Uwaga: Gra Norn9 zawierała niestety wiele niedopowiedzeń. Być może z tego powodu twórcy zdecydowali się zamieścić w fandisku „Last Era” cztery rozdziały opowiedziane z perspektywy love interest. Pozwoliłam sobie więc dokonać małej aktualizacji i uzupełnić pewne fabularne luki na potrzeby recenzji. Nie będę jednak wrzucać tutaj spoilerów na temat dalszych losów bohaterów.
Natsuhiko to bohater, na którego długo musieliśmy się naczekać. Jest przypisany jako jeden z potencjalnych partnerów do Mikoto, ale ze względu na to, że znajduje się po drugiej stronie obozu (czytaj: antagonistów), to jednak powinniśmy zostawić sobie jego ścieżkę na koniec przygody z Norn9. To dlatego też, przechodząc inne wątki, widzimy go jedynie przelotnie. Facet pojawia się, robi jakieś zamieszanie, rzuca bombami, kogoś próbuje porwać, kogoś zastrzelić, a potem znika. Ma też dziwne, enigmatyczne rozmówki z Masamune, sugerujące, że panowie się znają z przeszłości, ale absolutnie nie zgadzają w sprawach światopoglądowych. A dokładniej to przyjaźnili się, bo oboje wychowali się na tej samej wyspie. Natsuhiko już wtedy uchodził za kogoś, kto swoją inteligencją może wpłynąć na całe cywilizacje. Genialne dziecko, które być może będzie w stanie zbudować drugiego Aiona. Niestety lub stety absolutnie nie zgadzał się przez to z założeniami Resetu. Dla niego zaprzepaszczanie postępu technologicznego było formą zbrodni, zwłaszcza że interesował się naukami kosmicznymi. Już jako dziecko próbował zatem zniszczyć Aion, a gdy mu się to nie udało, to uciekł z domu w wieku 14 lat i został rebeliantem. (Co przypłacił tym, że własna rodzina nie raz próbowała do zlikwidować. W końcu wiedza, jaką wyniósł z wyspy naukowców, była ściśle tajna).
Kiedy Mikoto go spotyka po raz pierwszy, to ma o facecie jak najgorsze mniemanie. Atakuje bowiem ich statek, zagraża wszystkim esperom, do niej samej zwraca się agresywnie, rzucając groźby i informując, że nie ma wyboru i tak czy inaczej będzie musiała do niego dołączyć. Nic zatem dziwnego, że dziewczyna się zacietrzewiła (a trochę się go bała) i nie myślała ulegać tak nieokrzesanemu, wstrętnemu człowiekowi. W końcu była słynną esperką, prawie że boginią, umiejącą stworzyć nieprzeniknione bariery. Nikt więc nie miał prawa patrzeć na nią z góry. A już zwłaszcza jakiś wulgarny, nisko urodzony rebeliant, który nie szanował praw ustalonych przez Światowy Rząd, wobec którego jej ród był 100% lojalny.
Czemu jednak facetowi w ogóle na niej zależało? Ano właśnie z powodu jej umiejętności, bo potrafiła stworzyć tarczę przeciwko dowolnemu rodzajowi broni. Natsuhiko wymyślił więc sobie, że będzie cennym assetem w jego własnej wendecie przeciwko Yuidzę. A jak wiadomo, on nie przebierał w środkach, to dla tego m.in. współpracował z Ronem, z którym znał się od dzieciństwa (ale nie mylmy tego z przyjaźnią) czy z Setsu (bo potrzebował posłusznego pilota). W najgorszym zaś wypadku musiał się jej po prostu pozbyć, bo inaczej uniemożliwiłaby mu zniszczenie Norna. Ogólnie, zwłaszcza na początku ścieżki, z Natsuhiko jest dość fanatyczny i nie widzący własnej hipokryzji typ, który w imię swojej wizji tego, co jest słuszne, najzwyczajniej w świecie łaził po trupach.
