Nigdy nie podejrzewałam, że kiedyś przyjdzie mi przechodzić grę otome, w której głównym tematem fabuły będzie… syfilis. Znana u nas również jako kiła, choroba ta siała spustoszenie w Europie w XV wieku i to jedna z najstarszych chorób zakaźnych przenoszonych drogą płciową. A, podając za Wikipedią: „Nieleczona kiła prowadzi do uszkodzenia układu nerwowego, utraty wzroku, zaburzeń psychicznych, uszkodzenia układu krążenia, kości, stawów i narządów miąższowych, a także w niektórych przypadkach może być przyczyną śmierci”. Ale to tyle na temat medycyny, bo pewnie niektórzy z was, a przynajmniej ci, którzy nie przechodzili ścieżki Kinjiego, przecierają teraz oczy ze zdumienia, o czym ja w ogóle wygaduje? Pozwólcie więc, że tradycyjnie przejdę najpierw do streszczenia fabuły.
Aby zobaczyć rozdziały Kinjiego, musimy zdecydować się na współpracę z Ohtaro i Yabutą, co pozwoli nam przejść common route powiązany z Dzielnicą Rozrywki. Szczerze powiedziawszy, miałam pewne opory ze zrozumieniem, czemu w ogóle bohaterka miałaby się w to pakować. Jej pierwsze spotkanie z Kinjim miało miejsce w teatrze i dowiedziała się wówczas, że jest aktorem kabuki, który gra tylko rolę żeńskie, Ohtaro był miły, ale wydawał się trochę nieodpowiedzialny, a Yabuta od początku tylko na nią warczał i o wszystko się wściekał. Niemniej nasza MC, o dźwięcznym imieniu Suzuno, tłumaczy sobie w ramach wewnętrznego monologu, że skoro jest ostatnią przedstawicielką klanu posiadającego super moce, umożliwiające jej widzenie cudzych emocji w postaci nici, to jej obowiązkiem jest używać ich tam, gdzie będą najbardziej potrzebne. I tak właśnie bohaterka ląduje w tej najbardziej niespokojnej i szemranej z dzielnic, gdzie ludzie szukają zabawy, seksu, hazardu i zapomnienia…
W czym nie będę opisywać całego common route, bo nie starczyłoby mi czasu na rozdziały Kinjiego, ale opowiem tak pokrótce wydarzenia z początku. W zasadzie już pierwszego dnia nasza MC trafia na obściskującą się publicznie parkę: kupca Tatsunosuke z Kirima Exchange i kurtyzanę Ruriko. Ta ostatnia jest wniebowzięta, bo kochanek obiecał, że ją wykupi, dzięki czemu dziewczyna odzyska wolność. Co akurat bardzo ucieszyło Suzuno, bo współczuje swojej, prawie że rówieśniczce. Potem ekipa rusza do domu hazardowego, gdzie MC uczy się zasad gry w oicho-kabu za pomocą kart hamafudy, a nawet ogrywa swoich kompanów. Ma jednak za dobre serduszko, by zgarnąć kasę, więc grzecznie oddaje im zakłady.
