Uwaga! Charade Maniacs to gra, która polega na szukaniu antagonistów ukrytych w grupie love interest. Jeśli nie chcecie psuć sobie zabawy z przechodzenia gry – proszę nie czytajcie dalej tego tekstu.
Nie jest żadną tajemnicą, że poza konwencją historyczną najbardziej kocham kryminały. Kiedy więc przeczytałam, że następna gra wydana w języku angielskim przez Idea Factory, to historia porwanych nastolatków, uwięzionych w jakimś chorym reality-show o nazwie Other World Stream, a głosu jednej z postaci udziela aktorka Ogata Megumi, czyli ta sama, która w serii Danganronpa ożywiła dla nas postać Komaedy Nagito, to wiedziałam, że choćby Charade Maniacs było absolutną klapą, to będę musiała to przejść tylko dla tej ścieżki.
Jak pomyślałam, tak uczyniłam. Charade Maniacs błyskawicznie wylądowało w mojej bibliotece Switcha, a ja wiedziałam o tej grze tylko tyle, że gramy sympatyczną, aż przesadnie dobroduszną nastolatką o imieniu Sena Hiyori, która żyje w niedalekiej przyszłości, ale pewnego dnia, w tajemniczych okolicznościach zostaje przetransportowana do fikcyjnego świata. W tej rzekomej Arkadii dziewczyna – wraz z towarzyszącą jej 9 przystojniaków – musi odgrywać różne scenki z dram, by Arkadianie, kimkolwiek są, mieli rozrywkę. Jeśli uzbiera dostatecznie dużo punktów, to się uwolni i będzie mogła wypowiedzieć dowolne życzenie, ale jeśli jej pula spadnie do zera, to czeka ją Dead End.
Jakby tego było mało to wśród chłopaków, ukrywa się zdrajca. Albo kilku. Ja jednak miałam dziwne przeczucie, że od początku wiem, kim jest Iochi Mizuki i wcale się nie pomyliłam. Nie wiem zatem, czy uznać przewidywalność tej ścieżki za zaletę, bo to znaczy, że wszystko miało sens, czy za wadę – bo dostarczała mało niespodzianek. Ale po kolei!
Iochi Mizukiego poznajemy, tak jak większość przymusowych aktorów, już podczas uwięzienia w Arkadii. Dość szybko wybija się on na pozycje samozwańczego lidera, bo po pierwsze: jest najstarszy i w prawdziwym życiu ma nawet pracę, a po drugie: wyróżnia się nadnaturalną inteligencją. Bez problemu dostrzeżemy, jak manipuluje grupą, by wyciągać od nich informacje, sam zbywa pytania żartami, albo steruje całą rozmową i działaniami. Zresztą, na początku, nie wykazuje żadnego zainteresowania bohaterką, zwracając się do niej serdecznie, ale trzymając ją na bezpieczny dystans. Zupełnie jakby wiedział, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, iż to dziewczyna jest zdrajcą… ale nie dałby sobie za to ręki uciąć.
Ah, właśnie! Użyłam rodzaju męskiego, a tak naprawdę Mizuki jest postacią na tyle tajemniczą, że nie znamy nawet jego płci. Dla czystej wygodny będę więc trzymać się formy męskiej, ale proszę, nie przywiązujcie się do tego. Jego wygląd jest bardzo androgeniczny, bo bohater odznacza się niebywałą urodą, ma uwodzicielski głos, delikatną skórę… a jednocześnie dysponuje siłą fizyczną, która pozwala mu np. bez problemu dźwignąć Hiyori, gdy zachodzi taka potrzeba (albo pokroić melona jednym ruchem – co zauważa Haiji). Zresztą, pytania o płeć Mizukiego są powracającym żartem, bo o ile dla MC nie ma to większego znaczenia, o tyle panowie często są tym faktem skonsternowani, np. nie wiedzą do końca, jak się przy nim zachowywać. Czy mogą go uderzyć, jak ich w kurzy, czy to by oznaczało, że biją kobietę? A co ze wspólnymi kąpielami? Albo używaniem zwrotów typu „kanojo” czy „kare”, gdy zwracamy się w języku japońskim do 2. osoby? Mizuki zaś to ich zagubienie bezwstydnie wykorzystuje, bo to pozwala mu odwracać ich uwagę w rozmowie od niewygodnych kwestii.
