Yoichi to facet o osobowości kota. Lubi drzemki, jedzenie, bycie rozpieszczanym (ale na swoich warunkach), w zamian za co daje się podziwiać, a i kiedy już poświęca się pracy, to wykonuje ją w 100% dobrze. I może dlatego, że jestem typowym psiarzem, tak średnio podeszła mi jego osobowość, bo do tego zestawienia aż prosi się o dodanie przymiotnika „niedojrzały”. Lubię postaci, które są cyniczne, albo mają ostry język, ale Yoichi w typowy dla tsundere sposób balansował na granicy bycia zwyczajnie nieuprzejmym. Zwłaszcza wobec bohaterki, która nie robiła absolutne nic, poza wyrażaniem wobec niego podziwu…
Ale do rzeczy! Yoichi jest sumarycznie czwartą osobą z ekipy Oniwaban, czyli ożywionych przedmiotów, a zarazem tajemnych agentów na służbie u szoguna, których Suzuno poznaje po swoim przybyciu do Edo. Tak jak Genjuro, Yoichi jest odpowiedzialny za nadzorowanie dzielnicy zamkowej, czyli stosunkowo prestiżowej i spokojnej. Jego cywilną przykrywką jest z kolei praca w gorzeli, gdzie pełni rolę kogoś w rodzaju głównego sprzedawcy czy też powiedzielibyśmy dzisiaj „menadżera”, bo kieruje on zmianami pozostałych pracowników, rozwiązuje spory i reprezentuje właściciela Yanagiego. Ogólnie, nie tylko w gorzelni, ale i na mieście, Yoichi cieszy się dobrą reputacją i sporą popularnością. Handlarze chętnie podtykają mu za darmo smakołyki, bo lubią patrzeć, z jakim entuzjazmem je pożera, a młode dziewczęta kochają się w nim za jego charyzmę, pracowitość i naturalną urodę.
Tymczasem, gdy Suzuno już oficjalnie dołącza do Oniwaban, nie ma początkowo z Yoichim dobrych relacji. Facet ostrzega ją, że jako „kiko”, ożywiony przedmiot, ma bardzo ograniczone spektrum emocji i potrzeb. Jeśli więc wydaje się jej, że jest dla niej uprzejmy, to tylko dlatego, że to zręczna gra aktorska. „Kiko” mają bowiem w zwyczaju dopasowywać się do oczekiwań odbiorcy. Jeśli więc Suzuno chce, aby byli dla niej mili, to właśni taką emocje będą udawać. Wbrew jednak temu, co mówi, Yoichi ani na moment nie sprawiał dla mnie wrażenia kogoś, kto cokolwiek udaje czy nie kieruje się uczuciami. Nie był pod tym względem jak Genjuro, który wyraźnie potrzebował sporo czasu na analizę i właściwą reakcję, czy Kinji, który zawsze jawił się jako chłodny. Od początku podejrzewałam zatem, że gostek coś kantuje i jego serce wcale nie zostało nigdy zapieczętowane… Ale nie uprzedzajmy faktów.
W prologu, po rozważaniu wszystkich „za i przeciw”, Suzuno musi dołączyć do któreś z grup i decyduje się na duet zamkowy. Co prowadzi nas bezpośrednio do common route wspólnego dla Genjuro i Yoichiego, w trakcie którego bohaterowie próbują rozwiązać sprawę tajemniczego yokai znanego jako kamikiri – tak, tego który kradnie kobietom włosy. W czym po raz kolejny muszę powiedzieć, że bardzo zaimponowała mi MC w tej ścieżce. Kiedy dziewczyna uświadamia sobie, że tylko utrudnia wykonywanie chłopakom roboty, bo jest bezsilna, postanawia, że musi nauczyć się podstaw samoobrony. Prosi więc Yoichiego, by w wolnych chwilach udzielał jej lekcji w dojo i nie daje się mu nawet spławić, chociaż facet jawnie daje do zrozumienia, że uważa jej pomysł za stratę czasu. Szybko jednak zmienia zdanie, gdy zauważa, że Suzuno wcale nie żartuje. Pomimo tego, że jest obijana i raz po raz przewracana na matę to zawsze wstaje, dziękuję za kolejne wskazówki i podejmuje dalsze próby. Wreszcie, zadowolony z jej postępów, Yoichi podarowuje nawet Suzuno nóż, aby zawsze miała z sobą jakąś broń na wypadek, gdyby została napadnięta.
