Trigger warning: w ścieżce pojawia się motyw prześladowania w social mediach oraz narzucania bohaterce bez jej wcześniejszej zgody.
Po kiepskich recenzjach na różnych social mediach obawiałam się trochę tej ścieżki. Wychodzi jednak na to, że zbyt wiele durnowatych i kompletnie dziecinnych sprzeczek w różnych korpach widziałam, by nie kupować przedstawionej w tym wątku historii. Niestety, nawet dorośli ludzie, na odpowiedzialnych stanowiskach, potrafią sobie podkładać kłody czy rzucać się sobie do gardeł jak gimnazjaliści. A im wyższa wizja potencjalnej nagrody, tym bardziej zawzięci się stają…
W każdym razie Mitsuki Saotome, bo od jego ścieżki zaczęłam, tak samo jak bohaterka dołącza do specjalnie utworzonego działu, którego zadaniem będzie wymyślić jakiś sposób na wskrzeszenie aplikacji Estarci. Niegdyś topowego produktu, ale z czasem trącącego starociem i zdominowanego przez konkurencje. I powiem szczerze, że spodziewałam się po Saotome typowego kolesia w stylu genki. Typa, który będzie serdeczny dla wszystkich, wygadany, otwarty i nauczony zaciskać zęby, gdy coś go boli, aby ukryć smutek za uśmiechem. Tymczasem tylko niektóre z tych cech okazały się prawdą, bo z Saotome – a przynajmniej na początku ścieżki – jest prawdziwy palant. Poważnie, gdy bohaterka potyka się i Saotome łapie ją przed upadkiem, to za te głupie komentarzyki o tym, że chciała go pocałować, dotykanie głowy, czy insynuacje, że leci na dyrektora, powinna od razu donieść do niego do HRów… co paradoksalnie będzie późniejszym problemem tej ścieżki, ale bynajmniej nie zainicjowanym przez naszą protagonistkę.
Co więcej, później, gdy już Akari decyduje się dołączyć do zespołu odpowiedzialnego za planowanie i development, a Satome staje się jej oficjalnym „sempaiem”… to dalej jest strasznym bucem. Wychodzi sobie z firmy w różnych porach, by szukać inspiracji i liczy na to, że dziewczyna będzie się za nim uganiać. Przykleja jej karteczki do pleców, informujące, że udał się do łazienki… Otwarcie również deklaruje, że wszystko może ogarnąć sam, nie potrzebuje zespołu i ogólnie Akari mu tylko zawadza… by po chwili – dla kontrastu – objąć ją nagle na dachu biurowca, bo rzekomo potrzebował odpoczynku. Sami więc przyznacie, że to zarysowuje nam obraz dość niestabilnego i dziwnego typa.
No to co się zmienia? Chyba tylko to, że dziewczyna znosi te jego końskie zaloty z anielską cierpliwością, a także stara się mu udowodnić, pracując – oczywiście – po godzinach, że jej również tak samo mocno zależy na uratowaniu apki i wygraniu konkursu, jak jemu. Nawet jeśli nie ma jego cudownej kreatywności, za którą wszyscy nazywają go „geniuszem”. To dlatego Akari wymyśla, że do funkcji podpowiadającej, co założyć na daną pogodę, można by dorzucić sugestie modnych akcesoriów, robić sesje reklamowe z celebrytami i połączyć to od razu ze sklepem online, by udowodnić, iż dodaje coś do projektu od siebie. (Chociaż potem, a jakże, wychodzi na to, że nasz love boy już samodzielnie na wszystkie te rozwiązania wpadł… Mimo to czekał rzekomo na sugestie od Akari i jej wkład).
W każdym razie Saotome zaczyna wyraźnie czuć do Akari miętę, bo ma wrażenie, że ktoś go w końcu rozumie i nie ocenia za ekscentryczny sposób bycia. Tak naprawdę zdobywa się jednak na zabranie ją na randkę dopiero, gdy kolega z jego poprzedniego działu – o imieniu Esaka Toshinobu – zaprasza MC do pubu i Saotome jest o to następnego dnia cholernie zazdrosny. W końcu nie wie, o czym bez niego rozmawiali, dlaczego Akari się zgodziła i czemu następnego dnia jest w biurze taka radosna… I to go zasadniczo wkurza. Dlatego parka umawia się na wspólny weekend, jadą motorem na plaże i ogólnie super się bawią, bo wychodzi na to, że faktycznie nadają na tych samych falach. Satome rozśmiesza nieporadność Akari, a ona docenia jego opiekuńczą stronę.