Tak naprawdę, dynamika między Mizukim a Hiyori zmienia się, dopiero gdy oboje lądują w oddziale odpowiedzialnym za przygotowywanie posiłków. (Cała ekipa dzieli się bowiem na 3 grupy zadaniowe). Jako lider Mizuki skutecznie buduje zażyłość wewnątrz ich małego zespołu, zbliżając do siebie marudnego Ebana, dziecinnego Haijiego i zawsze niepewną, co powiedzieć i zrobić Hiyori. Oferuje też dziewczynie pracę swojej asystentki, bo w wolnym czasie, pomiędzy przymusowym graniem w odcinkach Other World Stream, Mizuki prowadzi własne śledztwo i przeszukuje zasoby pobliskiej biblioteki. Ogląda też dramy ze starymi uczestnikami. Sprawdza zabezpieczenia, którymi dysponują ich oprawcy itd. Co więcej, wyznaje Hiyori, że nie pogodzi się z ich sytuacją i bierze sobie za cel nie tylko uwolnienie porwanych nastolatków, ale też sprowadzenie antagonistów (w sensie Dyrektora, Producenta i całą ich ekipę) przed oblicze sprawiedliwości.
W czym jako asystentka Hiyori nie bardzo się przydaje, bo dostajemy typ MC w najgorszym wydaniu tj. takiej, która ciągle podziwia love interest np. za to, jak szybko potrafi on czytać dane (Mizuki jest już na następnej stronie, gdy ona dopiero co ogarnęła pierwsze zdanie) lub jak szybko łączy fakty (ona sama nie rozumiała pewnie z połowy z tego, co od do niej mówił ), czy jaki był piękny (znowu, bardziej od niej). Można więc powiedzieć, że ten romans miał początek w najzwyczajniejszym zauroczeniu osobą, o której myślimy, że dominuje nas na każdym polu. Mizuki jest bystry, wygadany, czarujący, ma poczucie humoru, a i w pewnym momencie obejmuje MC opieką. Głównie dlatego, że zauważa, jaka jest naiwna i bezbronna, więc obawia się o to, jak łatwo będzie ją wykorzystać.
Wreszcie zaczyna też wieczorami przygotowywać dla Hiyori napoje – oczywiście, bezalkoholowe – ze względu na jej wiek, chociaż sam specjalizuje się raczej w drinkach i koktajlach. Niemniej, dziwnym trafem, coraz częściej zdarza się tak, że po napiciu się czegoś i w trakcie ich wieczornych rozmów, Hiyori robi się nagle śpiąca, a wtedy Mizuki zanosi ją do sypialni, wzdychając nad tym, jaka MC jest nieostrożna w otoczeniu grupy mężczyzn. Że mógłby ją łatwo „pożreć”.
Ich relacja zdaje się więc iść w coraz lepszym kierunku. Parka spędza coraz więcej czasu razem, Mizuki nie wzbrania się przed kontaktem fizycznym i nawet podczas wspólnych dram romantycznych, Hiyori zauważa, że nie przeszkadza jej, jak bohater ją całuje, czy wyznaje jej miłość. Jasne, jest zawstydzona, i wie, że to tylko aktorstwo, ale też ewidentnie zaczyna żałować, że nie łączy ich coś więcej. (W czym cud, że Tomose się tam nie przekręcił w tle z zazdrości, gdy Mizuki nagle przyssał się do szyi jego ukochanej). Niemniej ich wspaniałe love story musiało zostać wreszcie jakoś przerwane i do takiego wydarzenia dochodzi, gdy Hiyori, łażąc sobie po sztucznie wygenerowanym mieście, podsłuchuje przypadkiem Mizukiego, jak z kimś rozmawia… Nie jest w stanie odgadnąć, jak bohater kontaktuje się ze światem zewnętrznym, ani czego w zasadzie dotyczy ta dyskusja, ale czuje się potem zagubiona i smutna. Szczególnie że Chigasaki zaraz ją dopada, by szepnąć do uszka więcej słów, które pogłębiają tylko wątpliwości. „A co jeśli Mizuki jest zdrajcą? Może nawet samym Producentem?”. W końcu tak naprawdę, poza tymi strzępkami, które jej pokazuje, to nic o nim nie wie. Nie zna nawet jego płci… A konfrontacje na niewiele się zdają, bo Mizuki jest po prostu za dobry w wykręcaniu się od odpowiedzi.
