Uwaga! Ścieżka porusza motyw przemocy psychicznej.
Variable Barricade lubi sobie igrać ze schematami i ścieżka Shiona to kolejny przykład na to, że fabuła gier otome nie zawsze musi bazować na utartych archetypach. Tym razem naszej tsundere księżniczce trafia się bowiem kawaler, który wprost mówi, że nie zamierza pracować. Że wziął udział w zakładzie o jej rękę, bo może być jej idealnym utrzymankiem. Będzie o nią dbał, rozładowywał jej stres, pilnował, aby zawsze była otoczona miłością i pięknem, dzięki czemu będzie mogła skupić się na poważnych, rodowych sprawach… Wiecie, trochę jak żona japońskiego biznesmena. Ale nim Hibari, bohaterka gry, uświadomi sobie, że taki układ w sumie to jej pasuje, będzie musiała przejść długą drogę od zniechęcenia, przez zakochanie się, po akceptacje. Będzie również musiała poświęcić swój toksyczny związek z Kasugą, gdyż ze wszystkich potencjalnych mężów Hibari, to właśnie Shiona lokaj nienawidził najbardziej. I to ze wzajemnością. Głównie dlatego, że Shion buntował dziewczynę przeciwko niemu, a sam nie dałby się kontrolować, czego nasz blondwłosy intrygant nie był w stanie znieść…
Ale od początku! Wraz z pozostałymi kandydatami, Shion zamieszkuje w domu dla kawalerów i początkowo nie budzi najmniejszego zaufania dziewczyny. Wręcz przeciwnie, z miejsca Hibari podejrzewa, że on czatuje na jej fortunę, a nawet nie ukrywa faktu, że nie zamierza podejmować w przyszłości żadnej pracy. Nie jest głupi, urody też mu przecież nikt nie odmówi, ale nie czuje, ani potrzeby, ani ambicji, aby być kimś więcej niż wsparciem dla swojego ukochanego/ukochanej. (Z przecieków na temat jego przeszłości możemy bowiem odgadnąć, że wyglądem Shiona zachwycali się zarówno mężczyźni, jak i kobiety, co nie oznacza, oczywiście, że była to od razu relacja oparta na fizyczności. Zresztą, gdy Shion czuł się takimi układami zmęczony, chociaż dalej obsypywany komplementami i prezentami, to przenosił się po prostu do nowego sponsora. Hibari miała więc słuszne powody, aby podejrzewać, że jest po prostu kolejnym celem na jego liście.
Sytuacja odmienia się nieco, gdy dziewczyna poznaje Shiona z innej strony i powoli zaczyna się przekonywać, że jest on bardzo spokojnym i poukładanym człowiekiem. Może nie lubi zwierząt (co akurat w mojej prywatnej ocenie zwykle źle świadczy o ludziach), ale ceni sobie piękno i tworzy np. mini ogrody w szkle. Czytuje też na bieżąco magazyny na temat mody i nawet sugeruje Hibari, że można by popracować nad jej stylem, bo do tej pory bohaterka nie decydowała nawet o własnych ciuchach. Po prostu pozwalała Kasudzę kupować wszystko, co uważał za „godne dziedziczki Tojo” i nosiła to bez sprzeciwów.
Nic zatem dziwnego, że ostatecznie MC daje się wyciągnąć na wspólną randkę, na której, ku jej ogromnemu zdziwieniu, bawi się nawet dobrze, a przynajmniej do momentu, gdy po Shiona zjawia się jakiś tajemniczy typ i gdzieś go zabiera. Hibari myśli potem, że to porwanie, ale Shion, niewzruszony, już po swoim powrocie do domu, wyjaśnia właśnie, że czasami musi się użerać z takimi odtrąconymi sponsorami. Zresztą, w zemście, dziewczyna zabiera potem Shiona do kociej kawiarni, aby odpokutował trochę za jej cały doświadczony stres, gdy była już gotowa wzywać policję i organizować mu odsiecz… I chociaż ten żarliwie za wszystko przeprasza, to w bohaterce odzywa się sadystyczna nutka, więc przeciąga całą sytuację nieco dłużej, by nacieszyć oczy jego cierpieniem.
