Trigger warning: w ścieżce pojawia się motyw narzucania bohaterce bez jej wcześniejszej zgody.
Sympathy Kiss miało już tyle dziwnych ścieżek, że powoli cokolwiek przestaje mnie zaskakiwać w tej grze. Czas zatem na historię, którą można by po części uznać za kanoniczną, bo dotyczy jednej z ważniejszych osób w strukturze firmy Estario. Mowa o dyrektorze finansowym, czyli Kobase Yojim, który – przypomnijmy – był właśnie osobiście odpowiedzialny za zaproszenie naszej MC do zespołu pracującego nad aplikacją Estarci. W czym z miejsca dał jej wolny wybór i pozwolił, by sama wybrała, z kim chciałaby współpracować. Akari wybiera, oczywiście, samego dyrektorka, więc od tej pory ma chodzić na spotkania i pomagać z dokumentacją… Mnie jednak trudno było ogarnąć, kto w tak rozbudowanej korporacji pozwoliłby zwykłemu szarakowi przeglądać finansowe raporty? Poważnie więc naruszono tu dla mnie zasadę literackiego prawdopodobieństwa.
Ale do rzeczy! Początkowo Akari radzi sobie tak se, bo ma opory przed zawracaniem szefowi głowy i męczeniem go banalnymi pytaniami. Nawet gdy czegoś nie rozumie, to próbuje ogarnąć problem i podjąć decyzje bez konsultacji, co szybko zaczyna prowadzić do łańcucha błędów, np. wręcza sprzedawcom przeterminowany kontrakt. Co się jej jednak dziwić? Kobase miał dość surowe rysy twarzy, łatwo podnosił głos i wydawał się ciągle zabiegany. Sprawiał więc ogólnie onieśmielające wrażenie i zwłaszcza młode kobiety w Estario uważały go za dość przerażającego.
Z czasem jednak Akari zaczyna rozumieć, że z jej szefa wcale nie jest taki sztywniak czy demon. Nie wtrynia się pracownikom, gdy ci chcą wyskoczyć na piwko i nawet im mówi, że mogą spokojnie go wtedy obgadywać, by dać upust swoim emocjom. Jak trzeba, to pomoże przenieść ciężki karton. A jak pewnego dnia utyka wraz z MC w zepsutej windzie, to obejmuje dziewczynę i rozświetla ciemności własnym telefonem. (Co akurat było dla mnie dziwaczne, ale do takich akcji trzeba się w tej ścieżce przyzwyczaić…).
Aż pewnego dnia na Akari, która coraz lepiej wpasowuje się w firmową dynamikę i rozumie swoje obowiązki, spada nowy problem. Oto w jej budynku będą robić jakieś naprawy, w związku z czym musi się gdzieś wynieść na miesiąc. Niby landlord obiecał, że wyśle pośrednika, który ułatwi znalezienie jej zastępczego lokum, ale wyszło na to, że był to jakiś leniwy i szemrany typ. Dlatego współpracownicy proponują, by przy oglądaniu mieszkania towarzyszył jej dyrektor Kobase. Facet jego pokroju zostanie inaczej potraktowany i będzie budził jakiś respekt, w odróżnieniu od młodej, samotnej kobiety – co akurat jest smutną prawdą. A skoro i tak nie miał na weekend żadnych planów, to nawet się na ten pomysł godzi.
Na miejscu okazuje się jednak, że ta dzielnica nie jest zbyt bezpieczna, bo ledwo MC postawiła tam stopę, a już jakiś sąsiad się jej narzucał z kiepskim flirtem. Kobase sugeruje zatem, aby w takim wypadku Akari wprowadziła się na jakiś czas do niego, bo ma akurat wolne piętro. Nie będą sobie wchodzić w drogę, ona zaoszczędzi kasę, a i jeszcze nie będzie trzeba się o nią martwić. Co może i było decyzją życzliwą, ale potrafię sobie wyobrazić jak kontrowersyjną dla jego reputacji, gdybyśmy mówili o rzeczywistości, a nie grze otome grubymi nićmi szytej.
No i jakieś tam wątpliwości niby dziewczyna miała, ale szybko puściła je w niepamięć, bo w sumie z Kobase mieszkało się fajnie. Na tyle, że z wdzięczności gotowała mu obiadki, co on akurat bardzo cenił, bo odkąd jako dzieciak stracił w wypadku obydwu rodziców, to nie miał okazji do dzielenia z nikim życiowej przestrzeni. Co zaś się tyczy innych, ewentualnych trudności, to w biurze o całej sprawie, wiedziała tylko Oe. Plotki się więc nie szerzą, a Akari coraz bardziej zaczyna szanować swojego szefa. Nie tylko jako przełożonego, ale też prywatnie – jako odpowiedzialnego i opiekuńczego człowieka.