Niemniej Hiyori, nakierowana przez Chigasakiego, postanawia poprowadzić własne śledztwo. Odkrywa wtedy, że w starych dramach grał już ktoś o nazwisku Iochi, więc Mizuki cały czas ją zbywał. (I to dlatego nigdy nie pozwalał jej zobaczyć listy płac). Co więcej, dodaje dwa do dwóch, i uświadamia sobie, że to musi być brat, o którym kiedyś jej wspominał. Ten sam, z którym podobno się posprzeczał. Nie jest to jednak cała prawda. A więcej na temat osobowości Mizukiego dowiadujemy się, gdy wraz z Haijim interpretuje on baśń o Jasiu i Małgosi. Nasza protagonistka ubolewa nad losem wiedźmy, która przecież też musiała być głodna, oraz rodzicami, którzy porzucili swoje dzieci. Tymczasem Mizuki twierdzi, że dla większego dobra jest w stanie poświęcić wszystkich i wszystko. W pełni podpisywał się więc pod decyzją Małgosi. Czemu wkrótce ma dać dowód.
Podczas kręcenia kolejnej dramy bohaterowie mają odegrać scenę, w której trakcie Hiyori zostanie pchnięta nożem. Tomosa jest wtedy przerażony, bo chociaż nie czeka ich prawdziwa śmierć, to jednak odczuwają ból. Dziewczyna nie ma jednak najmniejszych wątpliwości, jaką decyzję podejmie Mizuki. Poznała go już na tyle, że gdy pojawia się na planie i dźga ją dwukrotnie nożem (bo pierwszy cios był za słaby i nie wyglądał na śmiertelny), to nie jest nawet zaskoczona. W sumie to bardziej żal jej samego ukochanego, niż siebie, bo domyśla się, że wbrew temu, co pokazuje, to dźwiga straszny ciężar.
I zasadniczo się nie myli. Tyle że nie ma okazji z nim porozmawiać, bo gdy odzyskuje przytomność następnego dnia, to niedługo potem zostaje przeteleportowana, wraz z pozostałymi uczestnikami gry, do pokoju, w którym przebywa Dyrektor – istota sterująca całą intrygą. Okazuje się, że Mizuki i jego ekipa shakowali systemy Arkadii. Tak naprawdę był on bowiem agentem Information Managment Bureau (Biuro Zarządzania Informacją). Zamierzał też zakończyć sprawę z porywaniem ludzi na jeden z dwóch sposobów. Albo Dyrektor i jego szef, czyli Producent, poddadzą się dobrowolnie (co pomoże ocalić wszystkich – nawet dawnych uczestników i przywrócić ich „do życia”, bo są tylko nośnikami danych z ciałami uwięzionymi w fizycznym świecie) albo dojdzie do wymuszonego zamknięcia systemu (a wtedy wszyscy prawdopodobnie zginą). W czym Mizuki nie ma najmniejszego problemu z tym, aby skazać na śmierć kilka osób, by ocalić setki. Dyrektor prosi wtedy o jeden dzień na zastanowienie, aby się skonsultować, Mizuki się zgadza i wszyscy teleportują się znowu do tymczasowego domu.
Nie ma co się dziwić, że nastolatki były trochę… zszokowane. Mnie jednak zaskoczyło, że nie próbowali w ogóle negocjować z Mizukim czy Dyrektorem, w końcu ten mógł ich wszystkich zabić. Może po prostu wiedzieli, że zostaliby zignorowani? Ostatecznie tylko Hiyori udało się z agentem IMB pogadać, bo jako jedyna została wpuszczona do jego pokoju. Początkowo Mizuki zamierzał trzymać ją na dystans, a nawet zrazić do siebie. Wyszło przecież na jaw, że wcześniej, podając jej napoje, robił to tylko po to, by ją uśpić i eksperymentować na jej bransolecie (Bangle – czyli urządzeniu do komunikacji oraz pozyskiwania danych), której usunięcie lub shakowanie mogło grozić śmiercią uczestnika gry. Mimo to była jego obiektem doświadczalnym, bo chciał sprawdzić, czy da się tak kogoś uwolnić.
Hiyori mu to jednak wybaczyła. Podobnie jak dźgnięcie nożem. Czy obecną sytuację. Kochała go i chciała być z nim. Powiedziała też, że widzi, jak bardzo cierpi, musząc samodzielnie ponosić konsekwencje tak strasznej decyzji. W efekcie Mizuki zaczyna płakać, wtulony w Hiyori i opowiada jej całą prawdę. O tym, że ma wyrzuty sumienia, że jego organizacja nie zadziałała w porę i tyle osób zostało zgładzonych. O tym, że zmarnował szansę, próbując negocjować ze swoim bratem, zamiast na niego donieść do szefów, bo ten faktycznie wziął kiedyś udział w grze, został nawet Sponsorem, i zdradził agencję IMB z jakiś chorych pobudek. Wreszcie żałuje, że tak się nią posłużył, chociaż zupełnie na to nie zasługiwała. No ale bohaterki gier otome, są mistrzyniami w puszczaniu doznanych krzywd w niepamięć.
