Ścieżka Shungena to chyba jedyna, w której dane nam było odpocząć od braci Heike. W sensie dalej się w niej pojawiają, ale ich rola jest marginalna, a nie robią za głównych antagonistów. Na dodatek ma ona subtelny plot twist w połowie, chociaż uważni gracze i graczki pewnie już na początku przygody z Birushana: Rising Flower of Genpei zorientują, co się święci, bo tropów mamy aż nadto. W każdym razie Shungen to także postać, która ma w staraniach o rękę Shanao trochę łatwiej już na starcie. Przede wszystkim zna się z naszą bohaterką od czasów niemowlęcych. Razem wychowywali się w tej samej świątyni. Shanao – udając młodego dziedzica Genji, a Shungen – pochodząc z samurajskiej rodziny. Jego ojcem był bowiem Minamoto Shigenari, wasal Minamoto Yoshitomo, który zginął w obronie swojego pana, a matką bliżej nieokreślona kobieta, która oddała chłopca pod opiekę kapłanów, bo sama była wątłego zdrowia.
Tak czy inaczej, dzieciaki razem się wychowują, bawią, jedzą, uczą i niekiedy rywalizują. Wspierają się też w trudniejszych chwilach, bo jako sieroty mieli tylko siebie. Na dodatek Shungen znał największe sekrety Shanao, w tym prawdę o jej pochodzeniu, ale też płci. Całkiem zatem możliwe, że jego zauroczenie piękną, waleczną koleżanką sięgało dużo dalej, a potrzebował tylko czasu, aby sobie je uzmysłowić.
Pozorny spokój parki przerywa jednak pojawienie się w Kuramie jednego z Heike – a dokładniej to Taira no Noritsune, który tradycyjnie szuka zaczepki. Jego wojowniczy duch pchał go do konfrontacji z dziedzicem Genji, umyślił więc sobie, że zmusi go do rywalizacji o to, kto szybciej odnajdzie i rozprawi się ze zbuntowanym mnichem Benkeiem, siejącym postrach w mieście. A dziewczyna, nie mając wyjścia, zgadza się na te warunki, bo przecież musi bronić dobrego imienia swojego rodu i wie, że inaczej Noritsune nie da jej spokoju. Zresztą Shungen po raz kolejny (a będzie to nad wyraz często powtarzał w całej grze), obiecuje, że nie pozwoli, by jego przyjaciółce spadł chociaż włos z głowy. Że będzie u jej boku, szybko wywiążą się z zadania i wrócą bezpiecznie do świątyni.
Niestety problemy tylko się kumulują i w mieście parka natrafia na wracających z nocnej imprezy braci – Shigehirę i Tomonariego. Ten drugi tylko obserwuje sytuacje z boku, ale młodszy z Heike próbuje zdjąć Shanao zakrycie z twarzy, by zobaczyć, kto się pod płaszczem skrywa. W efekcie to Shungen zmuszony jest do błyskawicznego interweniowania. Uderza Shigehirę w dłoń, chwyta Shanao i uciekają… by trafić na jeszcze więcej posiłków Heike, ale też mnicha Benkeia. Czyli z deszczu pod rynnę, jak to się mówi. A że Shungen nie jest bynajmniej mistrzem miecza i łatwiej mu wymachiwać pędzlem, to szybko zostaje przez wrogów przytłoczony, więc to MC przechodzi rola wybawiciela. Dziewczyna używa wówczas swojej tajemniczej mocy. Zmienia się w potwora. Wyrzyna wrogów na prawo i lewo, wywalczając dla nich drogę ucieczki, a potem pada nieprzytomna… Nie myśląc wiele, Shungen i Benkei spierdzielają z miasta do świątyni. W czym chłopak cały czas pilnuje, by mnich nie dotykał jego śpiącej i noszonej na plecach towarzyszki, nawet gdy Benkei oferuje tylko pomoc przy opatrzeniu ran. Co mu się jednak dziwić, skoro musiał ukrywać sekret o jej płci?