I tak upływają im kolejne dni, w których trakcie Hibari coraz bardziej przekonuje się do Shiona. Już nie tylko chodzi o drobnostki, jak robienie wspólnie roślinnych kompozycji w szkle (swoją drogą, ciekawe hobby sobie też koleżka wybrał. Skoro nie lubi zwierząt, bo są za brzydkie i brudne, to co powie na wciornastki, przędziorki, czy inne mszyce? A każdy, kto kolekcjonuje rośliny, wie, niestety, o czym mówię i jakie to bolesne…), ale też znajduje różne, drobne sposoby, aby umilić jej dzień. A to pomaga jej z włosami, a to spryskuje ją relaksującymi perfumami, a to wreszcie zapewnia jej „30-minutowe przytulaski”. I chociaż Hibari ciężko się do tego przyznać, to faktycznie bardzo takich gestów czułości potrzebuje. Przede wszystkim dlatego, że genialnie ją odprężają, czego nigdy by nie ujawniła przed pozostałymi kandydatami, dlatego na takie chwile bliskości pozwalają sobie tylko, gdy są zamknięci w pokoju Shiona.
W międzyczasie dowiadujemy się też więcej o przeszłości pięknego młodzieńca. Okazuje się, że prawie zawsze był sam, bo jego matka i ojciec nie stanęli na wysokości zadania. Ba! Jego stary jest nawet wielkim artystą i użył swojego syna do stworzenia dzieła „Amethyst, który wszystko wybacza”, czyli zdjęcia z serii fotografii, gdzie chłopcy udają anioły, ale gdy tylko Shion zrobił się „za stary”, to ich drogi się rozeszły, bo były i tak tylko oparte na zawodowej współpracy i niczym więcej. A ja ze swojej strony dodam, że ten wątek był pewnie dla wielu odbiorców dość niekomfortowy… Wiecie, jakiś artysta wykorzystujący małych chłopców do sesji zdjęciowych, w dzisiejszych czasach, gdy świadomość społeczna jest na szczęście znacznie większa, brzmi to co najmniej podejrzanie. Zwłaszcza że Shion długo przejawiał opory, aby o tym komukolwiek opowiedzieć, jakby ukrywał coś wstydliwego, bo że takie potraktowanie było dla dziecka bolesne, to pewnie nikt nie wątpi. Wolę jednak wierzyć, że jego staremu chodziło raczej o to, że dzieci, ze względu na to, że się dopiero rozwijają, są bardziej… androgeniczne? Wiecie, zupełnie jak anioły, które są rzekomo bytami bezpłciowymi i niecielesnymi… Pozwólcie więc, że będę się takiej interpretacji trzymała.
W każdym razie Shion nie widzi dla siebie już przyszłości w modelingu (ani żadnej innej pracy), nawet gdy pojawia się mikro-antagonista, chłopaczek o imieniu Ruu, który wszelkimi możliwymi sposobami włącznie z szantażem, próbuje wymusić na mężczyźnie, by załatwił mu robotę u Leclerca. Co więcej, nieświadoma Hibari nawet w jednej z takich intryg pomaga, bo nie zauważa w porę, że jest manipulowana (przez 9-latka, przypomnijmy), a wydaje się jej, że sprawia chłopcu przysługę… Shion nie jest jednak na nią zły i słusznie odczytuje sytuacje, bo jak podkreślałam kilkukrotnie, może i był leniwy, ale z pewnością nie można mu było odmówić inteligencji.
Na tym jednak nie kończą się dramaty pary i chociaż Hibari jest już przekonana, że kocha Shiona, to jednak konsultuje swoją sytuację z Arimurą. A, jak wiadomo, radami związkowymi psiapsiółek są wszystkie drogi do każdego z dziewięciu poziomów piekła wybrukowane. Dlatego kierując się jej durną sugestią, zamiast sama przeanalizować własne emocje, stawia Shionowi warunek. Jeśli jego uczucia są szczere to wróci on do pracy, bo inaczej nie jest godny ręki dziedziczki Tojo. (Przy okazji, rozczarowany Kasuga również stawia sprawę na ostrzu noża, że albo on, albo Shion, bo dla nich dwóch nie ma miejsca u boku Hibari… choć nie wiem, po co to sobie chłopina robił, bo było wiadomo, że przegrał walkę z kretesem). A że jak się domyślacie, ultimatum to najlepsze remedium na wszystkie problemy związkowe, walić terapię, dialog czy próbę zrozumienia, lepiej postawić kogoś pod ścianą egzekucyjną, to w rezultacie Shion także nie ma wyjścia.
