You were assigned to look after the Excalibur sword. This sword has been around for decades, passed down from generation to generation, until it was stolen by the legendary King Arthur. You vow to get it back. Now you, a fighter, and three brave knights set out on a journey to get retrieve the sword. A journey full of thrilling adventure, battles, humour and romance awaits you. Experience this stunning and beautiful story like never before. Only you can find out how this journey will change you. (źródło: strona wydawcy)
- Tytuł: Magic Sword: Knight of Fortune with the Excalibur
- Developer: NTT Solmare Corporation
- Wydawca: NTT Solmare Corporation
- Pełen dźwięk: brak
- Napisy: angielski
- Scenariusz: Mikazuki Maon
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: break
Bohaterowie
Główna postać:
Imię: do wyboru Różowowłosa bohaterka z królewskiego rodu, której powierzono opiekę nad Excaliburem. |
Dostępne ścieżki / Love interest:
Ray cyniczny mag „Do not leave my side without my permission” <<RECENZJA>> | |
Ethan uparty wojownik „All you need is me to protect you” <<RECENZJA>> | |
Estel elficki łucznik „There is only one man who allows to touch you… that is me” <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Ray ⊳ Ethan ⊳ Estel (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Uwaga: angielska wersja gry w ramach serii „Shall We Date?” zniknie/zniknęła ze sklepów Google Play i App Store w marcu 2020. Nie mamy informacji, czy pojawi się w innej formie np. jako opowieść za diamenty w „Story Jar”.
Do tej pory na blogu miałam przyjemność recenzować gry tylko, które polecam. Prędzej czy później musi jednak nadejść moment rozczarowania i przecierania oczu ze zdumienia. Naturalnie, najgorszych produkcji udaje mi się unikać, bo nie interesują mnie gry z byle jaką grafiką. A z „ Magic Sword: Knight of Fortune with the Excalibur ” jest ten problem, że prezentuje się bardzo ładnie. No, może niektóre CG są trochę koślawe, ale same postacie mają np. bardzo żywą mimikę. Interfejs też jest jeszcze w miarę przyjemny, mimo że gierka ma już swoje lata.
W „Magic Sword: Knight of Fortune with the Excalibur” gramy – a jakże! – księżniczką z królestwa Theodore, której to kraj pewnego pięknego dnia zostaje najechane przez króla Artura. Wszystko dlatego, by odebrać Exalibur, magiczny miecz, który daje niesamowitą władzę. Zresztą, czy komukolwiek z kręgu kultury europejskiej trzeba to tłumaczyć? 😉 Matka księżniczki postanawia wysłać dziewczynę na misję w towarzystwie trzech pomocników, a zadaniem ekipy jest odzyskanie cennej broni. Mniejsza z tym, że panowie wydają się kompletnie nieodpowiedzialni, średnio zainteresowani misją, a jeszcze kłócą się przy władcach jak trzynastoletni chłopcy. Jeśli nie rywalizują między sobą, to napastują słownie MC, np. komentują, co myślą o kształcie jej piersi itd. Uznajmy jednak, że królestwo jest naprawdę w potrzebie, a królowa zdesperowana… Wtedy będziemy mogli jakoś zaakceptować, kto o zdrowych zmysłach ich wybrał.
Pierwszym ze śmiałków jest wojownik Ethan (aka ‘mam szowinistyczny tekst na każdą okazję’), drugim mag Ray (aka ‘będziesz moja albo umrzesz’), a ostatnim elf Estel (aka ‘gardzę wszystkimi ludźmi, ale księżniczkę mogę zaliczyć’). Razem wyruszają w podróż, podczas której będą obozować, walczyć z goblinami, dobierać się do MC i ciągle, ciągle, ciągle użerać ze sobą nawzajem… aby gdzieś przy końcówce nazwać się dobrymi przyjaciółmi. O_o
Całość dramatis personae domyka dwójka antagonistów. Z czego Artur wygląda jak przystojniejsza i bardziej upgradowana wersja rycerza Ethana, ale z charakterem u niego różnie (czasami to buc, a czasami ofiara politycznych spisków zupełnie jak MC), a Merlin to podstępna czarodziejka (bo w tej wersji jest kobietą), która zrobi wszystko dla ukochanego króla… choćby miała nawet go oszukać czy zdradzić. No, ale w końcu sama wie, co jest dla faceta najlepsze.
Jeśli chodzi o świat „Magic Sword: Knight of Fortune with the Excalibur”: to mamy do czynienia z czystym fantasy. Bohaterowie mogliby być żywcem przeniesieni z jakiegoś RPGa. Mają swoje profesje, które determinują ich zachowanie, np. wiadomo, że mag będzie sarkastyczny i ciskał fireballami, wojownik nieco powolny w myśleniu, a elf nadąsany i skupiony na obrażaniu ludzi za to, że niszczą naturę. Czyli kompletnie nic odkrywczego.
Jak zatem widać, fabuła nie jest zbyt wymagająca, więc nadrabiano ją scenami romantycznymi, bo gra otome ma przecież swoje prawa… A niektóre są nawet zaskakująco odważne! „Happy ending” z założenia jest tym uroczym, kiedy w „Sweet endingu” pokuszono się o opisy seksu. Dlatego, tylko jeśli kompletnie jest Wam obojętne, co się tam w sumie dzieje, po co oni gdzieś lezą i czy postaci mają jakąkolwiek głębie, to może zdołacie się dobrze bawić. Choć pewnie powinnam uprzedzić, że pomimo fantasy otoczki to gra z kategorii 18+? (Za pranie kobiet po twarzach jak gdyby nigdy nic i wspomniane powyżej opisy). Co jest dość kuriozalne w zestawieniu z tym, jak niewymagająca wobec odbiorcy i banalna jest ta produkcja… XD
Sama MC podobno potrafi walczyć, ale zazwyczaj jest tą ratowaną. Na dodatek z anielską cierpliwością znosi zarówno urąganie jej z powodu tego, że jest kobietą, jak i napastowanie… z tegoż samego powodu. Jak jesteś jedyną babą w drużynie – to cierp. Aż dziw, że tego scenariusza nie popełnił facet, bo trudno uwierzyć w niektóre dziecinne reakcje bohaterki. Co więcej, zrobiono z niej kompletnie bezwolną sierotę, która pozwoli się nawet przebrać za tancerkę erotyczną i wypchnąć na scenę, bo nie potrafi powiedzieć „nie” albo upić do nieprzytomności na pierwszym festiwalu, bo pomyli alkohol z soczkiem. A miecza to używała głównie do krojenia warzyw, jak przystało na wojowniczkę. Chociaż w gotowaniu też okazała się beznadziejna i o mało nie potruła drużyny. Stąd jedyną jej zaletą jest tak naprawdę dobre serduszko, przez co nawet LI porównują ją do „holy mother”.
Gra „Magic Sword: Knight of Fortune with the Excalibur” w serii „Shall We Date?” dostępna jest w dwóch opcjach „paid” (którą osobiście preferuję) i „free” (w ticketami dziennymi, minigierkami i testami, aby przejść poszczególne rozdziały). Ale jeśli nie chcecie rzucać kasy w ciemno, przetestujcie lepiej darmową wersję, by zobaczyć, czy w ogóle warto dać szansę tej produkcji.