Ścieżka Zenna Sorfielda to historia, która zostaje nam narzucona, zaraz po tym, jak zbierzemy karty „Siły” i „Sprawiedliwości”. Nie mamy więc tu wiele do powiedzenia, głównie dlatego, że to zarazem opowieść, która mocno skupia się na antagoniście i samym mechanizmie procesów. Do tej pory powinniśmy być już na tyle oswojeni z fabułą, aby wiedzieć, z czym to się je. Aby jednak zwyciężyć w pojedynku z kimś tak przebiegłym i potężnym, jak Witch of Ruin, Anastasia potrzebowała sojusznika. I właśnie w tej roli pojawił się nie kto inny jak ciemnoskóry, wysportowany i przystojny Mr. Sorfield.
Zacznijmy od tego, że do tej pory Zenn naszej bohaterki dosłownie unikał. To znaczy, pomógł jej w common route ujawnić matactwa finansowe Conrada, ale potem jakoś niedane się im było zobaczyć. Ilekroć trafiała na tajemniczego detektywa w alternatywnych liniach czasowych, ten błyskawicznie zostawiał ją w spokoju i się oddalał. Raz tylko pozwolił sobie na ostrzeżenie, by przestała gmerać z czasem. Ale to wszystko. Dlatego Anastasia była tak zdeterminowana, by z nim pogadać. A czy mogła Zennowi zaufać? Najwyraźniej tak, bo gdy zaatakował ją pewnego dnia Endy – tajemniczy stwór, którego bał się nawet Witch of Ruin, to nie kto inny, jak Zenn stanął w jej obronie i sam zajął się potworem.
I teraz mogłoby się pojawić pytanie: jakim cudem? Przecież Endy rozszarpywał na szmaty Sir Criusa, Inkwizytora Tyrila i wspomnianego Witch of Ruin, a nikt z nich nie uchodził za leszcza… Ano dlatego, że Zenn był nieśmiertelny, bo pochodził z innego świata. Pojawia się więc tu ulubiony przez japońskich fanów motyw isekai. Tak naprawdę facet był koszykarzem, który zupełnie przypadkiem trafił do Królestwa Hystorici. A skoro nie należał do tego wymiaru, to nie obowiązywały go również pewne prawa fizyczne, np. nie starzał się, nie umierał i był odporny na wymazywanie pamięci. To również dlatego był świadomy działań Anastastii, bo jako jedyny przyglądał się jej decyzjom z boku i widział, jak bardzo się miota. Czyli… mam rozumieć… widział też, jak romansowała z Criusem i Tyrilem? To dopiero niezręczna sytuacja dla love interest…
Niemniej, zmęczony swoją ponad 100-letnią egzystencją i tym, że nie ma dla niego nadziei na powrót do domu, facet nie widział też większego powodu, aby z dziewczyną współpracować. Co więcej, Ish, czyli wreszcie poznajemy imię Witch of Ruin, powiedział mu, że MC dopuściła się w jednej linii czasowej masakry na dziedzińcu… Dlatego jakoś nie szczególnie szukał z nią kontaktu, aż Anastasia praktycznie sama go wymusiła. Niestety, parka nie mogła szczerze pogadać, bo okazało się, że Ish cały czas nadzoruje sytuację. Dla niego, w jego cudownym scenariuszu, Zenn był tylko błędem, który nie powinien się pojawić. Przeszkadzał mu i najchętniej by go usunął, gdyby wiedział jak. Póki co jednak zsyłał na Zenna zaklęcie bólu, ilekroć ten łamał zakaz zbliżania się do MC.