Następnego dnia, gdy ma dojść do podjęcia decyzji, Dyrektor oszukuje ich po raz kolejny. Zamiast przystać na jeden z warunków, jakimś sposobem zmanipulowali szefa całego IMB. A to prowadzi do tego, że Mizuki i Hiyori lądują w kolejnej grze. Zasady są proste. Mizuki może albo uratować Hiyori przed spłonięciem żywcem, albo swojego brata i wszystkie dane pozostałych uczestników. Kogoś jednak będzie musiał poświęcić: ukochaną lub rodzinę i setki niewinnych. Przy okazji, dowiadujemy się, że starszy Iochi, w nagrodę za bycie Sponsorem, po osiągnięciu Dead Endu, został zmieniony w ślimako-podobnego Arkadianina. Cóż… los godny pozazdroszczenia! Ale podobno tak sam zdecydował.
I co w takiej napiętej sytuacji robi nasz love interest? Ano poświęca samego siebie, wskakuje w płomienie i łamie tym samym zasady gry. Mimo że Hiyori go prosiła, aby nie porzucał swoich przekonań. Że właśnie za to go kocha, jak szybko podejmuje decyzje, i że życie wielu ludzi jest ważniejsze od niej samej. Że niby się nie boi zginąć w płomieniach, bo da sobie radę… Girl, nie ma boleśniejszej śmierci! Chyba nie wiesz, na co się pisałaś… Nie zmienia to faktu, że Mizuki zostaje ukarany i razem z Hiyori są dalej uwięzieni w Arkadii.
Mijają miesiące, dowiadujemy się, że parka, pracując wspólnie, odzyskała i ocaliła tym samym dane setek uczestników. Również twórcy Other World Stream przestali być dla nich tacy surowi. Zupełnie jakby po tylu latach poczuli do swoich ofiar sympatię. Mizuki i Hiyori, wciąż uwięzieni, zaczynają dyskutować i marzyć o dniu, gdy wrócą do domu. Przede wszystkim zaś o wspólnej przyszłości, bo jak Mizuki podkreślił, rzadko zdarza się, by ktoś w jego wieku podrywał uczennice. Dlatego też do tej pory zachowywał się wstrzemięźliwie, aby ukochana „podrosła”. Dziwi go również, że dziewczyna absolutnie nie wykazuje żadnego zainteresowania jego płcią, ale MC kocha go po prostu takim, jaki jest, więc dawno przestała o to pytać. Mimo to obiecuje jej, że dowie się wszystkiego w praktyce, ze specjalnych szkoleń z zabaw dla dorosłych, jakie dla nich planuje. Scenarzyści zostawili więc tę kwestię niewyjaśnioną do samego końca, co jest bardzo fajnym i świeżym podejściem do kreacji bohaterów gier otome.
Ścieżka może nie obfitowała w jakieś zaskakujące zwroty akcji, ale była całkiem, całkiem, przede wszystkim za sprawą flirciarskiej natury Mizukiego, który nie był w swoich podrywach nachalny i przykry, jak również za finalną próbę, która była w swoim okrucieństwie dość wstrząsająca. Mam jednak pewne problemy ze zrozumieniem ewolucji tego romansu… w sensie, o ile w pełni rozumiem, czemu Hiyori mogła zauroczyć się w kimś tak zaradnym, inteligentnym i charyzmatycznym, o tyle nie bardzo wiem, co sam Mizuki widział w niej? Niby dobroć i ofiarność, którą szanował i z którą potrafił empatyzować, ale jakoś średnio mnie to przekonywało. Mimo to bawiłam się dobrze. Mizuki pod wieloma względami faktycznie przypominał Nagito i chyba taki był przy okazji zamysł twórców, by puścić oczko do fanów Danganronpy. Dostaliśmy bowiem bohaterów tajemniczych, piekielnie inteligentnych, ale też skłonnych do największych poświęceń w imię swojej filozofii. Stąd bardziej ich upodobnić, by nie byli swoimi kolonami i by wpasować to w konwencje otome, chyba już się nie dało. Szkoda tylko, że ścieżka krótka i wszystko działo się tu w strasznym biegu…