Jakiś czas później bohaterowie dowiadują się, że po mieście grasuje Nekomata Boy, złodziejaszek, który pojawił się parę lat temu, potem zniknął, a teraz znowu kontynuował swoją przestępczą działalność. W skrócie to okradał bogatych i rozrzucał kasę biednym, w czym nie byłoby w tym nic dla Oniwaban interesującego, gdyby przy okazji takich akcji nie pojawiały się czarne nici i powiązane z nimi potwory. W trakcie próby rozwikłania tej zagadki Ohtaro, Kinji i Suzuno odkrywają, że pierwszym Nekomantą był… ich szef, Yabuta. Ułaskawiony przez samego szoguna. Mieli więc do czynienia z naśladowcą, a tym, w wyniku różnych zwrotów akcji i losowych zdarzeń, okazała się koniec końców Ruriko. Jakim cudem? Mnie nie pytajcie. Nie mam pojęcia jak zniewolona i ciągle obserwowana kurtyzana dawała radę uciekać z domu uciech, przebierać się za złodzieja, okradać bogaczy, a potem mieć jeszcze czas i kondycję, by tę kasę rozdać… Na dodatek jej motywacja też okazała się z absolutnego kosmosu, bo podobno chciała tylko sprawić przyjemność Tatsunosukę, który był fanem Nekomaty i marzył o zobaczeniu, chociaż raz, swojego idola. Well…
W każdym razie Ruriko ląduje w więzieniu, bo nawet po odprawieniu na niej rytuału przez Suzuno, stan dziewczyny po tym jak była opętana przez czarne nici, jest bardzo zły i zapada w śpiączkę. (Dlaczego tak się stało dowiemy się, niestety dopiero ze ścieżki Ohtaro). Nie pomaga nawet to, że Tatsunosuke jej wybaczył i codziennie odwiedzał ukochaną. Bohaterowie dochodzą więc do wniosku, że zagadka na temat tego, co naprawdę się wydarzyło w Dzielnicy Rozrywki, musi skrywać się w jednym z domów uciech. Najpierw jednak organizują wspólną, pijacką imprezę, aby uczcić swoje małe zwycięstwo, ponabijać się z Yabuty, spróbować konkursu picia, a nawet doprowadzić do tego, że MC urwał się film… w czym tylko biedny Ohtaro został trzeźwy.
Szczerze mówiąc, w trakcie tych wydarzeń, nie czułam zbytnio by Kinji i Suzno zbliżyli się do siebie. No, może mieli kilka scenek, gdzie przekroczone zostały granicę fizyczne (raz facet przytrzymał jej brodę, by zmusić ją do patrzenia w oczy, raz kazał wymienić wszystkie powody, dlaczego uważa go za pięknego, a raz przytulił ją, aby schowali się jakoś w archiwum…), ale wiał od nich trochę chłód. W sensie, fajnie, że Suzuno sama uznała, że z Kinjiego jest niezłe ciacho, ale chciałaby mieć w nim w pierwszej kolejności przyjaciela i kogoś, kto będzie ją szanował jako współpracownika, a nie partnera, ale brakowało mi tej odczuwalnej w innych ścieżkach nici sympatii. Kinji wpisywał się tutaj (wyjątkowo!) idealnie w schemat zachowań, które twórcy określali za typowe dla „kiko”, a które poza nim przejawiali jeszcze tylko Genjuro, Tomonari i Kawamura. Nie rozumiał emocji, jedynie udawał człowieka, we wszystkim kierował się chłodną logiką, a za cel swojego istnienia uznawał tylko i wyłącznie wykonywanie rozkazów szoguna.
Niemniej to właśnie chęć zaimponowania Kinjiemu skłania MC, że musi bardziej przydać się Oniwaban. Nie tylko swoją mocą, ale też jako szpieg. Każdy z nich wykonywał przecież jakąś robotę, aby dzięki temu zbierać informację dla Tokugawów, a misja, której zamierzała się poświęcić, była wręcz stworzona dla młodej kobiety. Zgodnie z sugestiami Yabuty i spółki, Suzuno zatrudnia się w domu uciech jako kamuro. (Czyli najniższa w hierarchii uczennica, która poza szkoleniem zajmowała się też usługiwaniem kurtyzanom). Niby była to rola przeznaczona dla dziewczynek, a nie kogoś przed dwudziestką, ale z drugiej strony Suzuno tłumaczyła się brakiem doświadczenia… no i potrzebą szybkiego spłacenia długów rodziców. W czym swoją odwagą i determinacją zaskoczyła nawet pozostałych Oniwaban. Zwłaszcza Kinjiego, który nie spodziewał się po niej podobnej decyzji. Szczególnie gdy usłyszał, że jego rekomendacja, aby powierzyć Suzuno to zadanie, była jednym z powodów, dlaczego chciała spróbować. MC cieszyło po prostu, że ktoś pokłada w niej wiarę.