Po tych wydarzeniach Benkei ślubuje wierność Shanao – zostając jej wasalem. Wcześniej uważał, że pozycja Shungena to także relacja „pan – sługa”, ale młody samuraj wyprowadził go z błędu, bo tak po prawdzie… nigdy niczego nie ślubował ani nie obiecywał MC. Jedynie tyle, że zawsze będzie u jej boku, ale nigdy nie doprecyzował w jakiej formie. Brata? Przyjaciela? …Poddanego? W każdym razie po tym niewypale w stolicy Shanao i Shungen rozumieją, że muszą się ewakuować z Kuramy, bo Heike nie dadzą im teraz spokoju. Że czas zniknąć z radaru, póki sprawa nie ucichnie. Wcześniej jednak, przed opuszczeniem rodzinnych stron, MC pragnie odwiedzić swoją matkę – Tokiwe Gozen, o której wie, że ta wciąż żyje w mieście, mając nową rodzinę. Niestety kobieta reaguje na widok Shanao strachem i obrzydzeniem. Nie chce mieć też więcej nic wspólnego z Genji. Zupełnie jednak inaczej zachowuje się przy Shungenie. Rozkleja się i go przeprasza… Parka nie ma jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo odnajduje ich wówczas Taira no Shigehira. Muszą więc ponownie ratować się ucieczką.
Już poza granicami prowincji, wędrując po leśnych szlakach, Shungen po raz pierwszy rzuca pomysłem, że mogliby to wszystko rzucić w cholerę i znaleźć gdzieś spokojne życie. W końcu to jest największym marzeniem Shanao. Dziewczyna chciałaby też zobaczyć ocean. A chociaż pozornie MC się z nim zgadza, że mogliby wykorzystać okazję i trochę pozwiedzać… to sytuacja z Tokiwą Gozen nie daje jej spokoju. Niezupełnie wprost, ale zaczyna wypytywać Shugena o miejsce pobytu swojego jedynego, żyjącego brata – Minamoto no Yoritomo, a Shungen orientuje się, że dziewczyna pragnie się z nim spotkać i powinien jej w tym pomóc. Potrzeba posiadania rodziny jest bowiem w niej zbyt silna. Ostatecznie więc docierają do Izu, a zamieszanie przy bramie, jakie powodują, sprawia, że Yoritomo zaprasza ich na audiencje. Całe spotkanie ma bardzo zimną atmosferę. Yoritomo trochę interesuje się mieczem Shungena, ale wszystkie zapewnienia o braterskiej lojalności i wierności Genji, jakie wygłasza MC, przyjmuje z zimną obojętnością.
Czekając zatem na zwrot w polityce i moment, w którym Genji wzniosą sztandary rebelii, Shanao i Shugen udają się na ziemię klanu Fujiwara. Tam dziewczyna dalej szkoli się w wojennym rzemiośle, a Shungen pochłania całą zawartość biblioteki, bo pasjonują go traktaty o strategii – w tym dzieła chińskich klasyków. Wnosi też swoje pięć groszy w ochronę Hiraizumi przed Emishi, podpowiadając, jak można by usprawnić systemy obronne. Ogólnie też zaprzyjaźnia się wreszcie z Benkeiem, z którym chętnie studiuje pisma i nie traktuje dłużej mnicha z podejrzliwością. Jedynie bracia Satou działają mu nieco na nerwy, bo nazywają Yoshitsune „uroczą”, chociaż nie wiedzą, że jest kobietą. Musi też robić uniki, gdy np. ci oferują, że umyją MC plecy, bo pewnie zmarzła w trakcie polowania. Oferuje się zatem, że ich zastąpi. Co wymaga od niego ogromnej czujności, bo mężczyźni wręcz przygniatają Shanao kolejnymi ofertami pomocy, które mogłyby prowadzić do katastrofy.
