Uwaga! Ścieżka porusza wątek samobójstwa, przemocy psychicznej i seksualnej.
Chyba nie znam drugiego bohatera gier otome, który byłby równie wrażliwy jak Ichiya. I nie mówię tego w negatywnym sensie. Wręcz przeciwnie. To właśnie ta nieudolnie skrywana delikatność mężczyzny była tym, co ostatecznie mnie do niego przekonało i to do tego stopnia, że gdyby nie tragiczne, hiper toksyczne zakończenie jego ścieżki, to pewnie zostałby moim numerem jeden. Chociaż kompletnie się tego nie spodziewałam, bo – po pierwsze – facet jest od naszej bohaterki starszy o jakieś 10 lat, co sam uważa za problem (i słusznie), a po drugie – tak samo jak Hibari – drażniły mnie te jego wyegzaltowane teksty na podryw. A przynajmniej póki nie dowiedziałam się, z czego właściwie bierze się potrzeba Ichiyi, aby bez opamiętania prawić takie suchary, od których czasami aż skóra cierpła…
Tymczasem jego podchody po serce Hibari zaczęły się dość nieudolnie, by nie rzec, że już w common route wydawał się na najbardziej straconej pozycji. Przede wszystkim dlatego, że bohaterka wciąż przyłapywała go na jakiś dziwnych zachowaniach, a to np. studiował, co leży w kręgu zainteresowania współczesnych nastolatek, a to serwował jej jakieś wyszukane, fikuśne dania w mikroskopijnych porcjach, bo z miejsca uznał, że pewnie dba o linie, a na dodatek ma bardziej wysublimowane podniebienie od chłopaków, a to wygłaszał jakieś inne, niemające nic wspólnego z rzeczywistością założenia na jej temat. Ba! Wręcz trochę ją idealizował, uważając za tak dojrzałą, dystyngowaną i pozbawioną skaz. Co, na szczęście, miało swoje logiczne uzasadnienie, ale o tym dowiadujemy się dużo, dużo później.
Warto jeszcze wspomnieć, że z akt osobowych, jakie Hibari dostaje na temat tego kawalera, dowiadujemy się, że problemem z Ichiyą jest również jego szemrana przeszłość. Ma bowiem reputacje kogoś, kto uwodzi zamożne kobiety i okrada je z majątków. Dziewczyna miała więc pełne prawo przypuszczać, że jest tylko kolejną ofiarą na jego liście, a te wszystkie dziwne zagrywki i teksty to jakaś skomplikowana gra, aby uśpić jej czujność. Że może Ichiya coś testuje, sprawdza ją, albo uważa za aż tak łatwą, że nie musi się nawet wysilać z komplementami. W końcu, jakby nie patrzeć, miał nad nią 10 lat życiowej przewagi i pewnie niejedno serce już złamał. Czemu więc ukrywał się ciągle w kuchni, matkował chłopaczkom w swoim uroczym fartuszku, a przed każdą rozmową z Hibari wydawał się… szczerze przerażony?
I tym sposobem przechodzimy sobie do streszczenia jego ścieżki, a przynajmniej do przyjrzenia się jej najważniejszym momentom. Ichiya założył bowiem, że do zdobycia Hibari wykorzysta chyba swój najlepszy talent, jakim było… gotowanie. To dlatego pewnego dnia przynosi jej lunch do szkoły, jakieś snacki, a później wręcz staje na głowie, by oczarować ją kolejnymi potrawami. Tyle że Hibari dosłownie nie wytrzymuje tego w pewnym momencie i wyskakuje na niego z mordą, że chce normalne jedzenie, takie jak Nayuta, i żeby przestał ją oceniać, co skutkuje tym, że Ichiya znika potem na jakiś czas z domu, a bohaterka ma wyrzuty sumienia, że aż tak się na nim wyżyła. Cóż… jeśli chodzi o choleryczne napady tsundere, to trzeba zauważyć, że ten kawaler bardzo źle je znosił.