Kiedy więc wydawałoby się, że wszystko wróciło do normy i relacje między „kolegami z pracy” zacieśniają się w najlepsze, to nagle po biurze zaczynają krążyć dziwne plotki, jakoby Saotome prześladował w jakiś sposób Akari. Już podobno, w przeszłości, jeden prawnik odszedł z roboty z jego powodu, a na dodatek ludzie odkryli jakieś szemrane informacje z czasów szkolnych mężczyzny, więc tym chętniej wymieniali się nimi przy automatach do kawy. Wiadomo jak jest… W każdym razie sytuacja tylko eskaluje, chociaż Saotome i Akari starają się udawać, że niczego nie zauważają (żadnych krzywych spojrzeń, uśmieszków czy komentarzyków), to wkrótce krzywdzące słowa zamieniają się w otwartą agresję, np. ktoś przypadkowo potrafi nawet potrącić MC ramieniem, a tego już zakochany chłopak nie potrafi wytrzymać. (Zapytam ponownie: wy nie macie tam HRów? To jest faktycznie korpa czy odpowiednik Januszeksu?). W efekcie Saotome totalnie odcina się od Akari. Izoluje tak bardzo, że zabrania nawet do siebie dzwonić po pracy. Niby w jakiejś heroicznej próbie ochronienia jej przed tym syfem. Tak naprawdę jednak to swoją decyzją krzywdzi tylko ich oboje. (Co odbiega od postępowania typowego „genki”).
Z tego też powodu, pewnego dnia, Akari przychodzi do biura, gdy Saotome jeszcze tam siedzi na nadgodzinach i próbuje z nim porozmawiać, ale mężczyzna wpada wówczas we wściekłość. Zaczyna ją agresywnie całować, przyciskając do biurka, jakby chciał ją do siebie zrazić, ale MC jest gotowa nawet dać się zaliczyć na miejscu, choćby jej się spinacze i długopisy wbijały w poślady, byle tylko poprawić Saotome humor. (Swoją drogą, wyobrażam sobie, że ochroniarz miał niezłą zabawę, obserwując to wszystko na kamerach. Wątpię bowiem, by w tak dużej organizacji ich nie było. Ciekawe, czy potem chwalił się kolegom, jakie cuda te korpo szczury odwalały na jego zmianie). Niemniej do niczego poważnego nie dochodzi, bo słysząc hałas zrzuconych z blatu przedmiotów, Saotome uświadamia sobie, że przesadził i w te pędy ucieka, zostawiając skołowaną i samotną kobietę…
… która to znowu musi za nim gonić. W sensie, czeka kilka dni, a potem udaje się na plaże, do miejsca, gdzie byli na wspólnej randce, bo podejrzewa, że spotka tam ukochanego. Ma już bowiem po dziurki w nosie tej całej sytuacji. Tego, że Saotome próbował zmienić za jej plecami dział. Tego, że sama zaczęła pracować z Minato, bo musiała odpocząć i zająć głowę innymi projektami. A nade wszystko tego, że nie mogli po prostu, po ludzku pogadać. Dlatego wreszcie konfrontuje się z Saotome, a ten opowiada jej o swojej szkolnej przeszłości, która nieco przypomina początki fejsbuka. Jako młody chłopaczek Saotome stworzył portal dla uczniów, gdzie mogli wymieniać się informacjami o egzaminach czy notatkami. Pewnego jednak dnia, gdy uruchomił funkcje czata, skrytykował jakiegoś kolegę, który udzielał korepetycji, ale nie posiadał odpowiedniej wiedzy w wykładanym temacie. To zapoczątkowało liczne pranie brudów, bo pozostali uczniowie, zachęceni jego wpisem, zaczęli prześladować innych, aż szkoła musiała interweniować i zamknąć cały portal. Swój szczeniacki błąd Saotome opłacił ostracyzmem, bo potem nikt nie chciał się z nim zadawać i w zasadzie obwiniano go o to, jak sytuacja eskalowała.
