Uwaga: w grze pojawia się motyw samobójstwa, chorób psychicznych, stalkingu, różnych form przemocy, okultyzmu i napastowania seksualnego.
Czasami mam wrażenie, że niektóre kiepskie ścieżki są dodawane do gry tylko po to, by inne, które nam się nie podobały, nagle wypadły lepiej na ich tle. Sena to właśnie doskonały przykład takiego rozwiązania, bo nagle obie historie z „School Ghost Stories” wydały się względnie przyzwoicie napisane. Co chyba z miejsca zdradza, że szykuje się kolejna fala narzekania, bo niestety niewiele dobrego będę mogła o tej postaci powiedzieć.
Sena i Koyo to duchy, które poznajemy w ramach wspólnego common route o nazwie „Urban Legends”. W tych historiach – dzięki bogom! – nasza MC, czyli Isshiki Misa, nie będzie już łazić bezsensownie po szkole, ale będzie próbowała odkryć przyczynę swojego… hm… hm… Nowego stanu. (Nie, nie jest w ciąży… Przecież to gra otome. Tutaj się takie rzeczy nastolatkom nie zdarzają). Dziewczyna uległa bowiem wypadkowi i została potrącona przez samochód. Albo ktoś ją pod niego wepchnął. Ale nie będziemy tego wątku szerzej omawiać w tej konkretnej ścieżce. W każdym razie w wyniku tego, niczym Hiyori z „Noragami”, Misa znajduje się pomiędzy światem żywych i umarłych, więc może wchodzić w interakcje z osobami, które już dawno odeszły, ale coś powstrzymuje je przed reinkarnacją. A co się z tym wiąże, poznaje dwóch dość sławnych i niedawno zmarłych młodzieńców – muzycznego idola nastolatek Senę oraz gejmerowego streamera Koyo. Panowie zresztą przyjaźnili się za życia, a nawet edukowali w tej samej placówce, co nasza bohaterka.
Szybko jednak Misa odkrywa, że przynajmniej z jednym z jej nowych znajomych jest coś nie tak. Wyliczając, oczywiście, to że jest duchem. Otóż okazuje się, że Sena nie akceptuje faktu, iż umarł. Najzwyczajniej w świecie wyparł to i tkwił w swego rodzaju pętli. Każdego poranka odtwarzał według dokładnie tej samej rutyny jeden dzień. A Koyo, który bardzo chciał pomóc przyjacielowi, nie potrafił go z tego wyrwać. I na tym w zasadzie koncentruje się, jeśli chodzi o Senę, większość common route. Misa będzie faceta odwiedzać na placu zabaw albo w pobliżu szpitala, odbywać z nim pogawędkę, potem być przez niego zapominana i tak w kółko.
Im jednak dalej w las, czy też w fabułę, tym częściej okazuje się, że Misa ma na Senę całkiem dobry wpływ. Facet zaczyna być dręczony przez przeczucie, że skądś dziewczynę jednak zna/pamięta. Głównie dlatego, że się w niej najzwyczajniej zauroczył i przez to interpretuje swoje emocje jako miłość od pierwszego wejrzenia. Dalej bowiem nie akceptuje faktu, że jest duchem i czas już zabierać manatki do piekła czy tam nieba. A skoro także Koyo zauważa poprawę, to tym bardziej naciska na MC, by nie poprzestawała w swoich wysiłkach. Odwiedzała idola, kiedy tylko może i próbowała przemówić mu do rozsądku. Co się zasadniczo udaje… mimowolnie. Co mam na myśli? Otóż Misa odkrywa, że nie umarła, ale tkwi w śpiączce i może powrócić do swoich bliskich. Z kolei Sena, widząc ciało dziewczyny i to, że jej dusza stoi obok szpitalnego łóżka, wreszcie akceptuje fakt, że tkwił w zaprzeczeniu. Że ludzie wcale go nie ignorowali, bo byli zajęci, że tylko wydawało mu się, że jest ścigany przez fanki, że tak naprawdę… nigdy nie zrealizuje swojego wielkiego marzenia o sławie.