Rozumiejąc w końcu, na czym polega problem, dziewczyna zdecydowała się z Zennem współpracować i zaproponować Ishowi nowy zakład. Nie będzie próbowała się wykręcić w żaden sposób z roli Membrum (czyli narzędzia Wiedźmy) i będzie się dopuszczać morderstwa w każdą noc, aż uda się jej wygrać cały proces, a w zamian za to Ish odeślę Zenna do domu. Nie zasługiwał bowiem na takie cierpienie. A Witch of Ruin, jak można odgadnąć, z radością na takie rozwiązanie przystaje, bo nic go tak nie cieszyło, jak torturowanie Anastasii. No i jeszcze otwierało mu to szansę, aby raz na zawsze pozbyć się wrzodu na tyłku = Zenna.
Od tej pory dostajemy coś, co można by chyba nazwać ścieżką pseudo antagonisty? To my, kierując MC, będziemy dokonywać zbrodni, zbierać haki na innych i sprawiać, że niewinni spłoną w piekielnym ogniu… A Zenn, widząc determinacje dziewczyny, to jak popełniała samobójstwo, by cofnąć czas, to jak się angażowała i jaki wielki ból znosiła, nie mógł dłużej tego ignorować. Sympatyzował z nią i jej kibicował. Rozumiał bowiem, że nikt nie powinien brać udziału w tak okrutnym zakładzie. Ba! Powstrzymał ją nawet za pierwszym razem, gdy została Membrum i chciała z miejsca iść do domu markizów Lynzel, aby wymordować wszystkich, bo wiedział, że zemsta sterowana przez Isha nie przyniesie jej żadnej ulgi. Dopiero gdy oprzytomniała w jego ramionach i zdołała się wypłakać, mogli uformować konkretny plan.
Na pierwszy odstrzał idzie w tej ścieżce jakiś anonimowy, seryjny morderca, o którym Zenn wiedział dzięki swojej detektywistycznej pracy. To sprawia, że na ulicy pojawia się charakterystyczny znak, poświadczający, że zbrodni dokonało narzędzie Wiedźmy, a Anastasia zaczyna swoją „karierę” jako Membrum. W czym podczas pierwszego procesu ma z góry ustalony plan. Jedynie jej wierna służka i przyjaciółka, Maya, miała jakikolwiek kontakt z ofiarą, łatwo więc ją było w to wszystko wrobić. Na dodatek kobieta chętnie oddałaby życie za swoją panią, co udowodniła nam już w innych historiach. Można więc powiedzieć, że poszła na stos z uśmiechem na ustach i tylko Anastasia długo płakała w ramionach Zenna, aby się po tym wszystkim pozbierać. Ale skoro zaczęli, musieli doprowadzić sprawę do końca.
Nieszczęśliwie lub szczęśliwie, złożyło się tak, że kiedy rozmawiali, kogo warto by odstrzelić jako drugiego… podsłuchał ich książę Conrad, który był w procesie jednym z oskarżonych. Anastasia szybko pozbawia go przytomności, a Zenn pozbywa się jego strażnika. Potem, odczekawszy do odpowiedniej godziny, aby zaklęcia zadziałało i pojawił się znak, zabijają Conrada, co daje im kolejną ofiarę i przybliża o krok do zwycięstwa. W czym chyba warto zauważyć, że pomimo zemsty na swoim oprawcy, MC nie odczuwa z tego powodu jakiejś specjalnej przyjemności.
Następnie parka kieruje kroki do gabinetu Sir Criusa, który zaczął już podejrzewać Anastasie o bycie prawdziwym sprawcą. Zastaje tam swojego dowódcę i Inkwizytora Tyrila pogrążonych w magicznym śnie. Kiedy jednak chcą się ich pozbyć (co jest o tyle trudne, że również Zenn przyjaźnił się z oboma mężczyznami, a nasza MC dosłownie z nimi romansowała w innych rzeczywistościach…), to im się to nie udaje, bo interweniuje Ish. Tłumaczy, że jeśli wykończą jednego wieczora wszystkie Sacrificia, to nie będzie zabawy. Dlatego nakłada na obroże zaklęcie ochronne. Wygaduje się też przy okazji, że istnieje znacznie gorsza od niego Wiedźma, o której istnieniu MC nie miała dotąd pojęcia. Niemniej, po tej rozmowie, i opuszczeniu gabinetu, dziewczyna znajduje jeszcze list od Sir Criusa, w którym ten dziękował jej za pomoc przy Humię… Co było bardzo smutne, bo stanowiło rodzaj podstępu. Rycerz chciał sprawdzić następnego dnia, czy Anastasia faktycznie była w jego pokoju, wypytując ją o ciąże Garudy, ale nie miało to w tej ścieżce większego znaczenia.