Co jednak najważniejsze, jeśli chodzi o ich pobyt w Hirazumi, to to, że Shungern dzieli się z bohaterką, pewnego mroźnego wieczora, swoimi obawami. Przyznaje, że ciężko mu odnaleźć się w sytuacji, gdy będzie jej wasalem. Do tej pory mieli specjalną, silną relację. Teraz ma jednak wrażenie, że będą musieli oddalić się od siebie. Shanao przeszła gempukku, przyjęła nowe imię, a wkrótce miała dołączyć do brata, by wywalczyć zwycięstwo dla Genji. Dziewczyna szybko jednak uspokaja przyjaciela, że nigdy nie zamierzała traktować go jak swojego sługi. Że też postrzega ich więź za zbyt ważną i nie chciałaby niczego zmieniać. Na dodatek zgadza się, by on jeden, gdy są sami, mówił do niej poprzednim imieniem, a jeśli ktokolwiek będzie robił jej przytyki, że obdarza Shungena zbyt dużymi względami, to się z taką osobą osobiście rozliczy. Czego trochę żałowałam, bo bardzo lubię motyw „pan – sługa” czy różnic stanowych, ale cóż poradzić, musiałam obejść się tym razem smakiem.
Otrzymawszy wezwanie od Yoritomo, by dołączyć do bitwy u brzegów rzeki Fuji, Shanao i Shungen, a także towarzyszący im Benkei i bracia Satou, postanawiają zrobić mały zwiad. Dzięki temu dowiadują się, że morale przeciwników są bardzo niskie, bo mają braki w dostawach żywności. Shungen zaś, ponieważ ciągle jest kreowany na kogoś spostrzegawczego i mistrza strategii (chociaż te jego plany – bądźmy szczerzy – były dość śmiechowe), zdobywa dzięki temu cenne informacje, które może następnie przekazać Yoritomo. Chłopak ma bowiem taki plan, że absolutnie zaangażuje się w wojnę, pomoże Genji osiągnąć zwycięstwo, a wtedy Shanao będzie wreszcie wolna od klątwy swojego imienia i znajdzie u jej boku szczęśliwe, spokojne życie… Dlatego bierze udział w radzie wojennej, cytuje jakieś tam porady Sun Tzu dotyczące najlepszego momentu na atak, a nawet zdobywa sobie mądrym gadaniem uznanie w oczach Yoritomo, który po raz drugi zwraca wówczas uwagę na jego miecz. Btw. Shanao także dotrzymuje słowa, bo kiedy Kajiwara Kagetoki piekli się, dlaczego jakiś podrzędny sługa ma niby rozmawiać z dowódcami, to MC ustawia go do pionu i mówi, że Shungen nie jest jej wasalem, ale uczonym samurajem, świetnym strategiem i zajebistym wsparciem dla Genji.
Niedługo po bitwie Yoritomo decyduje się wrócić do stolicy, a Yoshitsune i Shungen mają mu towarzyszyć. Przyszły lider Genji zabiera ich też do zamku Tobari na konsultacje z Cesarzem, ale ślizgi niczym wąż Go-Shirakawa zaczyna jątrzyć. Pozornie chwali braci za to, że klan Genji ma po swojej stronie tak wybitnych samurajów, a trochę próbuje zagrać im na uczuciach i nastawić przeciwko sobie. Niebiański cesarz nie chce bowiem, by powtórzyła się sytuacja z Heike i by jeden klan skonsolidował aż tyle władzy. Szuka więc na wszystkie możliwe strony sposobu, aby temu zapobiec. Co nie umyka uwadze Shungena i napawa go niepokojem. Wie przecież, że z Yoritomo to dość zimny i pragmatyczny typ. Zresztą ich ojciec – Minamoto Yoshitomo także zamordował swojego krewnego w walce o władze. Można więc powiedzieć, że Genji mieli bratobójstwo we krwi.