Abyśmy więc mogli zobaczyć ścieżkę Natsuhiko, Mikoto musi zacząć postępować wyjątkowo nieostrożnie. A dokładniej, to po tym, jak usłyszała, że na statku ukrywa się jakiś zdrajca, to dziewczyna musi zacząć go szukać na własną rękę. Co prowadzi do dość zabawnej scenki, bo Mikoto przygotowuje pokraczny portret Natsuhiko, w którym nikt nawet nie potrafi rozpoznać człowieka. MC uparcie jednak twierdzi, że potrafi rysować i jedynie Ron wykazuje jakieś zainteresowanie, bo prosi ją, by dała mu obrazek (podstępny drań – od razu wiedziałam, że chce go wysłać Natsuhiko XD), a Masamune rozpoznaje, że przedmiot trzymany przez osobę na szkicu, to spluwa. Nie zmienia to jednak faktu, że poszukiwania nic nie dają i finalnie nasza tsundere-księżniczka pozostaje z niczym. Chociaż trochę ją jednak zastanawia, jakim cudem Masamune wie, czym jest dziwaczna broń, oraz dlaczego nikogo, równie mocno jak ją, nie interesuje problem rebeliantów.
Upływają jednak kolejne dni, Mikoto się nie poddaje i kontynuuje swoje śledztwo, aż znowu wpada na Rona, gdy facet z jakiegoś powodu odpoczywa samotnie na dachu. Skoro zaś jej podejrzenia nigdy nie kierowały się w jego stronę (Otomaru twierdził, że Ron jest spoko), to pozwala mu się poprowadzić do wyrwy w murze… by następnie zostać przez niego po prostu wypchniętą. (Wcześniej tylko szepnął, że jej współczuje, bo z Natsuhiko jest „sadysta”). Przerażona Mikoto myśli, że czeka ją najpewniej śmierć, ale wpada w ramiona wroga, który „odbiera przesyłkę” w ostatnim momencie, i tak zasadniczo nasza MC staje się więźniem rebelii. Co chyba było i tak lepsze od roztrzaskania się o glebę. Ale jak wiemy, nasz Ronny boy nie słynie z subtelności. Wystarczyło bowiem, by Natsuhito odrobinę się spóźnił, jego statek znalazł w złym miejscu pod Nornem… i doszłoby do tragedii. Niby dla nich wcale nie tak wielkiej, bo i tak chcieli wymordować esperów, ale zawsze.
W każdym razie, powiem Wam szczerze, że miałam poważne problemy z wyobrażeniem sobie tego, jakim cudem tak różne charaktery zbliżą się do siebie. Od pierwszego dnia swojego uwięzienia, Mikoto jest dumna, opryskliwa i niechętna do współpracy. (Sprawdziła sobie w słowniku, co znaczy „sadysta”, więc nie nastroiło ją to zbyt pozytywnie). Tak naprawdę jednak straszliwie się boi człowieka, którego nie zna, który do tej pory tylko im groził i który twierdzi, że eksterminuje wszystkich jej przyjaciół (przypomnijmy: dzieci), jedynie, dlatego że mają niebezpieczne moce. Trudno więc było po niej oczekiwać, że zachowa zimną krew, ale i tak długo nie dawała po sobie poznać przerażenia.
Natsuhiko zaś, z tym swoim wręcz nieludzkim, zimnym i robotycznym opanowaniem, także nie budził sympatii. Gdy MC odmówiła zjedzenia owsianki, bo podejrzewała, że może być zatruta, to pokazowo sam zżarł pierwszy kęs, a potem był zdziwiony, że dziewczynę brzydzi użycie tej samej łyżki. Mnie też by to wzdrygnęło. Zamiast jednak przynieść po prostu z kuchni inne sztućce, to stawia swoją zakładniczkę przed wyborem: albo zje tak, jak zostało jej podane, albo nakarmi ją ustami. Mikoto zarzuca mu, że się nie odważy, a potem jest śmiertelnie przerażona, gdy starszy i silniejszy od niej mężczyzna przyciska ją nagle do ściany. Nic zatem dziwnego, że jej panika osiągnęła absolutnie najwyższy, możliwy poziom, bo miała prawo obawiać się przecież gwałtu. Skąd miała wiedzieć, co tym typom chodziło po głowach? Zwłaszcza że w tle kręcił się gdzieś jeszcze po statku Setsu, a nikt mi nie powie, że to nie % creep…
Btw. W fandisku, z perspektywy Natsuhiko, scenarzyści próbowali nam pokazać zaskoczenie faceta tak gwałtowną reakcją swojej zakładniczki. Niby skupiają się na tym, że on ma skille miękkie typowe dla stereotypowego naukowca. To znaczy, że zachowania MC były dla niego nielogiczne. Trudno mi jednak było to kupić akurat w tej scenie… Na szczęście w pozostałych wyszło już trochę lepiej, bo skoro facet uciekł z wyspy jako dzieciak, nie miał tam z nikim żadnych silnych więzi, nikt go nie nauczył postępowania z kobietami, dostał świra na punkcie swojej „misji”, a do towarzystwa miał tylko Setsu i Rona… to co mu się dziwić, że był nieco społecznym odludkiem?