Przygotowując się do kolejnego procesu, Lucien namawia Anastasie, by razem wrobili sir Criusa. Co pozwoli im pozbyć się konkurencji. Z jakiegoś powodu książę dalej ślepo wierzył swojej przyjaciółce z dzieciństwa i chciał dla niej jak najlepiej. Podobno do tej zmiany zmotywował go list, który wysłała mu wiele lat temu… ale do tego wątku wrócimy później. W każdym razie, faktycznie, wspólnymi siłami udaje się im wrobić sir Criusa w następne morderstwo, a ten odchodzi w płomienie ze spokojem, bo wierzy, że spotka po drugiej stronie swoją siostrę. Przy okazji, Zenn po raz kolejny przekonuje się, że dobrze zrobił, pomagając Anastasii. Mogła przecież wyciągnąć na wierzch wszystkie brudy, jakie wiedziała o rycerzu, ale tego nie zrobiła. Nie chciała nikomu ze swoich bliskich zadawać niepotrzebnego bólu. Nabiera więc do niej coraz większego szacunku.
Po tych wydarzeniach, gdy – jak widać – trup ścieli się gęsto, postanawia interweniować nie kto inny jak Inkwizytor Tyril. Atakuje parkę kunaiem, gdy ci są w świątyni. Przy okazji dowiadujemy się, że to Zenn wymyślił dla niego w przeszłości pseudonim ninja, ale niewiele z tej zasadzki wychodzi. Zenn jest przecież nieśmiertelny, a Anastasia pod wpływem zaklęcia Isha, które chroniło odtąd Sacrificia, bo inaczej nie doszłoby do zabawy = procesu. Stąd działania Tyrila były skazane na niepowodzenie. Nie udało mu się ochronić księcia Conrada (z czego chyba powinien się cieszyć), a teraz wszystko wskazuje na to, że śmierć czeka księcia Luciena…
Ej, głowa do góry Tyril! Został ci jeszcze środkowy syn – Parker! Jemu nie chciałeś służyć, czy jak? A tak na marginesie dodam, że bardzo zdziwiło mnie, z jak wielkim szacunkiem i czułością Anastasia odnosiła się do Inkwizytora w tej ścieżce. Jasne, on niczego nie pamiętał, ale ona wciąż tytułowała go z sufiksem „-sama”, czyli najbardziej honoryfikatywną w języku japońskim i mocno żałowała, że nie jest w stanie wyzwolić go spod wpływu rodu Neuschburn. Co chyba nawet bardziej rzucało mi się w oczy, niż w przypadku jej wspomnień dotyczących sir Criusa, ale ścieżka rycerza na bank była pisana w pośpiechu i była niedorobiona…
No to, co się dzieje dalej? Ano do zwycięstwa Anastasia potrzebuje śmierci Luciena, bo bez tego nie wygra procesu. Ten ostatecznie jednak sam się usuwa, bo nie jest w stanie znieść bólu po tym, jak odkrywa, że dziewczyna się nim tylko posłużyła… Ogólnie Lucien to chyba najbardziej tragiczna postać tej gry. Dostaje mu się od życia, praktycznie w każdej linii czasowej, nie mniej od Anastasii. A to bracia go torturują, a to jakiś chłopiec przerabia go na obiad dla sierot, a to wreszcie Anastasia robi z niego pionek w swojej grze…