Czego zresztą wkrótce mają dać dowód. Yoritomo obmyśla plan, który ma na celu zdobycie informacji o poczynaniach jego zbuntowanego kuzyna. Yoshinaka początkowo współpracował z resztą, ale teraz ewidentnie łupił miasto i tylko sprawiał problemy. Yoritomo nakazuje zatem, by Shanao wykorzystała swój atut – kobiecy wygląd – i jako shirabyōshi dostała się na bankiety organizowane przez nieostrożnego Yoshinake. Shungen ma jej wówczas towarzyszyć jako muzyk, bo okazuje się, że świetnie gra na flecie. W czym oczywiście żadne z nich nie jest zachwycone tą misją, ale nie mogą też sprzeciwić się rozkazom Yoritomo. Shanao więc znajduje się w sytuacji, w której jako kobieta udawała mężczyznę, który udawał, że jest kobietą… XD No cóż mogło pójść nie tak? Nic zatem dziwnego, że była trochę przestraszona, bo bez miecza w dłoni, w babskich łachach, czuła się aż nienaturalnie bezbronna…
Parka szykuje się więc w pobliskiej gospodzie, a Shungen wspomina wydarzenie z dzieciństwa, dzięki któremu uwierzył, że nie jest bezużyteczny… Kiedy bowiem po raz kolejny nie mógł ochronić Shanao, gdy byli dziećmi, ta uświadomiła mu, że to nieprawda, bo przewyższał ją zawsze na każdym, innym polu niż walka na miecze – był od niej szybszy, mądrzejszy, znał różne sztuki artystyczne, masę książek itd. A te słowa dały mu kiedyś masę nadziei. Teraz, jako mężczyzna, jest dodatkowo czarowany, gdy widzi przyjaciółkę w stroju shirabyōshi. Uświadamia sobie chyba wówczas, że od dawna ją kochał. Troskliwie poprawia jej ozdobę we włosach i zapewnia, że nie musi się bać. Że będzie przecież tuż obok i… wygląda pięknie.
Bez problemu dostają się razem na bankiet, bo Yoshinaka jest pijany w sztos i chętnie ogląda występy artystów, w tym coś tak nietypowego, jak taniec z wachlarzem, który prezentuje Shanao, zachowując się, jakby trzymała miecz. Na dodatek Shungen także jest zdolnym muzykiem, więc ich pokaz robi wrażenie. Do tego stopnia, że Yoshinaka żartuje, czy nie powinien oferować piękną shirabyōshi Cesarzowi jako prezent… najpierw jednak sam musi ją przetestować. W czym MC jest faktycznie przerażona i gdyby nie interwencja Shungena oraz wasali Genji, to wszystko mogłoby się dla niej dużo gorzej skończyć. Zaraz potem, wciąż roztrzęsiona, dziewczyna pozwala sobie na wypłakanie w ramionach Shungena. Przyznaje bowiem wreszcie, jak bardzo się bała i jakim obciążeniem była dla niej ta misja.
Po tych wydarzeniach Shungen planuje oszukać armię Yoshinaki, aby łatwiej było ich wyeliminować. Sugeruje posłużyć się propagandą, aby osłabić morale wrogów i pozwolić przeciec do armii informacji, że Cesarz oraz reszta Genji potępiają działania Yoshinaki i spotka ich za to kara. Co spotyka się, oczywiście, z ostrą reakcją głównego zainteresowanego. Shanao początkowo walczy z Yoshinaką, ale wkrótce ucieka. Na szczęście Yoritomo udaje się znaleźć Yoshinakę i go zabić. Udawania więc tym samym, że gdyby doszło co do czego… to przelewanie krwi bliskich nie jest dla niego żadnym problemem. Zwłaszcza że Cesarz dalej ich szczuje i tym razem wprost deklaruje, że Genji idzie na wojnie świetnie i ktokolwiek w przyszłości nie miałby przewodzić klanowi, to ma jego pełne poparcie.
