Touma był bohaterem, dzięki któremu w ogóle, dawno temu, dowiedziałam się, czym jest archetyp yandere. I może dlatego mam do typa pewien sentyment, chociaż wiem, że całkiem sporo osób nigdy nie wybaczyło mu słynnej sytuacji z klatką. W fandisku „Later”, którego akcja toczy się tuż po wydarzeniach z głównej gry, nasz ulubiony starszy braciszek dostaje wreszcie od twórców coś w rodzaju arcu odkupienia… Chociaż to może za duże słowo? Podczas dialogów z bohaterką nakreśla on pewne sytuacje ze swojej perspektywy i jednocześnie ją przestrzega. I wiecie co? Właśnie za to lubię Toume. Facet doskonale wie, że jest zaburzony (oczywiście, zamiast tylko o tym ględzić, powinien podjąć leczenie – ale nie oczekuje od produkcji fantasy zbyt wiele). Wprost deklaruje naszej MC, że widziała jego „ciemną stronę”, że nie zawsze potrafi się powstrzymywać, że tak naprawdę ma wylane na życie innych ludzi, bo wszystkie jego myśli krążą tylko wokół naszej protagonistki, więc jeśli chce się ocalić… to powinna spierdzielać. Ale, jak wiemy, nasza bezimienna MC ani myśli o tym, by zerwać związek, który wreszcie udało się jej zbudować.
A skoro tak, to nic dziwnego, że postacie ponownie zamierzają zamieszkać ze sobą. Wciąż mając na względzie bezpieczeństwo dziewczyny, bo chociaż sytuacja z fanklubem Ikkiego wydaje się opanowana, to przezorny człek jest zawsze ubezpieczony. Tym razem jednak MC faktycznie czuje się nieco jak u siebie. Teraz, gdy odzyskała wspomnienia i wreszcie „czuje się sobą”, chętnie czerpie pełnymi garściami ze wspólnie spędzanego czasu np. próbuje pomóc swojemu love boyowi w zrobieniu curry na kolacje, bo ma wyrzuty sumienia, że ciągle dla niej gotował (ale o mało nie puszcza mu przy okazji kuchni z dymem. Taka więc z niej pani koło domu).
Nie łatwiej jest wieczorami, bo Touma upiera się, że nie ma opcji, by MC spała na ziemi i łóżko należy do niej. Z drugiej strony, bohaterka nie chce, by z jej powodu, znosił kolejne niewygody i prosi, by do niej dołączył… co dla naszego biednego, nastoletniego yandere okazuje się torturą. Kładzie się za plecami MC, ostatecznie pokonany, ale kategorycznie zabrania jej odwracać się w swoją stronę, bo wtedy nie da rady się opanować i jej np. nie pocałować. Cóż z tego, skoro to MC wykonuje pierwszy krok? Całuje Toumę w dłoń, dziękując, że się nią ciągle opiekował, czym o mało nie przyprawia chłopinę o zawał. A na pewno skłania do zastanawiania się, czy nie lepiej, aby zamknął się w klatce na balkonie i oferował MC klucz. Kiedy bowiem on walczył ze wszystkimi demonami, ona sobie rozkosznie zasnęła i wydawała się zupełnie nieświadoma tego, że grozi jej niebezpieczeństwo. XD Wiecie, MC nie jest świadoma bad endingów, które musieliśmy z jej udziałem w przeszłości obserwować…
Potem akcja przenosi nas do kawiarni, bo Touma dostaje wezwanie do pracy, a znudzona MC, czekając w jego mieszkaniu, wpuszcza nie ostrożnie Rikę. Kobiety przez chwilę dyskutują, próbując sobie trochę wyjaśnić, a trochę przeprosić się za wcześniejszą sytuację. No, ale MC nie chowa urazy. Wybaczyła swojemu chłopakowi, że ten trzymał ją w klatce, to i może wybaczyć psiapsiólę, że ta o mało jej nie zabiła. W końcu kiedyś, gdy MC dopiero dołączyła do fanklubu, to Rika była dla niej bardzo miła i wspierająca. A skoro sobie już wszystko tak elegancko obgadały, to dziewczyny decydują udać się cichaczem do kawiarni i podejrzeć, jak Touma i Ikki radzą sobie w pracy. Czy nie ma pomiędzy nimi żadnych spięć. Jednak skradanie się do yandere okazuje się słabym pomysłem. Touma od razu dostrzega dziewczyny, bo jak informuje „zna wszystkie najlepsze punkty obserwacyjne na kawiarnie” a poza tym „ma tam też zamontowane ukryte kamery”. Hmm… Pamiętam, jak wcześniej mówił, że nie chodził do kawiarni, jak pracowała tam MC, bo nie chciał obserwować, jak przymila się do innych facetów, a jej kawaii kostium źle działał na jego silną wolę. Zastanawiam się teraz, czy on ją w takim razie obserwował zdalnie?
Niemniej Touma pokazuje nam wówczas swoje niezadowolenie, bo MC znowu jest cholernie nie ostrożna, ale przechodzi mu, gdy trochę ten gniew wybiegał w ciszy, a truchtająca za nim dziewczyna zaczęła się tłumaczyć – że chciała po prostu podejrzeć, jaki to nie jest kakkoi w pracy i czy z Ikkim wszystko dobrze.