Akari zapewnia go jednak, że teraz nie jest sam i mogą stoczyć tę walkę wspólnie. A ponieważ już podejrzewają o wszystko Esakę, który zdawał się żywić do Saotome dziwną niechęć, to przygotowują na niego pułapkę. Kobieta zaprasza Esakę na drinka, a tam go osaczają i wymuszają na nim powiedzenie prawdy (która, co ciekawe, była do przewidzenia, ale ujawniła, że złość Esaki miała solidne podstawy!). Odkąd bowiem Saotome opuścił ich zespół, to Esaka musiał przejąć wszystkie projekty po „developerze geniuszu”. Dlatego ciągle słyszał – od klientów i współpracowników, że nie jest dość dobry. Na dodatek, jeszcze gdy pracowali wspólnie, Saotome był dla niego potwornym burakiem. Zdarzało się np. że bez pozwolenia poprawiał projekty Esaki albo kończył jego zadania, bo wydawało mu się, że liczy się tylko efektywność. Nie zdawał więc sobie sprawy z tego, że tak naprawdę upokarzał swojego kolegę i podważał jego kompetencje w oczach przełożonych. Na szczęście, po poznaniu Akari, Saotome zmądrzał i po wyznaniu Esaki zrozumiał swój błąd. Dlatego panowie zdecydowali się pogadać, przeprosić i obiecać sobie, że gdyby znowu doszło między nimi do spięć, to najpierw sobie wszystko szczerze wyjaśnią, nim zaczną nową wojenkę.
Nie bez znaczenia była w tej całej sytuacji postawa MC, która zapytana wprost, przyznała, że rozumie uczucia Esaki, bo na początku także trudno jej było złapać wspólny język z Saotome, a niektóre jego działania czy słowa… były po prostu przykre. A skoro sprawa z plotkami zostaje rozwiązana, to naszej parce nie pozostaje nic innego, jak skupić się na projekcie. Co nie oznacza, że nie spotykają się od czasu do czasu – już teraz w swoich mieszkaniach, aż pewnego dnia decydują się również skonsumować związek. W dość paradoksalnych okolicznościach, bo Saotome stwierdza, że skoro MC zdecydowała się usiąść na jego łóżku, zamiast na fotelu (by nie zrzucać torby na ziemię), to wyraźnie chciała mu dać znać, że jest gotowa na kolejny krok. A chociaż w biurze nauczyli się już lepiej radzić z tym, by nie okazywać sobie względów na każdym kroku, jak wpatrzeni w siebie nastolatkowie, to po pracy nic ich już przecież nie blokowało i mogli pójść na całość. Btw. Koleś, co ty masz na tej ścianie? Plakat z jakąś kobietą-króliczkiem, która tańczy na rurze? Czy ty na pewno masz te dwadzieścia parę lat?
W najlepszym zakończeniu zespół Soatome i Akary wygrywa konkurs, a bohaterowie pracują odtąd wspólnie nad apką, cały czas rozwijając ją o nowe pomysły. Na dodatek mężczyzna dochodzi do wniosku, że czas już przedstawić kobietę rodzicom, bo ma wobec niej poważne zamiary. W neutralnym tzw. Love zakończeniu, co prawda z czasem popularność Estarci znowu spada, aż w końcu bohaterowie wracają do swoich starych działów, ale przynajmniej dalej są parą. W ostatnim z kolei endingu – Work – apka zostaje zamknięta, Saotome dostaje propozycje wyjazdu za granicę, a bohaterka decyduje się mu towarzyszyć, bo nie wyobraża sobie związku na odległość.
Cóż, ścieżki w Sympathy Kiss nie są za długie, więc wszystko toczyło się bardzo pośpiesznie. Pod wieloma względami historia przypominała mi takie, jakich spodziewałabym się po darmowych otomkach w formie mobile. Nie była jakaś wybitna, ale nie sądzę, by zasługiwała też na hejt. Owszem, Saotome był wobec Akari dość roszczeniowy, a jego sposób podchodzenia do problemów, był bardzo niedojrzały, ale zrzucam to na 1) traumę z czasów szkolnych, 2) na to, że nie każdy z nas podejmuje tak samo dorosłe, racjonalne decyzje. Był więc w tej swojej niedoskonałości dość wiarygodny. I – niechętnie to przyznaję – mogę się z jego zarozumiałością trochę identyfikować. (A przynajmniej póki kolejne doświadczenia, porażki i zmienianie branż nauczyło mnie wreszcie pokory).
Miło więc, że Saotome się zmienił, ale nie spodziewałam się po japońskiej grze, aby nie gloryfikowała mi chorego kultu pracy i wmawiała, jakie to nadgodziny nie są super… Biorąc zatem poprawkę na to, że mówimy o specyficznej mentalności, to była to spoko opowieść biurowa. Może nie taka, która czegoś uczy, wzrusza, czy śmieszy, ale w porządku w roli fillera przed jakąś bardziej emocjonalnie angażującą ścieżką. Pewnie za tydzień już nawet nie będę pamiętała, kim Saotome w ogóle był i o co chodziło w jego wątku, ale też nie będę miała po nim koszmarów. No i miło, że Akari była sprawiedliwa w roli arbitra, a nie wolała kłamać, że nie rozumie Esaki. Przynajmniej nabrałam do niej w końcówce jakiegoś szacunku.