Iba to jedna z tych postaci, która przez fanów serii jest albo uwielbiana, albo znienawidzona. Trochą jak w przypadku Sannana. Wielu miłośników serii ma mu bowiem za złe, jak zachowywał się pod wpływem demonicznej łapy i że nie był już potem tą samą, uprzejmą osobą, którą poznaliśmy w Kyoto. Mnie zaś ta cała akcja wówczas nie zraziła, bo Iba od zawsze był jedynym love interest, który otwarcie okazywał Chizuru względy i już za samo to wnosił mi do fabuły odrobinę świeżości. Byłam więc ciekawa jego dalszych losów i z radością sięgnęłam po fandisk. Zwłaszcza że to w zasadzie pierwszy, w którym Iba dostaje dłuższe i sensowniejsze scenki, bo w Hakuōki Shinkai: Ginsei no Shō pojawiał się tylko epizodycznie, a wcześniejsze odsłony Hakuōki nie mają bonusowych postaci. Tradycyjnie jednak najpierw czeka nas krótki spacer po zawartości każdego z rozdziałów.
ROZDZIAŁ I: Czerwiec 1965. Chizuru zadomowiła się już u Shinsengumi, więc spędza czas na typowych obowiązkach, gdy zaczepia ją wracający do siedziby Okita. Młody samuraj bawił się z dzieciakami z okolicy i dostał od nich żurawia z origami, którego postanowił wręczyć dziewczynie ze zwykłego kaprysu. Jakiś czas później bohaterka głowi się nad tym podarunkiem, bo przypomina jej o zabawie z dzieciństwa, ale nie potrafi sobie przypomnieć twarzy chłopca, który uczył ją origami, jeszcze w lekarskiej klinice jej ojca… A wtedy jak zawsze, niczym prowadzony przez przeznaczenie, pojawia się Iba. Mężczyzna wkrótce opuszcza Kyoto i przyszedł się pożegnać. Jest jednak wciąż smutny, że Chizuru go nie pamięta, a nawet trochę zazdrosny, że dostała żurawia od Okity. Wreszcie bohaterka dodaje dwa do dwóch i przypomina sobie, że to właśnie Iba był jej nauczycielem origami z dzieciństwa! Obraża się jednak nieco, gdy ten wspomina jej drobne, dziecięce dłonie, które skrupulatnie składały papier. Postanawia mu więc pokazać, że już takie nie są i wyciąga rękę przed siebie… by nieoczekiwanie odkryć, że mężczyzna przytknął swoją dłoń do jej własnej, więc przy tym porównaniu dalej wydaje się bardzo drobna. I gdy tak gapi się zakłopotana na jego palce naznaczone odciskami od treningów, Iba oznajmia, że trenował tak intensywnie, bo zawsze chciał ją chronić. Te smukłe, kobiece ręce i całą ją… I marzy, by przygotowała dla niego tymi dłońmi, które tak pieczołowicie składały kiedyś origami, posiłek. Na szczęście jednak dla Chizuru robi się już późno i samuraj musi się zbierać do drogi. Inaczej jej biedne serce mogłoby tego nie wytrzymać… Dobrzy bogowie, chyba nigdy jeszcze żaden love interest tak jawnie i bezwstydnie nie kładł tyle miodu na uszy MC!