Sytuacja z czasem jedynie bardziej się komplikuje. Podejrzenia Yoritomo co do tożsamości Shanao zaczynają wychodzić na wierzch, a kiedy jest z nią sam na sam, konfrontuje się z nią w tej sprawie. Chwyta dziewczynę w pasie i każe jej wprost wyznać prawdę o swojej płci. Jej figura, smukłość, sposób poruszania… wszystko to jest dla niego zbyt oczywiście niewieście. Nieoczekiwanie pojawia się jednak Shungen i udaje mu się przekonać Yoritomo do odejścia, niemniej na przyjaciółkę jest trochę zły. Przyciska ją wówczas do kolumny i mówi, że musi bardziej uważać na otaczających ją mężczyzn. Głównie jednak przemawia przez niego zazdrość, bo jak przyznaje, poczuł się paskudnie, gdy zobaczył ją w ramionach Yoritomo. A mnie to trochę zniesmaczyło, a trochę zdziwiło… Ogólnie nie przepadam za taką agresywną zazdrością. Jakoś mnie ten trop nie kręci, bo zbyt blisko uderza realnych patologii. Bardziej jednak niż sam motyw, bo to może się komuś podobać albo nie, nie pasowało mi takie zachowanie do Shungena. Trochę takie było… OFC? Do tej pory zawsze trzymał nerwy na wodzy, a podejrzewam, że przez lata trenował ukrywanie swoich uczuć, bo MC była w wielu niezręcznych sytuacjach. Rozumiem też argumentację twórców, że niby odkąd zobaczył ją jako shirabyōshi, to coś w nim „kliknęło”. Mimo to… chłopak był jakoś w swojej reakcji nienaturalny. Zbyt gwałtowny. A ten pół kabedon mi po prostu w ich wykonaniu nie leżał.
To tyle utyskiwania. Jedziemy dalej. Ostatecznie Yoritomo postanawia odwiedzić matkę MC, Tokiwę Gozen, aby raz na zawsze poznać prawdę. Zabiera ze sobą także Shungena i Shanao. Yoritomo już wcześniej podejrzewał, że Shungen może być z nim spokrewniony ze względu na miecz – który wcale nie był ostrzem Shigenariego (jak twierdzili mnisi z Kuramy), ale należał do Yoshitomo. W czym początkowo Tokiwa Gozen odmawia współpracy, ale gdy Yoritomo grozi, że zabierze jej małego synka, to coś w niej pęka. Wyjawia, że faktycznie urodziła Yoshitomo chłopca – Shungena. Chciała dla niego jak najlepszego życia, ale kiedy Genji przegrali, musiała się jakoś ratować. Dlatego zgodziła się na plan Ikeno Zeni, matki Kiyomoriego, która kazała jej ukryć chłopca pod fałszywym imieniem, a w zamian za to… otrzymać dziewczynkę. Nieznaną nikomu sierotę, którą należało nazwać Yoshitsune, udawać, że jest synem Minamoto, a kiedyś doprowadzi do zagłady Heike. W czym od razu uprzedzę, że ta zagadka jest bardziej wyjaśniona w ścieżkach Yoritomo i Tomonariego. Jeśli więc przechodzicie je w innej kolejności, to zalecam uzbroić się w cierpliwość, bo wszystko zostanie wyjaśnione.
Po tej smutnej prawdzie Shanao jest zdruzgotana. Nie dlatego, że zazdrości Shungenowi czy jest na niego zła… ale ma poważny kryzys osobowości. Do tej pory wierzyła, że jest Genji, że ma brata Yoritomo, a jej matką jest nieszczęsna Tokiwa Gozen. Teraz jednak rozumiała, czemu kobieta się nią brzydziła. Na dodatek… w zasadzie nie wie już dłużej, kim jest. Nie ma żadnych informacji na temat swoich krewnych, musi dalej udawać, by nie wprowadzać zamieszania w armii i nie wie, co z tymi wszystkimi faktami zrobi Yoritomo. Czy się jej pozbędzie? Czy ją przeklnie za to, że go okłamywała? I co właściwie ją czeka w przyszłości? Niemniej to użalanie się nad sobą przerywa jej Shungen, który nie daje się wyprosić z namiotu. Wtedy oznajmia wprost, że ją kocha. Że dla niego liczy się tylko jej szczęście, a nie tytuły czy nazwisko Genji. Dlatego to, czego się dowiedział, niczego nie zmienia, bo Shanao zawsze była dla niego jedyną rodziną… i chce, aby stała się czymś więcej. Co dziewczyna z radością odwzajemnia, bo od dawna czuła to samo. Uświadamia sobie, że cokolwiek by się nie wydarzyło, to chce być u boku Shungena. Dlatego następnego dnia spotykają się z Yoritomo i mówią, że dalej będą dla niego walczyć, bo pragną jak najszybciej doprowadzić do pokoju.