Na szczęście dla ich dalszego romansu, wystarczy jeden SMS od Hibari, aby już następnego dnia Ichiya pojawił się z powrotem. Tym razem daje jej pełen wybór i obiecuje przygotować dla niej cokolwiek, co dziewczyna sobie zażyczy. W efekcie kończy się więc na bardzo prostym, ale smacznym i domowym posiłku, a Hibari – prowokowana trochę przez Taigę – daje nawet szefowi kuchni całusa w policzek, w podziękowaniu za cały ten trud i chyba też „na zgodę”, co kończy się tym, że ten prawie 30-letni mężczyzna rumieni się, pada na ziemie z wrażenia, ale i tak biadoli te swoje romantyczne frazesy… („moim sekretnym składnikiem jest miłość”).
Po tym wydarzeniu Hibari postanawia przejrzeć Ichiyę i niejako przyłapać go na gorącym uczynku. Po części dlatego, że zaczynają ją nawiedzać dziwne sny, w których trochę o mężczyźnie fantazjuje, a trochę jest przerażona jego napastliwością „nie uciekaj ode mnie, mały ptaszku… nasze dusze są połączone… nawet świat chce, abyśmy byli razem…” i tak dalej XD). Innymi słowy, dziewczyna chce zobaczyć, jak Ichiya się zachowuje, gdy nie są razem, bo wtedy automatycznie wchodzi w swoją rolę zakochanego głupca, który wygaduje te wszystkie, zalotne bzdury… („najpiękniejszy kwiat tego uniwersum znajduje się przed moimi oczami”).
Razem ze Shionem postanawiają go śledzić, ale wtedy pojawia się pewien problem. Jaki? Ano Ichiya faktycznie, nawet obcym ludziom, sklepikarzom itd. opowiada o tym, jaka Hibari jest cudowna, że jest „drugą połową jego duszy” i kupuje kwiaty dla „swojej księżniczki”. Przez moment zastanawiałam się nawet, czy to jakiś podstęp? Czy to możliwe, że facet zauważył, iż ma „ogon” i postanowił sobie z amatorskich szpiegów zakpić? Ale nic z tych rzeczy… Kiedy dochodzi do faktycznej konfrontacji i Shion kłamie, że był z dziewczyną na randce, Ichiya – bez większych nadziei – pyta, czy nie poszłaby również kiedyś z nim, aby się lepiej poznali, a gdy bohaterka się zgadza, to wprost nie może uwierzyć w to, co usłyszał. Wręcz zamienia się w kamień z szoku, więc Shion rozważa, czy nie wezwać pogotowia.
Btw. wypad do centrum handlowego to również pierwszy moment, kiedy dowiadujemy się – za sprawą obserwacji Shiona – że wszystko, co Ichiya nosi, jest wysokiej jakości, że prawdopodobnie odebrał staranne wychowanie i edukacje, a wręcz, że pochodzi z zamożniejszych kręgów. Całkiem możliwe, że wcale nie gorszych od Hibari, co wprawia dziewczynę w osłupienie, bo sama nigdy by się tego nie domyśliła.
Tym sposobem przechodzimy do pierwszej randki w kinie. Co jest o tyle zabawne, że tym razem, to Hibari robi masę fałszywych założeń i spodziewa się… w sumie nie wiadomo czego. Poruszają ją romantyczne sceny w filmie, więc boi się trochę, że facet może próbować ją pocałować. Ale nic takiego nie ma miejsca. Ichiya jest zupełnie spokojny, opanowany, podaje jej kocyk i nie próbuje niczego szemranego, więc ich wspólne oglądnie romansów kończy się nawet kulturalnie i przyjemnie.
To jednak nie zmniejsza niepokoju Hibari i atakuje Ichiye ponownie, gdy pewnego dnia przyłapuje go na pogawędce z inną kobietą… Co znów okazuje się nieporozumieniem i błędną oceną sytuacji z jej strony. Ichiya wyznaje, że nigdy nie miał typowo „męskiego grona” przyjaciół i odkąd sięga pamięcią, to lepiej dogadywał się z płcią przeciwną. Może dlatego skorzystał też z idiotycznej rady od Noa? Dziewczyna zasugerowała mu bowiem, aby nie był takim nudziarzem i na następnym spotkaniu z Hibari przejął inicjatywę, bo to na bank zaimponuje dziedziczce Tojo. Inaczej będzie już zawsze uważała go za popychle i szybko z nim zerwie, tak samo jak wszystkie jego ex z przeszłości. Czy muszę wspominać, że ta decyzja okazała się straszliwym błędem?