Co więcej, Suzuno nie waha się nawet wystawić na niebezpieczeństwo i sama proponuje, że zostanie przynętą, aby wywabić kamikiri z kryjówki. Chociaż nie uważa swoich włosów za ładne, to są one jej zdaniem wystarczająco długie, by mogły robić za cel ataku. Co zresztą okazuje się bardzo dobrym pomysłem, bo faktycznie udaje im się dzięki temu poczynić znaczne postępy w sprawie. Nie będę jednak streszczać całego common route, bo nie starczyłoby mi na to życia. Zresztą, poza lekcjami w dojo, bohaterowie dzielą we wspólnej ścieżce w zasadzie jeszcze tylko jedną, istotniejszą scenę, a mam tu na myśli moment, w którym Yoichi pomaga MC rozczesać włosy. Nie z powodu jakiegoś romantycznego gestu. Ot, po prostu uważa, że jako kobieta powinna bardziej o siebie dbać, a jej głowa wydaje się zawsze w nieładzie.
Po tych wcześniejszych wydarzeniach Suzuno decyduje się dołączyć do Yochiego w gorzelni, dzięki czemu łatwiej będzie się im pracować jako ukryci agenci Oniwaban. Oczywiście, pojawienie się młodej, tajemniczej dziewczyny u boku głównego sprzedawcy musiało przyczynić się do powstania plotek. Tym sposobem nasza protagonistka zostaje przyciśnięta przez resztę pracowników do muru i musi się jakoś wytłumaczyć, a kiedy jej wydaje się, że im bardziej enigmatyczna odpowiedź, skąd znają się z Yoichim, tym lepiej, to dzieje się wręcz przeciwnie. Suzuno doprowadza do sytuacji, w której pracownicy gorzelni są wręcz pewni, że Yoichi i Suzuno są parą, a naszej dwójce nie pozostaje nic innego, jak na taką wersję wydarzeń przystać. Nie dlatego, że nie byliby w stanie odkręcić kłamstwa. Po prostu Yoichi dochodzi do wniosku, że jest mu to nawet na rękę. Ponieważ nie lubił rzeczy, które wymagały od niego zbyt dużego zaangażowania, to miał już dość tych wszystkich zakochanych w nim panien, które wciąż domagały się randek i uwagi. Liczył więc na to, że rzekomy romans z Suzuno pozwoli mu się od tego w jakimś stopniu uwolnić. Wystarczyło więc tylko podtrzymywać kłamstewko, raz czy dwa wykonać wobec niej jakiś sugestywny gest, a reszta rozwiąże się sama.
A to prowadzi nas do dość stereotypowego motywu, bo – jak można się domyślić – Suzuno dość szybko odkrywa, że przynajmniej jedna z kobiet nie zamierza odpuścić tak łatwo. Innymi słowy, ma rywalkę. Na dodatek dość namolną, bo posuwającą się do tego, że nawet śledzi parkę. Co staje się tym bardziej upierdliwe, że Yoichi nie ma żadnych oporów, by przesuwać granicę ich aktorskiego występu, byle tylko wypaść bardziej wiarygodnie. To dlatego – podczas ćwiczeń w dojo – dotyka ust MC, gładzi jej twarz, nazwa „kawaii” i ogólnie wprawia jej serce w galop, bo do tej pory nikt jej nigdy nie uwodził ani nie okazywał w ten sposób czułości.
Na szczęście nie mamy tutaj akcji zazdrości rodem z patologii typu „Amnesia”, więc rywalka Suzuno – sprzedawczyni o imieniu Sato – nie posuwa się do niczego więcej niż ostrzeżenia. Jawnie oznajmia MC, że nie wierzy w ich uczucie. Nie sprawiają wrażenia, jakby byli szczerze zakochani, a skoro Suzuno nie darzy Yoichiego głęboką miłością, to nie powinna robić mu nadziei i po prostu to przerwać, bo przedłuża tylko niepotrzebnie jego cierpienie. Co nieoczekiwanie… trochę niepokoi naszą protagonistkę. Jeszcze nie wie dlaczego, nie potrafi tego nazwać, ale wcale nie podoba jej się myśl, że mogliby z Yoichim być znowu tylko współpracownikami z Oniwaban. Że w zasadzie to lubi ich wspólne ćwiczenia, te ukradkowe spotkania, to jak miło do niej czasem mówi…
Największe znaczenie ma jednak dla niej scena, w której Yoichi krytykuje bohaterkę za to, że zawsze robi to, czego inni od niej oczekują. Niczym nieszczęsna Sansa Stark nosi swoją uprzejmość jak zbroje. Uśmiecha się, nawet gdy się z kimś nie zgadza lub nie jest szczęśliwa. Powinna więc bardziej dbać o swoje dobro i uczucia, a nie tylko patrzeć, czy przypadkiem nie uraża innych. W czym nie chodzi o to, by wykształciła w sobie egoizm, ale po prostu jakieś mechanizmy obronne, aby nie być wieczną ofiarą. A to całe jego stękanie daje wreszcie naszej protagonistce kopa, by zechcieć znowu pracować nad sobą. Co pokazuje, jak aktywną i silną była protagonistką. Zamiast bowiem jojczyć, postanowiła podjąć w tym kierunku konkretne działania.
