje, ale nie do końca, bo grupa się rozdziela i ofiarą pada brat bohaterki, który zostaje ogłuszony i gdzieś zabrany. (Biedny Keith, znowu nie dano mu szansy się wykazać i udowodnić, że był zajebiście potężny. A jakby podsumować to wydarzenie i to, co spotyka go w anime, to on ma istny, najwyższy rekord w byciu damsel in distress tego uniwersum). Co prawda przyjaciele przychodzą mu potem z pomocą i pokonują osoby, które napadły Keitha, ale to potwierdza tylko ich najgorsze obawy. Jeden ze sprawców miał tatuaż wskazujący, że pracował on dla Dirka. Nie ma to jak być poszukiwanym przestępcą i zostawiać za sobą takie oczywiste ślady… Ale to jeszcze nie najgorsze!
Scenarzystom nie chce się bowiem dłużej bawić w intrygi i wybierają durne rozwiązanie na skróty. Silva przypomina sobie, że Dirk miał w okolicznym lesie tajne laboratorium, więc warto je sprawdzić. Szkoda, że król nie wysłał tam zbrojnych, ale co tam… No to jak postanowili, tak idą. Dirk, oczywiście, nie chce nikomu, jako antagonista robić problemów, więc czekał grzecznie na miejscu – w swojej nie tak tajnej bazie – i dochodzi do walki na zasadzie „Wrócisz do mnie, mój cenny eksponacie, buaha ha ha!”, „Nie! Nie ma mowy! Nie zniewolisz mnie już nigdy… przy okazji, Cat, patrz, jak się super bije!”. Na dodatek, kiedy już go powalają, to zapominają o zasadzie, że w horrorach wróg zawsze się podnosi, więc Dirk nieoczekiwanie aktywuje się na drugą rundę walki, ale tym razem z wątami do Catariny. Uważa, że kobieta zniszczyła jego cudownego Silva, który kiedyś nie był taki miękki. Aby więc go odzyskać, musi najpierw usunąć MC jako przeszkodę. Ziew, tak, Dirk. Na pewno tak by to zadziałało. Zamordowanie Catariny na bank sprawiłoby, że Silva uznałby „a *** z tym wszystkim, wracam do bycia eksperymentem tego ******!”.
No, ale Dirkowi znowu nie wychodzi, bo Catarina ciska w niego zabawkowym wężem, a to daje Silvii idealną okazję do kontrataku. Tym razem wariat pada na dobre, bo nawet w horrorach nie wypada wstawać trzy razy. Jest to wśród antagonistów postrzegane, jako zachowanie w bardzo złym guście. A skoro już po sprawie, to Silva bierze dziewczynę w ramiona i tuli z przejęciem, bo bał się, że ją straci. …To może trzeba było tam nie iść w pojedynkę, a zamiast tego wysłać Alberta z kawalerią? Tak sobie tylko gdybam.
W zakończeniu Silva całuje Catarinę, aby nauczyć ją nowego zwyczaju swojego plemienia. Wcześniej często skradał jej całusa w ucho i nazywał to „uwodzeniem”, teraz zaś celuje prosto w usta, bo następnym etapem jest „znak miłości”, a potem w czoło „jako wdzięczność”. Ojciec go kiedyś tego nauczył, demonstrując kolejne etapy na matce, a Silva nie wierzył wówczas, że sam znajdzie kiedyś kobietę, której będzie chciał okazać tyle czułości.
Niemniej nieuniknione nadchodzi i parka musi się rozdzielić, bo przecież Catarinę czeka powrót do Sorcier. Sześć miesięcy później, w szczęśliwym zakończeniu, odwiedza ją jednak Silva, elegancko ubrany i z podszkolonymi manierami, aby prosić o pozwolenie starania się o jej rękę. Został oficjalnie adoptowany i zmienił nazwisko na Lindgern. Miał więc odpowiedni status, aby starać się o córkę innego diuka. W czym trochę mnie bawiło, że on od zawsze wiedział, że Rozy kochał się w Catarinie, ale nie miał żadnych oporów, by mu ją skraść. Niby młody inżynier coś tam przebąkiwał, że cieszy go, iż dwóch jego ulubionych ludzi znalazło razem szczęście, ale i tak uważam to za trochę niezręczne. No i nie wyobrażam sobie, w jaki sposób Albert przekonał Geordo do zerwania zaręczyn. Zrozumiałabym, gdyby książę wyszedł z inicjatywą sam, tak jak w innych ścieżkach, z szacunku dla wyborów Catariny, ale – oczywiście – znowu musiano mi sprzedać Alberta jako super intryganta. W czym, w jaki niby sposób on w ogóle miał coś w tej kwestii do powiedzenia? Najechałby Sorcier? Wyobrażam sobie też, że Geoffrey Stuart to pewnie by już w ogóle szybciej nasłał na nich skrytobójców, niż pozwolił, by jego słodki Geordo był smutny XD.