Tylko że wtedy Kobase zaczyna mieć problem z jej bliskością. MC jest bowiem jego zdaniem zbyt nieostrożna. A to pozwala mu się wciągnąć do łóżka, gdy jest jeszcze wpółprzytomny i nie wie, co się dzieje, więc w efekcie śpią sobie u swojego boku. A to paraduje po mieszkaniu w samym ręczniku – za co postanawia „ukarać ją” odrobiną molestowania i pocałunkami, bo „wszyscy mężczyźni to wilki, bla bla…”. A to wreszcie, po pewnej dość mocno zakrapianej imprezie, gdy potem jeszcze strzelają sobie po browarze w domu, para idzie otwarcie w ślinę i są o krok od zostania kochankami…
Ale niedługo potem dzieje się coś dziwnego. Bez słowa wyjaśnienia Kobase nakazuje się dziewczynie pakować i wynosić. W zasadzie to już wynajął dla niej i opłacił tymczasowe mieszkanie. Na dodatek zaczyna go nachodzić jakaś baba, oskarżając o przestępstwo z przeszłości. W pracy także dzieje się coraz gorzej, bo jakiś użytkownik sabotuje ich aplikacje, zalewając internet negatywnymi komentarzami, recenzjami i zgłoszeniami na temat nieistniejących błędów… Stąd przyciśnięty do ściany Kobase wyjaśnia, że gdy był jeszcze młodzieniaszkiem, to potrącił motorem przechodnia, po czym uciekł z miejsca wypadku, nie udzielając pomocy. Wspomniana kobieta była siostrą poszkodowanego, która wciąż darzyła go nienawiścią. Aby zatem jego niechlubna przeszłość nie odbijała się na współpracownikach, dyrektor decyduje się schować w cień i wycofać z konkursu w pełni wierząc, że ekipa sobie bez niego poradzi… Nawet gdyby musiał opuścić firmę. (Chociaż wspaniały dobra wróżka chrzestna-prezes niczego takiego po nim nie oczekuje, o wszystkim od dawna wie i wspiera swojego dyrektora. To tak jakbyście zapomnieli, że korporacje to tak naprawdę instytucje, których głównym celem jest działalność charytatywna i dobrostan pracowników. Pojęcie „zasoby ludzkie” pojawiło się w korpo-slangu zupełnie przypadkowo XD).
Akari i Oe nie mogą się z tym pogodzić, więc postanawiają drążyć temat. Przeprowadzają własne śledztwo w stylu deus ex machina, czyli kolejni, potrzebni świadkowie wyrastają przed nimi jak borowiki po deszczu i doprowadzają do faceta, z którym Kobase miał niby się kiedyś przyjaźnić, który był na miejscu wypadku ów feralnego dnia i który kategorycznie odmawia rozmowy o wydarzeniach z przeszłości. Dziewczyny nic zatem nie osiągają poza tym, że wpieprzały się w sprawę, o której dyrektor nie chciał z nimi rozmawiać. Ale to chyba i tak nic w porównaniu z tym, jak Saotome kazał Akari podsłuchiwać rozmowę prezesa z dyrektorem, a ta posłusznie czatowała pod drzwiami. Poważnie, gościu, czemu sam tego nie zrobiłeś, skoro byłeś takim kozakiem? No ale nawet te winy zostały MC wybaczone, bo Imura Akio, czyli prezes, to super gość i nie ma nic przeciwko jak jego właśni pracownicy go stalkują.
Rozumiejąc, że teraz jej wsparcie jest niezbędne, Akari nie czeka już na pozwolenie, ale pakuje walizkę i wystaje przed domem dyrektora, aby ten przyjął ją z powrotem. W czym pociesza go również w fizyczny sposób, bo wiadomo, że nic tak nie rozładowuje napięcia, jak różne aktywności na materacu. I nie mam tu na myśli zajęć jogi, choć niektóre jej elementy mogą się pojawić. Aż pewnego wieczora do Kobase przychodzi jego przyjaciel, Satake, ten sam typ, który nie chciał wcześniej z dziewczynami gadać i błaga go, by nie ujawniał nikomu prawdy na temat tego, co zaszło w przeszłości. Że ma teraz żonę. Że spodziewa się dziecka. Że potrzebuje pracy. Bla bla. Dyrektor zaś obiecuje, że dalej będzie go chronić, więc spokojna głowa.
Oczywiście, okazało się, że tak naprawdę to Satake doprowadził niegdyś do wypadku, a Kobase jedynie wziął jego winę na siebie. Był bowiem tak szlachetny i chciał ochronić przyjaciela, chociaż osobiście wolałabym, aby na nieskazitelnym wizerunku dyrektora pojawiła się jednak jakaś rysa. Ale nic z tych rzeczy! W czym problem zasadniczo rozwiązuje się sam, bo Kobase, Satake, ofiara – Murata i jego siostra – Momoko, spotykają się wspólnie w kawiarni, wszystko sobie wyjaśniają, a Murata to jest prawie wdzięczny za to, że rąbnął w niego w przeszłości motor. Jasne, spędził lata na rehabilitacji, nie wiedział, czy będzie chodził, stracił młodość… ale nie żywi żalu, bo wybaczył Satake, a na dodatek, gdyby nie wypadek, to nie poznałby swojej obecnej narzeczonej w szpitalu. Wszystko jest więc git, taka karma i chłopaki mogą się rozejść, każdy w swoją stronę, ze spokojnym sumieniem.