I teraz następuje moment, który bardzo mi się nie podobał, ale to ogólnie największa wada gry, o czym będę wspominała wielokrotnie, że ma trochę takich… toksycznych scen. Shion faktycznie wyjeżdża pracować jako model i odcina się od ukochanej. Przez to, że jest zarobiony, nie ma dla niej czasu. W efekcie zaś celowo jej unika, aby odczuła jak to jej smutno, samotnie i źle bez niego. By sobie uświadomiła, że jeśli będzie pracował, to może zapomnieć o przytulaskach i poświęcaniu jej 100% uwagi… Ale to i tak nic, bo gwoździem do trumny była dla mnie kolejna manipulacja. Hibari dowiaduje się, że Shion będzie brał udział w reklamie jakiegoś kosmetycznego badziewia (błyszczyku do ust, czy czegoś takiego), a co gorsza, czeka go do odegrania scena z pocałunkiem. A tego już nasza zrozpaczona, zagubiona i cholernie zazdrosna bohaterka po prostu nie jest w stanie znieść. Pędzi więc na plan filmowy, aby przerwać to szaleństwo, z okrzykiem na ustach „,mój ci on!”, lecz okazuje się, że niepotrzebnie się aż tak spinała, bo Shion wszystko ukartował. Od początku chciał tę romantyczną scenkę zagrać tylko z nią, co było warunkiem kontraktu, Ruu mu we wszystkim pomagał, a całość miała tylko otworzyć jej oczy na oczywistą prawdę. Że bez Shiona, czekającego na nią w domku, nie jest już w stanie funkcjonować. I cóż z tego, że z tym ekstra drogim błyszczykiem na ustach, finalnie całuje bohaterkę, a my dostajemy ładne CG? Dla mnie ta linia kosmetyków mogła nosić tytuł „posmakuj rozczarowania”.
Dlaczego? Bo Shion stał się tylko Kasugą w wersji 2.0., chociaż tak chętnie krytykował lokaja. Poważnie, zniesmaczyło mnie to zagranie. I to do tego stopnia, że moja początkowa sympatia do ultra zdolnego modela poszybowała na łeb na szyje, z całkiem wysokiej, na samo dno. (Taka odwrotność do wątku Ichyi, o czym przeczytacie w innej recenzji). Wcześniej postrzegałam jego powolne budowani relacji z Hibari jako urocze. Zwłaszcza scenę, gdy trzymali się za rączki w restauracji, a potem elegancko rozwiązali problem z Ruu, który chciał ich filmikami z ukrycia szantażować. Ba! Pomyślałam nawet, że na swój sposób, Shion udowodnił wtedy, że potrafi dbać o bezpieczeństwo Hibari, podobnie jak Nayuta, chociaż w innym wymiarze i sprawdzi się doskonale w roli przyszłego pana Tojo. Trochę jak taka elegancka, piękna, i zawsze dyplomatyczna żona, która wie jak wybawić swojego wysoko postawionego męża z opresji uśmiechem i celnym słowem.
