Do tej pory scenarzyści przynajmniej udawali, że chce się im pisać fabułę, ale w przypadku Rokuro wyłożyli wszystkie karty na stół. Tak, mają wylane, bo po co w ogóle się starać, skoro wystarczy fabuła, od której niejeden draft czy autowygenerowany tekst przez ChataGPT ma więcej duszy? A tak swoje zrobisz i się nie narobisz! Czyli sytuacja idealna. Poważnie nie wiem, czy w ogóle jest sens streszczać tę ścieżkę, bo jej zawartość jest Wam znana od początku do końca, włącznie z wszystkimi antagonizmami i zwrotami akcji pod warunkiem, że widzieliście w życiu chociaż jedną dramę o bogatym dziedzicu i jego połowicy z gminu. I nie zrozummy się źle, ja ogólnie całkiem lubię motyw mezaliansu pod warunkiem, że skrywa się za nim chociaż iluzja niezależnej opowieści, a nie tylko bezczelne „kopiuj/wklej”… Heh…
Rokuro Yoshioka jest synem prezesa firmy IT o nazwie Tempesty i zasadniczo nie ma wad. (A tak przynajmniej nam – jako odbiorcom – ma się wydawać, bo dla mnie gostek był niezłym tchórzem, ale o tym za chwile). Jest przystojny, inteligentny, ma zdolności przywódcze, świetnie mówi po angielsku, w pracy wyróżnia się zaangażowaniem i co tam sobie tylko wybierzemy z kategorii najmilszych przymiotników. Ogólnie więc jest to taki chodzący bóg, którego łaska pewnego dnia spada na naszą MC. A jak do tego dochodzi? Ano, po części przypadkowo. Odkąd Akari przenosi się do nowego działu, odpowiedzialnego za uratowanie aplikacji Estarci, to dowiaduje się, że będzie się teraz z prezesiątkiem widywać często, bo Tempesty i Estario zdecydowały się na biznesową współpracę.
I tym sposobem, z jakiegoś mistycznego powodu, przy tak delikatnym przedsięwzięciu, dyrektor Kobase decyduje się wysłać ex-designerkę/szaraczka, by robiła za łącznika pomiędzy jedną firmą a drugą. Co ciekawe, ekipę nawet bawi fakt, że Akari ponownie spotka się z Rokuro. Dlaczego? Bo gdy miało to miejsce za pierwszym razem, to dziewczyna palnęła, że blondas przypomina jej prawdziwego księcia z bajki. Ma nawet własnego rumaka. Już więc utknęła w pamięci prezesiątka jako osoba otwarta i raczej pozbawiona hamulców, a współpracowników szczerze rozśmieszyła.
No to co robi dziewczyna w nowym miejscu pracy? To przecież oczywiste! Wdaje się w romans! Początkowo bowiem Akari średnio sobie radzi. Jest rozkojarzona. Doprowadza do powstawania błędów, w efekcie czego Saotome zwraca jej uwagę, że musi się ogarnąć, bo sabotuje ich wysiłki i pogrąża reputacje Estario. A obserwujący wszystko z boku, Rokuro uznaje, że musi w jakiś sposób dziewczynę pocieszyć, bo inaczej będzie źle. Dlatego zaprasza ją na spotkanie po pracy, które wygląda dokładnie jak randka, chociaż zaprzecza, że kierują nim jakieś romantyczne intencje. W trakcie ich wspólnego wypadu ględzi przy tym, jak to fajnie jest jeść żarcie ze straganów, bo gdy był młody, to nigdy nie mógł, więc jest to dla niego nowe doświadczenie. A co, handlarze cię kijami odpędzali, jak się zbliżałeś? Poważnie 28-letni facet nigdy nie poszedł sobie sam wybrać w pospiechu jedzenia? Niczym jakiś pan feudalny, który nie oglądał swoich chłopów w polu? Dajcie spokój, scenarzyści! Mam uwierzyć, że on 7 dni w tygodniu wpierdala kawior, który popija winem?