Ten się zgadza, ale postanawia dać swojemu prawdziwemu bratu poważną misję. Ma dowodzić armią, która zaatakuje siły Heike z flanki. Aby tego dokonać jak najskuteczniej, Shungen umyśla sobie plan szarży z klifu… I powiem Wam szczerze, że muszę sobie tego potem poszukać (czy faktycznie, historycznie takie wydarzenie miało miejsce), bo straty byłby w takim wypadku potworne. Wyobrażacie sobie konie, z uzbrojonymi wojownikami, zsuwające się z takiej pochyłości? Jasne, Heike byliby zaskoczeni, bo to brzmi jak pomysł kompletnego szaleńca. W każdym razie manewr nie tylko zostaje zrealizowany, ale też okazuje się wielkim sukcesem. W rezultacie, na fali zachwytu nad Shungenem i jego zdolnościami, Yoshitomo – po namowie Shanao – zgadza się ujawnić prawdę reszcie Genji. Że to Shungen jest jego prawdziwym bratem, a Yoshitsune… to tylko jakiś nikomu nieznany samuraj, który będzie mu dalej służył, bo do tej pory świetnie sobie radził.
Po tych wydarzeniach i gdy klan Heike znajduje się na przepaści, Cesarz uświadamia sobie, że musi działać. Zaprasza Shugena i Shanao do siebie. Temu pierwszemu proponuje wysokie stanowisko, a MC… wyjście za mąż za kogoś z cesarskiej rodziny, księcia Mochihito. Jakimś cudem stary dziadyga odkrył bowiem, że bohaterka jest kobietą. Niby dzięki swojemu wybitnemu zmysłowi obserwacji. A jakaż może być większa nagroda dla kobiety niż ślub? Na dodatek z kimś tak dobrze urodzonym? Parka uświadamia sobie zatem, że znaleźli się w pułapce. Cesarz nie tylko chce ich rozdzielić, ale jeszcze skłócić z Yoritomo, bo jeśli Shungen przyjmie tak prestiżową nagrodę, to przecież ośmieszy brata. Są więc na minie i nie wiedzą, co zrobić. A Cesarz Go-Shirawaka nie daje im nawet czasu na zastanowienie. Podstępem wysyła po Shanao swoich ludzi i więzi ją w pałacu, aby wywrzeć na Shungenie presje. Chłopakowi nie pozostaje więc nic innego jak pocieszać ukochaną, grając pod jej oknem na flecie, nie może bowiem dostać się na audiencje, bo Go-Shirawaka ciągle go zbywa i bawi się jego uczuciami. Wreszcie jednak, gdy zabawa mu się nudzi, przyjmuje Shungena i oznajmia mu, że samuraj może sobie ukochaną zabrać i się z nią hajtnąć, ale tylko pod warunkiem, że grzecznie wykona wszystkie polecenia i zwróci się przeciw Yoritomo. Na co ten, z braku wyjścia, po prostu przystaje, bo jak potem tłumaczy, wtulając się w Shanao, nie potrafił pogodzić się z myślą, że mogłaby należeć do innego mężczyzny.
