Uwaga: Gra Norn9 zawierała niestety wiele niedopowiedzeń. Być może z tego powodu twórcy zdecydowali się zamieścić w fandisku „Last Era” cztery rozdziały opowiedziane z perspektywy love interest. Pozwoliłam sobie więc dokonać małej aktualizacji i uzupełnić pewne fabularne luki na potrzeby recenzji. Nie będę jednak wrzucać tutaj spoilerów na temat dalszych losów bohaterów.
Yuiga Kakeru należy do „haremu” Koharu, czyli naszej różowogłowej MC. Jest też domyślnie podpowiadany przez twórców jako idealna ścieżka na początek, dlatego postanowiłam ich rady posłuchać. Miał jednakże dla mnie od razu jakiś taki „Touma-vibe” i nie myliłam się, bo Kakeru to taki typowy haraguro. W zasadzie, gdy tylko zaczyna się kręcić wokół naszej dziewczyny, to wiemy, że za jego uśmiechami i przyjacielskością skrywa się jakieś drugie dno. Niezbyt szlachetna motywacja, bo też sam Kakeru, nawiązując do swoich mocy, pozwalających mu tworzyć oraz kontrolować rośliny, nie raz, nie dwa wspomina coś o tym, jak bywają drapieżne, trujące albo zwodnicze, gdy człowiek skupia się tylko na ich estetyce.
Tymczasem dla Koharu jego zdolności, czyli coś tak użytecznego, jak powoływanie do istnienia kwiatów czy drzew, jawią się jako absolutnie wspaniałe. Bez zażenowania zaczyna więc go obsypywać komplementami, a także spijać każdą życiową mądrość z jego ust. Przypomnijmy bowiem, że dla odmiany Koharu nienawidziła swoich ognistych mocy, żyła w samotności i często samą siebie uważała za potwora. Stąd – w jej oczach – rezolutny, pomocny i silny chłopak jest dosłownie pozbawiony wad. A sam Kakeru, nie spotykając się dotąd z takim otwartym uwielbieniem, nie wie do końca jak na nie reagować. Z jednej strony wie, że słowa MC są szczere, bo dziewczyna jest naiwna do granic absurdu (np. daje sobie nawet w pewnym momencie, w ramach żartu, wmówić, że Kakeru jest kobietą lub wypala przy wszystkich, w odpowiedzi na żart Itsukiego, że nie ma nic przeciwko, by Kakeru się z nią wykąpał). Jeśli więc nazywa go „mądrym”, to nie jest podlizywanie się, a faktycznie jej opinia. Z drugiej strony, ta sama „niewinność” zaczyna działać na niego jak magnez. Chłopak przyrównuje przez to Koharu do kwiatu. Jak wiadomo, rośliny mają niebywałą wolę przetrwania i siłę, ale jeśli okażemy im trochę troski, to zobaczymy całe ich piękno. MC zaś przejawiała wszystkie te cechy, których w oczach Kakeru brakowało pozostałym paniom. (Np. Nanami uważał za zimną, a Mikoto za wredną).
Jakiś czas później bohaterowie postanawiają wyhodować coś wspólnie. A zasadniczo to Koharu chce mieć „roślinnego przyjaciela”, a Kakeru jej tylko w tym pomaga. Pada na truskawki, bo są słodkie, mają urocze, małe kwiatki i można je zjeść. Niestety przed nadopiekuńczość MC, roślinka wkrótce kończy zalana wodą, a Kakeru musi użyć swoich mocy, aby ją ocalić i wyjaśnić przy okazji Koharu, że za wiele uwagi, to też przesada. (Btw. Chłopak sugeruje, że wystarczy dawać roślince wody dwa razy dziennie, co jest bzdurą – nie róbcie tego w domu! Chyba że mieszkacie gdzieś, gdzie panuje wieczne lato i niestraszne wam to, że waszą roślinkę zjedzą grzyby…). Niemniej te ogrodnicze doświadczenia zbliżają naszą parkę do siebie, bo Kakeru naprawdę lubi popisywać się wiedzą, a MC dobrze podsyca jego ego. (I prowadzi też do zabawnych sytuacji, bo chłopaki kpią sobie potem, że Kakeru przegrał o uwagę dziewczyny… z rośliną).
