Ah, Tomonari, ty przystojny, podstępny lisie… Przyznam szczerze, że gdy w grze nam zakomunikowano, że przodkowie wymarłego klanu Hakusei mają srebrne włosy i jasną skórę, byłam pewna, że kto jak kto, ale chłopak z plakatów musiał do nich należeć. Zwłaszcza że od początku łączyła go z naszą MC podejrzana relacja. To on był pierwszą osobą, która odnalazła ją w pogrążonej w śniegu świątyni i oznajmił, że przybył zabrać dziewczynę z rozkazu szoguna do Edo, uwalniając tym samym od jej samotności. To on wreszcie, zupełnie bez powodu, cały czas okazywał jej życzliwość, tłumaczył, czym są koki, ich przedmioty, o co wypada pytać, a o co nie, uspokajał, że nie musi się obawiać Tokugawy, ani innych Oniwaban, bo zawsze będzie ją chronił… Sam w zasadzie nie rozumiejąc nawet wówczas, dlaczego czuje z Suzuno dziwną więź. Scenarzyści postanowili sobie jednak zakpić z moich przypuszczeń i rola Tomonariego okazała się w fabule zupełnie inna. Podejrzewam więc, że jego wygląd celowo miał odwracać uwagę odbiorcy i wprowadzać w błąd. Ale mniejsza o to, bo sztuczka w takim razie się im udała.
Tomonari jest zasadniczo najmłodszym z Oniwaban. Został przemieniony jakiś rok temu przed wydarzeniami z gry i przyłączony do Kunitaki, by ten służył mu za seniora. Chłopaki nawet dobrze się dogadywali, bo drugi samuraj chętnie robił za figurę starszego brata, nawet jeśli martwiło go, że srebrnowłosego nic nie interesuje i wydaje się ciągle apatyczny. (Ale czy koki nie powinien dokładnie taki być? Oh well…). Tak czy inaczej, panowie wspólnie odpowiadali za pilnowanie dzielnicy zamkowej, gdzie mogli swobodnie się poruszać jako bushi. (W tym brać udział w licznych spotkaniach towarzyskich organizowanych przez żony daimyou). Lecz to dopiero pojawienie się Suzuno, zdaje się działać na Tomonariego kojąco i wyrywać go z dotychczasowej ze stagnacji.
Dość szybko (i bez wahania czy konsultowania tego z kimkolwiek z przełożonych) facet oznajmia jej, że chciałby z nią współpracować – czyli sugeruje, by dołączyła do ich duetu. Bez żadnego oporu pokazuje jej też inrō, rodzaj niewielkiego puzderka, które było jego prawdziwym ciałem. Formą, z której się narodził, a którego uszkodzenie mogłoby doprowadzić do jego unicestwienia. Nie ma więc chyba większego sposobu na okazanie zaufania w przypadku istot jemu podobnych. Nawet pozostali panowie, dopiero na zaawansowanym etapie romansu zdradzali ostrożnie z jakiego przedmiotu pochodzą, tymczasem Tomonari wykłada kawę na ławę już w prologu. Widać zatem, że bezgranicznie ufa MC. Nie mając ku temu najmniejszych podstaw.
Aby jednak nie było za łatwo, jeśli chcemy odblokować ścieżkę Tomonariego, która dodam jeszcze, że nie jest dostępna od razu i musimy najpierw ukończyć inne wątki, skierujemy się ponownie w stronę common route współdzielonego z Kunitaką i będziemy musieli wziąć udział w badaniu sprawy Tenichibo, czyli rzekomego bękarta szoguna. Najpierw Suzuno, pod czujnym okiem Tomonariego przejdzie przygotowanie z ceremonialnego picia herbaty, aby wkraść się w łaski żon samurajów i wyciągać od nich informacje, w trakcie spotkań towarzyskich. Później zaś wraz z Kunitaką i Tomonarim dołączy do obozu roninów, gdzie wspomniany Tenichibo uzna ją za niezłą laskę i pozwoli łazić po swojej kryjówce, od czasu do czasu się do niej przymilając. Taki układ rzeczy, naturalnie, nie będzie się podobał srebrnowłosemu samurajowi, bo chociaż w innych ścieżkach nie miał napadów zazdrości względem reszty love interest, dbał jedynie o szczęście Suzuno, tak tutaj wyraźnie drażni go namolność niedorobionego mnicha. Być może dlatego, że widział, iż dziewczyna czuje się w tym wypadku niekomfortowo, a tam musiał po prostu zaakceptować jej wybory życiowe. Nieważne, czy postanowiła się związać z Kunitaką, Kinjim, Genjuro, Yoichim czy Ohtaro.