I do tego momentu było to nawet interesujące. Szczerze współczułam młodemu chłopakowi, który ciężką pracą (a jakże!) nad tańcem i śpiewem osiągnął wreszcie sukces i dołączył do zespołu S-CROWN, ale nigdy nie było nawet dane mu nacieszyć się tymi osiągnięciami. Nim, jego kariera rozkręciła się na dobre, odszedł z powodu nieuleczalnej choroby, co samo w sobie mogłoby być dobrą podstawą do opowieści o niesprawiedliwości. Tak się jednak nie dzieje. Zaraz po tym jak Sena odzyskuje wspomnienia, to wątek pętli i jego rozpaczy zostaje przerwany, aby ustąpić miejsca czemuś bardzo, bardzo dziwnemu.
A mianowicie w swojej własnej ścieżce Sena robi tak niewiele, że aż potrzebowano antagonisty zza krzaka, aby czymś wypełnić fabułę. Kiedy Misa odkrywa, że zdała test boga i może wrócić do swojego ciała, to Sena wyznaje jej miłość i obiecuje, że teraz jak już zaakceptował prawdę, to pójdzie się reinkarnować. Co zapewnia jej namiastkę spokoju i wydaje się jej, że może go tak zostawić. Niestety potem wychodzi na jaw, że facet najzwyczajniej oszukał, a ta dzięki linkowi do jakiejś paranormalnej strony od przyjaciółki, dowiaduje się, że zmarły idol dalej nawiedza plac zabaw. I wiecie, co jest najlepsze? Chociaż Misa nie odbyła z Seną nawet jednej pełnej rozmowy, to jest w nim już teraz tak absolutnie zakochana, że nie chce takiego stanu rzeczy zaakceptować. Dokładniej to faktu, że on wolał nawet nawiedzać swoich fanów, ale mieć jakieś poczucie kontaktu z nimi, niż odejść. A mnie dosłownie aż zatkało, bo ich wszystkie pogaduszki wcześniej wyglądały na zasadzie „Mamy ładną pogodę dzisiaj”, „No, faktycznie… to jak się nazywasz?”, „Misa, ale nie przejmuj się, jutro o mnie zapomnisz”, „Ah, okej” – i tak kilka razy. Jasne, nastolatce imponowało, że leciał na nią przystojny idol, ale oh c’mon! Czy jak mówimy w rodzimym języku: dajcie spokój!
W każdym razie Misa chce się zobaczyć i pogadać szczerze z Seną, a wtedy z pomocą przychodzi im Hibiki, który zresztą pomagał im już wcześniej. To między innymi on pożyczył bohaterce planszę do komunikacji z duchami, gdy Misa chciała pogodzić się z przyjaciółką. W każdym razie parka spotyka się w lustrzanym świecie, gdzie mogą się nawet dotknąć i przytulić, a także idą na spacer do kafeterii, aby wyjaśnić sobie całą prawdę… A mnie zatkało po raz drugi, bo nagle, w trakcie dialogu Sena oznajmia: „wiesz, co? Tutaj nie jest zbyt bezpiecznie, bo Hibiki ostrzegał mnie, że jak zostaniemy za długo w świecie luster, to on zwariuje i będzie próbował zabrać twoje ciepło. Niestety, żywi tak działają na zmarłych, a on jest już duchem od ponad 70 lat”. …że kurna, co proszę? Co powiedziałeś? Znaczy… zaprosiłeś tam Misę, aby pogadać i zamiast czekać przy wyjściu, by w razie czego mogła czmychnąć, to łaziłeś z nią bezsensu, aż Hibikiemu zabrakło samokontroli?
Więc tak, mamy nowego antagonistę. Niepotrzebnego. Kompletnie bezsensu. A cała ta fabuła zrobiła się tak niedorzeczna, że poczułam się, jakby twórcom już najzwyczajniej się nie chciało. Dostali zlecenie na 9 ścieżek, dali z siebie co mogli, wymyślili takiego pozbawionego osobowości księciunia… i skończyły się pomysły. Dlatego znowu wrócili do Hibikiego, który – co prawda – w mrocznym wydaniu jest interesujący, ale ten kierunek opowieści nie miał ani rąk, ani nóg, ani nawet macek. No i nasi bohaterowie tak uciekają i uciekają, Hibiki ich goni i goni, Misa się męczy, Sena ją pociesza, wyznają sobie miłość i tak w kółko. Może ja nie zauważyłam i znowu utkwiliśmy w jakieś pętli? Aż wreszcie Hibiki ich dopada, Sena poświęca się, by Misa mogła spierniczyć do świata żywych, ale dziewczyna tego nie robi, bo… cholera wie? W każdym razie gada z Hibikim, że może „zabrać jej całe ciepło, ale nie odbierze miłości!”. Ten odzyskuje poczytalność, prawdopodobnie porażony tandetą tego tekstu, ale odkrywają, że Sena znika, bo próbował w międzyczasie przyzwać portal-lustro i to go wykończyło. MC postanawia zatem użyć własnej energii życiowej, aby dodać mu sił i w efekcie także się przekręca. No, fajnie, że wróciłaś po wypadku do rodziny, tylko po to, by po chwili znowu skonać, ponownie ich straumatyzować, a to wszystko dla gościa, który miał tyle rozsądku w głowie co kapusta.