W każdym razie chłopa gryzą potem trochę wyrzuty sumienia, a skoro Mikoto się aż tak boi, to próbuje naprawić swój błąd. Zaczyna jej unikać, by nie powodować niepotrzebnych spięć. Zwłaszcza gdy odkrywa, że źle ocenił dziewczynę. Nie była fanatyczką, ślepo podążającą za rozkazami od Świata. Próbowała zrozumieć sytuacje, podjąć najlepsze decyzje i po prostu chronić przyjaciół. Wykazała się też niebywałą determinacją i siłą, gdy zabrał ją na front, by pokazać jej, jak działania Yuigi odbijają się na cywilach. W czym Mikoto nie trzeba było wówczas namawiać, by użyła swoich tarcz. W słusznej sprawie, by pomóc niewinnym, narażała swoje zdrowie do granic możliwości. Nawet Natsuhiko musiał więc przyznać, że ta kobieta to była inna liga, pomimo młodego wieku. Co więcej, w odróżnieniu od niego, udawało się jej zachowywać sztywny kręgosłup moralny, a i tak odważnie trwać przy swoim zdaniu.
A skoro pojawił się szacunek, to towarzyszyły mu kolejne próby nawiązania nici porozumienia. Najpierw Natsuhiko próbował wysłać do MC robota pokojówkę, ale ta wystraszyła się na widok „bojowego mecha” i myślała, że jej oprawca wreszcie zdecydował się ją zabić. Nasz love interest nie byłby jednak naukowcem, gdyby się poddał, a nie spróbował drugiego podejścia. (Choć miał ogromną trudność, że zrozumieniem, dlaczego ta super-niania, którą nawet wyposażył w funkcje autodestrukcji i nad którą pracował dwa bite dni, spotkała się z taką niechęcią). W pewnym momencie skonstruował jednak dla Mikoto specjalne, urocze hiyoko, podobne do tych, które MC widziała na statku. Kurczak miał też konsolkę, dzięki której Natsuhiko mógł się ze swoją więźniarką komunikować oraz kamerki w oczach, do obserwacji. W czym prowadziło to do bardzo słodkich, zabawnych dialogów i sytuacji, bo Mikoto nie miała pojęcia, że jej robotyczny przyjaciel, to tak naprawdę jej największy wróg. Z samotności otwierała się jednak przed kurczaczkiem, opowiadała mu o swoich troskach i lękach, wylewała żale, których duma nie pozwalała jej okazywać na zewnątrz i była po prostu… zagubioną, młodą dziewczyną. Czyli kimś, kogo Natsuhiko wolał w niej nie dostrzegać, bo wtedy trudniej byłoby mu zlikwidować esperów.