Btw. Wyjątkowo przyznaje, że scena z „rozmowy kwalifikacyjnej” była jedną z najzabawniejszych w całej grze. Moment w którym dziewczyna z dumą oznajmia, na pytanie o swoje umiejętności, że potrafi rozpoznawać jadalne, dzikie rośliny sprawił, że szczerze się roześmiałam, wyobrażając sobie minę tego faceta lub potencjalnych, przyszłych klientów, których miała by zabawiać rozmową.
Od tej pory Suzuno trafia pod opiekę do kurtyzany Okuni. (Kobiety, która też była ożywionym przedmiotem i należała kiedyś do samej założycielki szkoły kabuki – Izumo no Okuni). To od niej MC uczyła się zasad nowego fachu, ale też pobierała lekcje z bankietów, grania na instrumentach, konwersacji czy poezji. Głównie jednak starała się myszkować, aby odkryć, czym była tajemnicza choroba, która pustoszyła dzielnicę Czerwonych Latarni i na którą wyraźnie cierpiała też Ruriko. Na ciałach ofiar pojawiały się bowiem dziwne znamiona, które powiązano właśnie z kiłą, co jak wiadomo dla domów rozkoszy było gwoździem do trumny. A mnie osobiście trochę wzdrygał fakt, jak niewiele refleksji bohaterowie poświęcali nie tylko samemu procederowi prostytucji, ale też temu, że wykorzystywane w ten sposób ożywione przedmioty żyły przecież w absolutnym piekle. W końcu mówimy o najzwyczajniejszym niewolnictwie, gdzie tym kobietom nie wolno było nawet opuszczać dzielnicy… Ale zrzućmy tutaj winę na realia historyczne i podejście do humanitaryzmu.
Jakiś czas później bohaterowie spotykają się w świątyni, aby omówić postępy ze śledztwa. Suzuno jest tym wszystkim emocjonalnie i fizycznie zmęczona, ale próbuje nie dawać po sobie niczego poznać. W końcu sama zgłosiła się do tej misji i naprawdę chciała pomóc Oniwaban. Kinjiego zaś ponownie zaskakuje jej silna wola, więc nawet odprowadza ją do przybytku, choć przeważnie unikał takich miejsc. Jako „kiko” nie odczuwał pociągu fizycznego, a choć miał wiele fanów i fanek, to nie rozumiał ich uczuć i nie traktował ich poważnie. Nie wiedział przecież, czym jest piękno i dlaczego w ogóle się nim zachwycają. Jak się zresztą w trakcie rozmów okazało, to nawet nie tak, że interesowało go kabuki. Kinji powstał ze szpilki do włosów człowieka, którego matka cały czas próbowała wychować na dziewczynkę. Ponieważ nie mógł spełnić jej oczekiwań i zmienić swojej płci, próbował zawalczyć o miłość rodzicielki, grając jako onnagata… Ale i to nie pomogło, więc wreszcie stoczył się i skończył marnie. Kinji tymczasem, mając takiego stwórcę, przejął część jego pragnień i woli. Grał w kabuki, bo tak postępował jego stwórca… i nic ponadto. Był więc ukształtowany przez człowieka, którego nawet nie znał. (Ten sam motyw, co w ścieżce Kunitatki).
Później okazuje się dodatkowo, że Okuni i Kinji nieco się znają. W tym sensie, że oboje byli ożywionymi przedmiotami, a kurtyzanę bardzo interesowała jego szpilka do włosów, ale Kinji nie chciał na ten temat dyskutować, bo dla „kiko” odzyskanie serca i wspomnień oznaczało wyrok śmierci. Stawali się wówczas podatni na wpływy czarnych nici i potworów (= blightfall), więc nie mogli wykonywać misji, do której zostali przez szoguna powołani. Niebezpiecznie więc było w ogóle się nad takimi rzeczami zastanawiać i Kinji wolał Okuni po prostu unikać.