W każdym razie, podczas tego spotkania, Rokuro głównie nawija o tym, że w przeszłości poznał pewną dziewczynkę, swoją pierwszą miłość, podczas letnich wakacji. Musiał na nie wyjechać, bo jego młodszy brat się rozchorował i rodzice postanowili, że skupią całą uwagę na bardziej potrzebujących ich dziecku. To dlatego Rokuro oddali pod opiekę wujka, a chłopiec, jak to chłopiec, nie potrafił sobie tego jeszcze dobrze zracjonalizować, więc czuł się samotny, odrzucony i bał się, że mama i tata już po niego nie wrócą. To wtedy na placu zabaw (oraz w jego życiu) pojawiła się wspomniała dziewczynka i dzięki wspólnym grom zagwarantowała mu zarąbiste wakacje. Zapomniał więc o smutku, a nawet obiecał sobie, że chociaż mu wyjechać, to kiedyś ją odnajdzie, bo się zakochał. Eeee…. Rokuro, chłopie, to dziwny temat na rozmowę z koleżanką z firmy…
Creepne? Co tam! Wyobraźcie sobie, drogie czytelniczki i czytelnicy, że Rokuro nie tylko nawija o tym dzieciństwie, ale również w pewnym momencie porównuje MC do swojej szczeniackiej miłości. Ba! To jest jedna z ich pierwszych interakcji, a on już wyskakuje z tym, że tylko dwie kobiety są w jego życiu ważne. (Nie, pierwszą nie jest mama). Dziewczynka z przeszłości i Akari, bo są do siebie takie podobne! Obie otwarte, szczere i akceptują go bez ograniczeń, bez względu na jego status. Ej, ej, chwila! Hold your horses, boy! Kiedy ona niby udowodniła, że nie zaślepia jej twój majątek? Przecież niczego takiego nie pokazała i zachowywała jak typowa laska, która cieszy się, że syn prezesa wozi ją drogimi furami.
Creepny Rokuro się jednak nie poddaje. Podczas kolejnej interakcji, chce iść do parku, bo plac zabaw przypomina mu miejsce z przeszłości. (Bez żartów, ja bym już uciekała!). Ale to jakoś sprawia, że Akari nagle dodaje nagle dwa do dwóch i uświadamia sobie, że ta baba, dla której miała być tylko fillerem, to tak naprawdę ona sama! Że faktycznie w przeszłości poznała jakiegoś chłopca, też się w nim zadurzyła (musiało to być super istotne doświadczenie w jej życiu, skoro tak szybko o nim zapomniała), ale potem jakoś czas upłynął, dzieciak zniknął, a ona ruszyła dalej.
Zachwyceni tym nagłym zwrotem akcji, którego nikt z nas nie mógł przewidzieć, Akari i Rokuro padają sobie w ramiona, twierdząc, że to przeznaczenie, no i jeszcze kochają się bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Przypominam, że oni te naście lat temu spędzili ze sobą 2 miesiące i bawili się w księcia i księżniczkę – jak widać zatem, to bardzo solidne podstawy do związku. Na dodatek Akari flirtuje z prezesiątkiem nawet we własnej firmie. To dlatego Oe – która zagląda jej przez ramie i czyta smsy – o wszystkim także się przypadkiem dowiaduje i potem systematycznie czuje w obowiązku upominać o raporty z postępów w romansie. Który co prawda postępuje, ale dość ślimaczo. Nawet jak Rokuro zaprasza MC do domu, to nie wykonuje wobec niej żadnych gestów, ponad głaskanie po plecach, i ogólnie stara się zachowywać dystans, jakby coś go blokowało.
Czemu? Bo okazuje się, że facet ma narzeczoną. Niby jej nie uznaje, ale tak naprawdę obaj prezesi – Tempesty i Bitou – obiecali sobie, że ich dzieciaki się hajtną, więc sprawa jest zasadniczo przyklepana. A Akari dowiaduje się o tym z podsłyszanych plotek. Dopiero wtedy jej idealny love boy zaprasza ją na prywatną rozmowę i tłumaczy, że tak, to wszystko, co ludzie gadają, to prawda, ale dziewczyna ma się nie przejmować, bo pogada ze starym i wszystko naprostuje. No i tak niby „wyjaśnia” dobre kilka tygodni. W tym czasie narzeczona Rokuro – czyli Bitou Sakura – zaczyna pracę w Tempesty i zmienia życie Akari w piekło. Może i mogłaby ją tolerować jako zabawkę-kochankę, ale z pewnością nie kogoś równego sobie. Dlatego MC znosi wszystko z anielską cierpliwością i tak czeka, i czeka, spotykając się z Rokuro tylko po kryjomu, aż pewnego dnia Sakura odnajduje ich w jakiejś restauracji, robi z tego gównoburze, przewraca się i udaje, że została zraniona z powodu Akari.