Dalszą część historii możemy chyba uznać za coś w rodzaju próbę… samokarania? Touma nie jest szczęśliwy z faktu, że MC wszystko mu tak wybacza. (Podobnie jak Ricę). Ma poczucie, że jeśli nie będzie mu stawiać żadnych granic, to znowu może dojść do jakiegoś wypadku. Potrzebuje też, aby ktoś wreszcie nim potrząsnął, bo inaczej nie zapanuje nad swoją mroczną stroną. A tym kimś – normalnie, księciem wybawicielem na białym koniu – okazuje się Shin. Touma umawia się z chłopaczkiem ze świata Kier w ustronnym miejscu, by nikt ich przypadkiem nie zauważył i by Shin nie miał potem problemów w szkole… a potem daje mu sobie wpierdolić. I to bez zahamowania, bo nawet stwierdza, że chyba obluzował mu się potem ząb. Przerażona MC próbuje interweniować, ale wycofuje się, gdy zauważa, że między chłopakami jest już wszystko dobrze, a Touma ewidentnie tego potrzebował.
A potem – jak za dawnych czasów – cała trójka zasiada do kolacji i dobrze się bawi. Shin jest zmęczony postawą swoich przyjaciół, ale zna ich od tylu lat, że nie oczekuje żadnej poprawny. W sumie cieszy się też pewnie, że nie będą go dłużej angażować w swoje podchody i nieudolne zaloty. Z drugiej strony, po ich wspominkach, widać, że Touma faktycznie jest mocno wpatrzony w swoje „rodzeństwo”. Odkładał nawet kasę, by zafundować im wycieczkę, bo chciał jakoś uczcić ukończenie przez nich szkoły. Mimo więc swojej dość psychopatycznej natury, miał też milszą stronę. A przynajmniej scenarzyści tak próbują nam to sprzedać.
Co zaś się tyczy innych, dziwnych akcji, to myszkując po sypialni Toumy (chociaż wyraźnie prosił dziewczynę, by tego nie robiła, bo dorosły facet ma prawo do swoich tajemnic), MC natyka się na album pełen swoich ukradkowych zdjęć oraz takich, do których mężczyzna nie powinien mieć dostępu, bo np. dotyczyły wydarzeń organizowanych przez jej klasę. Chłopina jest więc początkowo zażenowany, że został przyłapany na gorącym uczynku i że pokazał swojej ukochanej znowu coś niesamowicie creepnego… Ale protagonistka ma odmienne zdanie. Uważa, że to urocze. Że to kolejny dowód ich silnego uczucia, a także przyznaje, że sama także raz poprosiła Shina, by zrobił dla niej zdjęcie Toumy ukradkiem. (Teraz już wiecie, co miałam na myśli, że się nim wysługiwali).
W zakończeniu ścieżki Touma dochodzi do wniosku, że nie chce, by MC się wyprowadzała. Ona również uważa wspólnie spędzony czas za coś cudownego i nie uśmiecha się jej powrót do swojego małego, samotnego mieszkanka. Parka więc decyduje się na kolejny, poważny krok. Chcą zamieszkać ze sobą już na stałe i oficjalnie. Najpierw jednak Touma zmusza się poinformować o tym rodziców obu stron, bo jakby nie było, planował się kiedyś z MC ożenić. Chciał więc ich zapewnić, że wspólne zamieszkanie to tylko pierwszy krok w tym kierunku i zamierza wziąć pełną odpowiedzialność za ich córkę. W czym sama rozmowa ma bardzo komediowy wydźwięk, bo staruszkowie doskonale wiedzą, że parka miała się ku sobie, odkąd byli dziećmi. W końcu MC nie raz oznajmiała, że jak dorośnie, to zostanie żoną Toumy. Ich jedyny komentarz na zapowiedź ogranicza się zatem do wrzutek w stylu „co tak długo?”, kiedy sam Touma jest mocno onieśmielony i pełen strachu.
W sumie to chyba drugi raz, gdy widzę go przerażonego. Najwidoczniej teściowie także potrafią wprowadzić go w ten stan, ale niepokonanym nemezis pozostaje pani ze sklepu z bielizną. Zresztą w fandisku tez się pojawia, ale to tylko taki mały, uroczy dodatek, gdy parka idzie razem na zakupy. Okazuje się, że zbyt zaangażowana w swoją robotę kobiecina pracuje na zamiany w kilku punktach tego samego brandu i znowu z radością pastwi się nad Toumą, pokazując mu różne kroje bielizny dla MC.
I czy to już wszystko? Nope, jest jeszcze randka w parku, gdzie na diabelskim młynie bohaterowie ślubują sobie wieczną miłość, a patrząc na dzieci, Touma rozmyśla, że będzie kiedyś mieć rodzinę. Aha… To jest wręcz temat na osobną grę. Przedstawiasz swojego love interest yandere-tatusiowi i sprawdzasz, kto przeżyje konfrontacje. Jeśli to byłaby dziewczynka, to już współczuje temu fikcyjnemu dziecku.
W podsumowaniu – bardzo zabawny epilog do dość gwałtownie urwanej historii. Dlatego uważam, że był potrzebny, zwłaszcza że załatał parę nieścisłości. Jakich? Ano, coś tam wyjaśnił z zakresu logistyki więzienia MC – np. jak Touma robił pranie i dlaczego nie spał w piżamie, ale przede wszystkim pokazano nam, że ten bohater jest zdolny do samokrytyki i autorefleksji i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ostatnio przegiął pałę. Że jego obsesje nie są normalne i że musi coś z tym zrobić, bo inaczej dziewczyna ma pełne prawo go zostawić. Co myślę, że ucieszyłoby nawet jego antyfanów. W każdym razie ja się bawiłam dobrze. Satoshi Hino jak zawsze pokazał się w doskonałej formie. Touma ma dalej te swoje raz słodkie, a raz nieco creepne momenty, więc wszystko po staremu. Jeśli więć historia Toumy podobała się wam za pierwszym razem, to teraz dostajecie więcej tego samego, dobrego. A to chyba oznacza, że niczego się nie przyczepię, co nie? Normalnie nastało święto lasu…