Twórcy próbują mi wmówić, że w tej ścieżce był jakiś straszny wilk, ale jak dla mnie Tifalia adoptowała sobie labradora XD. W każdym razie już w grze podstawowej żałowałam, że Liyan, czyli właściciel Cheers i przedstawiciel rasy fenrirów w jednym, nie był dostępnym love interest. Uwielbiam archetyp genki i taki pozytywny, otwarty i zaangażowany społecznie w pomaganie innym Fey typ brzmiał jak opcja idealna. Niestety musiałam na niego poczekać aż do fandisku, choć od razu wyznam, że warto było i nie mam do scenarzystów żalu.
Zacznijmy od tego, że Tifalia, czyli nasza MC, początkowo nie przepada za Liyanem. Zna go od wielu lat, ale nie odbyła z nim ani jednej, cywilizowanej rozmowy. Za każdym bowiem razem, gdy ją widzi, facet zaczyna rzucać jak z rękawa dziwnymi tekstami na podryw, mówić, że jest piękna, że ją kocha, zapraszać na randkę… Trudno więc było traktować go poważnie. Zwłaszcza iż dziewczyna jest przekonana, że Liyan zachowuje się tak wobec wszystkiego w spódnicy. (Na dodatek Radie dba o to, by nie wyprowadzić swojej podopiecznej z błędu).
Z czasem jednak Liyan zaskakuje Tifalię niespotykaną smykałką do biznesu. Niby wiedziała, że prowadził sieć pubów i że doskonale sobie radził, bo miał na mieście wiele kontaktów, ale nie podejrzewała, że potrafi sypać non stop dobrymi pomysłami. Dziewczyna przekonuje się o tym, zwłaszcza gdy spada na nią obowiązek przygotowania uroczystości – a konkretniej to celebracji poświęconej księciu Colivusowi. Wiadomo więc, że trzeba przygotować jakieś atrakcje w stolicy, zadbać o lokalnych przedstawicieli gildii, ale też o wędrownych handlarzy czy artystów. Kiedy więc wydaje się jej, że będzie to przedsięwzięcie nader trudne, to przypadkowo rozmowa z Liyanem staje się cennym źródłem inspiracji. Od tej pory dziewczyna umawia się więc z nim systematycznie na kolejne spotkania. Głównie po to, by zweryfikować albo zaproponować nowe pomysły.
Zaczyna też mimowolnie bardziej interesować się jego osobą, bo uświadamia sobie, że w sumie nic o Liyanie nie wie. Był przystojny, zabawny i popularny… ale nie miał dziewczyny ani żony. Z podsłuchanej przypadkowo rozmowy, myślała, że ukrywa gdzieś gromadkę dzieci, ale potem wyszło, że mężczyzna wspiera sierociniec i to dlatego różne Fey nazywają go „papą”. Na dodatek, zaczepiany przez klientki w pubie, Liyan wcale nie ulegał ich wdziękom, ale grzecznie zbywał. Zupełnie jakby jego serce było już zajęte, czemu bynajmniej nie przeczył. Tifalia zaczęła zatem podejrzewać, że może coś w jej pierwszej ocenie było nie tak. Wilczek wcale nie sprawiał wrażenia bawidamka. Dlaczego więc w takim razie tak promieniał, ilekroć ją widział, i czemu zasypywał ją komplementami? Ba! Przygotował dla niej nawet własnoręcznie robiony, drogi deser w kształcie kwiatu, a potem wpatrywał się, jak próbuje każdego kęsa, maślanymi oczami…
