Uwaga! Charade Maniacs to gra, która polega na szukaniu antagonistów ukrytych w grupie love interest. Jeśli nie chcecie psuć sobie zabawy z przechodzenia gry – proszę nie czytajcie dalej tego tekstu.
Przy trzecim podejściu do Charade Maniacs postanowiłam, że czas nieco zmienić taktykę. Do tej pory wybierałam ścieżki bohaterów, których uważałam za niewinnych i chciałam ich tym samym definitywnie wykluczyć z grona podejrzanych. Później jednak zachciało mi się rzucać oskarżenia i zdecydowałam się przyjrzeć bohaterowi Banjou Tomose, którego posądzałam o bycie Sponsorem. Dlaczego? Czas na kilka faktów na jego temat.
Banjou Tomose poznajemy już na samym początku gry. Jest on o rok młodszym od bohaterki uczniem tej samej szkoły. Co więcej, przyjaźni się z nią od dzieciństwa i nawet ślepy by zauważył, że facet jest w naszej MC – czyli Senie Hiyori – bez wzajemności zadurzony. I to nie tak, że ona nie zdawała sobie z tego sprawy. To nie ten typ opowieści, w którym czekamy aż dziewczyna wreszcie go zauważy. Nope! Stąd pod wieloma względami ta ścieżka była dla mnie, jak na gry otome, absolutną nowością. Twórcy podeszli bowiem do tego problemu bardzo życiowo i założę się, że przynajmniej część z graczek musiała się kiedyś zmierzyć z podobnym kłopotem. Ja musiałam… i powiem wam, że nie było łatwo. Strach przed utratą dobrego przyjaciela, połączony z wyrzutami sumienia, że nic się do niego nie czuje, to mieszanka trująca. Nic zatem dziwnego, że Hiyori tak długo unikała poruszania tematu, który pod wieloma względami po prostu ją przerastał.
Co zabawniejsze, Tomose decyduje się na wyznanie miłosne na początku fabuły. Jeszcze nim w ogóle wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. W zasadzie to cały prolog można, by ograniczyć do opisu, że dwójka uczniaków idzie razem do szkoły, omawiają plany na wakacje, aż w końcu chłopak podirytowany tym, że przez cały letni sezon nigdy nie będzie z ukochaną sam, ale zawsze otoczony jej przyjaciółmi postanawia jej wreszcie wyznać swoje uczucia… Tyle że dosłownie chwile potem dzieciaki są teleportowane do dziwacznego, alternatywnego świata, gdzie zostają uwięzieni wraz z 8 innych osób.
Okazuje się bowiem, że jakimś cudem trafiły do Arkadii. Uniwersum, gdzie są zmuszeni brać udział w dramach w ramach „Other World Stream”, ku uciesze gluto podobnych, pozbawionych emocji Arkadian. Jeśli stworzeniom spodoba się ich gra aktorska, to dostaną za to punkty, jeśli nie – to mogą je stracić. Szybko jednak wychodzi na jaw, że za tą zabawą w reality show kryje się jeszcze kilka przykrych niespodzianek. Po pierwsze, uczestnik, który straci wszystkie punkty, zostanie „skasowany” i czeka go tzw. Dead End. Po drugie, w zespole przymusowych aktorów, czaili się dwaj zdrajcy, działający na rzecz antagonistów. Jeden z nich był Producentem, czyli mózgiem operacji, a drugi Sponsorem – fanatycznie oddanym liderowi pomocnikiem, który mógł wędrować między Arkadią a światem zewnętrznym.
Przerąbana sytuacja, czyż nie? Wcale się nie dziwiłam Hiyori, że była tym wszystkim poddenerwowana. Zwłaszcza że Tomose dość szybko nadwyrężył jej zaufanie. Już w pierwszej dramie, w której zostali zmuszeni wziąć udział, przyszło m odegrać scenkę romantyczną. Bohaterka kompletnie nie była na to gotowa. Wiecie, wychowana w japońskiej kulturze nastolatka ma się migdalić na oczach obcych ludzi, więc przyjaciel z dzieciństwa przejął inicjatywę. W końcu w rzeczywistym świecie należał do klubu aktorskiego. Myślałam zatem, że on faktycznie jej jakoś pomoże z tego wybrnąć, bo wolno im było improwizować. Ale Tomose po prostu przyciągnął do siebie sparaliżowaną MC i ją pocałował. Co było dla niej absolutnym szokiem i dość przykrym doświadczeniem, bo przecież nie tak wyobrażała sobie to ważne dla wielu młodych ludzi przeżycie. Ani niedane jej było wybrać partnera, ani okoliczności, a na dodatek stało się to na oczach wielu przypadkowych gapiów, którzy rościli sobie potem prawo do komentarzyków… Niby Tomose za wszystko potem przeprosił, bo twierdził, że kierowała nim tylko troska. Nie chciał, by Hiyori straciła punkty przez odmowę brania udziału w zabawie. Albo – jeszcze gorzej – by została w jakiś sposób ukarana. A chociaż to usprawiedliwienie brzmiało logicznie, to jednak pozostawiało pewien… niesmak. I stało się pierwszą rysą na ich relacjach.