Jego plan uderzył jednak w niego rykoszetem, bo facet przyłapał się na tym, że coraz bardziej z Mikoto sympatyzuje. Nie mówiąc już o tym, że zaczął się w niej powolutku zakochiwać. Przypomnę, że on w gruncie rzeczy był bardzo samotny, a Mikoto była piękna, inteligetna i niesamowicie silna. Natsuhiko zaczął więc zapraszać dziewczynę do kokpitu na wspólne oglądanie gwiazd, aby nie była ciągle taka przygnębiona i wystraszona. A chociaż początkowo było dość sztywno, to powolutku przełamali lody. Mikoto udowodniła mu, że ma bystry umysł, jest ciekawa świata i nawet przeczytała otrzymaną od mężczyzny książę o poszczególnych gwiazdozbiorach. Znowu więc zaskoczyła go tym, że można z nią spokojnie pogadać na tematy naukowe, czego się absolutnie po szlachetnie urodzonej esperce nie spodziewał.
Paradoksalnie też podziękowała mu również za stworzenie hiyoko, co dla Natsuhiko było ogromnym szokiem. Do tej pory, wszystko co tworzył, było jakimś rodzajem broni. Pierwszy raz skonstruował tak prostego, nudnego i bezużytecznego robota, ale dla MC miał on tak ogromną wartość, że wszędzie taszczyła kurczaka ze sobą. Natsuhiko pomyślał więc wtedy po raz pierwszy o własnej hipokryzji i zaczął zastanawiać się nad pytaniem MC, czy nie marnuje swojego życia jako naukowiec. W końcu tyle czasu spędzał na froncie, tyle wysiłku wkładał w tworzenie rakiet czy bomb, a jedynymi ludźmi, którzy na tym zyskiwali, wcale nie byli cywile, ale osoby pokroju Rona.
Kiedy jednak wydaje się, że sprawy powolutku idą ku lepszemu, Mikoto podsłuchuje rozmowę Natsuhiko z Setsu, z której wynika, że los esperów jest przesądzony, a masakra nastolatków , to tylko kwestia czasu. Dziewczyna popada więc w rozpacz, a Natsuhiko dowiaduje się o tym, bo ma zainstalowane urządzenia śledzące jej stan. Biegnie więc do MC, obejmuje ją mocno (ku absolutnemu szokowi dziewczyny) i obiecuje jej, że nie skrzywdzi jej przyjaciół… ale niestety sielanka nie trwa długo, bo statek rebeliantów zostaje zaatakowany. Bohaterowie muszą się ratować, więc Natsuhiko osłania MC i tym samym sam zostaje krytycznie ranny. Parka ląduje więc w jakiejś wiosce, gdzie Mikoto przypada opieka nad swoim niedawnym wrogiem (miejscowi myślą, że jest jej mężem). Kiedy zaś nasz love boy odzyskuje przytomność, to dodatkowo odkrywamy, że padł on ofiarą tymczasowej amnezji. I to chyba mój największy zarzut w tej ścieżce, bo romans rozwija się w najgorszy możliwy sposób. (Niby z fandisku wiemy, że Natsuhiko zakochał się w niej już wcześniej, a uczucia MC odmieniły się po tym, jak jej wróg osłonił ją kosztem swojego życia…ale czy naprawdę potrzebowaliśmy tego durnego, wyświechtanego motywu? Wiecie, takie to pójście na łatwiznę…).
Drama z pamięcią na szczęście nie trwa długo. Chatkę pary nachodzi Ron, który po usłyszeniu, że Natsuhiko nie jest sobą, próbuje go zastrzelić, ale rebeliant doskonale pamięta jak posługiwać się bronią i udowadnia kumplowi, że wciąż jest szybszy od niego, więc płatny zabójca może spadać. (Co zabawne, Natsuhiko naprawdę wtedy próbował pozbyć się Rona, ale spudłował… Wyraźnie więc zdawał sobie sprawę z tego, w jak niebezpiecznym towarzystwie podróżował).