ROZDZIAŁ II: Luty 1866. Chizuru ogrzewa się przy hibashi, kiedy odwiedza ją zmarznięty Heisuke i zaczyna opowiadać plotki o tym, że po siedzibie kręci się ponoć duch. Bohaterka nie jest przesądna, ale gdy w nocy słyszy, jak ktoś woła jej imię, to mimowolnie traci rezon. Niespodziewanym gościem okazuje się nie istota z zaświatów, ale Iba, który nie wiedział, gdzie znajduje się pokój przyjaciółki. Dlatego ją wołał po imieniu, a że było późno, to starał się być dyskretny. (Btw. to nie było zbyt fortunne CG dla Iby. Wygląda jakby Hijikata poczęstował go za dużą ilością sake). Chizuru wstydzi mu się jednak przyznać wprost, że wystraszyła się duchów i tłumaczy, że wzięła go za kogoś innego… Co całkiem słusznie zmroziło mu krew w żyłach, bo niby z kim młoda kobieta miała się spotkać o tej porze? Z jakimś kochankiem? Rozumiejąc więc, że dalsze unikanie odpowiedzi może doprowadzić do gorszych nieporozumień, dziewczyna wreszcie mówi prawdę, co go uspokaja i rozbawia jednocześnie. A czego się spodziewaliśmy? By jakoś zmienić temat, bohaterka dziękuję mu za odwiedziny, wręcza kamień utrzymujący ciepło na drogę i pyta, kiedy spotkają się ponownie. Tyle wystarczy, by młody samuraj był już zupełnie wniebowzięty. A przed samym rozstaniem, już z rumieńcem na twarzy stwierdza, że ich wieczorne spotkanie można by uznać za schadzkę. Na którą nieoficjalny, ale jednak prawny opiekun Chizuru, czyli Hijikata, wyraził pozwolenie.
ROZDZIAŁ III: czerwiec 1867. Mniej więcej po tym, jak Takeda opuścił Shinsengumi i Iba odciął mu łapę. I cóż mam powiedzieć? Kolejny przeuroczy rozdział, pełen kwiatków, motylków i serduszek! Shinsengumi stracili wielu sojuszników po odłączeniu się frakcji Itou, więc Chizuru zasuwa za dwóch w kuchni. Okazuje się jednak, że zabrakło składników i ktoś musi zrobić zakupy… tyle że dziewczyna nie może sama chodzić po mieście, a brakuje ludzi, by ktoś mógł jej towarzyszyć. A wtedy Niebiosa zsyłają Ibę z odwiedzinami, który z radością zgłasza się do tego zadania, ku radości swatki Inoue i rozczarowaniu Soumy. Zresztą, Iba zdołał nawet młodego samuraja przed wyjściem obwarczeć, jakby chciał dać mu znać, żeby nie wchodził mu w paradę. Na mieście Chizuru pokazuje się ze swojej zaradnej strony i robi duże zakupy w świetnych cenach. Iba chodzi więc za nią rozmarzony, aż wymyka mu się, że ktokolwiek zostanie jej mężem, będzie przeszczęśliwy… Potem jeszcze próbuje ją subtelnie wypytać, czy kiedyś zastanawiała się nad swoją przyszłością, no bo… w Shinsengumi jest sporo urodziwych mężczyzn z dobrym statusem itd., ale rozkojarzona Chizuru urywa temat, zauważając, że przecież musi znaleźć ojca, nim będą jej amory w głowie. Ale chłopina się nie poddaje. Skoro padło „A” to trzeba i powiedzieć „Z”. Zaprasza Chizuru na dodatkowe zakupy, by sobie przejrzała kobiece akcesoria, kanzashi itd., ale ta znowu go spławia „bo po co jej coś, czego nie może nosić?”. Zdesperowany Iba podejmuje więc próbę nr 3: spacer! Chodźmy na spacer! I tym razem bohaterka się zgadza, bo ma jeszcze trochę wolnego czasu, a miło im się łazi po mieście. Samuraj jest więc przeszczęśliwy, że nie spotkał się z odrzuceniem, zrywa dla niej piwonie na łączce i wprost nazywa piękną. Nie bawi się też już w półsłówka i otwarcie wyznaje dziewczynie, że musi bardziej pilnować swoich rywali, bo robi się kolejka o jej względy. Co daję bohaterce, już po rozstaniu z Ibą, dużo do myślenia i przed snem pierwszy raz dręczą ją dziwne myśli i poczucie tęsknoty…