Co więcej, dla nikogo z pozostałych uczestników, nie było tajemnicą, że Tomose się najzwyczajniej w dziewczynie kocha. Często więc po prowokowali czy to słownie, czy działaniami, bo zauważyli, że jest chorobliwie zazdrosny. (Co było nawet zabawne, gdy rzucali między sobą „nie siadaj obok niej, bo Tomose cię zasztyletuje…” itd., bo gostek faktycznie zasłużył na trochę szyderstwa). Ciągle obserwował Hiyori, chodził za nią, był na każde jej skinienie… Niepokoił się, gdy tylko znikała mu z oczu, dlatego ucieszył się, jak dołączyła do ekipy sprzątającej (do której sam również należał), bo tylko wtedy mógł ją kontrolować 24 h/7. Więcej! Wydał swoje z trudem uzbierane punkty na to, aby w nagrodę zamontować w ich domu-więzieniu wannę, bo dziewczynie zamarzyła się kąpiel. Było zatem widać, że dla niej, aby w końcu go zauważyła i doceniła, zrobiłby dosłownie wszystko. Choćby miał, jak sam potem przyznał, napastować ją na planie dram czy kogoś zabić…
Powiecie, że to brzmi jak yanderę? Pod pewnymi względami tak, ale mam wrażenie, że opowieść Tomose to ścieżka kogoś, kto niebezpiecznie się do tej granicy zbliżał, ale w porę oprzytomniał. Jest też dość dziwna pod względem proporcji w tym sensie, że mamy w niej sporo kontaktu fizycznego, ale bohaterowie nie potrafią znaleźć z sobą porozumienia na poziomie emocjonalnym. W sensie nawet przyciśnięta do muru Hiyori wie, że nie może po prostu pokochać Tomose. Nigdy nie była zakochana. Nie wie do końca, co to znaczy. Nie ma też ochoty na interakcje fizyczne, bo te ją onieśmielają i zrażają. Postanawia więc udawać, że wszystko między nimi jest jak dawniej. Chodzi z chłopakiem za rączkę do parku, pozwala sobie nadskakiwać, często rozmawiają… ale podświadomie czuje, że ich przyjaźń zaczyna chwiać się w posadach. Tomose nie chce być już tylko postrzegany jako młodszy brat, ale jako mężczyzna. Nie cierpi, gdy MC mu matkuje. Gdy spędza czas z innymi mieszkańcami domu. Gdy mówi o nim, jakby brała jego obecność w swoim życiu za pewnik.
I, nie zrozummy się źle, nie oceniam postępowania bohaterki negatywnie. Może dlatego, że łatwo mi z nią wyjątkowo sympatyzować? Hiyori żadnym gestem czy słowem, nie zwodziła Tomose, nie oszukiwała i nie obiecała mu więcej, niż mogła dać. Nie zmienia to faktu, że nie chciała zmieniać ich relacji, a on nie potrafił tego zaakceptować oraz udźwignąć swojej zazdrości. W pewnym momencie chłopak wprost bowiem oznajmia, że będąc w Arkadii, uświadomił sobie jedną rzecz. W świecie fizycznym nie mógł już dłużej marzyć o tym, że kiedykolwiek zbliży się do Hiyori, ale tutaj, w trakcie kręcenia Other World Stream, wcielanie się w role jej kochanka, było jak najbardziej możliwe. Ba! Nie mieli wyjścia, bo jeśli Hiyori nie chciała zginąć, to nie mogła mu uciec. Stąd, jeśli chciał, mógł ją całować na planie, obejmować, wyznawać swoją miłość…
A ta wizja ogarnęła go do tego stopnia, że doszedł do wniosku, iż w sumie nie zależy mu już na powrocie do domu. W centrum jego świata, niczym słońce, od zawsze znajdowała się tylko bohaterka, stąd nie potrzebował niczego więcej. Rodzina, przyjaciele, dawne ambicje? Był gotowy poświęcić je bez żalu. Co tylko tym bardziej przeraża dziewczynę, bo dochodzi do wniosku, że ona chyba już absolutnie nie rozpoznaje osoby, z którą kiedyś się wychowała. Z którą oglądała od dzieciaka filmy o superbohaterach i która opowiadała jej o odwadze, jaką trzeba mieć, aby poświęcić się dla innych. Stąd całe szczęście, że Hiyori nie posłuchała idiotycznej rady Futamiego i nie zaczęła randkować z Tomose „na próbę”, aby inni mieli „święty spokój”, bo zrezygnowałaby wtedy z własnych zasad kosztem wygody domowników, zmęczonych konfliktami. Niby rozumiem, co starszy facet miał na myśli… Czasami faktycznie trzeba dać komuś szansę, aby go poznać i wtedy przekonać się, czy nie skreśliliśmy go przedwcześnie, ale tutaj doszło do sytuacji, gdzie chłopak wyraźnie przeginał, już traktował MC jak własność i cholera wie, jakby postąpił, gdyby dostał dodatkową zachętę.
