Jakbym miała tak jednym słowem podsumować fabułę tego fandisku, to jest ona zasadniczo o niczym. XD W takim sensie, że przenosimy się znowu do wydarzeń po szczęśliwym zakończeniu z gry głównej. Nasza protagonistka zdecydowała się wreszcie zamieszkać ze swoim love boyem o magicznych oczach, ale wie, że nie będzie to dla niej łatwe. Przede wszystkim dlatego, że jest dość wstydliwa. Chociaż trzeba przyznać, że w odróżnieniu od Shina, Ikki trzymał łapy przy sobie i nie robił jej większych problemów. Głównie dlatego że był jednak od chłopaczka ze świata Kier starszy i bardziej doświadczony. W tych laskach ze swojego fanklubu to mógł przebierać do woli. Nie spieszyło mu się więc aż tak, aby nacieszyć kobiecymi wdziękami.
Dlatego, summa summarum, przeprowadzka, a potem wspólnie życie idą dość gładko. Nawet przy tak małej powierzchni mieszkalnej. Ikki pozwala MC bez oporów ingerować w układ mebli i dorzucać własne rzeczy. W tym takie pierdoły jak pasujące do siebie kubeczki. Uważa też za uroczy komentarz bohaterki, iż teraz ich ubrania będą pachnąć tak samo (czyli kawą), bo dzielą razem szafę. Dziewczyna zaś czyni powolne, ale jakieś tam postępy, w panowaniu nad swoją wstydliwością np. nie czerwieni się już tak bardzo, gdy przyłapuje faceta na paradowaniu z rozpiętą koszulą.
I tak sobie w pokoju i harmonii żyją… MC śpi na łóżku, Ikki na podłodze i co noc prawi jej komplementy i pyta, czy jest już emocjonalnie gotowa, aby mógł do niej dołączyć. W czym taki dialog pojawia się w grze chyba z trzy razy i możemy się nigdy nie zgodzić, ale wtedy nie odblokujemy ostatniego CG. Ogólnie więc dziewczyna jest w trybie, że w sumie to chciałaby już przenieść ich relacje na inny poziom, ale nie wie, jak to zakomunikować. (W ostatniej scenie zaś, gdy Ikki jest już chyba zmęczony jej ciągłym jąkaniem, a my nie wybierzemy opcji jawnej odmowy, facet po prostu przystępuje do akcji, gdy orientuje się, że to zwykła pruderia…).
Co jakiś czas parkę nawiedzają też różni goście. Zwykle jest to Kent, bo jakby nie było, wciąż przyjaźnił się z Ikkim, ale też bywa, że do dziewczyny przychodzi „ojciec roku”, czyli ten flirciarski stary, co to w życiu się nią nie opiekował, a teraz się wpieprza w jej decyzje. Ogólnie robi to po to, by uświadomić jej, że zna ludzi pokroju Ikkiego i nie powinna traktować żadnych deklaracji miłosnych poważnie. Że teraz jest fajnie, ale wkrótce Ikki się nią znudzi. Bo przecież jest tylko kolejną laską na jego liście.
O ile ten wątek był jednak jeszcze do strawienia, tak niestety powraca też znany z podstawki fandom. Niby Rika robiła, co mogła, aby te wariatki pacyfikować, ale czasami średnio jej szło. Oficjalnie też przeprosiła MC za wcześniejsze wydarzenia i przedstawiła się trochę jako ofiara. Całe życie poświęciła bowiem ochronie Ikkiego, trzymania od niego najbardziej toksycznych osób z dala i współczuła mu sytuacji z oczami. Ogólnie trochę niekomfortowo mi się tego słuchało. Nagle miałam uczucie, że twórcy zmuszają mnie do jakiejś niesamowitej gimnastyki umysłowej, aby przekonać mnie, że w sumie Rika jest fajna. Że doskonale rozumiała „samotność” i „cierpienie” Ikkiego, dlatego tak mu pomagała… Ale jeśli mam być szczera, to go przecież nikt nie zmuszał, by sobie ten harem tworzyć i nim zarządzać. Jasne, baby były namolne, a niekiedy nawet niebezpieczne, ale okazywanie im względów i tworzenie fanklubów wcale tej sytuacji nie rozwiązywało.