Niedługo potem parka idzie obejrzeć razem gwiazdy. Natsuhiko przyznaje, że odzyskał wspomnienia, Mikoto opowiada o legendzie, którą kiedyś przeczytała i o parze gwiezdnych kochanków, a potem wyznają sobie uczucia, a nawet spędzają razem noc. No… szybko poszło! I tak jak powiedziałam, cały ten fragment bardzo mi się nie podobał. Niby Natsuhiko obiecał wówczas, że już nic nie zrobi jej przyjaciołom, że zmienił zdanie o esperach, ale jakoś tak… Nie wiem. Nie czułam się przekonana, by taki fanatyk, w sekundę, zweryfikował cały swój światopogląd z powodu jednej nastolatki. Jest trochę lepiej, gdy wesprzemy się fandiskiem, ale zakładając, że oceniałabym story tylko z gry podstawowej, to jednak wszystko to było jakieś niedopracowane…
W każdym razie to od Setsu i Rona parka dowiaduje się, że reszta załogi Norna jest w niebezpieczeństwie, bo Yuiga próbuje przeciągnąć esperów na swoją stronę i zrobić z ich mocy broń. Udają się więc na spotkanie z resztą grupy i Aion, na wyspie naukowców, w czym dzięki wykradzionym kodom, nie mają żadnego problemu z pokonaniem barier. Sakuya jest bardzo podirytowany i smutny, Itsuki otwarcie okazuje Natsuhiko wrogość, a inni mają mętlik w głowach. W końcu Yuiga zabrał niektórych z ich przyjaciół. Nie wiedzą też jak dalej postępować, ani komu mogą zaufać.
Masamune, Natsuhiko i reszta paczki odbywają długą rozmowę z Aion, szukając rozwiązania na to, jak powstrzymać Resety, by ludzkość mogła się rozwijać, a jednocześnie powstrzymać wojny. Dochodzą wreszcie do wniosku, że jedynym rozwiązaniem jest dobrowolne zrezygnowanie z broni. Oczywiście, nie będzie to łatwe. Zawsze znajdą się oporni, ale to jedyne wyjście. W czym, niestety, mieli racje, bo żadne tworzenie broni absolutnej, by trzymać innych w szachu – jak pokazały nasze czasy – ani inne rozwiązania się dotąd nie sprawdziły, bo wystarczy jeden szalony człowiek u władzy, aby wszystko zniweczyć. Tylko dobrowolne i absolutne przejście na pacyfizm może pozwolić temu zapobiec, ale wymaga to wielkiej samokontroli i chęci całego społeczeństwa, by niebezpieczne jednostki w porę powstrzymywać i niczego im nie ułatwić.
Natsuhiko odkłada więc swoje spluwy, zapowiadając tym samym nowy rozdział w swoim życiu. Jak sam potem przyznał, odczuł nawet ulgę, bo był już cholernie tym wszystkim zmęczony. A większość esperów, w tym Mikoto, oddają z kolei Aion swoje moce, bo nie chcą być przez nikogo wykorzystywani. Jedynie Itsuki i Otomaru się z tym wstrzymują, bo chcą najpierw odzyskać Kakeru, w czym Natsuhiko im pomaga, wypożyczając z wyspy jeden z samolotów. (A w zasadzie to wykrada go dla nich). W czym w finale parka zostaje zatem razem, dalej na pokładzie prywatnego statku Natsuhiko, by poszukać nowej drogi życiowej oraz zacząć się swoim dopiero co rozpoczętym związkiem.
W tragicznym zakończeniu Natsuhiko nie daje się przekonać argumentom Aion i reszty. Po prostu zbytnio utknął w tym konflikcie i nawet bez Yuigi na horyzoncie nie potrafi przestać walczyć. Stał się kolejnym trybikiem w maszynie, dlatego pozostawia Mikoto oraz resztę esperów, by dotrzymać słowa, że ich nie skrzywdzi, ale wyżej od miłości do dziewczyny stawia swoją „misję”. W czym Mikoto nie potrafi się z tym pogodzić. Próbuje za nim pójść, ale powstrzymują ją Sakuya i Itsuki… Cóż, w sumie, to nie powinni się wtrącać, ale rozumiem, że sytuacja stała się dla wszystkich trudna. Gorzej jednak, że potem, na prośbę Mikoto, Nanami wymazuje dziewczynie wszystkie wspomnienia o ukochanym, bo nie chciała być dłużej dręczona nieodwzajemnionymi uczuciami. Ale przynajmniej, chociaż w tym wypadku, to była jej własna decyzja, a nie coś, o czym zdecydowali inni (pozdrowienia Masamune!).