Tak czy inaczej, poświęcając siebie, wszystko i wszystkich, w tym ex-chłopaków i przyjaciół, poturbowana Anastasia wreszcie wygrywa proces. Jest to jednak słodko gorzkie zwycięstwo, bo okazuje się, że Ish dokładnie tego chciał. Uczynił z dziewczyny Membrum, bo wiedział, że po pierwsze: będzie przy tym nieziemsko cierpieć, a po drugie: jej litościwa natura sprawi, że uratuje Zenna, który od początku był niewygodnym elementem i którego Ish pragnął usunąć z widoku. Usłyszawszy prawdę, Zenn prosi, by MC tego nie robiła. By nie odsyłała go do domu, a zamiast tego ratowała siebie, np. przeniosła się do świata, z którego pochodził, bo tam będzie poza zasięgiem Wiedźm. Nie będzie musiała brać udziału w ich intrydze. Nikt jej nie skrzywdzi. I faktycznie, jest to jedno z możliwych zakończeń, opatrzone CG, w którym to Anastasia ucieka z własnego uniwersum i ma szukać pomocy wśród przyjaciół i krewnych Zenna. Zakładamy jednak, że zmierzamy do szczęśliwego endingu, a to oznacza, że MC odsyła Zenna do ojczyzny, a sama jest zmuszona słuchać kolejnych, interesujących faktów z ust Isha.
Anastasia dowiaduje się m.in. że to nikt inny, ale ona sama, po każdym popełnionym samobójstwie, opowiadała mu o szczegółach poprzedniej linii czasowej, bo Witch of Ruin nie miał innego sposobu na zdobycie tej wiedzy. (W ścieżce Luciena dowiadujemy się, jak to dokładnie działało, ale na tym etapie nie możemy zweryfikować jego słów). Co więcej, to ona była wspomnianą, drugą Wiedźmą – Witch of Cessation. Jeszcze gorszą od Isha, która miała doprowadzić do zniszczenia świata. Antagonista wytłumaczył jej, że przecież wszystko, co najgorsze, pochodziło od ludzi. To nie on nakłaniał ich do morderstw, doprowadził do uwięzienia Anastasii, deprawacji jej rodziny, rozwijającego się handlu żywym towarem, palenia niewinnych na stosie… Wszystkie te wydarzenia miały miejsce, bo ludzie sami tak postanowili. A że użyczał im w tym celu swojej mocy, to inna sprawa. Co więcej, dziewczyna nagle pojmuje, że to Ish, a nie Maya, jak pierwotnie sądziła, nakłoniła ją w przeszłości do wysłania listu do Luciena. Tego samego, przez który chłopak tak bezgranicznie jej wierzył… Zapomniała bowiem, że przecież Witch of Ruin potrafił przyjąć dowolną twarz i wówczas podszywał się pod jej służkę.
I kiedy już miała popaść w rozpacz, a jej serce pęknąć do tego stopnia, że nie będzie mogła się już ponownie odrodzić… pojawia się Zenn, który jednak wrócił. Jak? Cholera wie, tak naprawdę… Mocą Pep Talku stawia dziewczynę na nogi i przypomina jej, że nikt nie ma większej siły i determinacji od niej samej. Że tylko ona jedna będzie w stanie pokonać Isha w jego okrutnej grze. Dlatego dziewczyna mu wierzy, chociaż była bliska rozpadnięcia się na kawałki, i po raz kolejny, przenosimy się w czasie, aby tym razem rozpocząć ścieżkę Luciena… Choć wątpię, by Zenn spodziewał się, że jego słowa doprowadzą do takiego efektu, jaki widzimy potem.