Niemniej to wszystko jest w zasadzie tylko wstępem do głównego problemu tej ścieżki, połączonego – jak pewnie się domyślacie – z przeszłością Yoichiego. Edo ponownie zaczynają zagrażać jakieś dziwne, obce moce, podobne do tych, z którymi bohaterowi zetknęli się w czasie badania sprawy kamikiri. Postanawiają więc to sprawdzić, a trop prowadzi ich do samurajskiej posiadłości oraz pewnej powieści. Okazuje się, że zamieszkujący rezydencje Hiraoka Kazukage (pod pseudonimem Harumi Iroha) jest autorem popularnych na mieście romansideł pt. „Ephemeral Love”. Dorabia sobie w ten sposób, nie do końca legalnie, do pensji, bo jego ojciec zmarł nie dawno, a siostra jest ciężko chora. Co niby samo w sobie nie brzmi podejrzanie i nie powinno stanowić powodu do niepokoju, gdyby nie fakt, że z sypialni kobiety bije jakaś dziwna energia, którą Suzuno dostrzega dzięki swojej mocy. Na dodatek pojawiające się w mieście anomalie, personifikacje złych emocji, powtarzają w kółko cytaty z powieści: że wszystko okazało się kłamstwem i że ktoś nie potrzebuje już więcej, jakiegoś podarunku.
Bohaterowie na tym etapie nie potrafią tego wszystkiego jeszcze poskładać i muszą kontynuować śledztwo. Dzięki temu udaje się im trafić na sporo nowych tropów, głównie w dzielnicy czerwonych latarni. Okazuje się bowiem, że wydarzenia przedstawione w powieści są luźno oparte na faktach. Jakiś samuraj zostawił swoją narzeczoną i zbiegł z kurtyzaną. Notabene ta ostatnia również była ożywionym przedmiotem, bo w tym biznesie to się bardzo opłaca – Form folks nie mogą mieć dzieci i nie złapią żadnej, kłopotliwej choroby. Czas więc na ukazanie nieco mroczniejszego aspektu tego uniwersum.
Prawdziwy przełom następuje jednak dopiero jakiś czas później, gdy bohaterowie dosłownie wpraszają się do Shizuki – siostry Kazukage. Okazuje się, że kobieta nie tylko wcale nie choruje, ale ma się nawet spoko (wyliczając to, że jest przeżarta nienawiścią i rządzą zemsty), a co więcej to ona stoi za powstaniem wszystkich powieści. Jak twierdzi, jej brat od dawna nie żyje (sama go zamordowała), a istota, która go udaje to kolejny ożywiony przedmiot – zrobiony z ręcznego lusterka. Wcześniej jednak kobieta rozpoznaje grzebień we włosach Yoichiego i domaga się jego zwrotu. Upiera się bowiem, że to jest właśnie ten nieszczęsny podarunek, który dostała od swojego zdradzieckiego i niewiernego narzeczonego… Tyle że wtedy wychodzi na jaw kolejna, niezręczna prawda. Yoichi już doskonale o tym wszystkim wiedział. Dlaczego? Ano, bo to on był właśnie w przeszłości tym grzebieniem! Obdarzonym miłością, a później porzuconym.
Stąd, tak jak można było odgadnąć, onmyoji, który rzucił na grzebień urok, by stworzyć dla szoguna „kiko”, spieprzył w jakiś sposób sprawę. Nie tylko nie pozbawił Yoichiego wspomnień o jego wcześniejszym właścicielu, ale jeszcze chyba nie dał rady zapieczętować jego serca. To dlatego facet tak różnił się od innych „kiko”. Ukrywał jednak prawdę przed przełożonym i towarzyszami, bo wiedział, że może zostać z powodu tego błędu zniszczony. Do tej pory właśnie tak postępowano z „kiko”, które odzyskiwały zdolność do czucia. I to dlatego też Yoichi nie ufał nikomu. Ani innym „kiko”, bo nie mieliby oporów, aby go wydać. W końcu moralność i przywiązanie było im obce. Istnieli tylko, aby służyć. Ani ludziom, bo już raz został przez nich wyrzucony. Czego nie odmówił sobie wypomnieć Shizuki, bo wprost doprowadził kobietę do furii, mówiąc jej, że on przynajmniej był kiedyś przez kogoś kochany, a ona nigdy, czym podniósł jej poziom nienawiści do jakiś „Over 9000!”.