Na drugiej, bardzo udanej randce, Ichiya wprowadza ten idiotyczny plan w życie. Gdy są przy pięknym punkcie widokowym na pogrążone w nocy miasto, Hibari próbuje dowiedzieć się więcej o jego przeszłości. Wręcz błaga, by „pokazał jej prawdziwego siebie”. Co jest w sumie logiczne. Zaczęli bowiem zbliżać się do siebie, np. dziewczyna miała okazje zobaczyć jego pokój i poprosić, by rozmawiał z nią normalnie, jak z człowiekiem, a nie jakąś płytką laską, która ciągle musi słyszeć potwierdzenie tego, że jest doskonała i piękna. Ale Ichiya marnuje swoją szansę, aby podzielić się backstory, stwierdza, że przeszłość lepiej zostawić przeszłości, bo teraz cała jego uwaga należy do Hibari… a potem ją nagle całuje. Za co dostaje w twarz. Mamy więc nieoczekiwany i brutalny koniec randki.
Ale, ale! Nie jest jeszcze tak źle! Choć Hibari jest wściekła, to postanawia zachowywać się dyplomatycznie i z facetem pogadać. Uznaje, że nastrój faktycznie mógł mu się wtedy udzielić, więc jeśli Ichiya tylko ją za to przeprosi, to spróbuje puścić cały ten koszmar w niepamięć. Tyle że skonfrontowany Ichiya wcale nie próbuje przepraszać. Mówi, że rozumie, iż powinien się pakować, że stracił swoją szansę i to koniec jego starań o rękę Hibari. Jest więc nawet wdzięczny, że przyszła go o tym poinformować „swoim słodkim głosem”. Co staje się ostatecznym gwoździem do jego trumny. Bohaterka wpada w szał, więc uderza go tym razem pięścią, nim wybiega, trzaskając drzwiami.
I teraz następuje coś bardzo dziwnego, co było dla mnie przy okazji najlepszym etapem całej tej ścieżki. Ichiya dosłownie… znika. Zaszywa się w swoim pokoju i nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie udaje się to chłopakom, nic nie dają telefony, ani prośby, że ktoś musi przygotować obiad. A chociaż Hibari dalej jest wkurzona, bo została tak idiotycznie pozbawiona swojego pierwszego pocałunku, to ma też wyrzuty sumienia. Zauważa, że z mężczyzną dzieje się coś bardzo nie tak. Czy to możliwe, że z ofiary, stała się winowajcą? Postanawia więc, wbrew pierwszym odruchom, zajrzeć do Ichiyi i po raz ostatni spróbować pogadać o tym, co zaszło. Najpierw jednak wyjaśnia pozostałym chłopakom całą sytuację, a ci kolejną wchodzą do jego pokoju i uciekają przerażeni. (Poza Nayutą, bo ten by tylko spartaczył sprawę i namieszał bardziej). Zaskoczona Hibari postanawia zatem sama zobaczyć, co ich tak wypłoszyło… aby znaleźć Ichiyę w kącie, ukrytego pod prześcieradłem, zalanego łzami i kompletnie rozbitego… On tak musiał tam siedzieć przecież kilka dni!
Poważnie, to CG, ta scena i dalsze wyjaśnienia po prostu wgniotły mnie w fotel. Ichiya był tutaj taki uroczy! Okazało się przy tym, że wszystkie nasze przypuszczenia były błędne. On poważnie nigdy niczego nie udawał. Faktycznie jest delikatny, skłonny do łez i… zakompleksiony. Co więcej w momencie, gdy uznał, że nie ma już u Hibari szans i jeszcze dostał w pysk po raz drugi, popadł w absolutną rozpacz. Dowiadujemy się również, że Ichiya nigdy nie był kochanym dzieckiem. Że to dlatego tak bardzo się starał i wchodził ludziom w tyłki, bo chciał, aby ktokolwiek kiedyś odwzajemnił jego uczucia. Hibari przekonuje go jednak, że jeśli teraz się podda, gdy robi się naprawdę trudno, to może kiedyś zostać z niczym. Że – typowo po japońsku – trzeba walczyć do końca… I to jakimś cudem działa na tyle, że mężczyzna jest w stanie się pozbierać. Hibari zaś raduje konkluzja, że on może skradł jej pocałunek… ale to ona jest pierwszą kobietą, która widziała jego łzy. A ja się po prostu cieszę, że w grach otome wreszcie znormalizowano to, że facet, na dodatek „chłopak z plakatów”, też może się po prostu, po ludzku, potrzebować wypłakać. Zezwolenie na jawne wyrażanie smutku nie powinno być przecież powiązane z płcią!