No dobra, ale w każdej opowieści czekał nas przecież również bolesny bad ending, oznaczony symbolem czarnej róży. I tutaj nie ma wyjątków: cofamy się do momentu, w którym Anastasia i Zenn są ścigani przez wściekły tłum. Wszystko dlatego, że doprowadzili do śmierci Sir Criusa i wielu poddanych zaczyna podejrzewać, że to MC jest prawdziwym Membrum. Zwłaszcza rycerze i kadeci z Zakonu Wings of Garuda nie potrafią pogodzić się ze stratą ukochanego dowódcy.
Parka dociera razem aż do lasu… Są wykończeni, obolali i ciągle ścigani. Zenn z przerażeniem zauważa, że czoło Anastasii krwawi. Co oznacza, że musiała oberwać jednym z kamieni, które ciskał w ich stronę tłum. Postanawia zatem, że starczy tego wszystkiego, że dość już walczyła. Bierze ją w ramiona i oznajmia, że dalszy wysiłek nie ma sensu. Dzięki swoim zdolnościom będzie mógł być zawsze przy niej i pomóc jej pokonać samotność, ale nie chce więcej oglądać, jak bierze udział w tej szalonej grze Isha. W czym przyznam, że nie byłam pewna, czy on ją wówczas zabił, by wszystko zresetować? Czy co zrobił? Bo dostajemy black screenem po tej deklaracji. A może uciekli razem do innego królestwa? Wątpię jednak, czy antagonista by im tak łatwo odpuścił…
EPILOG:
Zakończenie historii Zenna, to jedyne, które wymaga od Anastasii zatrzymania swojej mocy i ukrycia tego faktu przed pozostałymi. Co ma sens, bo przecież obiecała mężczyźnie, że pomoże mu wrócić do domu, a skoro tak, to przynajmniej jeszcze przez jakiś czas potrzebowała zdolności wiedźmy.
Inna rzecz, że facet ani myśli z nią współpracować. W zasadzie to z miejsca odrzuca propozycje Luciena, aby zostać na zamku i pomóc w odbudowie królestwa. Zamiast tego próbuje uciec za granicę, bo nie chce obserwować śmierci przyjaciół, kiedy sam dalej pozostanie wiecznie młody. Niestety dla niego samego, zostaje powstrzymany przez Anastasie, która przewidziała jego plan i – aby mu to raz na zawsze skutecznie uniemożliwić – rzuca na faceta zaklęcie powstrzymujące, sprawiające, że nie może opuścić granic Hystorici.
Dziewczyna jest jednak bardzo sfrustrowana. Zenn nie mówi jej cały czas prawdy o swoich prawdziwych zamiarach. Zamiast tego unika każdej rozmowy i zbywa przyjaciół wymówkami. To dlatego MC odreagowuje swoją złość na treningach, ku przerażeniu kadetów, aż zainspirowana rozmowami z nimi wpada na pewien plan. Może nie jest to najlepsza metoda, ale mogłaby po prostu mężczyznę upić. Wtedy na 100% się wygada i potwierdzi, czy chce wracać do domu, czy nie.
Jak postanowiła, tak uczyniła. Zenn, częstowany alkoholem, doi, ile wlezie, wpadając w bardzo dobry nastrój i nawet żartując sobie z dziewczyną. Nagle jednak, mocno zarumieniony i ośmielony, wyznaje, że ją kocha, co dla MC, jest – oczywiście – szokiem, ale nie może na ten temat pogadać, bo zaraz po tym ogromny mężczyzna zasypia. Na domiar złego następnego dnia niczego z poprzedniego wieczoru nie pamięta, więc Anastasia znowu jest wściekła i szaleje na sparingach…
Tyle że rozwiązanie konfliktu przychodzi dość szybko. Gdy MC odwiedza gabinet Criusa, ten właśnie częstuje Zenna medykamentami na kaca. Żartuje przy tym, że to w sumie imponująca umiejętność, nie tylko być nieśmiertelnym, ale jeszcze nie móc się schlać… Zszokowana Anastasia orientuje się wtedy, że została oszukana. Zenn próbuje znowu przed nią uciec, ale MC dopada go w ogrodzie. Przewraca, przyciska do ziemi i żąda, aby był z nią szczery. A wtedy Zenn wreszcie przyznaje, że zbyt dziewczynę kocha, aby odejść… Nie chce jednak zabierać jej do swojego świata, bo wtedy zamienią się rolami. To ona będzie nieśmiertelna i samotna.