Shungen i Shanao wracają do reszty Genji i szykują się do ostatniej konfrontacji z Heikei, znanej jako Dan-no-ura, bitwa w zatoce. Proszą, by pozwolono im przeprowadzić atak, bo planują odbić skradzione przez uciekających Heike cesarskie skarby. Yoritomo nie ma zaś nic przeciwko, bo przemawia do niego plan Shungena. To, że jako osoby wychowane w górach świetnie poradzą sobie, skacząc po łodziach, a także że można na klifach zastawić pułapki z łucznikami. W czym Heike faktycznie dają się wyprowadzić w pole, co z uznaniem zauważają nawet Shigehira i Noritsune, że plan Genji ich zaskoczył i był naprawdę dobry. Shugen i Shanao odnajdują na łodzi poszukiwane skarby, ale wówczas dzieje się coś dziwnego. Najpierw zalewa ich grad strzał, a niedługo potem na pokład dociera też Yoritomo, który mówi… że zamierza pozbyć się zdrajców. Dla Cesarza będą tylko kolejnymi ofiarami wojny i nikt się nigdy nie dowie, jak naprawdę zginęli.
W złym zakończeniu Shanao próbuje osłaniać Shungena, ale w efekcie odnosi zbyt poważne rany. Wpadają do wody, ale mężczyźnie udaje się jakoś wydostać na brzeg, ciągnąc za sobą ciało ukochanej. Zrozpaczony, zalany łzami, próbuje zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło. Gdzie popełnił błąd, a wtedy żałoba bierze nad nim górę. Widzi uśmiechniętego ducha Shanao, co interpretuje jako jej pośmiertną prośbę. Dziewczyna chce, aby ją pomścił. To ma być jego nowy cel. Zgładzenie wszystkich Genji. W końcu to od tego przeklętego, rodowego nazwiska zaczęło się całe ich cierpienie. W czym brawo dla seiyuu, bo naprawdę zacnie odegrał szaleństwo i smutek Shungena. Miałam ciary, gdy deklarował, że wybije wszystkich.
W dobrym zakończeniu: wydarzenia wyglądają dość podobnie, z tym że gdy parka wypływa na brzeg, to chociaż poranieni są radośni i wolni. Okazuje się, że jeszcze przed bitwą spotkali się z Yoritomo i opowiedzieli mu o wszystkim. O knowaniach cesarza, a także o swojej decyzji. Prosili go jako brata, by pozwolił im „zniknąć”, dzięki czemu będą mogli zacząć gdzieś życie, o jakim zawsze marzyli. Na dodatek „śmierć” Shungena sprawi, że bracia nigdy nie zwrócą się przeciwko sobie, czego przecież żaden z nich nie chciał. A chociaż Yoritomo jest początkowo niechętny i zauważa, że dla wiarygodności, bohaterowie mogą przypłacić to zdrowiem, to ostatecznie zgadza się im pomóc. Faktycznie było tak dla niego lepiej, by osoby, które mogły stać na drodze jego planom, po prostu zostały uznane za zmarłe.
W epilogu, po bitwie w zatoce, widzimy Shanao i Shungena na plaży w zwykłych, prostych ubraniach. MC nie udaje już mężczyzny. Nie musi. Razem z Shungenem są wreszcie wolni i wiedzą, że Genji zajmą się wszystkim. Mogą więc spokojnie udać się w podróż po Japonii, o jakiej zawsze marzyli, odwiedzić te wszystkie miejsca, których nie mogli zobaczyć, bo tyle lat ukrywali się w świątyni. Może nawet wreszcie pójść nad ocean. Tak czy inaczej, cała przyszłość należała do nich. I szkoda tylko trochę ich towarzyszy, bo biedny Benkei i braciszkowie z pewnością nie wiedzieli, co się stało z przyjaciółmi, albo wręcz mogli uważać, że zostali oni zamordowani.