Do tego momentu opowieść bardzo mi się podobała i sądziłam, że zbudowano solidne podłoże pod romans. Hibari zobaczyła w samotności Ichiyi dawną siebie, więc potrafiła z tym sympatyzować… Tyle że scenarzyści, z niezrozumiałego powodu, uznali, że teraz między nimi się ochłodzi. I faktycznie czego Ichiya by nie robił, dziewczyna nie potrafi wykrzesać do niego miłości, bo nie potrafi ogarnąć „ale dlaczego ja?”. Co więcej, Kazu, znany nam z common route, okazuje się „złym bliźniakiem” Ichiyi, który od początku robił zakusy na dziedziczkę Tojo. To on tak naprawdę zaczął nachodzić dziadka Hibari, by zgodził się wydać za niego swoją wnuczkę w ramach intratnej umowy handlowej. A gdy tylko na horyzoncie pojawił się rywal… to Ichiya znowu mięknie i się poddaje. Żyje bowiem w przeświadczeniu, że nie ma szans z idealnym Kazu. Dlaczego? Backstory time! (Wreszcie).
Kazu i Ichiya pracowali w tej samej firmie rodzinnej, ale wiadomo, że tylko jeden był chwalony, tylko jeden odnosił sukcesy i tylko jeden był tak naprawdę kochany. Pewnego dnia Kazu manipuluje więc swojego słabowitego brata, aby uwiódł w jego imieniu kobietę, bo to pomoże biznesowi. Ichiya się godzi, ale kochanka przejrzała ten podstęp i nazwała go „podrzędną wersją swojego brata”. Co tylko pogłębiło kompleksy Ichiyi, który dodatkowo… chyba wcale nie chciał z nią spać? Wiemy, że był pod wpływem czegoś podejrzanego. To wydarzenie ogólnie było bardzo enigmatyczne, ale na CG nasz kochany chłopiec leży w pościeli zapłakany i wygląda jak ofiara jakiejś nimfomanki. Co więcej, Kazu, dla którego się tak poświęcił, kwituje całe zajście stwierdzeniem, że spodziewał się po takim nieudaczniku porażki. Nie jest więc wcale zaskoczony. To dlatego Ichiya pakuje manatki, zmienia nazwisko i porzuca swoją familię.
A chociaż po tym wszystkim Hibari daje Kazu ostatecznego kosza, bo dla niej najważniejsze jest małżeństwo z miłości i nie chce mieć z tak okrutnym człowiekiem nic wspólnego… to również wyznanie uczuć ze strony Ichiyi traktuje z obojętnością. Po prostu nie potrafi go pokochać, więc chłopak znowu się załamuje i wykrzykuje, że nie ma już pojęcia, co robić. Jak jej udowodnić, że nie ma żadnego, magicznego disnejowskiego powodu, dlaczego wybrał właśnie ją? (Choć na usprawiedliwienie Hibari przypomnijmy, że dziewczę ma dopiero 17 lat… Szybciej uwierzy w przeznaczenie, niż biochemię).