ROZDZIAŁ IV: Przeskakujemy do marca 1868. Shinsengumi uciekli z Kyoto, Takeda i Kondou ujawnili się jako kompletni szaleńcy, a Iba zyskał nowe ramię przy pomocy oni z Yase. Akcja ma też miejsce niedługo po tym, jak mężczyzna próbował pocałować Chizuru w klinice Yukimurów, bo wola poprzedniego właściciela łapy wymuszała na nowym użytkowniku, by przystąpił do płodzenia małych demonków… Może dlatego ten rozdział jest taki „przejściowy” i spokojny, bo w grze podstawowej dużo się w tym czasie działo. Co nie znaczy, że nie dostaniemy sporej dawki fanserwisu. Motoyama chce odwiedzić kumpla w jego rezydencji w Edo, ale Chizuru mu to uniemożliwia, bo wie, że rasetsu powinny odpoczywać w dzień. Mężczyzna rezygnuje zatem i prosi, by oddała w jego imieniu Ibie książkę, którą kiedyś od niego pożyczył. Dołącza też wiadomość. Gdy zaś dziewczyna pędzi wykonać zadanie, okazuje się, że Iba już nie śpi, że dopiero co wstał, obmył swoje pół nagie ciało z potu, a teraz poprawia włosy, bo przykłada dużą uwagę do wyglądu… No i Chizuru niby z nim rozmawia o Motoyamie, ale tak naprawdę gapi się bezwstydnie i proponuje pomoc przy włosach, ale mężczyzna grzecznie jej odmawia. Btw. to dość zabawne, że w grze wspominają o tym, że on korzystał z usług barbera… tylko do czego? Przecież nie nosił chonmage ani nie golił czubka głowy. Wiązał tylko tego swojego kitka, czymś, co wyglądało, jak frotka z gazetki dla dziewczynek… No ale jak się jest bogatym, to można i kasę wywalać w ten sposób. Iba prosi, by Chizuru więcej tego nie robiła – w sensie nie przepędzała jego przyjaciół z troski o to, że powinien odpoczywać. Skarcił ją zatem jak żonę, która nie słucha pana domu, a potem idą razem na „randkę”, bo w wiadomości od Motoyamy była sugestia, że przecież po latach nieobecności w domu dziewczyna na pewno chce pozwiedzać Edo…
ROZDZIAŁ V: czerwiec 1868. Po przegranej w trakcie kolejnej konfrontacji z Takedą, samuraj kończy na rekonwalescencji w Yokohamie. Mężczyzna jest nieco przybity tym wszystkim i Chizuru zauważa, że trzyma się na dystans. Dalej przemawia uprzejmie, ale nie słucha jej zaleceń, aby odpoczywać, bo próbuje trenować, i nie cieszą go przyniesione słodycze, chociaż uwielbiał je od dziecka. No… duh, girl! Dostał łomot od Takedy i nie wie, czy przeżyjecie rundę 3, a ty mu się dziwisz? Mimo to, pod naciskiem Chizuru, wreszcie ustępuje i godzi się dać sobie na wstrzymanie, a nawet pokazuje delikatniejszą stronę, bo chwyta bohaterkę za ubranie i prosi, by go nie zostawiała… Sam jest tym swoim nieoczekiwanym, dziecięcym zachowaniem zawstydzony, ale kobieta tłumaczy mu, że nie musi przed nią zawsze udawać silnego. Że kiedy są w dwójkę, powinien sobie pozwolić na słabość i szukanie u niej wsparcia. A potem oboje zjadają wspólnie castellę (rodzaj ciasta biszkopotowego), choć rozmowa się im absolutnie nie klei, bo każdy jest pogrążony we własnych myślach i troskach…