Czas jednak na trochę dramy! Podczas wspólnej pracy w ziemi, dziewczyna się brudzi glebą, a wtedy Mikoto czyści ją chusteczką. Koharu chce więc skopiować ten gest i próbuje, jakiś czas później, wytrzeć twarz Kakeru, ale ten obawia się, że MC chce mu zabrać kolczyk, z którym nigdy się nie rozstaje, więc odruchowo odtrąca jej dłoń. Potem przeprasza i tłumaczy, że to ostatnie momento, jakie ma po ojcu, nim ten został zamordowany. Po utracie jedynego rodzica (jakieś 8 lat temu) Kakeru długo był sam, i tylko dzięki swoim mocom, mógł zamieszkać w wiosce, gdzie pomagał rolnikom, aż dostał „wezwanie na służbę” od Świata i trafił na statek. Jest to jednak dopiero początek jego smutnej historii. Chłopak bowiem nie wie, że kolczyk, który nosi, jest w rzeczywistości urządzeniem wytwarzającym fale mózgowe. Po co? Bo był poddawany ciągłemu praniu mózgu przez swojego „tatulka”, który wcale nie skonał, ale o tym później.
W sumie nie do końca wyjaśniono, jak to działało w grze głównej, więc pozwolę sobie tutaj wtrącić trochę sprostowania z fandisku. Kakeru miał zaszczepione w głowie fałszywe wspomnienia, więc wydawało mu się, że jego stary to wspaniały rodzic, a tak naprawdę był tozimny drań, który uprowadził chłopca, a potem go porzucił, bo uważał jego moc za bezużyteczną. (No papko Yuiga został wówczas postrzelony przez Rona, więc po prostu ratował siebie i miał na szczyla wylane). Urządzenie cały czas pozostawało jednak aktywne, więc stary wariat mógł się nim zawsze posłużyć. I to dlatego, od czasu do czasu, Kakeru odbierał jakieś „sygnały”, a także dręczyło go ciągłe poczucie niepokoju, że powinien wypełniać jakieś rozkazy, tylko nie wiedział jakie i od kogo… Niemniej, właśnie przez te dziury w pamięci, Kakeru nie uchodził za „fallowersa” wroga Świata, bo chłopak już dawno opłakał i pogrzebał rodzica. W przeciwnym razie Świat, który go obserwował, pewnie wolałby chłopaka zlikwidować.
Tak czy inaczej, chłopina błyskotkę gubi, kiedy zapada na przeziębienie i to Koharu się nim opiekuje. Chociaż… nie. Wróć! Nie można powiedzieć, że „gubi”, bo tak naprawdę, to zostaje mu ona ukradziona przez Rona. Ale nikt o tym wówczas nie wie i wszyscy w miarę możliwości pomagają w poszukiwaniach. Tym bardziej że MC widzi, jak dziwnie i nienaturalnie jej love boy się teraz zachowuje. Jest cały spanikowany, a dodatkowo boi się pokazywać w tak wrażliwym i bezbronnym stanie, bo przywykł do tego, że zawsze jest niezależny, silny i gotowy do walki. Innymi słowy, gardzi tym zagubionym chłopcem, który po utracie tatusia nie wie, co ze sobą zrobić.