Zresztą na werbalnym wyrażaniu swojej zazdrości i zaborczości Tomose nie poprzestaje. Gdy tylko MC ma do odegrania scenkę w towarzystwie innego z panów, nieważne jak niewinną, to nastolatek zaraz wbija na plan, korzystając ze specjalnej funkcji „join” i przejmuje kontrolę nad sytuacją poprzez improwizacje. Był przecież całkiem niezłym aktorem. Nie miał więc z tym większego problemu, a dzięki temu nie pozwalał nikomu zbliżyć się do Hiyori. Jednak prawdziwa miarka się przebrała, gdy MC uznała, że czas POWAŻNIE porozmawiać. Dzieląc te same obawy, co ja, że zachowanie Tomose staje się coraz bardziej wypaczone i naznaczone szaleństwem, postanowiła zapytać go wprost o to, czy nie jest Sponsorem. W końcu był ostatnią osobą, z jaką rozmawiała przed swoim porwaniem, a na dodatek przyznał, że podoba mu się w Arkadii i nie chce jej opuszczać. Niestety, na podejrzenia o współpracę z antagonistami, chłopak reaguje jeszcze impulsywniej. Krzyczy, wypomina dziewczynie brak zaufania, a na koniec przemocą ją całuję… I chociaż ostatecznie bohaterka uwalnia się i prezentuje mu cios z liścia gębę, to nie zmienia faktu, że pewna granica została przekroczona. (I chwała Akase, że on też interweniował, gdy Tomose posuwał się do agresji…).
Po tych wydarzeniach Hiyori dochodzi do wniosku, że musi poddać przyjaciela ostatecznej próbie. Sprawdzić, czy faktycznie przestał być osobą, którą sądziła, że dobrze znała i czy Arkadia go aż tak zmieniła. By nie rzec wypaczyła. Gdy biorą udział w następnej scence, MC odmawia w zasadzie grania, by zamiast tego prosi go, aby się opamiętał. Aby przypomniał sobie o swoich marzeniach zostania najlepszym aktorem i by uwolnił się z obsesji na jej punkcie, bo w takim stanie, w jakim się znalazł, i co sobą reprezentował, nigdy nie byłaby go nawet w stanie pokochać. Działania dziewczyny skutkują tym, że Dyrektor nakłada na nią karę za odmówienie współpracy w swoim okrutnym show. Hiyori zostaje pozbawiona emocji i zachowuje się odtąd jak lalka, a mnie nieco przeraziło, dokąd to wszystko zmierza…
Jak możemy się domyślić, Tomose bez oporów zgłasza się na jej opiekuna. Czuje się winny zaistniałej sytuacji, a poza tym, chyba nie pogodziłby się z tym, że ktokolwiek inny się nią w takim stanie zajmuje. Dlatego dalej sprawuje piecze nad dziewczyną. Pilnuje, aby jadła. Aby chodziła spać. Rozmawia z nią i pociesza. W pewnym momencie przewraca ją przemocą na łóżko i wyznaje, jak bardzo bolesne jest dla niego wyobrażanie sobie, że MC kiedyś zakocha się w kimś innym, ale nie potrafi przestać o tym myśleć. To dlatego lepszym rozwiązaniem wydawało mu się nawet uwięzienie jej w Arkadii… Ale, na szczęście, na tym się jego rozbicie emocjonalne kończy. Co jawnie pokazuje, że tej cienkiej granicy zostania szalonym yandere jednak nie przekroczył. W przeciwnym razie pewnie nawet ucieszyłby się z jej stanu, bo wtedy nie mogłaby mu się sprzeciwiać, a tak tęsknił za jej gniewem, uśmiechem, za tym, jaka po prostu jest…