Yoichi jest więc bardzo zdziwiony, gdy następnego dnia, już po ucieczce z rezydencji, Suzuno trzyma buzie na kłódkę i pomaga mu zachować ten sekret w tajemnicy w trakcie składania raportu. Gdy naciska na dziewczynę, by poznać jej powody, ta wyznaje wreszcie, że go kocha, ale też popełnia faux-pas, gdy wspomina o tym, że „kiko” nie mają serca. W efekcie, zamiast zbliżyć się do siebie, parka ponownie się sprzecza i rozchodzi wzburzona. Suzuno zaś nie pozostaje nic innego jak po prostu szukać okazji do przeprosin i prowadzić śledztwo na własną rękę. Zwłaszcza że ma pełne wsparcie Mitsushige, który nawet kibicował młodym.
W każdym razie, by osiągnąć szczęśliwe zakończenie, Suzuno musi poznać prawdę o losie Takamoto Kirinosuke – narzeczonym Shizuki. I nie jest to jakaś skomplikowana historia. Okazuje się, że zaraz po ucieczce facet pożałował swojej decyzji. Tak naprawdę wystraszył się przyszłości, presji i ślubu, który go czekał. Miał też bardzo wymagających rodziców. To dlatego załamał się i popełnił głupstwo, a potem zabił się nawzajem z kochanką, której złamał serce, bo wyszło na to, że ją też oszukał. Szczerze? Miałam problemy ze współczuciem temu typowi. Zwłaszcza gdy myślę sobie, jak beznadziejne było życie japońskich kurtyzan, a ten sobie nagle przypomniał, że w sumie to jednak woli wrócić do narzeczonej…
Oczywiście, Yoichi nie mógł w tym czasie grzecznie poczekać, więc postanowił wrócić do Shizuki sam i jeszcze bardziej nabruździć. Wcześniej nieźle wyprowadził ją z równowagi i jego podejście nr 2 wcale nie było lepsze. No… bohaterowie zyskali chociaż tyle, że odkryli, iż za dziwnymi wydarzeniami w Edo stoi mściwe bóstwo o imieniu Hibie. To ono dawało moc pogrążonym w nienawiści ludziom i dążyło do zniszczenia miasta. Miało też ewidentnie jakiś problem z klanem, z którego wywodziła się nasza bohaterka, ale na tym etapie gry, fabuła nie zdradza nam nic więcej. Niemniej to Suzuno po raz kolejny udowadnia, że dla Yoichiego poświęci nawet zdrowie, że nie jest dla niej tylko przedmiotem, i wystawia się na atak. Parce udaje się potem uciec, pogodzić, chłopina bandażuje bohaterce rany, a potem w siedzibie Oniwaban czeka ich poważna rozmowa.
O czym? Najpierw muszą powiedzieć wszystkim prawdę o Yoichim i wybłagać dla niego łaskę. Co dzięki wsparciu Suzuno, Mitsushige i Genjuro jakoś się udaje. W końcu, jakby nie patrzeć, to Yoichi jak dotąd ich nie zdradził i dalej chciał rozwiązać sprawę z Shizuki. Po części dlatego, że była jakby jego matką. Po drugie, Yoichi postanawia wrócić do tego, że Suzuno wyznała mu poprzednio swoje uczucia. Teraz chciał je odwzajemnić. Bardzo niezręcznie młodzi cieszą się z tego, że teraz faktycznie są parą, ale nie wiedzą, co to dla nich dalej oznacza. Mają chodzić na randki? Nazywać się czułymi słowami? Wreszcie postanawiają przetestować chociaż całowanie, a Yoichi po raz pierwszy wydaje się nie tylko zarumieniony, ale i w coś naprawdę szczerze zaangażowany :P.