W każdym razie Tenichibo ląduje tradycyjnie w więzieniu, a Oniwaban muszą skupić się na śledztwie, bo przypadków pojawiania się czarnych nici i potworów w tej ścieżce jest więcej niż w innych opowieściach. Jest jednak też przeuroczy wątek humorystyczny. Pewnego dnia Miharu odwiedza naszą MC, aby zaprosić ją na wspólny spacer. Jest ładna pogoda i dawno nie spędzały razem czasu. Niestety, Suzuno źle interpretuje intencje przyjaciółki i pyta, czy Tomonari też może do nich dołączyć. Jest mu bowiem wdzięczna za całą pomoc, jaką do tej pory jej okazał. Zwłaszcza za lekcje z zakresu etykiety, np. jak chodzić po tatami, jak siadać, jak unosić czarkę, bo jako prosta dziewoja „z ludu” nie miała żadnego obycia „w wyższych sferach”. I o ile to jeszcze Miharu jest jakoś w stanie przełknąć, o tyle załamuje się zupełnie, gdy do pikniku postanawia także dołączyć… Kawamura. Szef Suzuno i Tomonariego był idealnym „kiko”, czyli mistrzem błędnego odczytywania emocji. Był więc przekonany, że zaproszenie obejmuje też jego i nie powinien odmawiać. Kiedy tak naprawdę Miharu nie marzyła o niczym innym, jak tylko go spławić, bo kłóciła się z nim bezustannie… Dodajemy jednak, że to było typowe „kto się czubi, ten się lubi” i oboje robili wyraźnie za parkę poboczną.
Na tej podwójnej randce początkowo jest dość sztywno, bo kiko śmiertelnie milczą, nie widząc potrzeby, aby prowadzić small talk. W końcu wszystko już sobie przekazali podczas składania raportów. W przypływie rozpaczy dziewczyny próbują jakoś rozruszać atmosferę, a to kończy się upadkiem Miharu i wylądowaniem w rzece. A skoro jest już mokra, to rozpoczyna się pojedynek na chlapanie. Tomonari łączy siły z Suzuno, a Kawamura dołącza do Miharu. Kiedy jednak robi się wyjątkowo ślisko, to młody samuraj, własnym ciałem, osłania MC przed upadkiem na twarde kamienie, pokazując ponownie, że jest w nią wpatrzony jak w obrazek i przygotowany do jej ochrony 24/7. Jest to zarazem moment, w którym Suzuno uświadamia sobie… że nawet się jej to podoba. Tomonari jest przystojny, miły, zawsze traktuje ją z szacunkiem i nawet w mowie jest wobec niej bardzo delikatny. (W odróżnieniu od takiego Kawamury, który po prostu pozwala się swojej partnerce wyglebać).
Niestety, przyjazna atmosfera pryska kilka dni później. Suzuno robi co może, aby powstrzymać szalejąca plagę, bo zdaje sobie sprawę z tego, że tylko jej umiejętności klanowe mogą pomóc w znalezieniu czarnych nici. Niewiele to jednak dalej i kolejne osoby umierają, w tym mąż Chie – kobiety, u której piła herbatę z innymi wysoko urodzonymi paniami w common route. Ten stres i presja źle działają na dziewczynę, co nie umyka uwadze Tomonariego. Proponuje więc po raz pierwszy, czy Suzuno nie chciałaby po prostu uciec i zostawić to wszystko za sobą. Że w sumie to jej w tym pomoże, ale MC zdecydowanie odmawia. Niby płaczę i samuraj ociera łzy z jej policzków, ale nie chce się po prostu tak poddać. W końcu Oniwaban nie okazali jej dotychczas nic poza wsparciem. Mieszkańcy Edo jej potrzebowali. Miała tu przyjaciół i bliskich. Nie zmienia to jednak faktu, że śmierć pana Tanabe, męża Chie, była dość makabryczna. Umarł bowiem dosłownie, wychodząc na kilka sekund do wychodka, zaraz za ścianą zza której Tomonarim i Suzuno razem go pilnowali – samuraj został więc pozbawiony jakiejkolwiek godności, a całe Oniwaban okrutnie ośmieszone.
