Długo zastanawiałam się, od której ścieżki zacząć moją przygodę z grą. Postaci, która mnie najmniej interesuje, aby tylko odklepać? Największego przystojniaka? A może zdać się na los i wybrać kogoś, kogo gra wskaże mi na drodze po przypadkowych odpowiedziach? Potem jednak dowiedziałam się, że Kuga Genjuro jest kuudere i na dodatek honorowym samurajem. Można więc powiedzieć, że było po przysłowiowych ptakach, bo nie mogłam sobie chyba wymarzyć lepszej mieszanki. Tradycyjnie zacznijmy więc najpierw od krótkiego streszczenia historii tego pana, chociaż pewnie domyślacie się, że miał u mnie plusy już na wstępie.
Nasza bohaterka, młodziutka Suzuno, poznaje Genjuro, gdy przybywa wraz z Tomonarim i Kunitaką do Edo na rozkaz szoguna. Akurat zdarza się tak, że facet jest w swojej pracy i powstrzymuje dwójkę mieszkańców przed rzuceniem się sobie do gardeł. Nie tylko wykazuje się w tamtym momencie taktem i spokojem, ale też udowadnia, że cieszy się wśród mieszkańców szacunkiem. Na dodatek wobec naszej MC także jest bardzo grzeczny i wita ją w szeregach Oniwaban z życzliwością. W końcu dziewczyna posiada moce, które pomogą ich misji. Trudno więc, aby miał wobec niej jakieś uprzedzenia. Nawet jeśli różnili się teoretycznie statusem, bo Suzuno pochodziła z prowincji.
(W czym, nim przejdę dalej, pozwolę sobie w tym miejscu zatrzymać na moment i postękać na pracę Genjuro, która pod wieloma względami nie miała sensu. Niby jako bushi był częścią zamkowej straży, jak zrozumiałam, bezpośrednim przybocznym szoguna, jego agentem, a jednocześnie chodził w tą i we w tę niczym strażnik miejski. Twierdził, że ma uprawnienia wyższe od przeciętnego yoriki, ale scenarzyści też nie wysilali się z wyjaśnieniami, jak to niby miałoby w tak silnie zhierarchizowanym społeczeństwie działać i dlaczego nikogo to nie dziwiło? Wiecie, chodzi mi o jurysdykcje i kto miał pierwszeństwo przed kim w trakcie śledztw…).
W każdym razie już po odkryciu prawdy o tym, że Genjuro jest jednym z „kiko” – ożywionych przedmiotów na służbie szoguna, staje się dla Suzuno wreszcie jasne, czemu tak obojętnie podchodził do jej rekrutacji i dlaczego ogólnie jest taki powściągliwy. Mężczyzna nie odczuwał żadnych emocji, nie miał pragnień, nie czuł pożądania, nie widział potrzeby, aby myśleć o przyszłości. Faktycznie, niczym idealny samuraj, żył tylko dla swojego pana i misji, która została mu powierzona. Na dodatek w odróżnieniu od reszty ekipy z Oniwaban, najgorzej radził sobie z interakcjami społecznymi. Jasne, niby wszystkie „kiko” były pod tym względem nieco upośledzone, ale dla Genjuro reagowanie na zachowanie ludzi, podtrzymywanie dialogu czy interpretowanie ich uczuć, było podwójnie trudne. To dlatego prowadził nawet dziennik, którym opisywał cały swój dzień, aby potem powracać do obserwacji i wyciągać z nich wnioski na przyszłość. Z podejrzanego powodu nie chciał jednak pokazać, co takiego zapisał na temat samej MC, a szkoda, bo czułam tu spory potencjał humorystyczny.
Zresztą, prawdę powiedziawszy, fakt, że Suzuno zdecydowała się w common route na współpracę z Genjuro i Yoichim wydawał mi się bardzo wiarygodny. Pilnowali bogatej i w miarę spokojnej dzielnicy. Na dodatek panowie zapewniali jej ochronę i przed wojownikami, ale też osobami o średnim statusie społecznym, bo Yoichi doskonale żył z heiminami i był bardzo popularny wśród kupców czy rzemieślników, kiedy Genjuro doskonale obracał się wśród bushi.