Dlatego – za sprawą kolejnych genialnych rad (albo intrygi Kasugi) – decyduje się chyba na najgorsze. Uznaje, że uprowadzi Hibari, by ochronić ją przed przymusowym małżeństwem ze swoim bratem. Tyle że bohaterowie ruszają za nimi w pościg… i robi się jeszcze gorzej. Ichiya deklaruje, że udowodni Hibari, iż z miłości, dla niej jedynej, może się nawet zabić. Skoro potrzebuje ostatecznego aktu oddania – to proszę bardzo, skoczy dla niej z klifu, przy którym wcześniej zaparkował. A co gorsza ta metoda naprawdę działa. Bo Hibari od zawsze pragnęła usłyszeć, że ktoś nie może bez niej żyć. WRESZCIE odwzajemnia więc uczucie Ichiyi, powstrzymuje go przed samobójstwem i bierze zapłakanego mężczyznę w ramiona. Eeeeh…
I to tyle, jeśli chodzi o happy ending. Parka żyje sobie potem w najlepsze, a Hibari odkrywa w sobie dziwny pociąg do męskich łez. Próbuje więc, nawet kilkakrotnie, sprowokować ukochanego do płakania, np. oglądając z nim film o samobójcy (a jakże…), to znowu chwali się innym, że bez niej, to Ichiya nie mógłby już egzystować, co wywoływało u mnie gęsią skórkę. Poważnie. I to niby jest happy ever after? Toć on praktycznie cały czas ją błagał, by okazywała mu jakąkolwiek czułość…
Oczywiście, to nie jedyne rozwiązanie fabuły i w alternatywnym endingu dostajemy coś bardziej pragmatycznego, ale równie niezdrowego. Hibari co prawda wychodzi za Kazu ze względów biznesowych, bo to korzystne dla ich rodzin, ale Ichiya cały czas z nią mieszka i jest tak jej wiernym kochankiem. Aby było zabawniej, mroczny oniisan nie ma nawet nic przeciwko temu, bo chodzi mu tylko o zyski, a jak pojawi się dzieciak, to przecież nikt nawet nie zauważy, do kogo należy, bo będzie przypominał obu bliźniaków.
Jest jeszcze absolutnie złe zakończenie. W tej wersji zniecierpliwiony Kazu w ogóle nie daje dziewczynie wyboru i rozsyła do mediów informacje o zaręczynach. Ichiya go za to uderza w uśmiechniętą mordeczkę, ale nie zmienia to dalszych wydarzeń. Podczas imprezy świątecznej pada oficjalne oświadczenie, że rodziny Tojo i Shinzaki są teraz połączone, a Hibari grzecznie gra swoją rolę ślicznej, młodej żonki, dochodząc do wniosku, że nikogo na sali nie obchodzi, co ona o tym wszystkim myśli i co czuje. I to by było na tyle, bo w tym rozwiązaniu nie poznajemy nawet dalszych losów reszty kawalerów, nie wspominając o Ichiyi.
Cóż… w podsumowaniu pozostaje mi jeszcze raz podkreślić, że to mogła być perełka tej gry, najlepsza ścieżka i jeden z najoryginalniejszych love interest od dawna. Złożony i wielowarstwowa jak cebula, która doprowadzała go do tych uroczych łez. Ale ten nieszczęsny rozdział trzeci… Ten toksyczny szantaż… To nagłe zobojętnienie Hibari i oczekiwanie czegoś tak potwornego od osoby, która jest nam rzekomo bliska… A potem jeszcze to nieudolne usprawiedliwienie twórców, że Ichiya zawsze był kochany przez rodziców, a po prostu tego nie zauważał. Poważnie?! Tak złamany, zakompleksiony i pełen traum człowiek… po prostu nie zauważył, że nie ma racji?!
Ale co tu dużo biadolić? Zniesmaczyło mnie to wszystko absolutnie. Stąd nawet po wielu miesiącach, powracając do tej opowieści, wciąż głównie pamiętam, jak wkurzyłam się za scenę przy urwisku oraz monolog Kazu na temat tego, że ich rodzina jest cool i wszyscy spijają sobie cukier z dzióbków, tylko jego braciszek jakoś zawsze sądził, że nie jest kochany. Biedny, Ichiya… on potrzebował terapeuty, a nie kogoś, kto tak szybko był w stanie wykorzystać jego załamanie nerwowe. Jak w takim razie mogę cieszyć się romansem, który u podstaw ma taką zgniliznę? Ale może, jak zawsze, niepotrzebnie się aż tak spinam. Jestem ciekawa Waszych opinii. A tymczasem mam mieszane uczucia, czy mogę polecić tę ścieżkę. Na pewno nie osobom, które również przechodzą w życiu ciężkie chwile i potrzebują dla odmiany czegoś pozytywnego. W końcu kwestia, którą poruszyli twórcy, jest bardzo poważna, trudna i bolesna, stąd nie powinna być nigdy wplatana do jakiejś komedii romantycznej, niczym gag na poziomie tego, co działo się w ścieżce Nayuty. Z drugiej strony Ichiya to cholernie dobrze napisana postać… Sama nie wiem… Chyba dawno żadna historia w grach otome nie zostawiła mnie tak zagubionej.