Ostrzałka do broni, znaleziona na miejscu zbrodni, skłania Oniwaban, by przesłuchać potencjalnych sprawców powiązanych z obróbką stali. Mogli bowiem trafić na narzędzie pozostawione przez mordercę. (Chociaż z drugiej strony ofiary miały ogromne dziury w bebechach, więc pytanie czy jakakolwiek broń w ogóle została użyta, a może to p oprostu efekt działania sił nadnaturalnych). W czym muszę przyznać, że zaskoczyła mnie bardzo podstawa naszej MC, bo dziewczyna… była niesamowicie profesjonalna. Zimnie i uważnie obserwowała każdego z zeznających, wyłapując dzięki swoim mocom najmniejsze zmiany w ich emocjach i kłamstwa, a nawet – gdy trzeba, manipulowała rozmową, by wyciągnąć z nich prawdę, np. udając, że potrafi czytać w myślach i jest prawie że yokai. Chyba rzadko w grach otome trafia się aż tak zdeterminowana i poważna protagonistka!
Dzięki poświęceniu Suzuno Oniwaban mają wreszcie jakiś punkt zaczepienia i postanawiają przeprowadzić zasadzkę… Tylko że w ostatniej chwili zmieniają plany, zgodnie z sugestią MC. Bohaterowie rozdzielają się na dwie grupy i Kawamura idzie pilnować dostojników w zamku, co okazuje się tragicznym błędem. Płatnerz, którego imię poznali dzięki przesłuchaniom, był tylko przynętą, by rozproszyć ich uwagę. W efekcie na zamku dochodzi do prawdziwego ataku i Kawamura przypłaca to życiem, bo jego przedmiot zostaje zniszczony. Okazuje się również wówczas, że nim został kiko, należał do Tokugawy i był jego rękawicą do polowania z sokołami. Szogun jest oczywiście smutny, bo utracił najwierniejszego podwładnego i przyjaciela, ale nie pokazuje tego po sobie. Nie zmienia to jednak faktu, że nad Oniwaban zawisają czarny chmury… Dali się dosłownie wyprowadzić antagonistom w pole, bo ci jakimś cudem dostali się do zamku, uszkodzili ochronną barierę, zamordowali jednego z nich i jeszcze prawdopodobnie mieli w szeregach organizacji szpiega, bo zawsze znali ich plany.
Załamana Suzuno czuje się za wszystko odpowiedzialna. To ona namówiła Kawamurę do zmiany strategii, a więc uważała, że ma jego krew na rękach. Tomonari zaś nie mogąc dłużej patrzeć na jej cierpienie, nalega, by wspólnie uciekli z Edo. Co więcej, w tym momencie, gdy rozmawiają razem nocą, dziewczyna orientuje się, że widzi nici emocji wokół szyi młodego samuraja. A to oznacza, że odzyskał on na jakimś etapie swoje serce… Możliwe więc, że gdyby inni kiko się o tym dowiedzieli, to znalazłby się w niebezpieczeństwie. Dlatego – przytłoczona śmiercią – dziewczyna po prostu przystaje na propozycje Tomonariego. Wręcz ma nadzieje, że ją od tego wszystkiego zabierze, ale wtedy nakrywa ich Yabuta. I nie trzeba być mistrzem spostrzegawczości, aby domyślić się, że nie po to wyprowadzili konia ze stajni, bo odczuli ogromną chęć nakarmienia go marchewkami, gdy inni byli w tym czasie pogrążeni w żałobie, więc dowódca od razu dodaje „dwa do swóch”… A choć Tomonari jest gotowy z nim walczyć, to Yabuta nie planuje stać młodym na drodze. Po prostu wyraża swoje rozczarowanie, mówiąc, że spodziewał się po nich więcej i odchodzi. Mnie zaś trudno było się z nim nie zgodzić, bo z jednej strony czułam niesmak wobec postawy protagonistów, ale z drugiej to fajne, że okazali się bardzo ludzcy w swoim strachu i poczuciu porażki.
Tym sposobem Suzuno i Tomonari opuszczają Edo, by zamieszkać w oddalonej w górach wiosce. Żyje się im tak całkiem zacnie, prawie jak nowożeńcy, ukrywając przed Oniwaban, udając, że problemy świata ich nie dotyczą, choć docierają do nich różne plotki i wykonując typowo chłopskie prace. Ba! Ich chata ma nawet łaźnie z gorącą wodą, bo okazuje się, że w tych okolicach są lecznicze źródła. Pełen luksus. Lepiej niż u Oniwaban! Mogą więc nawet razem wziąć kąpiel, chociaż są trochę zażenowani. Tomonari zaś podszkala się z przygotowywania posiłków, bo chce przypodobać się ukochanej… W zasadzie to on już jasno deklaruje, że chce być z Suzuno normalną parą i czeka tylko na jej decyzję. Co jednak jest odsuwane w czasie, bo MC trafia na informacje o swojej matce – Setsu i postanawia porozmawiać z mieszkającą w wiosce kobietą, Form Folk, która może coś o jej rodzicach pamiętać. Btw. To dość zabawne, że na całą Japonie trafili akurat do tej jednej wiochy, która była tak bardzo powiązana z przeszłością naszej protagonistki.