Ten spokój przerywa dopiero pojawienie się yokai o nazwie Kamikiri, czyli stworzenia kradnącego kobietom włosy. Na początku jego ofiary wydają się przypadkowe, ale z czasem, dzięki swoim mocom, Suzuno dostrzega pewną zależność m.in. silne, negatywne emocje, otaczające ofiary. Nie będę jednak rozpisywać się mocno o tej ścieżce, bo jak wspominałam, jest to część common route wspólnego dla Genjuro i Yoichiego. Nadmienię tylko, że bardzo podobała mi się postawa MC. Dziewczyna jest bowiem w całym śledztwie bardzo aktywna, poprawnie łączy fakty, wyciąga wnioski, a nawet sama proponuje rozwiązanie. Decyduje się wystawić na cel, aby wywabić Kamikiri, czym ryzykowała wówczas w najmniejszym razie utratą włosów, a największym – nawet życia. I choć może wydawać się to mało istotne, to jednak włosy w japońskim społeczeństwie miały znaczenie bardzo symboliczne np. wskazywały na status danej osoby, stąd nic dziwnego, że ich utrata mogła kojarzyć się z ogromną tragedią.
Po rozwiązaniu pierwszej sprawy bohaterowie przechodzą do świętowania i biorą udział w festiwalu. Dla „kiko” takie zabawy nie mają żadnego znaczenia, ale Suzuno cieszy się, że nie tylko ochronili kobiety w Edo, ale jeszcze zbudowała ze swoimi kamratami więź. Nawet jeśli oni sami nie czuli żadnych emocji, to ona wyraźnie darzyła już wtedy Yoichiego i Genjuro sporą sympatią. No… zwłaszcza tego ostatniego, bo gdy ten prowadził ją ulicami Edo za rękę, aby nie zgubiła się w tłumie, to ani myślała o wypuszczeniu jego dłoni. Jasne, całość może była dla bohaterki trochę krepująca, ale też przyjemna. No bo kto nie czułby się dobrze w towarzystwie młodego, przystojnego samuraja, który nie okazywał jej nic poza szacunkiem i jeszcze roztaczał opieką? Ba! Gdy była głodna, to nawet oddał jej swoje jedzenie, bo okazał się całkiem niezłym kucharzem. Można więc powiedzieć, że dbał o jej potrzeby pod każdym względem.
Zaraz potem przechodzimy do ścieżki Genjuro, a moja sympatia do tego pana tylko rosła. Głównym motywem jego opowieści była bowiem wendeta, co bardzo kojarzyło mi się ze starymi, czarno–białymi filmami. Oto, pewnego dnia, na parkę napada jakiś młody wojownik – Hanzo, twierdząc, że Genjuro jest rzekomo człowiekiem o imieniu Akahori Gengoemon. Że zamordował jego przybranego ojca i ukrył się pod fałszywym imieniem w Edo. Co, z oczywistych powodów, jest bzdurą, bo Genjuro był wcześniej przedmiotem, który zyskał duszę i wstąpił na służbę do Tokugawy Yoshimune. Nie mógł więc być osobą, za którą go uważano.
Niestety, sprawy szybko nabierają coraz gorszego obrotu. Hanzo rozpowiada na mieście różne plotki, co doprowadza do zszargania reputacji samuraja. Nie jest on już tak życzliwie witany przez mieszkańców Edo, którzy faktycznie zastanawiają się, czy nie mają do czynienia z mordercą. W efekcie, aby nie pogarszać sytuacji, Genjuro musi się na jakiś czas ukryć w swojej rezydencji i unikać rzucania się w oczy. Suzuno zaś do niego dołącza jako służąca, a w rzeczywistości łącznik z resztą Oniwaban. W czym siedzenie bezczynnie, bez zadania, bardzo źle wpływa na psychikę młodego samuraja. W końcu jako „kiko” istniał po to, by służyć. Stąd obecność dziewczyny szybko okaże się dla Genjuro nie do ocenienia. Nawet jeśli przez swoje roztargnienie i beznadziejne zdolności kulinarne, o mało nie puściła mu z dymem chaty. Wkrótce między parką nawiąże się prawdziwa przyjaźń, a także silna – i w moim odczuciu romantyczna – więź. Bo chociaż „kiko” nie odczuwały jako tako smutku, to Suzuno stała się mistrzynią w podnoszeniu Genjuro na duchu, ilekroć towarzyszył mu „niepokój”, gdy był „niepotrzebny”. Potrafiła też nakłonić go do rozważań na tematy, które do tej pory wydawały mu się zupełnie obce, np. co chciałby robić w przyszłości? Czego naprawdę pragnie? Co czuje wobec innych Oniwaban? Czym jest dla niego bycie samurajem? Człowiekiem?