Całe Estario ma po tym „wypadku” problem, bo Tempesty żąda jakich przeprosin i działań, ale dyrektor Kobase to olewa, bo romans szeregowej pracownicy jest ważniejszy od potencjalnej przyszłości i projektów reszty jego zespołu. Zresztą oni ogólnie zaczęli się zachowywać jak nastolatkowie, którym wydaje się, że kibicują niepopularnej dziewczynie, by poszła na bal maturalny z kapitanem drużyny, a nie jakby byli w pracy. Ba! Saotome na spotkaniu firmowym zjeżdża nawet Sakurę od góry do dołu, wytykając jej, że ma spadać z pokoju, bo teraz rozmawiają poważni inżynierowie IT, a ona ma do zaoferowania tylko ładną buzię. Jakim cudem on za to nie wyleciał? Pojęcia nie mam… Nawet jeśli Sakura wprosiła się na ten meeting podstępem, to jego reakcja była kontrowersyjna. (I szowinistyczna). Ale Saotome z buractwa słynie.
W końcu jednak dochodzi do tego, że prezes Tempesty więzi syna w domu. Tak, nie przesłyszeliście się. A drużyna z Estario zamiast wezwać policje, to przy pomocy hakera YOFy pomaga Rokuro uciec, by ten na chwile mógł spotkać się z MC… i zaraz potem wrócić do tatusia, bo jednak chciał z nim sobie jeszcze pogadać. Od początku do końca Rokuro prezentował bowiem postawę, że chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Dlatego nie odciął się od kraniku gotówki tatuśka, a jednocześnie nie zamierzał zrywać z Akari. Zebrał się jednak w końcu na to, by powiedzieć prezesowi Bitou, że ze ślubu nici i zdania nie zmieni.
W dobrym zakończeniu, po tym wszystkim, prezes Tempesty jakoś daje radę to w końcu przetrawić i przywraca Rokuro do łask. Tak go porusza opowieść o tym, że jego syn i Akari znali się jako dzieci. Na dodatek Sakura także za wszystko przeprasza, bo chociaż kochała Rokuro w stopniu, który doprowadzał ją do zachowań z pogranicza psychozy, to uświadomiła sobie, że jednak trochę przegięła i musi po prostu poczekać na swoją prawdziwą miłość. Wreszcie aplikacja Estarci także okazuje się sukcesem, więc zespół Kobase wychodzi na prowadzenie i MC może dalej udawać, że to dzięki jej ciężkiej pracy, a nie że jedzie teraz na wózku nazywanym nepotyzmem, bo wszyscy jakoś nagle zaczęli jej wróżyć wielką karierę. Ah, no i parka zaręczyła się w tym nieszczęsnym parku.
W zakończeniu Love dalej jest w sumie fajnie, tyle że Bitou kompletnie się obrazili i odcięli do Tempesty, co doprowadza do tego, że Rokuro musi wyjechać do innego oddziału i się wykazać, nim wróci niczym ten syn marnotrawny, bo jego romanse odbiły się na reputacji firmy i zaciekawiły tabloidy. No, ale MC go w tym, jak zawsze, cierpliwie wspiera i po dwóch latach mogą być znowu razem.
W zakończeniu Work Estraci zostaje zamknięte, bo Kobase & Co. wreszcie, na własnej skórze, poczuli konsekwencje swoich dziwnych priorytetów. Nie stanowi to jednak większego problemu dla Rokuro, który dzięki swoim kontaktom i umiejętnościom, planuje wyjazd za granice, zerwanie z pracą dla Tempesty i trochę tak jakby ucieczkę z MC, bo dziewczyna ma mu w tym wszystkim towarzyszyć. …I co, dało się? A nie można tak było od razu?