Co więcej, laski znowu posuwają się do jakiś dziwnych intryg, zdobywają numer telefonu MC i wysyłają jej zdjęcie Ikkiego w otoczeniu wielu pań. Bohaterka jest z tego powodu… może nie niezadowolona, ale czuje lekki dyskomfort. Na szczęście nie robi dramy, nie wierzy bezgranicznie tym psychofankom, nie idzie z nimi na imprezę (bo cholera wie, co by jej zrobiły) i gdy ma okazje pyta o to dziwne zdjęcie ukochanego. Ten od razu zauważa, że to jakaś stara fotografia, bo ma tam inną fryzurę. Oczywistym więc jest, że znowu próbowano ich nawzajem skłócić. Jest także wdzięczny MC, że ta okazuje mu wsparcie i zaufanie. Że w jej otoczeniu może być sobą, nosić okulary, nie starać się zachowywać ciągle cool, a nawet się żalić, gdy ma taką potrzebę. Ba! MC chce go nawet nazywać prawdziwym imieniem, jak Kent, bo uważa, że ukochany nie musi się go wstydzić i posługiwać dziwnymi ksywami.
W końcu też Ikki konfrontuje się ze swoim przyszłym teściem, bo jakby nie było, nie mogli się zupełnie odciąć od rodziny. W zasadzie to klęka przed nim i prosi o zaufanie, że zaopiekuje się MC najlepiej jak potrafi. Że ma wobec niej tylko szczere zamiary i chce założyć z nią rodzinę. Czyli coś, czego bardzo mu brakowało, bo przez swoje przeklęty oczy był w gruncie rzeczy dość wyobcowany. (Nawet pracy nie potrafił znaleźć i tylko Waka mu zaufał, że Ikki będzie dobrym kelnerem i nie będzie sprawiał problemów… Że ten podążający za nim tłum fanek można przerobić na klientki kawiarni. Warto więc dać chłopakowi szanse). Ostatecznie więc staruszek się zgadza, chociaż szczerze, to co on miał wiele do gadania? MC już wybrała, a on się jej tylko wpieprzał w życie z buciorami. Ale ten wątek nawet mi się podobał, bo był dość życiowy. Zwykle protagonistki gier otome funkcjonują bez żadnej rodziny w jakiejś próżni…
Ostatnią scenką w epilogu jest ślub naszej parki. Z wiadomych względów musi on pozostać prywatny i tajny, aby nic i nikt go nie spierdoczyło. Nie mógł więc ich nawet odwiedzić Shin ani Kent. Mimo to Ikki i MC są szczęśliwi, bo wszystko poszło po ich myśli i oficjalnie są małżeństwem. Dziewczyna przyznaje się również, że zawsze, gdy modli się w świątyniach, czy przy innej okazji, np. na widok spadającej gwiazdy, prosi niebiosa, aby oczy jej męża znowu stały się normalne, bo chciałaby, żeby odzyskał swoją upragnioną wolność. Za co Ikki jest jej, oczywiście, wdzięczny, bo postrzegał swój stan jak klątwę.
I to w zasadzie tyle, bo naprawdę niewiele więcej da się powiedzieć o tej ścieżce. Ikki był bardzo słodki i pomocny. Opowiedział też nieco więcej o swoich troskach, ale nie na tyle, by zmieniło mi to jakoś postrzeganie postaci czy wniosło do fabuły cokolwiek nowego. Fajnie, że bohaterowie się tak uzupełniali. Mam wrażenie, że stworzyli znacznie zdrowszą relację od np. MC z Shinem czy Toumą (to akurat nie problem). Było też widać, że są w sobie cały czas mocno zakochani, bo nawet w pracy w kawiarni nie potrafili się skoncentrować i wciąż zerkali w swoją stronę.
Czy jednak ta historia była warta mojego czasu? No właśnie tak sobie. Gdybym była fanką Ikkiego, to pewnie ucieszyłby mnie fluff i dodatkowe CG (które czasami były dość szkaradne, ale – obiektywnie rzecz biorąc – Amnesia do pięknych gier nie należy). Ogólnie jednak mam wrażenie, że gdybym nie przeszła tego dodatku, to zupełnie niczego bym nie straciła, bo jak powiedziałam, nie pojawił się żaden nowy konflikt, problem, czy cokolwiek. Ot, wałkowaliśmy wciąż te same tematy, czyli powrót fanek, Rika i marnotrawny tatulo. Żadnego kroku naprzód. Żadnych, nowych perspektyw. Dlatego ciężko oceniać fabułę, której nie było i w sumie cieszę się, że Later i Crowd zostały wydane razem, bo odwykłam od takich retro, ubogich w content fandisków, ale biorę poprawkę na to, jak stara jest to gra.