Prawdziwym przełomem w relacjach głównej parki jest jednak dopiero scenka, w której trakcie Suzuno otwarcie sprzeciwia się Kinjiemu. Wcześniej trochę pozwalała mu z siebie drwić i prowokować, np. gdy podczas jednego z tajemnych spotkań w świątyni, kazał jej odpoczywać na swoich kolanach albo dać się nakarmić, to mimo zażenowania jednak mu ustępowała. Przerywała też pytanie o cokolwiek, co dotyczyło jego osoby, gdy tylko dawał jej do zrozumienia, że nie podoba mu się ta rozmowa. Teraz jednak było inaczej, bo Suzuno odkryła, że Kinji absolutnie nie dba o swoje zdrowie. W czasie walki z potworami wykorzystuje styl, który wymaga od niego zastania zranionym w lewą rękę, by prawą zadać cios. Dlatego miał prawie całą kończynę w bliznach. Dziewczynę trafił zatem szlag, że przy tym całym jego mądrzeniu się, jaki to nie jest doświadczony i jak nic go nie obchodzi poza efektywnością, sam doprowadza do swojego powolnego unicestwiania. Zresztą, deklaruje wprost, że jeśli Kinjiego kiedyś zabraknie, to będzie z tego powodu emocjonalnie zdewastowana. A chociaż rozmowa kończy się kłótnią, to Kinji czuje, że zaszła jakaś zmiana w jego sercu, bo… uznał Suzuno w tamtym momencie za piękną. Nikt nigdy wcześniej tak otwarcie nie pokazał mu, że życie przedmiotów też ma jakieś znaczenie.
Tymczasem fabuła przenosi nas do wydarzeń niczym rodem z „Wyznań Gejszy”. Suzuno dowiaduje się, że właściciel domu uciech ustalił, że za dwa dni odbędzie się jej mizuage. Okazuje się, że przez swoją nieostrożność była zbyt miła dla sprzedawcy kimon i ten postanowił zapłacić za prawo do przespania się z nią i zostania jej patronem. Spanikowana MC postanawia zatem czym prędzej skontaktować się z Oniwaban, bo tak dalece nie zamierzała poświęcać się dla misji… ale przez swoją kolejną wpadkę ląduje za kratami. Dlaczego? Bo gdy przypadkiem wpadła na inną kamuro, która chciała nocą uciec z burdelu, to Suzuno próbowała jej pomóc i w efekcie obie zostały złapane i ukarane. Przerażona bohaterka ląduje więc jakiś czas później w sypialni, skrępowana i przygotowana do sprzedania jej ciała, gdy… ta dam ta dam… pojawia się Kinji! Sławny aktor kabuki dogaduje się z właścicielem domu uciech, że zapłaci dwukrotność tego, co oferował kupiec kimon i od tej pory to on będzie sponsorem Suzuno. A skoro sypnął sumą wartą oiran, to nikt nie robi mu problemu. Tylko tak się szczerze mówiąc, zastanawiam – i ktoś z większą wiedzą historyczną niech mnie poprawi, jeśli się nie mylę – ale czy aktor kabuki, nawet bardzo bogaty nie był samym dołem społecznej hierarchii? Czy kupiec, który handlował kimonami, czyli prawdopodobnie mógł zaopatrywać nawet domy uciech, nie byłby w tym wypadku kimś, kogo nie chciano by obrażać, by zrobić przyjemność jakiemuś artyście? Ale to takie luźne dywagacje. Pamiętam przecież, że mówimy o settingu fantasy…
Od tej pory Suzuno i Kinji prowadzą już śledztwo wspólnie, bo facet bez problemu może ją odwiedzać, udając zakochanego klienta. Na dodatek ich randki wcale nie są opłacane z oszczędności Kinjiego, ale z kasy Oniwaban, czyli de facto budżetu szogunatu = dobrych obywateli. W trakcie tych wieczorków Suzuno wyznaje Kinjiemu miłość i mówi, że wcale nie musi jej odwzajemniać, bo i tak jest szczęśliwa. Nie oczekiwała od „kiko”, aby ryzykował swoje bezpieczeństwo i złamanie pieczęci, ale facet się takiego rozwiązania już nie boi. Wręcz przeciwnie mówi Suzuno, że ma go w sobie rozkochać. Że nawet gdyby odzyskał serce, to raczej mu nic nie zrobią, bo jest zbyt przydatny, sławny i ogólnie średnio by się to Oniwaban opłacało. Poza tym chyba wierzył w wyrozumiałość szoguna Tokugawy, skoro nawet Yabucie odpuszczono w przeszłości bycie Nekomanto Boyem w zamian za służbę.