W dobrym zakończeniu mija miesiąc. Zespół pracujący nad aplikacją Estraci wygrywa konkurs i odnosi wielki sukces. Akari zostaje głową działu designu (przez cały czas nic w tym zakresie nie robiła i nawet tego nie lubiła, ale rozumiem, że jak jesteś kochanką dyrektora to naturalne XD), a sam Kobase dostaje propozycje otwarcia nowej spółki-córki i bycia jej prezesem. Są więc bogaci, szczęśliwi i rumiani, a MC może witać swojego kochasia w domu słowami „chcesz najpierw obiad czy kąpiel?”, na co on zawsze wybiera opcje „ciebie”.
W zakończeniu Love: zespół nie wygrywa konkursu, ale decydują się wciąż ciężko pracować nad aplikacją i przygotować kolejne pitche. (= Co w języku szczurów w garniturach oznacza po prostu propozycje). Akari i Kobase filtrują razem w pracy, a co więcej, wciąż mieszkają pod jednym dachem. Czyli taki finał bez żadnych wyrazistych konkluzji i jak to mówią Anglosasi „życie po prostu trwa”.
W zakończeniu Work: zespół co prawda wygrywa konkurs, ale z niezrozumiałych dla mnie powodów, bohaterowie decydują się „zamrozić” swój związek do odwołania. A przynajmniej do czasu, aż przyszłość Escatri się bardziej wyklaruje. (Poważnie… teraz?). W każdym razie Kobase obawiał się, że w przeciwnym razie nie będzie w stanie się skupić na pracy. (Hę? Czy ty masz piętnaście lat czy co?). W efekcie bohaterowie prawie stają się sobie obcymi, aż po wielu miesiącach spotykają się na dachu, dyrektor oznajmia, że już jest dobry czas na wskrzeszenie ich romansu i jakby MC miała jakiekolwiek pytania, to może je zadać. Co ma być niby taką „fajną” klamrą nawiązującą do tekstu z początku ich znajomości.
Heh, wybaczcie mi ten sarkazm, zwłaszcza jeśli jesteście fanami Kobase, ale romanse biurowe to nie moje klimaty. Ale do rzeczy! Kobase miał chyba jedne z najbardziej pikantnych scenek, bo jak odpalał mu się tryb „jestem nie tylko szefem, ale i mężczyzną”, to przyssywał się do Akari jak glonojad po poście. Trzeba więc oddać tej ścieżce przynajmniej tyle sprawiedliwości, że content romansowy był w niej szczodry. Na dodatek MC była tu dość asertywna. W nietypowy dla bohaterek gier otome sposób, bo gdy miała ochotę na bliskość ze swoim love boyem, to nie owijała w bawełnę, ale wprost na niego wskakiwała.
Chciałabym też wręczyć jakąś własną nagrodę dla seiyuu, bo nie miałam do tej pory okazji słyszeć Okitsu Kazuyukiego w wielu produkcjach, a jego głęboka, przeszywająca barwa głosu naprawdę zrobiła na mnie wrażenie! Może dlatego, pod pewnymi względami, Kobase przypominał mi Hijikatę z „Hakuoki”? Obaj panowie mieli dość męski, wyrazisty głos. Na pierwszy rzut oka sprawiali wrażenie surowych i niewzruszonych, ale w towarzystwie swoich kobiet stawali się zupełnie innymi osobami. Skłonnymi do okazywania słabości i spragnionymi wsparcia. Stąd tym bardziej żałuje, że idąc tym tropem, scenarzyści nie pozwoliliby tak jak dowódca Shinsengumi, Kobase czasami też trochę błądził… Uczyniłoby to z niego znacznie bardziej wiarygodną kreację.
Niestety, bardzo raziła mnie wiarygodność tej ścieżki. Ja rozumiem, że nie powinnam oczekiwać cudów, ale po prostu jeden schemat gonił następny, aż mi się odechciewało siadać do konsoli, bo od początku do końca było wiadomo, co się wydarzy… Na dodatek Kobase to chyba najbardziej nieostrożny dyrektor na świecie i przestaję się dziwić, że on miał w swoim zespole kreta, bo wystarczyło się przejść do szafeczki, aby wygrzebywać z niej kontrakty. Każdy palant mógłby więc tę firmę robić w balona na prawo i lewo, wykradać dane, handlować nimi i co tam sobie tylko życzyli. No, ale mieliśmy dostać ścieżkę o szefie idealnym i to właśnie scenarzyści nam dostarczyli. Swoje dalsze bolączki postaram się znosić w milczeniu…