A wiecie co jest najlepsze? Że w zasadzie nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby Sena nie spotkał się z Misą w świecie luster. Dziewczyna dalej mogła by żyć, zwłaszcza że wcześniej dostała od kapłana magatanę należącą do kami Okuninushi, która pozwalała kochankom na jakiś czas się zobaczyć i dotknąć. Krótki czas bo krótki, ale potem znowu się ładowała i mogliby jej tak używać w nieskończoność. A kapłan nie domagał się nawet zwrotu! Mieli więc więcej szczęścia od innych love interest, którzy zostali na zawsze rozdzieleni – ale zamiast tego magatama posłużyła jako kolejna zapchaj dziura do łatania tej poszarpanej przez wściekłego Reksia fabuły. I poważnie, oni byli winni ogromne przeprosiny mamie, Sayacę, Tsubasie, Koyo i Hibikiemu. Wszyscy się o nich martwili. Wszyscy chcieli pomóc. A ci zdecydowali się zrezygnować z życia Misy w najdurniejszy, możliwy sposób, aby Sena dalej mógł nawiedzać plac zabaw i pokazywać swoim fanom, że teraz ma dziewczynę. A co? Myśleliście, że oni się wspólnie odrodzili? A gdzie tam! Ba! Jeszcze zanim skonała Misa, również miała nawet plan, by oddać Senie magatamę, bo wtedy też mógłby komunikować się z groupies…
W każdym razie to tyle, jeśli chodzi o pierwsze z głównych zakończeń. Drugie, chociaż minimalnie bardziej się klei. W skrócie: Misa ucieka jednak przez lustro, a Sena obiecuje, że za nią podąży, ale jest zbyt słaby. W efekcie przerażona MC biegnie po pomoc do Yui i Kurehy, aby ci znowu naładowali amulet. Tyle że to także niewiele zmienia. Sena wychodzi ze świata luster, Hibiki… cholera wie, co się z nim stało, ale nie stanowi już zagrożenia, a parka opuszcza szkołę, by wyznać sobie uczucia i pożegnać się na plaży. Potem MC jest smutna, że straciła miłość swojego życia, ale czuje, że Sena i tak zawsze jest obok. Zresztą, zrzuca butelkę na znak, że nie podoba mu się, gdy Sayaka wspomina coś o znalezieniu nowego chłopaka. A potem dzieje się dokładnie to, co podejrzewałam. Mają magatamę, więc jednak mogą się widywać, tylko rzadziej – raz do roku. Muszą czekać, aż bateria się naładuje na 100%.
Z przykrością stwierdzam, że Sena miał tyle osobowości, co mój kapeć, a jego historia została dodana tylko po to, by ilość ścieżek w grze się zgadzała. To dlatego scenarzyści tak rozpaczliwie próbowali przerzucić ciężar historii na barki Hibikiego. Co już samo w sobie było dziwacznym pomysłem. I czego bym o chłopcach z „School Ghost Stories” nie mówiła, to oni przynajmniej naprawdę troszczyli się o Misę. Do tego stopnia, że woleli nawet usunąć się w cień i pozwolić jej znaleźć drugą miłość. Nawet jeśli to ich bolało. Tymczasem Sena stalkował ją do końca i jeszcze okazywał niezadowolenie…
Ale, też po prawdzie, ja nigdy nie ogarniałam archetypu „księciunia”. Dla mnie postać, która ma tylko wygląd, ale przypomina lalkę, jest po prostu nudna i tak dokładnie jest z Seną. Pomijając już wszystkie nielogiczności tej ścieżki. Cóż, może jednak jestem zbyt surowa. Jeśli sami chcecie dać mu szansę, to próbujcie. Ja tymczasem będę ścieżkę uważać za jedno z moich mniej udanych doświadczeń z 9 R.I.P.