Wybaczcie mi to sformułowanie, ale jakbym miała tak podsumować jednym słowem, to historia Kento należy do „najnormalniejszych” w całym fandisku. Ot, bohaterowie mierzą się ze zwykłą prozą życia. Nie ma więc tu miejsca na jakieś większe dramy czy emocjonalne zawirowania. Kento dalej przygotowuje się do swojego wyjazdu do Londynu, a bohaterka postanawia nie zostawać w tyle i dzielnie mu w tym wyzwaniu towarzyszyć. Co więcej, zabiera się też za własną naukę, w tym szczególnie za podszlifowanie angielskiego, bo chce także skorzystać z możliwości wyjazdu i studiowania za granicą. Fajnie, więc że ta parka, po wcześniejszych przebojach, teraz po prostu stanowi dla siebie wsparcie i wzajemnie się motywuje. W grze nie jeden nie dwa razy pada przyrównanie ich do starego małżeństwa, chociaż nie są nawet narzeczeństwem, a mi trudno było się z taką opinią nie zgodzić. O ile bowiem MC wspierała Kanto, przynosząc mu podczas pracy gorące napoje, tak ten odwdzięczał się jej, np. w poszukiwaniu najlepszego korepetytora. Nie była więc to relacja jednostronna, gdzie tylko żoneczka dopinguje karierę swojego love boya, a sama nie ma ani pasji, ani ambicji. Nope, MC przy Kento wyraźnie się rozwija.
W fandisku nie brakuje również scenek komediowych. Jedną z nich jest z pewnością wspólna kolacja w towarzystwie rodziców Kento… którzy swoją drogą wyglądali jak jego klony. Byli naukowcami, więc cholera wie. Ale poważnie, państwo character designerzy, dlaczego i matka, i ojciec mają blond włosy oraz zielone oczy? Co oni, byli rodzeństwem czy jakimiś krewnymi? W każdym razie, tatko i mamusia nieźle sobie podczas tego spotkania poczynają, pokazując też nieco sadystyczną stronę. W końcu, czy jest coś lepszego niż upokarzanie swojej progenitury w oczach przyszłej partnerki i dzielenie się najbardziej żenującymi sytuacjami z przeszłości? Na przykład informacją, że Kento nie potrafi sobie nawet futonu wyprać? (Co było o tyle niezręczne, że mężczyzna potem sam przyznaje, iż rodzice nigdy go podobnych rzeczy nie uczyli… Co pewnie w obecnych czasach mogłoby być przez niektórych graczy odebrane jako nieco triggerujące, ale proszę, weźcie poprawkę na to, że to stara gra, a całość miała mieć wydźwięk jedynie żartu).
Niemniej ta sytuacja skłania Kento do tego, by nad swoimi brakami w życiu domowym popracować. Nie chciał tylko żerować na MC, ale skoro się wyprowadzał, i to aż za granicę, to musiał jednak podexpić skille z gospodarności. Tym sposobem dziewczyna uczy Kento np. jak wstawiać pranie, czyli jak dzielić kolorowe i białe, dlaczego wełnę pierze się inaczej, jakie są płyny i jak korzystać z publicznej pralni (bo w jej małym apartamencie nie było takich luksusów). Kento zaś, naturalnie, jest jej bardzo wdzięczny. Nie chce ukochanej obciążać, ale bardzo ceni ten ich wspólny czas. Na dodatek takie proste szkolenia pomagają protagonistce poczuć się przydatną.
Potem ich lekcje idą o krok dalej. Parka zaczyna nawet wspólnie robić zakupy i ćwiczyć gotowanie. W tym potrawy gaijinów, jak kochane w Polsce ziemniaki. Mieli jednak poszerzać horyzonty (i przy okazji kubki smakowe). Nie mogli więc liczyć na to, że w Londynie będą wpieprzać tylko sam ryż. A chociaż w tym wypadku nie idzie już tak łatwo, to jednak potrawy wychodzą jakoś zjadliwe i znowu stają się pretekstem do licznych, słodkich interakcji. Zupełnie jakbyśmy faktycznie oglądali nowożeńców w ich dopiero co wyremontowanej kuchni.