No i oczywiście, okazuje się, że faktycznie Setsu i Munenori żyli kiedyś w tym miejscu. My zaś wreszcie poznajemy prawdę o całym backstory Suzuno i Tomonariego przy okazji. Jak? Bo dziewczyna udaje się do lasu, na którego końcu znajdowała się… kryjówka ninja, klanu Hakuseki. Wcześniej jednak prosi ukochanego, by ten jej towarzyszył w tym śledztwie, a samuraj dosłownie się rozkleja. Boi się o Suzuno, kocha ją i nie chce, by cierpiała, ale wie, że jak opuszczą to miejsce i poznają prawdę, to nie będzie już odwrotu. Dziewczynie nie pozostaje więc nic innego jak mu podziękować za wszystko, co do tej pory dla niej zrobił, w końcu zdradził Oniwaban, ale nie mogła dłużej się ukrywać. Głęboko wierzyła, że poznanie historii klanu może wzmocnić jej moce i dać jej narzędzie do walki w stolicy. Oficjalnie też odwzajemnia uczucia Tomonariego i jest gotowa wrócić z nim razem do Edo i być potem jego faktyczną partnerką.
W czym wielkie „odkrycie” było dość rozczarowujące, bo Tomonari, idąc laskiem, po prostu odzyskuje zapieczętowane dotąd wspomnienia. Przypomina sobie, że inro, z którego się narodził, było prezentem jaki Setsu oferowała Munenoriemu. Że żył u ich boku jako zwykł Form folk, aż pewnego dnia matka i córka zostały porwane przez żądny zemsty klan. Tomonari próbował ruszyć ich śladem do kryjówki Hakuseki, ale po drodze został zamordowany przez tajemniczego napastnika. Niedługo potem odrodził się jako kiko, więc niczego już nie pamiętał… Wciąż jednak czuł niesamowitą więź z MC. Co zaś się tyczy jej dalszych losów, to znamy je z prologu oraz ze ścieżki Ohtaro. Tutaj więc nadmienię tylko, że matka Suzuno faktycznie została zamordowana z ręki dawnych pobratymców, ale dziewczyna przetrwała tę rzeź i razem z ojcem wychowywała się potem w innej wiosce. Nie tak daleko od przeklętej świątyni. (Hm, hm… No dobra, ale skoro tak, to dlaczego Tomonari był 100% samurajem? Czy nie mówiliście wcześniej, że koki przejmują cechy i ambicje swojego stwórcy? Czy nie powinien w takim razie być wzorowany na staruszku MC? Tak, wiem. Trochę to freudowskie i creepne, ale prawdziwe, jeśli weźmiemy pod uwagę zasady tego świata przedstawionego. Czy mam rozumieć, że Munenori był bushi, czy jak? Bo sprawiał wrażenie zwykłego chłopa).
Po tych wszystkich rewelacjach nasi bohaterowie wracają do Edo, które dosłownie jest w opłakanym stanie. Wielkie potworzysko szaleje po ulicach, więc Oniwaban muszą stawić mu czoła nim cała stolica, a potem pewnie świat, zostanie zniszczony przez Plagę. Na szczęście towarzysze nie mają im za złe zdrady. Niby Tokugawa domaga się od Tomonariego, by ten honorowo odebrał sobie życie, ignorując łzy i błagania MC, ale był to tylko test, aby sprawdzić ich determinacje i samuraj nie dostał broni z prawdziwym ostrzem. Można więc powiedzieć, że wszyscy dość ekspresowo im wybaczyli, ale co się dziwić, skoro na gwałt potrzebowali sojuszników? Szogun opowiada przy okazji zebranym o pewnym wydarzeniu z przeszłości i swoim spotkaniu z bogiem Hibina. To od niego znał prawdę o losie klanu Hakuseki. Dowiedział się również, że za powstawaniem czarnych nici i potworów stał tak naprawdę inny kami – Hibie, który popadł w obłęd. Zadaniem szogunatu było więc powstrzymanie tego splugawionego bóstwa.