Paradoksalnie jednak bardziej od scenek romansowych w głównej ścieżce podobała mi się ta z ekstrasów, dostępna do kupienia za punkty w Norn9 Shop. Gdy Mikoto próbowała usmażyć dla ukochanego obiad, ten niby jej pomagał, znowu, udając hiyoko, a tak naprawdę cały czas tam wparowywał, by sprawdzić, czy nic sobie nie zrobiła. Było to tak przerysowane i tak absurdalne, że szczerze się uśmiałam. Zwłaszcza że rozdział ten fajnie zaprezentował to, jak bardzo zmieniła się nasza dziewczyna na przestrzeni tych kilku dni. Jak bardzo chciała „coś dawać od siebie” i na swój sposób troszczyć o Natsuhiko, gdy ten pracował. A on jak bardzo dalej pozostawał nieśmiały i niepewny, bo dalej komunikował się z nią przez kurczaka.
Przechodząc zatem do podsumowania i jakiejś oceny… ogólnie lubiłam ten paring, ale nie podobało mi się do końca, jak do niego doszło. Zabrakło mi sensownego „środka” ich historii, bo początek był spoko, niechęć zrozumiała, a zakończenie przewidywalne, ale też zgodne z oczekiwaniami. Wciąż jednak miałam poczucie, że jakoś mi umknął moment, kiedy oni z wrogów stali się kochankami, bo jakby nie było… gadali tylko przez hiyoko, więc Mikoto nawet nie miała za bardzo szansy poznać Natsuhiko z innej strony, niż podczas odpraw przed walką i gdy zaczęli patrzeć na gwiazdy.
Ogólnie mam słabość do motywu od wrogów do przyjaciół/kochanków oraz w drugą stronę, gdy ktoś bliski staje się antagonistą, ale tutaj strasznie na niekorzyść scenariusza zadział czas. Najzwyczajniej zabrakło go na poprowadzenie postaci w taki sposób, byśmy uwierzyli, że te dwa silne, niezależne i uparte charaktery zdołały siebie nawzajem rozmiękczyć. Za późno też, w moim odczuciu, Natsuhiko szczerze powiedział, jaki właściwie ma problem z ideą Resetu. W końcu od samego początku Mikoto dawała do zrozumienia, że jest otwarta na wysłuchanie i rozmowę, ale on wolał tego unikać, zasłaniając się jej niskimi zdolnościami do łączenia faktów. A przecież to właśnie taka oczyszczająca dyskusja powinna znaleźć się przed sceną figlowania w pościeli, byśmy mieli poczucie, że oni naprawdę zaczęli nad swoją relacją pracować.
Z jednej strony mam więc do tego wątku całą masę zastrzeżeń, z drugiej – wszystkie sceny komediowe były po prostu przecudowne, a sam Natsuhito… no… co będę ukrywać, przedstawiony cholernie atrakcyjnie. W czym nie był znienawidzoną przeze mnie kreacją bez wad, typowego chłopaka z plakatów, ale kimś znaczenie bardziej skomplikowanym, poobijanym przez życie i też pod wieloma względami zaślepionym. Tym chętniej zobaczę w fandisku więcej scenek z jego udziałem. Zwłaszcza jeśli w końcu przyzna się do tego, że to on stał za sterowaniem hiyoko.
Czy jednak został moim numerem jeden? Ku zaskoczeniu pewnie wielu: otóż nie! Mimo rankingów popularności i wyraźnej przewagi Natsuhiko, który jest chyba dla Mikoto opcją kanoniczną, ja o wiele bardziej wolę jej paring z Itsukim. Głównie dlatego, że z chłopaka z dzielnicy czerwonych latarni jest przy okazji świetny przyjaciel, co udowodnił nawet w tej ścieżce, udając się na poszukiwania Kakeru, wspierając Otomaru, czy Nanami, martwiąc się o Sakuyę i wreszcie o samą Mikoto. Myślę sobie jednak, że ze wszystkich Pań, to właśnie naszej tsundere księżniczce przypadli najlepsi kandydaci, bo zdecydowanie każdy z nich, był unikalny na swój sposób.