Wspólnymi siłami bohaterowie odkrywają, że zarażone dziwną chorobą kurtyzany wcale nie były poddawane kwarantannie, ale niszczone. Znaleźli bowiem w piwnicy pogrzebane przedmioty, z których kobiety były stworzone. Niesłusznie w pierwszej kolejności wydaje im się, że za te wszystkie wydarzenia w Dzielnicy Rozrywki odpowiadał koniec końców Tatsunosuke. Łączą bowiem jego nagłe zainteresowanie licznymi kurtyzanami, dziwny urok „na szczęście” jaki na nich wykonywał i stan Ruriko z jego podejrzanym zachowaniem. Tym, że dość szybko zapomniał o pogrążonej w śpiączce ukochanej i zaczął spotykać się z innymi kobietami, ale też tym, że miał kontakt z większością ofiar. Aby jednak rozwiać swoje wątpliwości, muszą ponownie skonfrontować się z Ruriko. Dzięki mocy swojego klanu Suzuno przejmuje od dziewczyny część jej choroby i doprowadza tym samym do jej przebudzenia. A chociaż Ruriko jest w szoku, to dalej chce ocalić swojego lubego.
Tyle że dla Kinjiego sytuacja wcale nie wygląda aż tak różowo. Skoro odzyskał serce i jest pewien tego, że odwzajemnia uczucia Suzuno, to nie chce, by MC poświęcała się dla Oniwaban. Plan organizacji zakładał przecież, że zbiorą zarażonych w teatrze, Suzuno odprawi swój rytuał, a wtedy uleczą ogromną ilość osób, a może nawet wywabią z ukrycia sprawcę. Tylko że takie rozwiązanie sprawiło, że dziewczyna znajdowała się w największym niebezpieczeństwie. Co bynajmniej jej nie powstrzymało. Suzuno chciała to zrobić. Uważała, że ma taki obowiązek, bo po coś odziedziczyła swoją moc. Na dodatek inni Oniwaban zrobiliby na jej miejscu to samo, więc nie powinna być uprzywilejowana.
I faktycznie, pod pretekstem pokazania nowej sztuki kabuki, w teatrze zbiera się ogromna widownia – w tym Ruriko i reszta Oniwaban, która liczy na powstrzymanie Tatsunosukę, ale uważnie gracze pewnie już wiedzieli, że od początku umykał im przez to główny antagonista. Prawdziwym źródłem choroby okazała się… Okuni, która tylko wypełniała wole jakiegoś tajemniczego, smutnego boga o imieniu Hibie. Kurtyzana spotkała nieszczęśliwą istotę pewnej nocy i postanowiła się z nią zaprzyjaźnić. W efekcie jej serce też pogrążyło się w nienawiści. Trudno, żeby nie, skoro każdego dnia oglądała niesprawiedliwość, podłość, przedmiotowe traktowanie kobiet i… eee… przedmiotów, uwięzionych w burdelach. W czym Okuni, w swoim szaleńczym monologu, usprawiedliwiała zarażanie wszystkich dziwną chorobą i wysługiwanie się Tatsunosuke tym, że odczuwała wielką nienawiść wobec swojej stwórczyni. Chciała być wolną istotą. Niezależną, a nie tylko jakimś stworem, zmuszonym do zachowywania się i wiedzenia życia, jakie ktoś dla niej wybrał.