Tym sposobem dochodzimy do konfrontacji z głównym złym… Która była dość rozczarowująca. Chłopaki naparzały się bowiem z potworem, MC używała swoich mocy, aby wpłynąć na barierę, a o wyniku pojedynku zadecydował sokół Aoba i rękawiczka Kawamury, która dosłownie się przebudziła, by dać Tomonariemu siły. Mam więc dziwne wrażenie, że co rusz jakieś ptakowate dokonują cudów w tej grze. W każdym razie, ku radości fanów, w dobrym zakończeniu Kawamura faktycznie odradza się ponownie, już jako zwykły Form Folk i bez wspomnień ze swojej śmierci, ale to prawdopodobnie dlatego, że scenarzyści chcieli mu oszczędzić traum i nie ujawniać zbyt łatwo głównego antagonisty. Nie muszę więc chyba dodawać, że takie rozwiązanie najbardziej cieszy Miharu, która dosłownie od razu zaciąga go do pracy przy odbudowywaniu Edo? (No i dzięki temu mogli być potencjalnie parą w przyszłości – jako koki nie mógłby się bowiem w naszej blond piękności zakochać).
Co się zaś tyczy innych losów, to Ohtaro tradycyjnie wyrusza w podróż do Kyo, Tenichibo zostaje ułaskawiony, a Tomonari… zostaje człowiekiem. Okazuje się, że klan Hakuseki miał jeszcze jedną, specjalną moc i miłość Suzuno potrafi na stałe przyczepić duszę przedmiotu do stworzonego dla niego, zastępczego ciała. Co chyba wiązało się teraz również z chorowaniem, starzeniem i innymi atrakcjami naszego gatunku. Z drugiej strony mogli teraz pewnie spokojnie założyć rodzinę, co jak wiemy z jednego z bad endingów, było też pragnieniem MC.
A skoro już o tym wspomniałam, to w pierwszym ze smutnych zakończeń, Tomonari postanawia nie słuchać protestów MC, gdy ta nie chce opuścić Edo, i po prostu ją ogłusza i porywa. Potem jest mu co prawda wdzięczna, gdy uświadamia sobie, że faktycznie nie udźwignęłaby ciężaru odpowiedzialności, ale od tej pory parka musi uciekać coraz dalej i dalej w głąb Japonii, bo gdziekolwiek się nie udawali, to Plaga postępowała. Można się więc domyślić, że wszyscy w stolicy polegli. Wreszcie protagoniści lądują aż w Ezo, znanego graczom otome z ostatnich scen z gry „Hakuoki”, a tam, po wielu latach tułaczki, Suzuno wreszcie umiera ze starości, kiedy jej kochanek pozostał wiecznie młody i piękny… Może więc w jakimś stopniu uchronił ją przed bólem, ale pytanie, co go potem czekało?
W innym, smutnym zakończeniu dusza Tomonariego odczepia się powoli od ciała, więc mężczyzna zaczyna znikać… Niby więc ostatecznie walczyli z przyjaciółmi i pokonali zło, ale po tym, jak pieczęć koki została złamana, nie dawało się go w żaden sposób ocalić. Mimo to Suzuno odwiedzała go codziennie. Nawet gdy był tylko w duchowej formie. A ponieważ jest przytłoczona rozpaczą, pozwala mu się nawet siłą pocałować. W działaniach mężczyzny jest bowiem pewna desperacja, że wkrótce wszyscy o nim zapomną i będą żyć swoim życiem, a przecież nie pragnął niczego więcej, jak być u boku bezpiecznej Suzuno. Na nic więc przydało mu się to całe odzyskanie serca, bo miał z tego powodu tylko cierpieć.
I to już w zasadzie tyle, jeśli chodzi o podsumowanie tej nieco zawiłej ścieżki. Wbrew temu, że Tomonari widnieje jako twarz reklamująca grę, to nie nazwałabym jego wątku flagowym. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że trochę ucierpiał, bo musiał odstąpić fabularnego miejsca na wyjaśnienie tych wszystkich ciekawostek związanych z przeszłością Suzuno i klanem Hakuseki. W efekcie mieliśmy tutaj więcej backstory naszej MC niż samego Tomonariego. Mimo to była to sympatyczna postać, z dobrą dynamiką z bohaterką, dość romantyczna opowieść, chociaż jednocześnie inna od pozostałych, bo dziejąca się w jakiś wioskach, świątyniach i laskach, a nie w samym Edo. Nie bawiłam się przy niej może tak dobrze jak przy innych, ale też nie wynudziła mnie jakoś szczególnie. Myślę więc, że znajdzie swoich fanów, bo z Tomonariego był bardzo opiekuńczy, ofiarny i sympatyczny love interest. Nawet jeśli czasami aż nadto wpatrzony w naszą bohaterkę.