Naprawdę przerażony Tomose staje się jednak dopiero wtedy, gdy uświadamia sobie, że Hiyori nie może dłużej grać w dramach. Przez brak emocji jej aktorstwo było oceniane negatywnie, więc odtąd traciłaby tylko punkty, aż pewnego dnia spotkałby ją Dead End. Chłopak postanawia wówczas prosić pozostałych uczestników gry o pomoc. Ma pewien plan, jak wywalczyć dla nich wolność, ale sam nigdy tego nie osiągnie. Przeprasza więc za to, jaki był wcześniej nieufny i opryskliwy. Jak się na nich wyżywał za swoje problemy sercowe. Potrzebuje również, aby powiedzieli mu o wszystkim, czego nauczyli się od Akradian, bo ma do zaproponowania Dyrektorowi pewien układ. Wcześniej jednak oddaje wszystkie swoje punkty, ryzykując, że w przypadku jakiejkolwiek negatywnej recenzji od widzów, czeka go Dead End, byle tylko przyjaciółka odzyskała swoje emocje. Nieważne już czy kiedykolwiek go pokocha, czy nie. Chodzi tylko o to, by była bezpieczna. Co było bardzo dużym krokiem naprzód w naprawie ich relacji, bo jakby nie było, zaryzykował dla niej wszystkim.
Jakiś czas później bohaterowie faktycznie spotykają się z Dyrektorem – czyli prowadzącym show AI, sterowanym przez Producenta. Tomose proponuje wówczas nową atrakcję, która zapewni wszystkim większą rozgrywkę od tradycyjnych dram. Zagra z Arkadianami w szarady, w zamian za wolność towarzyszy. A co było stawką? Wieczne uwięzienie i przymus grania w dramach już do końca swych dni. Tomose nie miał jednak być w tym wszystkim sam, bo nie zamierzał zgrywać bohatera. Obiecał wcześniej MC, że jeśli dojdzie do czegoś takiego, to pozostaną w Arkadii wspólnie. Dziewczyna nigdy bowiem nie pogodziłaby się z faktem, że ktoś się dla niej poświęcił. (No… nie do końca, ale o tym później). W wielkim skrócie Dyrektor przystaje na przedstawione warunki z jedną zmianą. Zamiast otrzymać wolność z automatu, Tomose dostanie po prostu 1000 punktów i może je wydać później na wypowiedzenie dowolnego życzenia.
To prowadzi nas do emitowanego w „Other World Stream” turnieju gry w szarady. Tomose w ciągu czterech rund musi pokazywać losowym Arkadianom hasła wybrane przez Dyrektora, posługując się tylko pantomimą. Co początkowo wydawało się niemożliwe, ale zdolności aktorskie chłopaczka były powalające, więc dał radę wygrać, nawet mając za przeciwników nieznających większości ziemskich pojęć Arkadian… Kiedy jednak dochodzi do odebrania nagrody, okazuje się, że Dyrektor ich oszukał. Dlaczego? Bo gdy wypowiada się życzenie dotyczące powrotu, może mieć ono tylko dwa warianty: albo wraca sam wypowiadający, albo wszyscy pozostali – z wyjątkiem niego. Tomose mógł więc albo się poświęcić, albo zdecydować, że sam odejdzie, ale Hiyori i reszta utkną w Arkadii, na cholera wie, jak długo… I tu, brawo dla twórców, że przewrotnie nie zaserwowali nam wątku rozstania parki, bo Tomose postanowił zostać bohaterem. Nope, na taką rolę zdecydował się Gyoubu Souta, bo uznał, że chce jeszcze rozpracować tożsamość Producenta. Co, paradoksalnie, Hiyori już nie przeszkadzało, że jednak kogoś porzucają, ale co tam!
Wszyscy, poza Gyoubu budzą się w siedzibie Information Bureau, a potem odzyskują swoją wolność. O Arkadii zasadniczo nie wolno im rozmawiać, by nie siać paniki, zaś agencja i tak będzie prowadziła w tej sprawie swoje śledztwo. Nastolatkom nie pozostaje zatem już nic innego, jak wrócić do swojego gwałtownie przerwanego życia szkolnego i wakacyjnych planów. Jedna rzecz się jednak pomiędzy nimi zmienia. Zgodnie z obietnicą złożoną przy świadkach w Arkadii, że po wygranej podejmie ostateczną próbę, Tomose ponownie wyznaje swoje uczucia. Już teraz nic i nikt mu nie przerywa. I zostaje zaakceptowany. Po tych wszystkich wydarzeniach Hiyori bowiem również doszła do wniosku, że go kocha i chce dać im szansę. Tyle razem przeszli, że warto zobaczyć, co będzie dalej. W końcu więc, po raz pierwszy, a po raz trzeci (zależy jak liczyć), wymieniają pocałunki – ale dla odmiany za obopólną zgodą.