Ten stan nie trwa jednak długo, bo nasza MC przypadkiem natrafia na Rona i zauważa kolczyk w jego posiadaniu. Wiadomo, że facet nie oddałby go po dobroci, więc – wyjątkowo i pomimo niechęci – używa na nim swoich mocy, aby błyskotkę zabrać i uciec. Nie oddaje jednak kolczyka od razu właścicielowi, bo trochę się waha. Różne osoby, nie wprost, ostrzegały ją, aby tego nie robiła (m.in. Sakyua, dzięki swoim mocom profetycznym). Zanim jednak podejmuje jakąś konkretną decyzję, następuje dziwna sekwencja, gdzie wszystkie bohaterki trafiają do snu wykreowanego przez Itsukiego i każdy odgrywa jakąś scenkę. W czym Koharu jest Śnieżką z baśni, a Kakeru… zatrutym jabłkiem. Poważnie. Summa summarum, MC przekonuje swoje jabłuszko, że będzie je kochać i akceptować mimo wszystko, a nastolatki idą w ślinę (z inicjatywy Koharu, o dziwo!), by następnego dnia odkryć, że to, co wydarzyło się w nocy, w sumie równie dobrze mogłoby być i na jawie, bo wszystko pamiętają. Nie było więc to – jak początkowo podejrzewali – jedynie takie tam fantazjowanie. Rozochocony Kakeru postanawia zatem powtórzyć w bibliotece fragment snu, w którym wraz z Koharu przyssali się do siebie (i w którym ona go oficjalnie „zaakceptowała”, pomimo wad)… ale w pewnym momencie strącają kilka książek. To sprawia, że MC wypada także kolczyk, a Kakeru jest pewien, że po prostu musiał się tam jakoś znaleźć, bo nie łączy tego faktu w żaden sposób z naszą protagonistką. Jest zresztą chyba zbyt podjarany faktem, że ma „dziewczynę” i… nie czuje już tak silnej potrzeby posiadania memento, więc chowa je do kieszeni.
Aby romans nie rozwijał się jednak w spokoju, podczas następnego przystanku w mieście, gdy bohaterowie idą się nieco rozerwać, Koharu zostaje sama na statku. A przynajmniej tak uważa, bo potem odkrywa, że jest tam jeszcze Ron. I to właśnie ten moment jakieś dziwne roboty uznają za idealny, aby zaatakować i spróbować porwać MC. W czym trzeba zauważyć, że Ron także chciał ją zastrzelić, więc chociaż nie pracował bezpośrednio z atakującymi, to także był wrogiem. Koharu musi więc skorzystać ze swoich mocy, by obronić love boya przed armią robo-szturmowców, a to oznacza, że wszyscy się o nich dowiedzą. Stąd – chociaż udaje się jej odpędzić najeźdźców, to potem ukrywa się zawstydzona w swoim pokoju i Kakeru musi użyć podstępu, aby ją stamtąd wyciągnąć. (Dokładniej to wmawia jej, że ma topór i porąbie drzwi, jak nie wyjdzie…). A skoro MC go wreszcie wpuściła, to odbywają długą rozmowę, Kakeru ją pociesza i przekonuje, że nie jest potworem. Obiecuje też, że będzie jej bronił i spędzają w swoich objęciach razem całą noc. (W czym w grze podstawowej, nie byłam pewna, czy oni swoją relacje wówczas skonsumowali, bo narracja była zbyt enigmatyczna, ale fandisk jasno postanowił sprawię, że dzieci się tylko trochę popieściły i poszły grzecznie lulać).
Niemniej, gdy już tylko 3 dni dzielą ekipę od wylądowania w miejscu docelowym, statek znowu zostaje zaatakowany. Tym razem główny antagonista pojawia się osobiście. Okazuje się nim Yuigi Shirou, który jest jednocześnie „tatulem” Kakeru, ale i „wędrowcem” ze wspomnień Koharu. Tym samym, który nadał jej imię i wręczył szkolny mundurek, do którego miała „dorosnąć”, a wtedy przyjdzie ją zabrać. Eeej… robi się trochę niezręcznie, nie? W każdym razie walka nie trwa długo, bo Shirou ma ze sobą swoją armię robotów. Co więcej, już bez zażenowania, wyjaśnia, że Kakeru od początku był jego narzędziem – po prostu zapomniał o jego istnieniu. Skoro jednak chłopak dalej działał zgodnie z tym, jak został zaprojektowany, to spoko. W czym Masamune przyznaje, że od początku wiedział o tym, iż to właśnie Kakeru jest zdrajcą i sabotażystą, ale nie chciał tego ujawniać wreszcie ekipy, bo mieli ze Światem jakiś plan. (Dokładniej, to wiedzieli o amnezji blondyna, więc nie uważali go za zagrożenie, a zamiary Yuigi nie były im jeszcze znane). Ah, no i pojawia się wreszcie Natsuhiko, którego kojarzyłam tylko z okładki. W czym jego wejście było tak niewyraziste, że miałam poważny moment „WTF? A ten skąd nagle wylazł?!”. I w zasadzie już taki enigmatyczny pozostanie do końca tej ścieżki, bo poza tym, że znał się z Masamune i Ronem, to niewiele od siebie do fabuły wniósł…
Ale ruszajmy dalej! Tatusiek zabiera nieprzytomnego, rannego Kakeru i kontynuuje na nim swoje eksperymenty. W tym czasie reszta dzieciaków dociera na dziwną wyspę, gdzie poznają wreszcie Świat, czy też Aion. Potężną AI, która opowiada im o tym, że kiedyś była bronią, ale teraz strzeże pokoju. Niestety, jest to jak walka z wiatrakami, dlatego co jakiś czas sprasza do siebie 9 esperów i pyta, czy ma dokonać globalnego resetu rzeczywistości. Jeśli uznają, że tak, to przejmuje ich moce i tworzy nowe uniwersum. Jeśli nie – to nic się nie dzieje. W czym do tej pory cały proces powtórzył się już 8 razy, a 3 razy doszło do resetu, ale teraz Aion była już zbyt uszkodzona i ludzkości została ostatnia szansa, aby zacząć od początku i nie popełnić tych samych błędów.