Głównym problemem tej ścieżki nie jest jednak ani niedomyślność Tifalii, ani przygotowania do świętowania. Na pierwszy plan wysuwa się tu bowiem konflikt rodzeństwa. W jakim sensie? Ano, okazuje się, że Liyan ma jeszcze starszego brata. Do tej pory nie znał jego miejsca pobytu, ani nawet nie był pewien, czy rodzeństwo jeszcze żyje, dlatego bardzo ucieszył się, gdy Liste wrócił do miasta i chciał znowu pomóc w prowadzeniu Cheers – czyli ich rodzinnego biznesu, odziedziczonego jeszcze po dziadku. Niestety, to wspaniałe reunion przerywa odkrycie, że Liyan zakochał się w człowieku. A tego Liste nie mógł po prostu zaakceptować. Z kilku powodów. Po pierwsze, jak dowiadujemy się od samego Liyana, fenriry podobnie jak wilki, łączyły się w pary na całe życie. (W przypadku zwierząt nie oznacza to bynajmniej unikania skoków w bok, ale najwidoczniej Fey są wierniejsze :P). Stąd wybór partnera był dla nich kwestią ultra ważną, bo zwykle, po utracie swojej drugiej połówki, fenriry umierały z żalu w przeciągu pół roku. Taki los spotkał nawet ich ojca, po tym jak matka się rozchorowała i odeszła. Po drugie, Liste sam kiedyś zadurzył się w ludzkiej kobiecie, ale ukrywał przed nią swoją prawdziwą naturę z obawy przed odtrąceniem. Co na niewiele się zdało, bo prawda i tak wyszła na jaw, tylko w znacznie paskudniejszych okolicznościach. Gdy Liste był z ukochaną w lesie, by nazbierać ziół, zaatakował ich Fiend. Musieli się więc wówczas bronić, a mężczyzna zmienił się w białego wilka. Po tym traumatycznym przeżyciu kobieta nie chciała go dłużej widzieć i nazywała potworem. Dlatego Liste był pewien, że taki sam los czeka Liyana. Fey i ludzie zbyt się różnili, aby utworzyć zdrowy związek.
Odtąd białofutry niisan będzie więc na przemian truł tyłek i Liyanowi, i Tifalli, by prośbą lub groźbą przekonać ich, że powinni trzymać się od siebie z dala, bo należą do dwóch innych światów. Tymczasem im bardziej naciskał, tym bohaterka bardziej zdawała sobie sprawę, że czarny wilczek ma więcej pozytywnych cech, niż wcześniej dostrzegała. Na dodatek zaczynają one jej imponować. Liyan był szczery, niesamowicie wierny, pracowity… i kochał ją od lat. W końcu bowiem opowiedział jej o okolicznościach ich pierwszego spotkania, o których ona – z racji na swój wiek i stan umysłu – po prostu zapomniała.
Miało to miejsce niedługo po tym, jak Liyanowi wydawało się, że stracił nie tylko rodziców, ale i brata. Ten bowiem, po porzuceniu przez ukochaną, zniknął bez słowa i zostawił Cheers na głowie młodszego rodzeństwa. Pozbawiony stada Liyan popadł wówczas w absolutną apatię i na niczym mu już nie zależało. Kiedy więc Radie i jakaś dziwna dziewczynka odwiedzili jego pub, to podał im zrobione na odwal naleśniki i ani myślał zabawiać gości rozmową. Tyle że dziecko zaczęło go wówczas niesamowicie chwalić. Mała MC twierdziła, że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek jadła, a na dodatek podarowała mu kwiat chloris, który zakwitł pod wpływem jej radości. Co było nie lada wyczynem, bo Radie wtajemniczył go w smutne backstory swojej podopiecznej. W efekcie ich podobna żałoba, ale też ten gest życzliwości, sprawiły, że serce Liyana odżyło. Nie wahając się ani sekundy, wilczek oznajmił różowemu pokemonowi, że kocha Tifalie, a ten nazwał go wówczas creepem i kazał trzymać się z daleka. XD Nim jednak miłość z wdzięczności przerodziła się w miłość romantyczną – minęło kilka dobrych lat. Liyan zdołał przez ten czas ruszyć w podróż, pozbierać się, wydorośleć i odkryć, że mała dama, która była niczym jego dobry duch, zmieniła się w piękną i życzliwą kobietę.