Uff! Jakoś dotrwałam! Jak zatem widzicie, tutaj poważnie nie wydarzyło się nic, co wychodziłoby poza jakiś schemat – włącznie z szurniętą narzeczoną i nieżyczliwym ojcem. Najbardziej jednak drażnił mnie sam Rokuro. Poważnie, jakby tylko chciał, mógł od razu zamieszkać u Akari, rzucić robotę, zatrudnić się nawet w budzie z ramenem i żyć uczciwie, ale z rzekomą miłością swojego życia. Ale nie! Wtedy nie miałby ogromniastej chałupy, nie mógłby wydawać na markowe ubrania, kije golfowe (których nawet nie używał) i te luksusowe auta. Poza bowiem wyglądem twórcy głównie sprzedawali nam Rokuro jako super partie właśnie ze względu na te jego dobra materialne. Niby Akari na to nie leciała i nie interesowało ją życie w wyższych sferach, ale jak tylko facet fundnął jej ultra drogą sukienkę i buty, czy zapraszał do ekstrawaganckich miejsc, to jakoś nie protestowała, ani nie sugerowała by, np. zamiast tego, w podzięce za wsparcie, zabrać gdzieś ekipę Saotome, Oe, Minato, YOFY’iego oraz Kobase czy kupić im prezenty. Dość szybko też usłuchała, że nie musi schylać się po własne rzeczy, jak upadnie jej np. widelec, bo mają przecież kelnerów od takich czynności. Widać zatem, że doskonale wczuwała się w nową rolę przyszłej żoneczki prezesa, która po ludzku dupy nie ruszy, bo już zapomina, co to oznacza zwykła życzliwość.
Heh, może odzywa się we mnie straszna maruda, ale poważnie wszystko mnie w tej ścieżce drażniło, od tej przerażającej gloryfikacji podziału na to, że jedni – niczym Minato mają walczyć o każdy grosz, a drudzy jak Rokuro – dostają wszystko na złotej tacy, a i tak kręcą, nie liczą się z losami innych, i ciągle im mało. W końcu co szkodziło facetowi uprzedzić Akari wprost, jak wygląda sytuacja z Sakurą? Dlaczego czekał aż to się wyda w plotkach? Dlaczego narażał pracę tylu osób, zamiast z miejsca poprosić, np. o przeniesienie, bo nie chce romansować w ramach projektu, a zamiast tego zrobił z funkcji łącznika Akari zasłonę dymną dla swojego flirtu? I jeszcze zostawił ją na pastwę losu, jak panna Bitou ją prześladowała, zachęcając do tego innych pracowników? Wreszcie czemu nie powiedział ojcu „w takim razie okej, wydziedzicz mnie, ale to jest kobieta, z którą chce się zestarzeć”, zamiast prowadzić z nim rozmowy nastolatka w stylu: „Znowu mnie nie słuchasz! No to odwracam się na pięcie i idę do swojego pokoju!”.
Trudno mi było tego gościa strawić, a że nawet content stricte romantyczny pojawił się zasadniczo w samej końcówce, to nie dostałam nic na osłodę. „Lubisz pocałunki, Akari? Bo ja lubię pocałunki…” WTF? Co to było scenarzyści? Nawet tego nie chciało się wam porządnie napisać? Dlatego, cóż poradzić, ścieżka Rokuro to wydmuszkowa fabuła, toksyczne relacje, zrobienie z MC pustaka, który biernie czeka i daje sobą pomiatać, bo na horyzoncie uśmiecha się do niej fortuna i ogólnie zero zaangażowania ze strony twórców. Naprawdę nic mnie nie zdołało zauroczyć czy zaciekawić w tej opowieści i już bym nawet wolała, jakby z Rokuro zrobili jakiegoś podstępnego drania. Wtedy miałabym chociaż plot twist, a tak do końca maska księcia skrywała dość przygnębiającą – choć nie zamierzoną – kreacje postaci.
W czym jasne, rozumiem, jest sporo fanów dram, a ta opowieść to jakby ukłon w stronę ich wszystkich. Mam jednak wrażenie, że nawet w najbardziej kiczowatych czy opartych na kliszach serialach/operach mydlanych, powód, z czego wynika uczucie protagonistów, jest najzwyczajniej lepiej przedstawiony. Tutaj Rokuro otwarcie najpierw mówi MC, że ma być placeholderem, a potem szczęśliwie się składa, że jednak nie musi. Również Akari odwzajemnia jego zaloty, bo… bo co? Raz zapiął jej pasy w aucie? Heh, szkoda, że żaden z blogów niesponsorowanych nie skusił się na recenzje tej ścieżki. Chętnie przekonałabym się, czy jestem w swojej opinii osamotniona czy nie. A tymczasem zapraszam do komentowania, bo może strasznie farmazonie i ktoś mnie wyprowadzi z błędu. Może przez jakieś uprzedzenia lub zwykłe zmęczenie coś mi w tym pomyśle na love interest umknęło. Dlatego nie krępujcie się, by się ze mną nie zgodzić! Z przyjemnością poznam Wasz punkt widzenia.