I – przyznaję od razu – lubiłam bardzo te ich rozmowy. Podobało mi się, że romans w przypadku tej parki nie był jednostronny. W sensie to nie tak, że Suzuno zadurzyła się w nim i wzdychała po kątach, bo wiedziała, że nic z tego nie będzie, ale po prostu była obok Genjuro i dawała mu wsparcie, ilekroć jej potrzebował. Zresztą on sam zdawał się na początku nie ogarniać, że w ogóle przyda mu się przyjaciel, ale odkąd dziewczyna znalazła się w jego życiu, to stała się po prostu niezastąpiona. Jasne, aspekt fizyczny też grał tu jakąś rolę, bo Suzuno lubiła podziwiać Genjuro podczas ćwiczeń kenjutsu (nazwała go wprost „pięknym”), a także ogólnie czuła się przy nim bezpieczna i szczęśliwa, ale w pierwszej kolejności ich związek miał silne podwaliny zbudowane z zaufania, przyjaźni i współpracy.
Niemniej sytuacja z Hanzo stawała się coraz bardziej napięta, bo zaczął on wykorzystywać inne ożywione przedmioty do ataku na Genjuro. Z wiadomych względów samuraj nie chciał zabijać niewinnych cywilów. Nawet w samoobronie albo żeby dopaść przestępcę, co wymagało od Oniwaban nowego podejścia. (I zaczynało wskazywać na to, że Genjuro wykształca wolną wolę – do tej pory powinien bowiem bezsprzecznie wykonywać rozkazy, nawet moralnie wątpliwe, bo tak został zaprojektowany). W czym, o dziwo – i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu – z gotowym planem przyszła sama Suzuno. Zaproponowała panom, by przetransportować Genjuro w ukrytej lektyce, a na Hanzo przygotować pułapkę. Fajnie więc, że była nie tylko odważna, ale też pomysłowa. Zupełne przeciwieństwo innych, występujących w fantastyczno–historycznych settingach protagonistek, które cechują się ogromną biernością. Często by lepiej oddawać realia epoki, ale bywa to dla współczesnych graczy męczące. Ba! Ta dziewczyna miała nawet swój nóż i w razie czego stawała do walki u boku Genjuro.
W każdym razie Suzuno szybko pożałowała swojej inicjatywy, gdy okazało się, że będzie musiała podróżować w środku pojazdu razem z samurajem. Chłopaki absolutnie nie radzili sobie z rolą tragarzy, choć daje złoty medal Ohtaro za zaangażowanie, bo wydawał się świetnie przy tym bawić, przez co nie potrafili utrzymać równowagi i ich pasażerowie odbijali się o siebie. A to zderzali głowami, a to lądowali sobie na kolanach, a to napierali całym ciałem… Finałem komedii jest jednak spotkanie z wyjątkowo upartym strażnikiem, który koniecznie chce zajrzeć do środka lektyki. Suzuno więc ponownie postanawia uratować sytuację, bo nikt nie może się dowiedzieć, że w środku podróżuje Genjuro, by nie rypnął się cały ich plan. To dlatego bierze twarz mężczyzny i dosłownie wciska sobie między piersi, co płoszy wścibskiego strażnika skuteczniej niż jakiekolwiek argumenty, a jego speszone przeprosiny skłaniają resztę chłopaków do spekulacji na temat tego, co tam faktycznie odwaliło się w środku?