A chociaż po nieprzyjemniej konfrontacji z Liste, Liyan wyznaje Tifalii znowu swoją miłość – i jest tym razem zupełnie poważny, to deklaruje jednocześnie, że nie potrzebuje jej odpowiedzi. Że mogą zostawić wszystko tak, jak jest. W zasadzie to bohaterka nie musi się nim nawet przejmować. Wystarczy, by pozwoliła mu się wielbić od czasu do czasu, a jeśli znajdzie sobie kiedyś partnera, to Liyan chce tylko wiedzieć, że jest szczęśliwa. W czym MC nie potrafi tego zrozumieć. Gdyby była bowiem w identycznej sytuacji, to chciałaby, aby jej uczucia zostały odwzajemnione. Ma jednak okazje omówić ten problem z Radie i Paschalią, a ci wspólnie doradzają jej, że dziewczyna musi najpierw zrozumieć własne emocje, a potem szczerze pogadać z Liyanem i zapytać go o powody.
Nim jednak Tifalia ma okazję to zrobić, to zostaje porwana. Liste stwierdził, że do jego durnego brata dotrą tylko argumenty siłowe. Dlatego zmienił się w wilka i wyniósł kobietę za miasto, by następnie uwięzić w klatce zrobionej z wietrznego zaklęcia. Ion i Vilio chcą od razu ruszyć przyjaciółce na ratunek, ale Liyan prosi, by dali mu to załatwić samodzielnie. Konfrontuje się więc ze swoim nissanem, a rozmowa szybko przeradza się w walkę dwóch fenrirów. W czym Liste kontynuuje swoją śpiewkę, że Tifalia jest człowiekiem. Jest krucha, niestała w uczuciach, że wystraszy się Liyana i go porzuci. Że chce tylko oszczędzić swojemu bratu bólu i rozczarowania, którego sam doświadczył. Yada, yada, ciągle to samo… Kiedy jednak dochodzi do finalnego ciosu, to Liste zamienia się nagle w człowieka i Liyan w ostatniej chwili powstrzymuje się, aby go nie zabić czy tam poważnie zranić. Cały eksperyment nie miał więc sensu, bo Liste niczego nie udowodnił. Liyan i Tifalia dalej chcieli samodzielnie podejmować decyzję i nie uważali swoich ras za jakiś problem.
Liste wreszcie ucieka, a zmęczony oraz ranny Liyan wtula się w ramię Tifalii, żeby odpocząć. Walka go wykończyła nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Cieszył się jednak, że nim doszło do najgorszego, to Liste się w porę wycofał. Nie chciał bowiem mieć na sumieniu członka własnej rodziny. Tymczasem Tifalia postanawia skorzystać z okazji i mając tak potulnego wilczka, chce wyjaśnić z nim jeszcze jedną sprawę. Pyta o powody, dlaczego nie chciał przyjąć od niej odpowiedzi po swoim wyznaniu miłosnym i mężczyzna przyznaje się do zwykłego tchórzostwa. Nie był pewien, jak poradziłby sobie z definitywną odmową, a tak mógł ją kochać nawet bez wzajemności, robiąc sobie nadzieje i tkwiąc w iluzji. By więc mu pokazać, że faktycznie jest między nimi inaczej oraz że podjęła decyzję, kobieta całuje go nieoczekiwanie, skradając mu „pierwszego w życiu całusa”. Liyan jest w wyniku tego wniebowzięty, zakłopotany i spragniony więcej czułości w jednym. Praktycznie płakał tam ze szczęścia, a mi bohaterka zaimponowała swoją asertywnością. Fajnie, że twórcy zdecydowali się na odwrotność ról. Zwykle przecież dostajemy pewnego siebie bisha i nieśmiałą MC. Tutaj jednak to Liyan przyznał się do braku doświadczenia i przepraszał za swoją niezręczność, kiedy Tifalia przejmowała dowodzenie.