Ale jest to moment, w którym Koharu nie obchodzą żadne plany pokoju ani rozważania nad technologicznym postępem. Dziewczyna błaga AI o pomoc w związku z uprowadzeniem Kakeru. Tyle że ta ma… wyrąbane na ten problem. W końcu jest tylko AI, która chce odpalić skrypt i wykonać zaprogramowane funkcje. Reszta grupy też jest rozdarta, nawet gdy do rozmowy wtrąca się telepata Heishi i przekonuje zebranych, że co jak co, ale uczucie Kakeru do MC było szczere. Potrafił to rozpoznać, dzięki swoim mocom. Nieważne zatem, że ktoś manipulował blondynem z zewnątrz. No, ale jak głosi przysłowie, uderz w stół, a nożyczki się odezwą. Dlatego dalszą dyskusję przerywa atak na wyspę, Aion zostaje uszkodzona, a dzieciaki idą zmierzyć się z robotami oraz samym Kakeru, który jest teraz ich wrogiem. (W czym Akito pokazuje bardzo kakkoi stronę, bo „wysysa” wodne moce od Senriego, aby w razie czego wesprzeć MC, gdyby straciła kontrolę nad płomieniami. Brawo za postawę, chłopie!). W całą sprawę wtrącają się też ponownie rebelianci, bo dla nich Yuiga, naukowcy i Aion byli wciąż takimi samymi wrogami.
W smutnym zakończeniu: Nanami ginie, osłaniając Rona, a Koharu zostaje przez swojego kochasia uprowadzona i… oddana Shirou, który sądząc, po jego komentarzach, miał wobec niej bardzo niezdrowe i nieczyste intencje. W czym Kakeru nie mógł jej już nawet wówczas pomóc, bo stał się 100% lalką. Po prostu odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając byłą ukochaną w ramionach tego świra. A mnie do teraz zastanawia, co ten wariat chciał zrobić, bo był zasadzie chodzącą maszyną? Nie widział więc w MC obiektu pożądania. Nie użył jej mocy. Nie zgłosił się po nią wcześniej…
W dobrym zakończeniu: Koharu postanawia uratować Kakeru za wszelką cenę i używa swoich destrukcyjnych mocy ognia, by zniszczyć jego rośliny, których chłopak używał jako broń, a potem zbliżyć się do niego i mocno go objąć. To w magiczny sposób przywraca go do rzeczywistości. Parka wyznaje sobie miłość, wymieniają pocałunki, a my dowiadujemy się, że nastąpił time skip i upłynął miesiąc. No to co dalej? Shirou podobno z jakiegoś powodu umarł (= nie jest to powiedziane wprost, ale po postu się zepsuł). Ekipa z Norna się rozchodzi – każdy w swoją stronę. Kakeru jest ciągle bardzo słaby i chorowity, dlatego musi brać lekarstwo – ale to niewielka zapłata za wolność. Zwłaszcza że zamieszkuje wraz z ukochaną w jej dawnej chatce, gdzie nikt im nie zawraca gitary i mogą cieszyć się swoją obecnością, buszując w łąkach. Ah, no i Akito, Senri i Heishi zamieszkują w miasteczku w pobliżu, więc mogą się z kumplami jeszcze odwiedzać. Po co? By w razie czego pomóc MC, gdyby ich potrzebowała. No ja pierdziele, ale z nich były troskliwe słodziaki! Kakeru powinien bardziej doceniać zaangażowanie dwoich kumpli. 😉 Co zaś się tyczy Nanami, to jej bohaterska akcja była jedną z rzeczy, która pomogła Kakeru się ogarnąć, bo wiedział, że jak zabije przyjaciółkę swojej lubej, to ta mu nigdy nie wybaczy… (Chociaż potem dowiadujemy się, że kuudere księżniczka i tak odeszła gdzieś z Ronem, więc jej los był cholernie niepewny).