Aby jednak nie było zbyt kolorowo, zasadzka po raz kolejny bohaterom się nie udaje, bo okazuje się, że Hanzo może porzucić formę materialną i zbiec jako duch. Nie był prawdziwym człowiekiem, ale kolejnym ożywionym przedmiotem (w grze nazywanym „Form Folk”, czy nie mylić ich z „Vessels = „Kiko”). Pełnym nienawiści i pogardy. Tak naprawdę już od dłuższego czasu wiedział, że Genjuro nie odpowiadał za śmierć jego krewnych. Niemniej przypominał z wyglądu mordercę i – co gorsza – narodził się z broni, którą Akahori Gengoemon skradł swoim ofiarom. W zasadzie to wszystko powinno być ściśle tajne, ale na prośbę Genjuro, jego przełożony – Miyaji Mitsushige – zabrał wszystkich do teatru, gdzie akurat miała miejsce sztuka oparta na tej historii. Ogólnie „Kiko” obowiązywał bowiem zakaz, że nie mogli grzebać w swojej przeszłości. Ich wspomnienia i serca były zapieczętowane. Gdyby ta pieczęć została kiedykolwiek naruszona, to musiałoby dojść do zniszczenia nieposłusznego agenta. A mimo to, w sensie, ogromnego ryzyka, Genjuro chciał poznać prawdę, bo czuł, że będzie mu ona potrzebna do zmierzenia się z Hanzo. (Btw. To nie tak, że szogun jakoś specjalnie naciskał na karanie „Kiko”, ale o tym dowiemy się dopiero z innych ścieżek. Ogólnie z Tokugawy zrobiono tutaj bardzo wyluzowanego i wyrozumiałego kolesia).
Wcześniej jednak ponownie potrzebował duchowego wsparcia od Suzuno, która uświadomiła mu, że nie musi się wstydzić swojego pochodzenia. Nie był i nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał Akahoriego. Na dodatek człowiek, który był przybranym ojcem Hanzo i który stworzył piękne wakizashi, z którego narodził się Genjuro, naprawdę kiedyś o ten przedmiot dbał. Być może w innych okolicznościach, gdyby nie zbrodnie Akahoriego, Genjuro należałby teraz do ich rodziny, a Hanzo byłby dla niego czymś w rodzaju brata. Tak czy inaczej, jej ciepłe słowa, jej uśmiech, jej komplementy sprawiają, że negatywne myśli znowu odchodzą w zapomnienie. Przy okazji, mimowolnie, dziewczyna uczy Genjuro również nowej techniki radzenia sobie ze smutkiem. Wyjaśnia samurajowi, że sama często w sytuacjach „doła” głaszczę swojego wróbelka – Komame, bo nic tak jak bliskość drugiej istoty nie podnosi na duchu. Nie przewidziała tylko, że Genjuro, w typowy dla siebie bezpośredni i nieco toporny sposób, zinterpretuje to jak każde „kiko” i w związku z tym zapyta, czy „może ją wziąć w ramiona, bo wróbel aktualnie nie był dostępny?”. (Znajdował się wówczas pod opieką Yoichiego). A Suzuno nie zostało nic innego, jak się zgodzić, bo sama się w to wpakowała.
Jakiś czas później, zmierzając do finału, okazuje się, że Hanzo warował pod domem samuraja w formie duchowej i uknuł nowy plan. Jako zjawa mógł swobodnie podsłuchiwać Oniwaban i wiedział, że szykują na niego nową zasadzkę, stąd postanowił porwać Suzuno. A przynajmniej to upozorować. Kiedy bowiem Genjuro zobaczył, że dziewczyna jest w niebezpieczeństwie, pieczęć na jego sercu pękła, a to sprawiło, że przestał być już odporny na moce Hanzo i dał się mu opętać. Owładnięty i sterowany przez Hanzo, udał się aż do świątyni, skąd pochodziła Suzuno. Na tym etapie fabuły nie wiadomo jeszcze, jakie były układy antagonisty z bogiem, któremu oddawano cześć w tym miejscu, ani po co w ogóle doprowadzano do chaosu w stolicy – mam na myśli całą sprawę z Kamikiri i innymi, dziwnymi zjawiskami. Ale na to poznamy odpowiedzi dopiero w ostatniej ścieżce. Tak czy inaczej, na final showdown przybywa całe Oniwaban. Suzuno próbuje przemówić do ukochanego, w nadziei, że uda mu się wyrwać spod wpływu Hanzo, chłopaki się w międzyczasie z nim nawalają, a całość kończy się szczęśliwie, bo Hanzo udaje się uwięzić w przygotowanej przez onmyoji szoguna magicznej laleczce.