Nie przeszkadzało mi również jego podejście do pracy zawodowej, gdyż – do cholery jasnej – przynajmniej był po prostu szczery. Nie chciał i nie zamierzał w przyszłości wracać do modelingu. Ani do żadnej innej roboty. Można więc pogardliwie nazywać go utrzymankiem, droga wolna, ale taki styl życia po prostu wybrał i nikogo nie krzywdził, bo nie obiecywał więcej, niż zamierzał od siebie dać. Czy nie jest to lepsze od sytuacji, gdy potencjalny partner okłamuje nas, że jest „w trakcie szukania pracy”, albo rzuca ją zaraz, gdy pojawią się dzieci, chociaż nie taka była umowa? Albo gdy drugiej połówce zaczyna się finansowo lepiej powodzić, więc bez konsultacji dochodzi do wniosku, że nie musi się już sam aż tak starać? Można by pociągnąć to dalej i przyrównać do innych, związkowych kłamstw. Na przykład, gdy ktoś mówi nam, że chce założyć rodzinę, a potem odsuwa ten moment w nieskończoność… albo w drugą stronę, ktoś nie chce mieć nigdy dzieci, a jego partner twierdzi, że to dla niego ok, a potem stosuje różne, brudne sztuczki, by jednak postawić na swoim…
Wiecie, szczerość i przejrzystość w swoich intencjach jest zawsze lepsza od takiej patoli i niedojrzałości emocjonalnej… ale Hibari najpierw nie potrafiła jej docenić, a potem Shion uznał, że skoro tak, to on też nie będzie grał czysto. Nie zachowa się jak racjonalny dorosły i po części swoją przyszłą małżonkę „ukarze” za to, że ośmieliła mu się postawić warunki. W tym momencie ta ścieżka, z uroczo romantycznej, stała się dla mnie niesmaczna. To ja już całym sercem wolę Nayutę i niekończące się tam sytuacje pokroju „wyrąbałem się w stroju pluszowego psa” lub „a teraz będziemy walczyć jak super bohaterowie”, bo przynajmniej są tak paradoksalne, że aż śmieszne. Tutaj jednak zrobiło się niezręcznie… i to w ten najgorszy, niepokojący sposób.
Czy sprawę ratuje drugi ending? Niekoniecznie. Tam nigdy nie dochodzi do nakręcenia reklamy, a Hibari używa całej potęgi Tojo, aby nikt się o incydencie nie dowiedział. Shion kontynuuje więc pracę za granicą i tylko podczas wywiadu przyznaje, że ma dziewczynę i że ją bardzo kocha. Hibari jednak, mimo zawstydzenia, mówi chłopakom (którzy wciąż zamieszkują dom kawalerów XD), że dobrze się stało, bo czuła w związku ze Shionem, że przestaje być sobą. Możliwe więc, że przerwa dobrze im zrobi.
Jest oczywiście jeszcze bad ending. W tym rozwiązaniu Hibari ogrywa Shiona, ale nie tak jak mężczyzna się tego spodziewał. Dziewczyna nagle bowiem przerywa rozmowę, w której on przyznaje, że wrócił do modelingu i robi to wszystko dla niej, bo dochodzi do wniosku, że nie jest w stanie tego znieść. Ze wielki talent Shiona nie może się zmarnować, a ona nie poradzi sobie w takim wypadku z samotnością. Dlatego nagle ucieka, zostawiając skołowanego kawalera i prosi Kasugę, aby zawiózł ją do dziecka. Wyjdzie za kogokolwiek krewny jej wybierze.
W epilogu dowiadujemy się jeszcze, że Shionowi naprawdę zależy na Hibari, bo staje się zazdrosny, ilekroć ta śledzi karierę Ruu w social mediach… W sumie, co mu za różnica? Przecież byli już wtedy oficjalnie uznani za parę. Podejrzewam jednak, że twórcom chodziło o to, by udowodnić, że układ z Hibari nie był tylko wygodnym, pragmatycznym rozwiązaniem, ale faktycznie wynikał z głębokich uczuć… Choć trudno to wszystko przełknąć, gdy na każdym kroku dostajemy dowód, jak przedmiotowo traktowani są ludzie (i zwierzęta) z poza idealnej bańki Shiona. Może na początku, jeszcze nim został kandydatem na męża, gdy zobaczył ją osamotnioną na przyjęciu, faktycznie go wtedy poruszyła i chciał jej pomóc, ale potem wykorzystał tą samą samotność przeciwko niej. I cóż więcej dodać? Bardzo ładny, anielski design postaci, seiyuu dał z siebie wszystko, ale rozczarowanie po tym błyszczyku pozostało…