Hm, hm… Bardzo zagmatwana ścieżka jak na początek? Sam Kakeru był jednak spoko, bo to nie taki jednowymiarowy chłopak, a dość sprytny i wygadany typek, czyli charakterek jaki lubię. Również Koharu, chociaż obawiałam się, że mnie zamęczy swoją naiwnością, głosikiem i manieryzmami dziecka, była bohaterką z którą sympatyzowałam. Chociaż nie jestem pewna, czy podobała mi się jej dynamika z akurat tym love interest*. Mam wrażenie, że jednak zbytnio ją dominował w tym sensie, że jednak byli na innym poziomie intelektualno-emocjonalnym, a to przepis na prawdziwy dramat. Nie widziałam po prostu w ich relacji faktycznego partnerstwa, szacunku i przyjaźni, ale bardzo spontaniczny, ognisty romans, który mógł szybko się wypalić. Jeśli bowiem w oczach Kakeru największą zaletą Koharu była jej naiwność i niewinność… to przecież ona nie zostałaby taka zawsze. Z każdym rokiem uczyłaby się coraz więcej o tym, jak funkcjonować w społeczeństwie, nabierała życiowego doświadczenia i potrafiła artykułować własne pragnienia. A wtedy mogłaby przestać być tym słodkim kwiatuszkiem, który potrzebował ochrony, opieki i prowadzenie za rączkę. Ale zobaczymy, czy zmienię opinie po fandisku. Może tam mi ich relacja bardziej zagra. Zwłaszcza że Kakeru bez kolczyka jest już mniej cocky i chyba chętniej polegał na tym, że to MC będzie ich chronić, a nawet podejmować jakieś decyzje… Czekam więc na dalszy rozwój wydarzeń. Z pełną świadomością, że Koharu poprzysięgła już nigdy nie używać zdolności espera. Czyli czegoś, co w sumie było jej siłą, a nie tylko wadą. Z kolei Kakeru musi się nauczyć żyć bez instrukcji od „tatusia” i brać odpowiedzialność za swoją „mroczniejszą naturę”.
(*A w ramach postscriptum jeszcze mała aktualizacja po zakończeniu całej gry. Uważam jednak, że z dostępnych opcji, Kakeru był najlepszą partią dla tej MC. Prawdopodobnie był jej w stanie zapewnić największe bezpieczeństwo, dzięki swojemu sprytowi i przebiegłości. Na dodatek Koharu udowodniła w innych ścieżkach, że potrafi ustawić go samym spojrzeniem do pionu, co było szalenie zabawne i nieustannie szkowało inne postaci. Stąd, po przemyśleniu, zmieniam zdanie na ich temat i szczerze im kibicuje. Kakeru faktycznie przypominał mi Toume, ale był w odróżnieniu od bohatera „Amensii”… jakiś tak bardziej oswojony? Spacyfikowany? W czym przyznam bez bicia, że trochę żałuję, iż nie dane mi będzie zobaczyć nigdy jego romansu z Mikoto, bo sądzę, że ta parka też miałaby fajną chemię!
Myślę też sobie, bo przeczytaniu jego PoVa, że ten chłopak po prostu rozpaczliwie potrzebował kogoś tak prostlijnego, otwartego i ciepłego jak Koharu… po tym co przeszedł, była taką domową przystanią i gwarantowała mu 100% akceptacje. Dla MC był dostatecznie dobry i nie musiał się tak ciągle starać. Zdecydowanie więc najbardziej wspierał właśnie jego paring z różowowłosą).