Ostatecznie, została przez naszych protagonistów pokonana – przy pomocy stali, podstępu i sprytu. W czym kudosy dla twórców, że specjalnie dla scenek w teatrze przygotowano spirity z Kinjim jako onnagata. Bohaterowie pokonują Okuni, wpływ dziwnego boga znika przy okazji, a wszyscy zostają z czasem uzdrowieni. To prowadzi do tego, że Kinji i Suzuno mogą spokojnie wypisać się z Oniwaban pod warunkiem, że w razie potrzeby dziewczyna użyczy im swoich mocy. Poza tym ich życie niewiele się zmienia. Kinji dalej gra w teatrze kabuki, ale ma teraz nową spinkę do włosów – po tym jak Okuni wróciła do formy przedmiotu, to sobie ją zachował na pamiątkę. Suzuno dalej go odwiedza i zgadza się spędzić z nim przyszłość, cokolwiek by to dla nich znaczyło. Nawet Tatsunosuke i Ruriko dostają swój happy ending, bo zostają uniewinnieni i tylko Ohtaro decyduje, że z jakiegoś powodu opuszcza Edo i udaje się do Kyo. Btw. Poważnie, po tym wszystkim, po odzyskaniu wolności, po przemówieniach na temat tego, że nie muszą żyć tak jak chcieli tego jego stwórcy… Kinji dalej przyjmuje tylko role kobiecie? Ale… dlaczego? Jaki to ma sens? Gdzie jest tutaj ewolucja postaci?
Znacznie ciekawsze jest jednak złe zakończenie. Zgodnie z przewidywaniami Kinjiego, taka ilość splugawienia, jakie musiała przyjąć na siebie Suzuno, sprawiła, że dziewczyna też zamieniła się w potwora (tutaj nazywanego blightfall). Ogłupiona i opętana przez tajemniczą moc, myślała, że Okuni jest jej matką i zwróciła się przeciwko dawnym towarzyszom. Dopiero ostatnim momencie otrzeźwienia ubłagała Kinjiego, aby ten ją zabił. Nie chciała bowiem dłużej egzystować w ten sposób, więc ukochany spełnił jej wole, przeszywając klatkę piersiową dziewczyny wakizashi i umierając niedługo po niej. Całość kończy się typowym dla azjatyckich dram życzeniem o to, by dane im było się spotkać i pokochać w następnym wcieleniu.
Kurcze, dużo się tu działo, zwłaszcza wokół tego całego Celestial Maiden Robes, czyli epidemii, ale miałam dziwne wrażenie, że gram w inną grę niż do tej pory. Tło akcji dla Kunikaty, Genjuro i Yoichiego było dosyć podobne. Nagle jednak utknęliśmy w otoczeniu tych wszystkich biednych kobiet i ich klientów, a bohaterka spędzała jako kamuro tak wiele czasu, że zdarzało mi się zapominać o Oniwaban. Byliśmy więc nie tylko mocno odizolowani od reszty towarzyszy, ale też od love interest. Bo jasne, pojawiał się, by odbierać raporty, ale jednak wspólne śledztwo pojawiło się tylko na początku i końcu tej ścieżki. Przez większość czasu Suzuno była jednak sama i częściej czułam, jak zbliżyła się do Okuni niż do Kinjiego. A może po prostu to miejsce było dla mnie zbyt przygnębiające i przez to nie dostrzegałam, że love is in the air? Fajnie chociaż, że Kinji był jednym z tych „kiko”, którzy faktycznie zachowywali się tak, jakby po nich oczekiwać. Uwielbiam archetyp kuudere i nie przeszkadzałoby mi, gdybyśmy dostali nawet więcej takich. Ścieżka typu „love it or leave it”. Mnie raczej brakowałoby motywacji, aby wrócić do niej po latach, ale domyślam się, że może znaleźć sporo fanów. Nie była bowiem zła. Po prostu specyficzna.