W innym zakończeniu, po roku przerwy, Silva składa Catarinie propozycje, aby ruszyła z nim rejs, który ma na celu – rzekomo odnalezienie jego plemienia – ale tak naprawdę mają po prostu ochotę trochę razem popodróżować i zwiedzić świat. W czym, o dziwo, ród Claes nie ma żadnych oporów, aby ich córka wyjechała sama z nisko urodzonym typem w nieznane. (Gdzie normalnie nawet na herbatkę do przyjaciółki nie puszczali jej bez Keitha). Na dodatek Catarina sama zrywa zaręczyny z Geordo, bez wyraźnej przyczyny. A chociaż to zakończenie było słodkie, bo bohaterowie wyglądali razem przeuroczo, to jednak było dość idiotyczne pod kątem założeń tego świata. Zupełnie jakby scenarzystom nie chciało się już wysilać z wymówkami, ale potrzebowali powodu, aby Catarina i Silva mieli ładne CG na pokładzie statku.
I to by było wszystko w kwestii streszczenia. Nie obeszło się bez paru przytyków z mojej strony, ale nie chciałabym być odebrana źle. Uniwersum „My Next Life as a Villainess All Routes Lead to Doom! Pirates of the Disturbance” to nie jest przecież jakieś mistrzostwo pisarstwa, co nie oznacza, że nie można się przy nim bawić dobrze. I tak właśnie było z tą ścieżką. Silva jako postać znalazł się na drugim miejscu mojego rankingu, bo trzeba przyznać, że ten uroczy i awanturniczy pirat faktycznie wiedział jak skraść kobiece serca. Jasne, sporo rzeczy było tu absolutnie łopatologicznych – jak chociażby jego przeszłość, to że był jakimś super wyszkolonym do walki mutantem, no i cała ta polityczna intryga z durnowatymi zakończeniami.
Mimo to nie da się ukryć, że miałam banana na twarzy, gdy zaczęły się ich podchody i zarówno Catarina, jak i Silva zaczęli zauważać, że coś ich do siebie przyciąga. (Głównie popęd :P). Rozwój romansu wyszedł więc tutaj bardzo naturalnie, bo był stopniowy. Wreszcie też dano sobie na luz z wątkiem, że parka poznała się w przeszłości, co było eksploatowane do granic tolerancji w innych ścieżkach, a wyszło wyjątkowo kulawo zwłaszcza u Rozy’ego. Podobało mi się też, że MC wyraźnie zaznaczała, że nie chce być postrzegana jako dziecko, substytut siostrzyczki, czy nagroda. Jasne, Silva i tak coś tam z dwa razy biadolił o tym, że będzie ją „uczył”, ale to było tylko takie tam zalotne gadanie, a nie faktyczne podporządkowanie sobie bohaterki, by mógł ją sobie „urobić” pod swoje preferencje. Zresztą wątpię, by ktoś o tak silnej woli jak Catarina, by się na to dał.
Suma summarum Silva okazał się zacnym dodatkiem do haremu. Wiadomo, nigdy już go nie spotkamy i nie dowiemy się, czy Catarina np. zamieszkała w tej alternatywnej rzeczywistości w Quid, ale sama historia była na tyle sympatyczna, że będę ją dobrze wspominać.
(Przy okazji, trochę szkoda, że jednak bycie piratem, opaska na oku i cała reszta faktycznie były tylko przykrywką. Nie miałabym nic przeciwko zobaczeniu ścieżki, w której Silva byłby w swojej antagonistycznej, mroczniejszej wersji – tej, o której MC miała tylko wizje i pochodziła z fandisku do Fortune Lover XD).