Podsumowując: To była jedna z tych ścieżek, która nie trafiła do mnie nie dlatego, że była źle napisana, ale po prostu Shungen nie był w moim typie. Ten poczciwy chłopaczek był słodki, wierny, bystry, wpatrzony w MC… lecz to inni panowie z Birushana: Rising Flower of Genpei zdobyli moje serce. Mam też wrażenie, że trochę zbyt nachalnie podrzucono nam tropy wskazujące na to, kto jest prawdziwym Yoshitsune. Ja się domyśliłam tego już po scence z Tokiwą Gozen, a reakcja Yoritomo na miecz tylko mnie w tym upewniła. Musiałam jednak czekać aż minie jakieś 80% gry, aby wreszcie dostać potwierdzenie. Nie przemawiały też do mnie te łopatologiczne próby udowodnienia, że Shungen jest dobrym strategiem, bo złamano tutaj zasadę pisarską „mniej gadania, więcej pokazywania”. Jego plany były proste jak budowa cepa i nie miały żadnego efektu WOW! A mówię o tym zwłaszcza w kontekście podejrzenia, że Shugena wzorowano trochę na postaci Zhuge Lianga z „Trzech Królestw”. Genialnego, chińskiego stratega, który faktycznie zaskakiwał swoimi militarnymi dokonaniami na polu walki. Wreszcie – ale to może być tylko moje negatywne nastawienie – miałam wrażenie, że ten love interest zbyt często przypominał MC, że jest tylko kobietą albo powinna być tylko kobietą, a miał dla niej mniej poszanowania jako pełnoprawnego samuraja czy wojownika. Tak jakby sam trochę uznał, co będzie dla bohaterki najlepsze = spokojne życie u jego boku.
Na plus wymienię z kolei skoncentrowanie antagonizmów wokół postaci cesarza, a także samego Yoritomo. Do końca nie było wiadomo, co tam chodzi po głowie naszemu przystojnemu kuudere, chociaż trochę podejrzewałam, że przynajmniej jeden bad ending będę mogła zawdzięczać właśnie jemu. Zaskoczył mnie również tym, że był gotowy grozić dziecku, byle wycisnąć od Tokiwa Gozen prawdę. Ale cóż powiedzieć? On żył dla swojej zemsty i zniszczenia Heike. Podobała mi się też wiarygodność relacji między bohaterką i jej love interest. W końcu znali się od… właściwie to od zawsze. Nie potrzebne więc były żadne fabularne wygibasy ani specjalne scenki, aby przekonać nas, że to, co było dziecięcym zauroczeniem, przerodziło się w szczera miłość. Wreszcie antyfanów motywów fantastycznych pewnie ucieszy, że ścieżka Shungena była w miarę „realna”, z okazjonalnym wspomnieniem o demonicznych mocach, ale wiele w tej kwestii się tutaj nie działo. Co dla mnie osobiście było akurat na kolejny plus.
To co? Jaki werdykt? Ano, sympatyczna opowieść, która na pewno będzie miała swoich fanów, bo nie ma się tu czego tak mocniej przyczepić. Może trochę rozczarowywać to, że Shanao jest tutaj bardziej pasywna i odsuwa się na drugi plan, ale jakby nie było, to dowiadujemy się, że Yoshitsune, czyli księciem Genji, jest przecież inny bohater. Nic zatem dziwnego, że dosłownie i w przenośni skrada on w pewnym momencie pierwszoplanową rolę.
A już zupełnie na zakończenie, tradycyjnie, trochę o samym Yoshitsune: „Po zakończeniu wojny Gempei Yoshitsune fetowano jako bohatera, co wzbudziło niepokój Yoritomo. Podejrzewając brata o spisek z byłym cesarzem Go-Shirakawą, Yoritomo postanowił pozbyć się potencjalnego rywala. Yoshitsune próbował szukać schronienia w Mutsu u dawnego opiekuna, Hidehiry Fujiwary, ale zdradzony przez syna Hidehiry, Yasuhirę, został pokonany w bitwie nad rzeką Koromo i zmuszony do popełnienia seppuku wraz z żoną i córką”. (źródło: Wikipedia). Jak zatem widać przynajmniej pewne motywy z jego życia całkiem zręcznie wpleciono do fabuły gry. Gratulacje dla twórców!