Za swojego zasługi Genjuro nie zostaje anihilowany, bo po powstrzymaniu Hanzo cichną też niepokoje w Edo i nowe yokai pojawiają się sporadycznie. Upływa więc kilka miesięcy, a chłopaki z Oniwaban odwiedzają przyjaciela w nadziei, że da im on jakieś wskazówki. Założyli nawet „Komitet ds. Złamania Pieczęci”, bo chcą dowiedzieć się, jak to zrobić, na wypadek, gdyby także planowali odzyskać emocje i wspomnienia. W czym częścią ich badań jest pokazywanie Genjuro jakiś wyuzdanych ilustracji, by sprawdzić, czy teraz odczuwa pożądanie i czy chciałby robić takie rzeczy z Suzuno. Co ciekawe, chociaż bohaterka dalej z nim mieszka, to ma mały mętlik w emocjach i w głowie. Podczas konfrontacji z Hanzo, w finalnym momencie, wyznali sobie uczucia, ale tak naprawdę nic między nimi się nie zmieniło. Zupełnie jakby tamto wydarzenie nie miało miejsca. Nie wie zatem jak interpretować swoją sytuację.
Dopiero już po wyjściu chłopaków, parka udaje się na symboliczny grób, który zrobili dla Hanzo. Genjuro dziękuję przy okazji Suzuno, że dzięki niej odzyskał wspomnienia, rodzinę, ale i serce. Pyta również – bo wciąż jest kiepski w czytaniu emocji, chociaż już sam je odczuwa – czy nie chciałaby stworzyć z nim prawdziwej rodziny? Bo chociaż prawdopodobnie nie będą mogli mieć dzieci (Genjuro nie był przecież 100% człowiekiem), to jednak chciałby z nią „robić to, co mąż z żoną”. A chociaż nie było to najładniejsze wyznanie miłosne czy oświadczyny, jakie słyszałam, to do tej parki pasowały idealnie. XD Nie muszę chyba dodawać, że Suzuno się zgadza, a opowieść wieńczy całuśne CG? (I tutaj jeszcze mały spoiler: tak naprawdę facet nie miał racji, bo z innych ścieżek dowiadujemy się, że „ex–kiko” spokojnie może zamienić się w człowieka, a nawet MC miała ku temu potrzebne moce… No, ale nasi bohaterowiesą tutaj wyjątkowo trzymani w niewiedzy).
W smutnym zakończeniu jest naprawdę tragicznie. Genjuro nigdy nie wydostaje się spod wpływu Hanzo, więc ten postanawia przekierować całą swoją złość na zadawanie mu bólu. Najpierw morduje wszystkich Oniwaban, potem Mitsushige, mieszkańców Edo, a na koniec dusi Suzuno. Płacząc nad ciałem ukochanej, z dłońmi na jej szyi, Genjuro zastanawia się, po co w ogóle odzyskał serce, skoro zostało ono strzaskane na miliony kawałków. Że wolałby już nigdy nie żyć. Nie może jednak w żaden sposób powstrzymać tego szaleństwa i staje się prawdziwym „naczyniem” dla zła, które spada na cały kraj.
I to jest – moi drodzy i drogie – coś, co się nazywa fajna ścieżka! Jasne, było w niej kilka drobnych rzeczy, których mogłabym się przywalić, ale w ogólnym rozrachunku, tak fajnie się przy niej bawiłam, że nie ma po co!~ Genjuro to absolutnie mój ulubiony typ love interest, a koncepcja „kiko” idealnie współgrała z archetypem kuudere. Na dodatek nic tu nie było na siłę. Sceny akcji zacznie łączyły się ze śledztwem, a te z kolei przerywały momenty komediowe i romantyczne w tym uroczym, powolnym, ale wiarygodnym stylu. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, za co bohaterowie się pokochali oraz jak wiele czerpali z tej relacji. Jestem więc bardzo zadowolona, że zaczęłam od tej ścieżki, a nawet jeśli gra mnie później rozczaruje, to przynajmniej do jednej opowieści chętnie w przyszłości wrócę. Btw. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie Genjuro był po prostu jak nieco milsza reinkarnacja Saito z „Hakuoki”. Myślę, że panowie by się polubili, gdyby przyszło im się spotkać w jakimś crossoverze. Podobnie jak Suzuno z Chizuru.