A ja przejdę sobie teraz od podsumowania i powiem Wam, że to była dość odświeżająca ścieżka. Może nie w kwestii poznawania tajemnic „Other World Stream i antagonistów”, ale była jednak dość nietypowa jak na gry otome. Niby mieliśmy romans, ale w takim stanie… uśpienia. Wiedzieliśmy, że Tomose nie potrzebuje większej zachęty, ale rozterki Hiyori także nie wydawały mi się jakoś pozbawione podstaw. Wreszcie wiadomo, że stres, przymus grania w dramach, tęsknota za domem i inne straszności, musiały się jakoś odbić na tych młodych ludziach. Stąd nic zaskakującego, że jak dodało się do tego hormonową gorączkę, to mogło im się trochę w łepetynach namieszać. Tomose w porę się jednak opamiętał, być może dzięki plaskaczowi w twarz, łzom Hiyori albo radom towarzyszy, aby zawrócić z drogi, która błyskawicznie poprowadziłaby go w szeregi yandere szaleńców. (Co Bledry, na swoim blogu, zabawnie podsumowała, mówiąc, że jeden zły dzień dzielił go od wrzucenia ukochanej do klatki… nie zgodzę się jednak z jej drugim porównaniem, że Tomose jest podobny do Tomy. W żadnym razie! Ten drugi był manipulujący, bystry i w cholerę dominujący, kiedy Tomose to bardzo uległy, może nie głupi, ale prosty chłopak, który w sumie zrobiłby dla MC wszystko, wykonał każdy rozkaz, ale najzwyczajniej nie wiedział, jak zdobyć jej serce i to go gubiło przez zwykłe zniecierpliwienie).
Stąd, nawet jeśli nie był to najbardziej porywający romans, to jednak opowieść wciągała, a chłopaczka zrobiło mi się w pewnym momencie żal, gdy przyznał, że jest tak niepewny swojej wartości, że dołączył do klubu aktorskiego nie z pasji, ale po części ze strachu. Dzięki wcielaniu się w role, mógł udawać przed rodziną i przyjaciółmi. Inaczej zobaczyliby jego prawdziwe „ja” i nie zostałby zaakceptowany. Zupełnie jak w przypadku MC, która ciągle go odrzucała. Potrafię sobie jednak wyobrazić, że dla części odbiorców takie nieustanne wpychanie w friendzone będzie najzwyczajniej nudne.
Stąd do polubienia Tomose i Hiyori w tym wydaniu potrzebne jest uzbrojenie się w cierpliwość. I chyba sporo zrozumienia? Wiecie, to tylko dzieci. Z zerowym doświadczeniem w relacjach damsko-męskich, które były dla siebie do tej pory jak rodzeństwo. Może dlatego Tomose tak bardzo przypominał rozwrzeszczanego bachora, gdy domagał się uwagi i zawłaszczał Hiyori jak swoją ulubioną zabawkę… Nie dziwię się jednak pozostałych postaciom, że im powoli również kończyła się do tej… dramy w dramie wyrozumiałość. XD Zwłaszcza tym, którzy aktywnie działali na rzecz szukania Producenta i odzyskania wolności, a zamiast tego musieli rozdzielać warczących na siebie nastolatków. Paradoksalnie, w innych ścieżkach, gdzie np. potrafi przewidzieć scenariusze dram, bo ogólnie czytał dużo literatury, był znacznie bardziej pomocy. W swojej własnej historii zaserwował nam jednak głównie szekspirowski monolog: Być yandere czy nie być? Oto jest pytanie… Może dlatego, w ocenie japońskiego fandomu, Tomose wylądował na ostatnim miejscu w ankiecie popularności?
A co się stało z moimi przypuszczeniami o jego działania na rzecz antagonistów? Cóż, tym razem muszę przyznać się do porażki… Intuicja zawiodła mnie w kwestii tożsamości Sponsora, ale przede mną wciąż jeszcze kilka prób! Być może Tomose aż za dobrze pasował do tej roli, a to najzwyczajniej wprowadziło mnie w błąd. Ale mój detektywistyczny nos znowu węszy… Wracam do Arkadii!