ROZDZIAŁ VI: Grudzień 1868 roku. Parka wyznała już sobie miłość i się pogodziła, po tym, jak opanowany przez łapsko Iba zaatakował Chizuru, by spłodzić małe demonki. Mogą więc już w spokoju ścigać Shinsengumi, szmuglowani na kupieckim statku, kierując się do Ezo. Od pięciu dni męczą się w ładowni, co dziewczyna dość kiepsko znosi. Motoyama oferuje więc, że przyniesie jej trochę wody, a kiedy znika, zakochany samuraj od razu przykleja się do MC, bo nie spodziewa się, że przyjaciel tak szybko wróci i przerwie im sweet time. Zawstydzony Motoyama usprawiedliwia się, że usłyszał od kapitana, że można już wyjść na pokład i to dlatego przybiegł im o tym powiedzieć i zapomniał o wodzie. No bo…ten… Falę się uspokoiły. Marynarze śpią (znaczy się… kto kieruje tym statkiem? I mam rozumieć, że przez tydzień, przy takich falach, nikt nie zajrzał do ładowni?). I inne takie gadki. Niemniej młodzi wychodzą na pokład, a mnie trochę było żal Iby, bo co próbował wprowadzić romantyczny nastrój, to Chizuru go odpychała. A to nie chciała podejść bliżej, a to gadała o Shinsengumi, gdy on prawił jej komplementy itd. Ostatecznie więc przełamała się dopiero, gdy mężczyzna powiedział wprost, że jej może nie jest zimno, ale mu tak, więc mogliby się jednak schować pod przykryciem, które dla nich przygotował. XD I tak sobie spoglądają dalej na horyzont i gwiazdy, dumając o przyszłości. Aż Iba dziękuję Chizuru, że pomogła mu odzyskać wiarę w to, że będzie umiał ją ochronić, gdy dotrą do Ezo. Poważnie… o co chodzi z tym lodowym prysznicem? Czemu ona go trzyma na taki dystans?
ROZDZIAŁ VII: Marzec 1869. Przed finałową bitwą w Hakodate. Chizuru czeka na powrót Iby ze spotkania i dowiaduje się, że jedyne co ich chroni przed wrogiem to trwająca zima, bo gdy tylko stopnieją śniegi, to pewnie zostaną zaatakowani. O ile Enomoto może negocjować, o tyle Hijikata będzie walczył do końca, więc samuraj ubolewa, że z powodu demonicznego łapska nie może postąpić tak samo. Odpuśćmy mu jednak krytyki, bo tego wymagał honor. Nie będę więc się czepiać, że w ogóle nie brał w tym równaniu pod uwagę Chizuru, bo twórcy chcieli tylko trochę oddać realia. Niemniej dziewczynie jest smutno, że to przez nią ukochany zmienił się w monstrum i go przeprasza, wskutek czego Iba zapewnia, że nie o to mu chodziło, ale nasza bohaterka jest zdeterminowana. Jeśli jej partner postanowi, że chce walczyć, to będzie wspierać jego wybór, nawet jeśli oznacza to złamanie słowa danego Sen. No tak, przyjaźń Iby z Hijikatą jest ważniejsza od Sen z Chizuru… mimo że księżniczka oni uratowała wam dosłownie dupska. Na dodatek parka nie wie do końca, jaka kara by ich czekała (podpowiem wam: banicja i znowu byście mieli Kazamę na karku), ale koniec końców Iba stwierdza, że pogodził się ze swoim losem i jego nową życiową rolą jest ochrona Chizuru. Zaczyna więc ją całować po szyi, na co bohaterka powtarza słowa, które padły już w grze głównej, czyli, że ukochany może z nią zrobić, co mu się żywnie podoba i nie będzie stawiać oporu, a to tak zaskakuje i nakręca młodego samuraja, że wywala cierpliwość za przysłowiowe okno. Skoro dostał pozwolenie, to zaprasza Chizuru do łóżka, a reszty możemy się domyślić… Miało być romantycznie, a wyszło trochę żałobnie, przez ten wiszący w powietrzu nastrój nieuniknionej katastrofy. Zabawne też, że zaakcentowano wątpliwości Chizuru, czy Iba na 100% jest już sobą, bo rozochocony zmienia się w zupełnie inną osobę.