Niestety, również w tej ścieżce, musiały pojawić się adwokatki diabła, czyli koleżanki MC z pracy. Znowu są one cholernie wścibskie i wypytują, jak daleko parka posunęła się z intymnością. Dla przykładu: dziwi je, że MC i Kento pocałowali się tylko raz (i co wam do tego? Ktoś prosił o ewaluacje? XD). Nie omieszkają też komentować, jak to nie spodziewały się, że ich przyjaciółka skończy z tym dziwnym, zdystansowanym typem w związku. Zresztą, mam wrażenie, że Kento ich nie lubił, bo był w ich otoczeniu zawsze opryskliwy i nieprzyjemny. Przeszło mu, dopiero gdy w końcu dziewczyny zrobiły coś pozytywnego, chociaż i tutaj uważam, że ich pomoc nie była niezbędna. A mianowicie, kiedy MC dowiaduje się od Ikkiego, że Kento ma niedługo urodziny, to postanawia zrobić mu imprezę niespodziankę. Do tej pory facet nigdy nie celebrował tak ważnego dnia. Chciała więc, by wszystko było dla niego wyjątkowe. W tym ozdoby i prezent, a w kupieniu tego pomagały jej właśnie „psiapsiółki”. Ba! Śledziły nawet razem z nią Kento w centrum handlowym, by zobaczyć, co ogląda i dzięki temu wydedukować, że przydałby mu się szalik. Co prawda, Kento zauważył, że jest obserwowany, ale pannom udało się jakoś wyłgać, a MC wiedziała już, że ma problem z głowy. Może nie zdołałaby sama niczego zrobić na drutach, ale przynajmniej znała swojego love boya na tyle, by wybrać dla niego prezent idealny. Odpowiednio długi, w zielonym kolorze, łatwy w praniu…
Zresztą impreza wychodzi im bardzo zacnie. Kento faktycznie jest pozytywnie zaskoczony i wreszcie udaje mu się ponownie pocałować ukochaną. To nie tak, że wcześniej nie próbował, ale zawsze coś stało im na drodze. A to zadzwonił telefon, a to Kento walnął się w głowę i nastrój minął, a to MC nie rozumiała jego aluzji i było zbyt niezręcznie… co stanowiło powtarzający się w tej ścieżce gag. Teraz jednak mogli pójść bez przeszkód w ślinę i cieszyć się tak długo odkładaną bliskością. Po roku zaś, już po napisach końcowych, parka faktycznie udała się razem do Londynu, gdzie wiedli szczęśliwe i pełne romantyzmu życie. (Kento nawet przechwalał się miejscowym swoją ukochaną, choć nie miał na tyle odwagi, by okazywać jej czułość na ulicy i wolał takie rzeczy zostawić, gdy będą w czterech ścianach).
No to, co mi się w tej ścieżce nie podobało? (Poza wspomnianymi wcześniej dziewczynami?). Chyba tylko zaręczyny, które wyszły dość z czapy… w sensie Kento nie tak to planował, ale skoro już MC domyśliła się, o co chodzi, to po prostu poprosił ją o rękę. Ta scena była więc dość mdła i chyba najgorsza w porównaniu z oświadczynami pozostałych panów. Poza tym jednym szczegółem nie mam jednak do ścieżki żadnych zastrzeżeń. Sama nie byłam fanką Kento w podstawowej grze. W sensie, był dla mnie spoko, a jego seiyuu uwielbiam, ale bliżej mu było do końca niż początku mojego rankingu. Wyobrażam sobie jednak, że fanki genialnego matematyka będą z contentu zawartego w Amnesia: Later bardzo zadowolone. Dużo było tutaj fluffu, dużo spokoju, pojawili się potencjalni teściowie, Kento był uroczo nieporadny, no i obeszło się bez niepotrzebnych dram. Ok, raz jeden MC miała koszmar, nawiązujący do jej utraty psa i nieprzyjemnych interakcji z mężczyzną w przeszłości, ale nie wpływało to w żaden sposób na ich obecny, bardzo poukładany związek. Ba! Nawet Ikki załapał się tu na gościnny występ i mógł nieco opowiedzieć o początkach swojej przyjaźni z wielkoludem w ekscentrycznym płaszczu.
Jeśli więc lubicie takie okruchy życia, to ścieżka na pewno wam się spodoba. Ja jednak preferuję w fabule trochę więcej pieprzu i soli, stąd akcja była dla mnie za słabo przyprawiona. Dawajcie pot, krew i łzy! Gdzie są jakieś plot twisty? Ukryte prawdy?! Zagadki? (Pod warunkiem, że mają sens i nie wałkujemy wciąż tego samego motywu – patrzę na was Ikki i Shin!). Ale to już tylko takie moje marudzenie, aby nie wypaść z wprawy…