W finale dochodzi do kolejnego starcia. Chłopaki odwracają uwagę potworów wzmacnianych mocą Hibie, aby dać Suzuno szansę na porozmawianie z Shizuki. Dziewczyna przekazuje wówczas oszalałej Shizuki prawdę o losie Takamoto. Że tak naprawdę to popełnił błąd, kochał ją i chciał do niej wrócić. Że umarł w żałosny sposób. I tyle – WRESZCIE – wystarcza, aby ta odpuściła. Pokonuje swoją nienawiść, Hibie zostaje przepędzony, ale nikt nie oferuje antagonistce łatwiej ucieczki. Sama Shizuka wolałaby zostać zamordowana przez grzebień, który do niej kiedyś należał, ale Yoichi domaga się, aby odkupiła swoje winy, a nie wybierała najprostsze rozwiązanie, jakim w jego mniemaniu było błaganie o koniec.
Po tych wydarzeniach nasza parka decyduje się opuścić Edo i zrealizować marzenie Yoichiego o podróżowaniu po Japonii. (Z czego oni by żyli? To nie były czasy przyjazne turystyce). Oniwaban nie mają z tym problemu, bo odkąd pokonali Hibie to w mieście panował pokój. Na dodatek szogun uznał, że Yoichi zasługuje na ułaskawienie, chociaż ukrywał przed nimi prawdę. Mógł więc przejść na coś w rodzaju emerytury. Na koniec bohaterowie czytają jeszcze w jakimś zajeździe ostatni tom trylogii „Ephemeral Love” (powstały już po tym, jak Shizuka znormalniała) i są zadowoleni z tego, że nawet bohaterka powieści odnalazła nową miłość i spokój.
W smutnym zakończeniu Suzuno próbuje pomóc Shizuce za wszelką cenę, używając swoich mocy, bo wie, że Yoichi nie chce zabijać swojej stwórczyni. Niestety, zamiast uleczyć kobietę, to sama popada w coś rodzaju… śpiączki? Niby funkcjonuje, ale nie mówi, nie porusza się, nie wykazuje żadnych reakcji wskazujących na to, że ma świadomość otoczenia. Stąd już po pokonaniu antagonistów, Oniwaban, a zwłaszcza Yoichi, opiekują się nią, jak potrafią, ale MC przypomina lalkę. Mimo to Yoichi dalej deklaruje, że ją kocha, całuje i przysięga nigdy nie opuścić. W końcu istniał jakiś tam cień szansy, że kiedyś odzyskałaby zmysły, ale na tym etapie, nikt nie potrafił jej w żaden sposób pomóc.
I to tyle! Jeśli chcecie znać moje zdanie, to bardzo nierówna ścieżka. Było kilka sympatycznych momentów, ale zdarzały się chwile, gdy mi się dłużyła. Zwłaszcza gdy dochodziło do kolejnych, i kolejnych, i kolejnych konfrontacji z Shizuką, a ona ciągle tylko albo groziła, albo śmiała się szaleńczo. Pewien niesmak wzbudziło też we mnie wyjaśnienie szoguna, że w sumie to antagonistka nic takiego nie zrobiła. Jasne, chciała zniszczyć Edo… no, ale hej? Kto kiedyś nie chciał? A co do morderstwa jej brata, to był nieszczęśliwy wypadek, bo tylko go popchnęła… Co, o ile mi wiadomo, dalej kwalifikuje się jako odebranie komuś życia, nawet jeśli niezamierzone.
Nie do końca podobała mi się też dynamika pary, ale stali bywalcy bloga, wiedzą, że nie lubię MC, które tylko wzdychają za love interest i czekają, aż on w końcu się nimi zainteresuje. Chociaż tutaj i tak protagonistka była bardzo fajna i aktywna w sprawach, które dotyczyły innych rzeczy w fabule niż jej problemy sercowe. Zdecydowanie też nie potrafię sympatyzować z kreacjami typu Yoichi, bo to po prostu nie moja bajka. Nie, żebym twierdziła, iż jest źle napisany, ale odpowiedź na pytanie „za co go lubisz?” w stylu „no… za to że dużo je i lubi ucinać sobie drzemki”, chyba dostatecznie obnaża, jak mało było tutaj podwalin pod solidny związek i dlaczego, moim zdaniem, te postacie tak sobie się uzupełniały. Domyślam się jednak, że Yoichi może mieć wysokie miejsce w rankingach popularności, za swój wygląd i to, jak dobrze realizował archetyp niezbyt upierdliwego tsundere. Na dodatek, z jakiegoś powodu, o wiele milej mi się czytało z nim dialogi, gdy był tylko bohaterem drugiego planu, a nie głównym love interest.