ROZDZIAŁ VIII: czyli jednocześnie epilog. A ten dzieje się w maju 1873 roku, czyli już po przebudzeniu się bohaterki ze śpiączki. Swoją drogą ciężko sobie nawet czasami wyobrazić, jakiego poświęcenia wymagałoby opiekowanie się ukochaną osobą w takim stanie. Oczywiście, gra nam oszczędza szczegółów, ale jeśli Iba czymś fanom wcześniej podpadł, to za takie oddanie powinien mieć to wybaczone… W każdym razie parka żyje sobie spokojnie w Ezo, aż pewnego dnia przychodzi list od Sen. Bohaterowie dowiadują się z niego o amnestii dla byłych sojuszników szogunatu i o dalszych losach przyjaciół. A chociaż oficjalnie są dla świata martwi, Iba dzieli się z ukochaną zadaniem, jakie powierzył mu Enomoto. Gdyby doszło do takiej sytuacji jak ta, Iba ma dostęp do ukrytych funduszy i powinien ich użyć jako wsparcie dla potrzebujących, którzy będą próbowali odbudować swoje życie po wojnie Boshin. Co, jak można odgadnąć, nie będzie dla nikogo łatwe, bo pomimo upływu lat dla wielu Japończyków ex-Shinsengumi i spółka dalej będą zdrajcami i przegranymi. Dziewczyna oznajmia jednak, że ta misja to dla niej żaden problem. Chociaż kochała spokojne życie w Ezo, to jednak rozumie powagę zadania powierzonego przez Enomoto i jest gotowa wyruszyć z ukochanym w drogę. A wtedy Iba każe jej zamknąć oczy, zakłada jej welon na głowę i prosi, aby odbyli coś w rodzaju ceremonii ślubnej – trochę w stylu zachodnim. Chce bowiem, aby druga połówka jego duszy oficjalnie została Panią Iba, na co ta godzi się, wylewając łzy szczęścia. Stąd w sumie fajnie, że twórcy się na to zdecydowali, bo we wszystkich ścieżkach fandisków przeskakiwaliśmy ten etap, co sprawiało, że niektóre romanse wydawały się niedomknięte. Ah, no i Iba odzyskał finalnie swoją dłoń, więc jeśli kogoś wkurzał ten motyw, to w epilogu samuraj wygląda już jak 100% człowiek.
PODSUMOWANIE: Nie spodziewałam się, że ta historia tak bardzo mi się spodoba, bo Iba nigdy nie był w moim top ulubionych postaci, choć to nie tak, że darzyłam go również jakąś wyraźną niechęcią. Chyba po prostu najlepiej mój stosunek do jego kreacji określić jako „neutralny”. Tymczasem w fandisku twórcy stanęli na wysokości zadania i zwłaszcza rozdziały skupione jeszcze na akcjach w Kyoto trafiły idealnie w mój gust. Były odpowiednio śmieszne, zawierały jakieś historyczne ciekawostki, a i wylewał się z nich na każdym kroku fluff. (Jedyne czego mogę się przyczepić, to niektóre CG Iby, bo zdarzało mu się wyglądać niekorzystnie tudzież nieproporcjonalnie). Na dodatek uważam, że zręcznie wybrnięto z problemu, który wprowadzono w głównej grze, ale nigdy porządnie nie rozwinięto. Mam tu na myśli wątpliwości Iby w kwestii tego, czy Chizuru odwzajemnia jego uczucia, co skutkowało m.in. podatnością na opętanie przez demona. Poważnie, przecież on się tak głowił i starał, tak ją zasypywał podarunkami i komplementami, tak wyciągał co chwile na randki i powtarzał jak tęskni… a ona niczym ściana twierdziła, że nie wie, o co chodzi i w sumie ledwo go pamięta. Nagle po prostu zrozumiałam jego desperacje. Każdemu bowiem skończyłaby się cierpliwość albo stracił wiarę w siebie. Przestało mnie więc zaskakiwać, że demonia łapa uznała, że weźmie sprawy w swoje… no… palce? Chociaż żałuje, że w całej tej ścieżce nie spotkaliśmy ponownie Takedy. Co poradzić? Mam słabość do tego urodziwego gnojka. A przechodząc już do meritum, to jedna z najlepszych ścieżek w dodatku. Bez dwóch zdań!