W szczęśliwym zakończeniu: dzień celebracji udaje się doskonale. Tifalia i Liyan pracują nad swoim związkiem, a Liste odnajduje się po 3 dniach, by za wszystko przeprosić i przyznać się do błędu. Przy okazji Liyan przekazuje mu list z adresem do jego dawnej ukochanej, bo wychodzi na to, że kobieta szukała z nim jednak po latach kontaktu. Być może zrozumiała swój błąd, przepracowała strach, albo chciała po prostu pogadać. W każdym razie ich nowoutworzone „stadko” pozostaje w komplecie, a MC kpi sobie, że gdyby jej ukochany wcześniej pokazał się z tych dobrych stron, zamiast tyle lat robić z siebie przy niej pajaca, to pewnie już dawno zostaliby parą. XD
W neutralnym zakończeniu: Liste wraca do wioski fenrirów, bo jednak potrzebuje odpocząć od ludzi. Mimo więc, iż Liyan ma dla niego list, to musi poczekać z przekazaniem dobrej nowiny. Przy okazji MC wprowadza nową zasadę „Stay” czy też „Zostań”, jak kto woli, która ma na celu wyznaczanie odcinków czasowych, w której wilczkowi nie wolno jej dotykać. Odkąd bowiem zostali parą, to Liyan nie chciał się od niej odkleić i próbował ją pocałować nawet przy królu.
Strasznie słodka ścieżka, nawet jeśli antagonizm nie był zbyt odkrywczy i cholernie przypominał mi motyw ze ścieżki Kuuso-no-Mikoto ze Scarlet Fate: Fragments of the Past. Okej, okej nie było tu aż tak krwawo, ale Radiant Tale to ogólnie sympatyczna, raczej optymistyczna seria. Nie liczyłam więc na mroczny epilog. Stąd tym fajniej, że wilczkowi bracia utrzymali swoją waśń na cywilizowanym poziomie. Trochę się niby pochlastali i pojawił się nudnawy epizod z porwaniem, ale powiedzmy, że było to do przełknięcia. Zwłaszcza że Tifalia nie robiła za zwykłą pannę w opałach, ale czynnie wspierała swojego love boya przez całą ścieżkę.
Bardzo lubiłam postać Liyana w grze podstawowej i tutaj także skradł moje serce. Może dlatego, że reprezentował tak inny wzorzec męskości? Był opiekuńczy, zabawny i szczery, a nie dominujący, waleczny czy przebiegły. Ba! Nie odmawiam Liyanowi siły, bo dysponował przecież magią, super szybkością czy zręcznością, bał się niekiedy nawet dotykać Tifalii, aby jej nie zranić, ale nie szpanował tą potęgą na lewo i prawo, a raczej dowiadywaliśmy się o niej z jego PoVa, bo ani razu nie próbował dziewczynie zaimponować w ten sposób. Wręcz przeciwnie, wobec niej był orzeźwiająco nieśmiały. Dlatego pewnie tak podobała mi się scena z pocałunkiem oraz każda inna, gdy potem prosił o odrobinę czułości, zupełnie jak piesek, który chce usłyszeć, że „jest dobrym chłopcem!”.
Fajnie też nawiązano tutaj ponownie do tytułu gry, zauważając, że tak, zmiany są straszne, ryzykowanie jest straszne, wychodzenie ze strefy komfortu też… ale jeśli zrobimy niekiedy ten jeden mały kroczek więcej, to nasze życie może być znacznie bardziej „promienne”. Niby nie jest to nic odkrywczego. Ktoś by mógł wręcz powiedzieć, że to farmazony na poziomie złotych myśli Paulo Coelho, ale jednak, jako przesłanie, idealnie wpasowywały się w baśniowy klimat gry. W końcu powinniśmy dostać jakiś morał, co nie? A nasza MC udowodniła tym samym jak dojrzała, po swojej wyprawie z CIRCUS, się stała. Do tego stopnia, że mogła w tych trudnych momentach, być dla partnera kompasem, a nie tylko balastem. Tym większa szkoda, że to pewnie jedyny fandisk do Radiant Tale i więcej o Liyanie nie usłyszę. A czuję, że to mógł być mój ulubiony paring.