Dla Anastasii to jednak żaden problem. Proponuje, aby w takim razie zamieszkali w miejscu, gdzie czas będzie dla nich obu płynął tak samo… choć mogą wtedy mieć dziwnych sąsiadów. Zdegustowany Zenn pyta, czy jednym z nich będzie szaleniec z wężami, ale odpowiedź brzmi niestety tak. Niemniej, parka jest szczęśliwa, pieczętują swój związek pocałunkiem i postanawiają, że odtąd zawsze będą razem i znajdą rozwiązanie.
PODSUMOWANIE:
No dobra, będę szczera, tak jak ścieżka była bardzo interesująca, tak absolutnie nie byłam w stanie postrzegać Zenna jako love interest. Może dlatego, że miał taką stoicką, zdystansowaną osobowość. W zasadzie pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa tylko na zamku, gdy w stroju mężczyzny, Anastasia podrywała szlachcianki, by wyciągać od nich informacje, a on chciał udowodnić, że też potrafi i zaprezentował nam swoje flirciarskie spojrzenie… Niemniej dla mnie był bardziej jak best budy. Ktoś, kto doskonale rozumiał jej osamotnienie i cierpienie, bo przez swoje ponad 100 lat życia doświadczył obu aż w nadmiarze.
Być może problem leżał również w tym, że na tym etapie… Zenn był już dla mnie trzeci w kolejce? W ilu facetach ta biedna dziewczyna mogła się w tak krótkim czasie zakochać? Jej nagłe zainteresowanie Zennem, po tym, jak tęskniła za Criusem i Tyrilem, a w tle kręcił się jeszcze jej wiecznie oddany Lucien, sprawiało, że w tej grze otome zrobiło się najzwyczajniej tłoczno. I być może nie przeszkadzałby mi ich mały harem, gdyby pozostali panowie byli świadomi tego, co się dzieje, a tak? Zdecydowanie postrzegałam Zenna jako fajnego towarzysza broni, dla którego najszczęśliwszym zakończeniem po wszystkim, był po prostu powrót do domu…
Sytuacje, co prawda, trochę naprawiono w ścieżce Luciena. Potrafiłam zrozumieć, dlaczego sam Zenn postrzega się, jako najlepszego kandydata na partnera Anastastii – jako jedyny, bez względu na manipulacje w czasie, mógł być zawsze przy niej, ale nawet wtedy ich relacja bardziej podobała mi się jako taki trochę tragiczny, jednostronny romans. Wiecie, gdyby Zenn do samego końca nie wyznał dziewczynie swoich uczuć, a finalnie odszedł. Z drugiej strony rozumiem, że takie rozwiązanie nie trafiłoby do fanów tej postaci. Zwłaszcza że to jeden z nielicznych, pojawiających się w japońskich, mainstreamowych grach otome reprezentant czarnoskórych Afroamerykanów. Poważnie, jak się tak zastanowić, to już za samo to był cholernie oryginalny. A jak dodać do tego jego niewybredne, sarkastyczne poczucie humoru, zwłaszcza gdy dowalał antagoniście, to naprawę trudno było faceta nie polubić.
Może kontynuacje zdołają mnie przekonać, że ta parka ma jakąś racje bytu, pomimo faktycznego problemu z nieśmiertelnością. Nie wyobrażam sobie bowiem, abym miała na ich miejscu codziennie słuchać Isha… Czas pokażę. Na razie to dla mnie super postać, świetna ścieżka, ale taki sobie romans.